Ks. Konstantyn Najmowicz, Kazanie 19.02.2017 (audio+tekst)

–> Pobierz audio plik mp3 <–

Lekcja [2 Kor 11:19-33; 12:1-9]

Ewangelia [Łk 8:4-15]:
Onego czasu: Gdy zgromadziła się rzesza wielka i z miast zdążali do Niego, mówił w przypowieści: «Wyszedł siewca rozsiewać ziarna swoje. A gdy siał, jedno padło przy drodze. I zdeptane jest, a ptaki niebieskie wydziobały je. A drugie padło na grunt skalisty, a wzszedłszy uschło, gdyż nie miało wilgoci. A inne padło między ciernie, a ciernie wzrosły wespół z nim i przygłuszyły je. A inne jeszcze padło na ziemię, na rodzajną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny». To mówiąc wołał: «Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha». Pytali go tedy uczniowie Jego, co by to była za przypowieść. A On im rzekł: «Wam dane jest poznać tajemnicę Królestwa Bożego, innym zaś przez przypowieści, aby „patrzyli, a nie ujrzeli i usłyszeli, a nie zrozumieli”. Taką jest przypowieść: Ziarnem jest słowo Boże. Przy drodze są ci słuchacze, do których potem przychodzi szatan i porywa słowo z serca ich, aby uwierzywszy nie byli snadź zbawieni. A na gruncie skalistym są ci, którzy posłyszawszy z radością przyjmują słowo. Ale ci korzenia nie mają, wierzą do czasu, a w chwili próby ustępują. To znowu, które padło między ciernie, oznacza tych, którzy posłyszeli, ale odchodząc, przez troski, bogactwa i rozkosze życia są przygłuszeni i nie przynoszą owocu. Które jednak upadło na ziemię dobrą, oznacza tych, którzy w dobrym i szczerym sercu zachowują słowo i owoc przynoszą w wytrwałości».”

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Drodzy Wierni. To co Pan Jezus powiedział nam w przypowieści – również i skomentował. I nie potrzeba tutaj większych komentarzy do tego co zostało powiedziane. Ale kiedy słuchamy tą przypowieść i kiedy widzimy przedstawione różnego rodzaju dusze, to niewątpliwie, gdzieś tam, instynktownie chcemy swoją duszę umieścić w tym gronie tych gleb żyznych. Do której kiedy Słowo Boże pada, przynosi natychmiast owoc stokrotny, albo przynajmniej sześćdziesięciokrotny, albo już ten minimalny trzydziestokrotny. Chcemy, ażeby ta nasz dusza zaliczała się do tych uprzywilejowanych dusz. Gdzie Boski Siewca znajduje upodobanie. Ale moi drodzy. Oczywiste jest, że Słowo Boże jest bez wątpienia skuteczne, że Słowo Boże ma w sobie to życie, które jest gotowe przełożyć do duszy każdego z nas. Ale też, musimy też pamiętać, że od nas zależy czy to Słowo Boże wyda owoc. Bóg nie zbawi nas bez nas. Dlatego też należy sobie zadać to pytanie: Jaką jestem glebą? Nie jaką bym chciał być, tylko jaką jestem. Bo to jest ważne. To jest ten punktu wyjścia. A żebym nie łudził się, nie żył marzeniami i nie po prostu nie zastanawiał się jaki to jestem wspaniały katolik albo jakim wspaniałym katolikiem będę ale i jak wiele pociechy Pan Bóg będzie miał ze mnie. Bo to wszystko nie ma sensu. To wszystko jest zmarnowany czas. Ważne jest ażebym zadał to ważne i fundamentalne pytanie. Jaki ja jestem?

