Ks. Krystian Bouchacourt FSSPX, List otwarty do narzeczonych

Ognisko rodzinne jest zwornikiem gmachu społecznego – od jego stabilności zależą pokój i dobrobyt narodów. Dlatego kryzys, który przechodzi dzisiejsze społeczeństwo, może być przezwyciężony jedynie poprzez przywrócenie rodzinie należnego jej miejsca i znaczenia.

Jak bardzo budujące i zarazem dodające otuchy jest dla kapłana przygotowywanie do małżeństwa par, które dzięki solidnemu katolickiemu wykształceniu, były od dzieciństwa nakłaniane do praktykowania cnót! Nie ma on wówczas prawie nic do dodania: dusze są gotowe, wszystko jest proste… Ale niestety trzeba powiedzieć, że nawet pośród tradycjonalistów spotykamy coraz częściej rodziny przeżywające rozmaite napięcia; małżonków, którzy rozstają się po kilku latach pożycia. Te tragedie mają swe przyczyny i o nich właśnie chcę powiedzieć kilka słów.

Małżeństwo musi opierać się na wzajemnym uzupełnianiu się płci. Jest również nadzwyczaj ważne, by narzeczeni pochodzili z tych samych środowisk społecznych i by posiadali to samo wykształcenie. Iluzją jest przekonanie, że zgodne przekonania religijne zniwelują te naturalne różnice. Zawsze pamiętać będę słowa pewnego żyjącego w separacji mężczyzny: „Przede wszystkim mówcie narzeczonym, by zawierali małżeństwa w obrębie własnych środowisk’”. I nie jest to ani światowość, ani snobizm, ale zdrowy rozsądek. Jeśli pomiędzy narzeczonymi istnieje zbyt wielka różnica, już jako małżonkowie będą się wzajemnie irytować, a nawet wstydzić wobec innych. Mąż musi być dumny ze swej żony i vice versa. Zapewniam was, że zbyt mała waga przywiązywana do tej kwestii jest przyczyną wielu nieszczęść.

Oczywiście nie jest to jedyny warunek. Pomiędzy przyszłymi małżonkami musi istnieć prawdziwa harmonia religijna. Jest nie do pomyślenia, by rozważać na poważnie małżeństwo, jeśli narzeczeni od chwili zaręczyn nie praktykują wspólnie religii. Wielu jest tego świadomych i widzimy młodych ludzi powracających do praktyk religijnych dzięki przykładowi drugiej strony. Nie ulegajmy jednak złudzeniom – jeśli ktoś nie nabędzie tego przyzwyczajenia w okresie poprzedzającym małżeństwo, nigdy, albo prawie ni­gdy nie posiądzie go przyszłości. Narze­czeni, zrozumiejcie dobrze, waszym obowiązkiem jest uczestniczyć we Mszy św. w każdą niedzielę, spowiadać się i komunikować regularnie – a musicie się do tego przyzwyczaić już przed ślubem. Jeśli nie dzielicie tych samych przekonań religijnych i nie macie tego samego przekonania o kryzysie w Kościele, prędzej czy później sprawy te staną się kością niezgody i powodem kłótni na oczach waszych dzieci, które narazicie w ten sposób na niewyobrażalne cierpienia, W domu można zawrzeć kompromis odnośnie do wielu rzeczy, ale nigdy w kwestii przywiązania do katolickiej Prawdy i Tradycji. Tak więc, na przykład, narzeczeni absolutnie nie mogą uczęszczać na Novus Ordo, żeby sprawić przyjemność ukochanej osobie. My, kapłani, widzimy zbyt wiele rozbitych małżeństw z powodu zaniedbania tego warunku w czasie narzeczeństwa.

Równie ważne dla stałości życia rodzinnego jest, aby małżonkowie zachowali autonomię, z całym szacunkiem dla ich rodzin. Księga Rodzaju mówi: „Opuści człowiek ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem”. Nie do pomyślenia jest również małżeństwo, w którym przyszły małżonek nie ma zatrudnienia, pozwalającego mu, jako głowie rodziny, dbać o jej materialne potrzeby – to kwestia zdrowego rozsądku i honoru. Finansowa zależność, która odciąga ludzi od domu, jest zawsze szkodliwa, ponieważ niszczy autonomię rodziny i rodzi liczne napięcia.

Wszechobecny egalitaryzm zdeptał jeszcze jedną prawdę, którą chcę tu przypomnieć: w rodzinie istnieje hierarchia, ojciec jest jej głową i – żeby był szanowany – musi na to zasługiwać. Czyni on swoją żonę partnerem w podejmowaniu decyzji i unika podejmowania ich z pobudek egoistycznych. Żona natomiast podległa jest mężowi, jak wymaga tego św. Paweł. To nie kwestia służalczego posłuszeństwa, ale raczej zgodnej uległości, ponieważ taka jest wola Boga. Wstrętny egalitaryzm, powszechnie dziś głoszony, jest jedną z głównych przyczyn rozwodów, ponieważ jest źródłem egoizmu, zawiści i zazdrości.

Mąż jest głową rodziny i musi nią pozostać, żona natomiast jest jej sercem.

W ciele głowa i serce nie są równe, ale raczej komplementarne i nierozdzielne. Narzeczeni! Przyjmijcie te prawdy, pozwolą one żyć wam w harmonii i zgodzie.

Jest również konieczne, byście byli przekonani, wy – przyszli ojcowie rodzin, że wasze żony i wasze dzieci będą dla was najważniejsi, ważniejsi niż wasza praca. Zony potrzebować będą waszej pomocy w wychowaniu i wykształceniu potomstwa, którym obdarzy was Bóg, a same dzieci – waszego autorytetu i bliskości. Od czasu zaręczyn zwracajcie uwagę, by wasza praca była zgodna z waszymi obowiązkami przyszłych ojców – zbyt wiele rodzin przechodzi kryzys, gdyż małżonkowie powracają do domu dopiero wieczorem. Niech już w narzeczeństwie mężczyźni ograniczają do niezbędnego minimum czas spędzany przy domowych komputerach, a kobiety unikają przeklętej telewizji, uniemożliwiającej wszelką rodzinną dyskusję. Brak komunikacji w domu rodzi szczeliny, które pogłębiając się z czasem, stają się przepaściami nie do przebycia.

Sekret rodzinnego szczęścia leży w chrześcijańskim duchu ofiary. Obie strony muszą wiedzieć, jak przebaczać sobie nawzajem z wzajemnej, czystej miłości, poczynając od chwili zaręczyn. Tylko wówczas łaska małżeństwa będzie w stanie rozwinąć się w pełni i jeśli pewnego dnia nadejdzie czas próby, nie rozdzieli on małżonków, ale przeciwnie – umocni ich związek. Wiedzcie, że Kościół oczeku­je od was wiele. To w waszych przyszłych domach dorastać będą i formować się święci, elita, której tak brakuje w naszych bezbożnych czasach. Niech przykład Świętej Rodziny, który będziecie rozwa­żać w okresie Adwentu i Bożego Naro­dzenia, będzie dla was wzorem i natchnieniem.

 

„Le Chardonnet”, grudzień 2001, tłum. W. Zalewski.

 

Rodzina Katolicka, nr 15 (przy ZW nr 47), s. XI. [4/2002 (47)]