Collen Drippé, W oczach dzieci

Powiedziano nam, że aby wejść do Królestwa Niebieskiego, musimy się stać jak małe dzieci. Nie oznacza to, że powinniśmy łatwo wpadać w złość czy też odrzucić wszelką odpowiedzialność za swoje czyny. Robimy to i tak zbyt często.

Małe dzieci, które wchodzą do Królestwa Niebieskiego, są pokorne, ufne, kochające i pojętne. Mówią prawdę i nie czynią nic, co mogłoby przeszkadzać pracy Ducha Świętego, mieszkającego w ich duszach. – O taką właśnie prostotę winniśmy się modlić zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci, nie powinno nas też dziwić że często okazują się one lepsze i mądrzejsze od nas.

Przypomina mi się następująca scena: pewnego letniego poranka siedzieliśmy wszyscy w salonie czując się trochę ogłuszeni i próbując podjąć jakąś decyzję. Właśnie usłyszeliśmy o konsekracjach biskupich (w 1988 r.) i nie wiedzieliśmy, co robić. Kościół klasztorny, do którego uczęszczaliśmy, chociaż nie związany z Bractwem Św. Piusa X, był tradycyjny. Kilka lat wcześniej przestaliśmy chodzić do kościoła parafialnego, a teraz to. Czy postępowaliśmy źle? Czy byliśmy zobowiązani w sumieniu do powrotu do Novus Ordo i wszystkiego, co z tego wynika? A co z naszymi dziećmi? Jak zdołamy im wytłumaczyć tę sytuację?

Jak się okazało, zrozumiały one to wszystko lepiej od nas. „On zrobił to jedynie dlatego, by uratować Mszę” – odezwał się mój trzeci syn. – „Zrobił to, co powinien był zrobić”. 10-letni chłopak znał katechizm i wiedział, co jest najważniejsze. Odpowiedź była prosta, tak dla niego, jak i dla nas: Arcybiskup zrobił po prostu to, co należało do jego obowiązków – a jego obowiązkiem było uratować dla nas Mszę w najlepszy sposób, jaki znał. Arcybiskupi powinni wykonywać to, co do nich należy, nie wolno im ustawać w obliczu gróźb i krytyki. To ich codzienna praca.

I chociaż był to najbardziej dramatyczny przypadek dobrodziejstwa, jakiego doświadczyliśmy ze strony prostej mądrości dzieci, nie był on odosobniony – często widziały one jasne sprawy, które dla nas były beznadziejnym gąszczem.

Nie zamierzam tu popadać w sentymentalizm. Dzieci nie posiadają nadprzyrodzonej mądrości – wiedzą jedynie to, czego je nauczymy. Ale rzeczywiście to wiedzą! Jeśli uczymy je prawdziwej Wiary, w taki właśnie sposób nam się odwdzięczają.

Dzieci są nieskomplikowane i powinny takie pozostać również w miarę dorastania: uczciwe, otwarte, nietaktowne do bólu. Chociaż musimy je nauczyć, kiedy zachować milczenie, ich umysły nie muszą się splamić zawiłościami światowej mądrości. Nie muszą znać pewnych rzeczy i równocześnie wierzyć (lub próbować uwierzyć), że są one czymś innym – jak to się często zdarza nam, rodzicom.

Wiele razy słyszałem bolesne prawdy – nie upiększone i niezaprzeczalnie pochodzące z serca nauczania Kościoła – właśnie z ust moich dzieci.

„Powinnaś bardziej ufać Bogu” – słyszałam najczęściej. „Zawsze chcesz zrobić wszystko po swojemu”.

Czasami brakowało pieniędzy i wszystko waliło się nam na głowy. Myślałam, że może powinnam iść do jakiejś pracy, oczywiście nie na pełny etat. „Twoja praca jest tutaj – usłyszałam – Bóg zatroszczy się o NAS. Zawsze się o nas troszczy, niezależnie od tego, jak bardzo się martwisz”.

Na takie dictum nie ma odpowiedzi. Ostatecznie sama również w to wierzę, tylko czasami o tym zapominam.

W sumieniu dziecięcym nie odnajdziecie odcienia szarości – nie znajdziecie niekonsekwencji, hipokryzji czy wymówek. Jak bardzo wdzięczna jestem za te przypomniane prawdy i jak bardzo modlę się, abym i ja posiadała zawsze zdolność jasnego widzenia, godnego jednego z Dzieci Bożych!

 

Za „The Angelus” z czerwca 1998, tłumaczył Wojciech Zalewski.

 

Rodzina Katolicka, nr 15 (przy ZW nr 47), s. IV. [4/2002 (47)]