Moi Drodzy, Pan Jezus daje nam tutaj 4 rodzaje dusz. I można powiedzieć, że w tych przykładach można jakby sklasyfikować z grubsza całą ludzkość. Jeden to jest droga udeptana. Najprawdopodobniej niewielu jest w kościele tutaj, którzy przedstawiają, czy też reprezentują tą kategorię ludzi. Ludzi o twardej duszy. Takiej twardej, że nic tam się nie może przedostać. Którzy wiedzą lepiej niż Pan Bóg. I mają swój plan na swoje życie. I nic ich nie obchodzi to czego Pan Bóg od nich oczekuje. Ale i tacy się zdarzają, że przychodzą do kościoła z przyzwyczajenia, z pewnego takiego, takiej zwykłej tradycji ludzkiej – bo wypada w niedzielę pójść do kościoła. Albo idą tam bo wszyscy w domu idą, bo wszyscy jakoś mają taki zwyczaj, podtrzymują, a więc dla świętego spokoju idzie. I słyszy czasami to Słowo Boże, ale spływa po nim jak po kaczce. Odbija się od niego jak groch od ściany. Jednym uchem słyszy, a drugim wylatuje i nic nie pozostaje. I taki człowiek nic z sobą nie robi, po prostu tak żyje. Bo on wie, że jego projekt na jego życie jest najlepszy, najdoskonalszy i nie będą go ani księża uczyli, ani nie będzie go Pan Bóg uczył, nie będzie przyjmował żadnej uwagi od kogokolwiek. A nawet jeżeli w takiej duszy znajdzie się jakaś szczelina do której to Słowo Boże próbuje wejść i trochę poruszy sumienie. Może czasami przez lęk, przez lęk przed Sądem Bożym – Co będzie ze mną na koniec życia? – to zaraz przychodzi nieprzyjaciel diabeł i porywa go. Wtedy mówi mu: nie przejmuj się, jeszcze przed Tobą dużo, dużo lat, nie masz co się martwić, a po za tym zobacz, że inni są gorsi od ciebie. Albo mówi mu: Pan Bóg nie będzie od ciebie wiele żądał bo zdrowie masz słabe, albo nie masz ku temu warunków, a więc daj sobie spokój. I to ziarno, które być może w niedzielę wpadło w tą szczelinę, za chwilę też w tą samą niedzielę albo w poniedziałek jest już przez tego przeklętego kruka porwane. I człowiek dalej jest twardy i dalej od niego się wszystko odbija. Iluż jest takich, iluż jest takich którzy żyją, zupełnie obojętni na sprawy Boże? Zupełnie obojętni na zbawienie swojej duszy. Jest im generalnie bez znaczenia co się z nimi stanie. Jest im zupełnie, jakby są, impregnowani na Boże Słowo i dlatego też życia Bożego w sobie nie mają, są rzeczywiście twardzi – ale w tym negatywnym tego słowa znaczeniu, są twardzi ponieważ są oporni. Można powiedzieć rzeczywiście, Pan Bóg niejako jest bezsilny wobec tej twardości ich serca. Moi drodzy, jest to na pewno, trudno mówić tutaj o jakiś statystykach, ale przecież, takich ludzi chyba jest większość. Którzy kiedyś może słuchali Bożego Słowa, być może zaglądali do Pisma Świętego, do katechizmu, a w tej chwili już zupełnie tym się nie interesują.

I są też tacy, którzy są takimi pasjonatami, którzy natychmiast się zapalają. Można powiedzieć są to ludzie, którzy są gotowi po pierwszym impulsie nawet się zapisywać do różnego rodzaju prac, organizacji. Tutaj się zapisze do Rycerstwa Niepokalanej i tam przyjmie Szkaplerz, tam cudowny medalik, tam wstąpi do Trzeciego Zakonu, tam do Róży Różańcowej, tutaj powiedzmy do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka, do Świętego Dominika i właściwie mnóstwo różnego rodzaju inicjatyw natychmiast podejmuje. Jest takich też sporo. Ale cóż z tego, jeżeli w niczym wytrwać nie potrafią. Kiedy mija ten pierwszy zapał, kiedy mija ten pierwszy entuzjazm raptem się okazuje, że już nie chce się. Kiedy przychodzi jakaś trudność, to co z tego, że był na rekolekcjach, co z tego że podjął jakieś naprawdę tutaj postanowienie? Kiedy przychodzi pierwsza jakaś weryfikacja tego postanowienia, kiedy przychodzi pierwsza walka, raptem okazuje się, że on nie ma siły, że nie, że już się natychmiast poddaje i że nic z tego nie będzie. Są to ludzie którzy szukają takich podniet. Szukają takiego pewnego zapału. I żyją tak od czasu do czasu, od chwili do chwili, kiedy się rozpalą natychmiast, zachwycą się czymś, ale co z tego jak za chwilę znowuż ostygną. Oni nie potrafią, nie umieją, stawiać czoła trudnościom. To są ci którzy chcieliby iść za Panem Jezusem, ale drogą wygodną, szeroką, przestronną. Chcieliby przechodzić przez taką szeroką bramę. Ale Pan Jezus powiedział, że jego droga nie jest drogą szeroką. Wręcz przeciwnie jest stromą, wyboistą. Że brama przez którą należy przejść jest ciasna. Że kto nie bierze swojego krzyża idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Wtedy, cóż taki człowiek. Co z tego, że może w swoim CV napisać do ilu organizacji religijnych należy. Co to mu da. Nic mu to nie daje. Bo w żadnej nie jest zaangażowany na maksimum. Gdzie tam na maksimum, na jakieś 60 procent nawet nie jest. Często jest po prostu tylko dlatego, jest po prostu wciągnięty na listę członków danej organizacji, Rycerstwa, Bractwa, powiedzmy Trzeciego Zakonu czy czegokolwiek innego. Ponieważ nie chce mu się, nie ma sił, a bo to wymaga czegoś. A gdzież to można codziennie po prostu od siebie wymagać? Moi drodzy, taki usycha, pierwsza próba i taki ktoś na pewno usycha.

