Wizyta kapłana u chorego

Nowe Słowo Pomorskie nr 11, 12.2006

„JA, JA, JA”, „Moje, mojego, mój” – zaimki osobowe i dzierżawcze nieustannie goszczą w naszych myślach. Ale spróbujmy dodać rzeczownik – „mój sąsiad” – brzmi już neutralnie. Wykażmy się, choć na chwilę, odrobiną empatii i zadajmy sobie pytanie – „czy mój sąsiad potrzebuje pomocy?”. Teraz zaimek jest właściwie zastosowany. Przybliżyliśmy się odrobinę do okazania miłości bliźniego. Wielu jest potrzebujących wokół nas, a zapisane słowa Jezusa Chrystusa „biednych zawsze mieć będziecie” będą mam towarzyszyć do końca naszych dni. Potrzeby są rożne, i materialne, i duchowe. Może trzeba pomóc załatwić pracę, może donieść starych, niepotrzebnych nam rzeczy, może posprzątać mieszkanie, dać jałmużnę, wynieść śmieci. Im bardziej kochamy Boga, tym więcej widzimy potrzeb u innych. Nazywany je „uczynkami miłosierdzia względem ciała”. Jest i inna sfera potrzeb – to potrzeby duchowe. Rośnie i stopień trudności w ich zaspokajaniu. Najłatwiejsze, co możemy jeszcze sami dać od siebie, to swój czas dać potrzebującym, samotnym i cierpiącym. Wysłuchać zwierzeń, historii życia, użalić się nad losem czy choćby tylko z kimś pobyć w milczeniu. Tak zbliżyliśmy się do „uczynków miłosierdzia względem duszy” Jednak, co zrobić, gdy dusza jest uwikłana w grzech i przypomina „zachwaszczony ugór”. Na początek modlić się za nawrócenie. Dalej może pomóc tylko katolicki kapłan. A wielu jest takich, którzy, pozostawieni sami sobie, będą może potępieni na wieki.
Chcieliśmy opowiedzieć historię chorego, który dostąpił łaski nie tylko spowiedzi, ale i Mszy św. odprawionej w jego domu. Pawełek ma nieuleczalną chorobę, dystrofia mięśniowa typu Duchenna’a (zanik mięśni). Mięsnie w całym organizmie systematycznie i sukcesywnie zanikając początkowo bez wiedzy samego chorego i rodziców. Potem choremu zaczyna sprawiać trudność wszelkie poruszenie, trzymanie łyżeczki, widelca, szklanki w dłoni, aż w końcu nadchodzi czas ha wózek, a po pewnym niezbyt długim czasie na ból w łóżku, bowiem poskręcane członki, ścięgna, wykrzywiony kręgosłup i klatka piersiowa dają o sobie znać bez ustanku. Jesteśmy sąsiadami Pawła, a nasz synek Mateusz, dotknięty tą samą chorobą, oddał już duszę Bogu. Bez jego ofiary nie byłoby naszego nawrócenia.
Pawełek nie był na Mszy św. od 11 lat, kiedy przestał chodzić. Jego doświadczenia z księdzem z parafii (podczas kolędy) było wyjątkowo smutne i bolesne: Nie był on „specjalistą od spraw duchowych”, a wręcz przeciwnie – zniechęcił Pawła do zbliżenia się do Kościoła, na długo go zrażając do poważnych przemyśleń nad prawdziwym sensem katolickiego życia. Chory bardzo długo nie mógł zrozumieć, jak to jest; że tacy ludzie mogą reprezentować Jezusa Chrystusa w Jego świętym Kościele. Wówczas to w sferze duchowej u Pawła nastąpiła pustka, niepewność i wiele znaków zapytania. Doszło nawet do tego, że zaczęli pojawiać się w domu Świadkowie Jehowy, wietrząc „łatwą zdobycz”.
Aż pewnego razu, my, jego przyjaciele, znaleźliśmy normalnego, miłego i skromnego katolickiego kapłana. Okazał się nim ojciec Eliasz. Powiedział nam, jak należy przygotować chorego na wizytę kapłana: – Najważniejsze, aby chory nie był przeciw wizycie, aby sam się zgodził. Przedstawić dobroć Boga, który odpuszcza grzechy i chce, by wszyscy poszli do nieba. Po to właśnie Pan Jezus umarł na krzyżu. Można mówić choremu o Męce Pana Jezusa. Trzeba uspokoić, aby się nie bał wizyty, bo nie oznacza ona śmierci. Ksiądz jest po to, by pomóc, spowiadać i odpuścić grzechy. Dobrze jest przedstawić owoce sakramentów: odpuszczenie grzechów, wzmocnienie duszy i ciała. Sakrament ostatniego namaszczenia daje laskę „cierpliwości w cierpieniu” oraz doczesne łaski, w tym wypadku łaskę polepszenia zdrowia. Takich wypadków jest zresztą wiele.
O. Eliasz wyspowiadał Pawełka i odprawił Mszę św., która była śpiewana i odprawiana w tym, sakralnym języku łacińskim, w starym, czcigodnym rycie trydenckim, znanym teraz głównie z filmów. Wrażenia, jakie odniósł Paweł, były wielkie i przejmujące, a jak sam powiada, poza ciekawością poczuł pewną tajemniczość, doniosłość i niezwykłość. Dowodem silnych doznań w czasie i po Mszy św. były u Pawła gorące wypieki na twarzy, których nikt z rodziców Pawła już dawno na jego policzkach nie widział. Łaska, która spłynęła na chorego i jego rodziców sprawiła, że nadszedł czas na poważne rozmowy, pytania i odpowiedzi. Pawełek, dzięki lekturze objawień prywatnych bł. Anny Katarzyny Emmerich, zobaczył historię Bożych tajemnic i zobaczył siebie w nich. Od pewnego czasu zadaje przyjaciołom pytanie: czy to możliwe, abym mógł być w przyszłym życiu jak aniołek?. Tak, będziesz – odpowiadamy. Z ostatniej rozmowy z Pawłem jednoznacznie wynika, że nie może doczekać się następnej Mszy św. Wszechczasów. Chce poczuć bliskość całego Nieba wraz z Aniołami i świętymi, by wzmocnić nadzieję na zbawienie i cudownej szczęśliwe, pełne miłości, radosne i nieskończone życie wieczne.

Sąsiedzi