I są tacy którzy oczywiście, słuchają Słowa Bożego, ale mówią: sobie jeszcze nie czas, ponieważ są inne troski i kłopoty, które tutaj mnie dotykają obecnie. I one są realne, bo troska o byt, o te wszystkie potrzeby, które na co dzień mnie dotykają, jest potrzebna. Jest konieczna wręcz. Musimy zapewnić sobie i swoim najbliższym i dach nad głową i jedzenie. Ale moi drodzy, nigdy nie może to być kosztem szukania Królestwa Bożego. Nigdy nie może to być tak, że w niedzielę słyszę Boże wezwanie, słyszę jak to Słowo Boże wpada do mojej duszy, ale te różnego rodzaju ciernie, natychmiast to wszystko zagłuszają. I mówię sobie: w tej chwili nie mamy na to czasu, w tej chwili jest czas na zdobywanie bogactw, w tej chwili jest czas na podnoszenie statusu swojego, w tej chwili jest czas na przyjemności – bo jest to okres młodości, jak się zestarzeję to już nie będę mógł z nich skorzystać i dlatego też nie teraz Panie Boże.

Są oczywiście ci, i kto wie chyba nieliczni, którzy są dobrą glebą, którzy przyjmują to Boże Ziarno to Boże Słowo do swoich serc. I przechowują je w swoich sercach i owocuje to. A czymże to owocuje? Przede wszystkim dobrymi czynami, przede wszystkim zapomnieniem o sobie, szukaniem tego co jest Bogu miłe, troską o dobro swoich bliźnich – i nie tylko tych z którymi są połączeni więzami krwi, ale wszystkich, którzy potrzebują wsparcia, pomocy. Moi drodzy, ilu z nas jest takich, którzy rzeczywiście przechodzą od dobra do jeszcze większego dobra. Ilu jest z nas takich, którzy codziennie mogą powiedzieć: że stałem się trochę lepszy, że w przeciągu tego miesiąca pokonałem taką wadę, że zdobyłem taką cnotę? Może się okazać, że rzeczywiście, kiedy tak w prawdzie spojrzymy na swoją duszę, to nasza ochota, nasze pragnienie, mają się nijak do rzeczywistości. Może się okazać, że jesteśmy twardą drogą, do której się nie może przebić żadne Słowo Boże. A może się okazać, że jesteśmy tylko takimi zapaleńcami na chwilę, na ten moment, ale nie stali. Albo całkiem możliwe, że dobra tego świata są naszym bogiem i im jesteśmy gotowi poświęcić cały nasz trud i całe nasze życie, ażeby w nich kosztować, z nich się cieszyć, z nich znajdować przyjemność.

Moi Drodzy, jeżeli idę do spowiedzi, robię rachunek sumienia i stwierdzam, że nic się nie zmieniło, albo, że nawet się pogorszyło. Moi drodzy, zapewne coś jest nie tak. Zapewne gdzieś może i był zapał, ale niestety nie wytrzymał próby. A może wszelkiego rodzaju inne troski przesłoniły mi to najważniejsze – czyli troskę o swoją duszę. I trzeba coś z tym wszystkim zrobić. Trzeba sobie uświadomić, że tak nie może pozostać. Nie można marnować cennych darów Bożych, bo nie można marnować tego, że Pan Bóg porusza mnie, że chce mi dać swoje życie. I nie można po prostu mówić: a cóż mi się stało, zgrzeszyłem i cóż mi się stało. Dlatego też moi drodzy, podejmując te nasze ćwiczenia wielkopostne, które niedługo się zaczną, oczywiście starajmy się w tych kategoriach spojrzeć na to, ażebyśmy rzeczywiście z dobra przechodzili do dobra. Jeżeli jesteśmy jeszcze w stanie grzechu – ażebyśmy z tego stanu się wydostali. Jeżeli jesteśmy w nałogu – ażebyśmy podjęli walkę wydostania się z tego nałogu, ażebyśmy coraz bardziej i bardziej przynosili owoc Bogu miły. Bo przecież Bóg nas kiedyś się o to zapyta: Co zrobiłeś z tymi wszystkimi natchnieniami, z tymi wszystkimi łaskami które Ci udzieliłem? Popatrzcie na tegoż Świętego Pawła, który sam o sobie dzisiaj mówi tak wiele. Otóż on, kiedy pod Damaszkiem przyjął do swojej duszy to Słowo Boże, które Chrystus do niego skierował. Zobaczcie jak ono zakiełkowało: prześladowania, trudności, wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa, zagrożenie jego życia, kamienowanie i wiele, wiele innych rzeczy. To są owoce, to są konkretne owoce tego Słowa, które padło w jego duszę. Ponieważ glebę znalazło dobrą, szlachetną. I kiedy z tą szlachetną glebą się połączyło Słowo Boże – to takie przynosi owoce. I też nie brak takich osób Świętych, które rzeczywiście potrafią przyjąć Boże Słowo, którzy rzeczywiście potrafią sercem ochoczym, gorliwym, pełnym poświęcenia to Słowo przechowywać i pielęgnować, ażeby Ono wydawało wspaniałe owoce. Stąd ku Niepokalanej kierujemy nasze spojrzenia, ażebyśmy u Tej naszej Matki wyprosili tą łaskę uszanowania Słowa Bożego. Ażebyśmy tak jak Ona, przyjmując Boże Słowo, poczęła je w swoim sercu i w swoim łonie i urodziła swojego umiłowanego Syna Jezusa Chrystusa, ażebyśmy my również, przyjmując to Słowo Boże w sercu swoim Je poczęli i przeistoczyli duszę naszą na obraz Chrystusowy. Amen.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.