Lekcja [1 Kor 9:24-27; 10:1-5]
Ewangelia [Mt 20:1-16]
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Święty Bonawentura, Seraficki Doktor, ozdoba Zakonu Franciszkańskiego, człowiek niesamowicie umartwiony, ogromnej wiedzy, ale też i praktyki chrześcijańskiej, który bardzo szybko po swojej śmierci został kanonizowany, powiadał, że: gdyby Bóg objawił, że tylko jedna osoba będzie potępiona, to ja bym nie zrezygnował z żadnej z pokut, które dotychczas wykonywałem. Bo wcale bym nie był pewien, że tą jedyną osobą, która będzie potępiona – nie będę ja sam.
Ale Bóg nam objawił zupełnie co innego, Bóg nam objawił, nie to że jedna osoba może być potępiona, Bóg nam nie objawił, że piekło jest puste, tylko Bóg przez Świętego Piotra Apostoła, w jego liście pierwszym, przekazał nam, że: sprawiedliwy z trudem się zbawi. My doskonale znamy te słowa, my doskonale wiemy, co powiedziała Matka Najświętsza do dzieci w Fatimie, Która pokazując im piekło mówiła, że: dusze tam trafiają – jak deszcz wpadają do tego piekła. Pan Jezus w Ewangelii, mimo, że tak bardzo miłosierny, tak bardzo łagodny, nie jeden raz kończył swoje przypowieści mówiąc, że: niegodziwi zostaną precz wyrzuceni gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. W jednym fragmencie wprost powiedział: Idźcie precz ode mnie przeklęci w ogień wieczny przygotowany diabłu i jego aniołom. A więc stawka, jaka jest przed nami jest niesamowicie wielka. Boże Objawienie jest niewzruszone, bardzo jasne i konkretne – ażeby zbawić się, niewątpliwie potrzeba z naszej strony ogromnej współpracy z łaską Bożą. Że to nie jest bagatela, że to nie jest tak, że można stać tak po prostu próżnując całe swoje życie, mając nadzieję, że może się uda.
My się często denerwujemy, kiedy czasami patrzymy, na przykład na naszych pracowników, czasami na nasze dzieci, jak one są niewydolne w pracy – no niby pracuje, ale tak na prawdę nic nie robi. I gdzieś się tak wewnętrznie denerwujemy, że przecież to można by było szybko, jasno, bardzo konkretnie zrobić, natychmiast, a to się praca wlecze i wlecze i wlecze i nie ma żadnego skutku, żadnego efektu. Jesteśmy wtedy bardzo podenerwowani. Ale czasem jeżeli chodzi o nasze zbawienie wieczne, czy czasem nie wygląda to właśnie w taki sposób? Że oczywiście wiemy, że coś tam trzeba zrobić, że trzeba rzeczywiście gdzieś tam trochę się wysilić, ale mówimy sobie: zaraz, za chwilę, może jutro, może jak będę miał lepsze zdrowie, może jak się będę lepiej czuł, może jak nie będę miał tych różnych powiedzmy strapień, kłopotów doczesnych – to wtedy może się o moją duszę zatroszczę. I oczywiście, czas leci, a my tak po prostu: niby pracujemy, niby nie pracujemy, niby się staramy, niby się nie staramy i sobie mówimy: no Pan Bóg jest miłosierny, Pan Bóg na pewno jakoś tam przymknie oko.
Moi Drodzy, nie wolno wątpić w Boże Miłosierdzie, ale kiedy my widzimy, że ktoś po prostu jest niesolidny, ktoś jest leniwy, to czy my jesteśmy wtedy chętni do okazywania miłosierdzia? Jeżeli widzimy kogoś kto naprawdę stara się pracować, widzimy takiego pracownika czy dziecko nasze, naprawdę zabiera się do tego z najlepszą wolą, ale coś nie wyszło, to wtedy oczywiście, jesteśmy chętni wybaczyć. Nawet jeżeli zostanie coś zniszczone wielkiego, to odpuszczamy bardzo chętnie, ale jeżeli widzimy gnuśność, lenistwo, to wtedy czyż jesteśmy po prostu na tyle naiwni, żeby powiedzieć: nic się nie stało?
Moi drodzy, ta gnuśność i lenistwo są bardzo dużym niebezpieczeństwem dla naszej duszy, a czasy nasze w których żyjemy niestety sprzyjają temu, ponieważ wszędzie nam się mówi, że: nie musisz się wysilać. I niestety coraz częściej słyszymy to również i w kościele, że: nie musisz się wysilać, że nie ma po co się starać, że to wszystko jest nieważne, że to wszystko jest drobiazg, że tak naprawdę Pan Bóg byłby po prostu największym przegranym, gdyby chociaż jedna dusza trafiła do piekła.
Moi Drodzy, Pan Bóg niewątpliwie boleje nad tym, że dusze się potępiają, ale tak na dobrą sprawę, przecież to jest ich wybór. Zobaczmy, że Bóg zrobił dla nas wszystko, wszystko co jest tylko możliwe. Stał się człowiekiem, żył w taki sposób, ażeby każdy do Niego mógł się przybliżyć, nauczał, wskazał nam drogę, a potem swoim przykładem, kiedy wyciągnął swoje ręce na drzewie krzyża – odkupił nas, dając nam przykład jak my mamy postępować. Moi drodzy, dla nas został w Tabernakulum, dla nas nieustannie na naszych ołtarzach się Ofiaruje. Cóż mógłby jeszcze dla nas uczynić? A nasza gnuśność? – przechodzi obok i mówi: jeszcze nie teraz, może kiedyś tam, może za jakiś czas po prostu potraktuję to wszystko poważnie, ale teraz wydaje mi się, że to jest jeszcze za wcześnie, że to nie jest właściwy czas.
Święty Paweł, ten niesamowity Apostoł, pełen gorliwości, co mówi? Że on ćwiczy swoje ciało i bierze je w posłuszeństwo ażeby snać sam głosząc Ewangelię nie został odrzucony. On wielki Apostoł, który przemierzył ówczesny świat, który gdzież go nie było. Pełen żarliwości, który o sobie zapominał – on mówi ażebym ja sam nie został odrzucony – i daje nam przykład sportowy. Myślę, że trafiający bardzo dobrze, nie potrzebujący wiele komentarzy, mówi, że na stadionie biegną – pisze do Greków – biegnie wielu, ale tylko jeden zdobywa wieniec, do zapasów staje wielu, ale tylko ten kto właściwie uderza ten zwycięża. Moi drodzy, to jest oczywiste, zobaczmy – jeżeli jakiś sportowiec chce osiągnąć jakieś wyniki, to czy może być gnuśny? Czy może być tak, że on po prostu, na zasadzie takiej, że żadnych diet nie stosuje, żadnych treningów nie robi, on pójdzie sobie na zawody i będzie biegał na przykład, grał w piłkę, czy podnosił ciężary. Otóż nie, jeżeli ktoś chce mieć jakieś realne wyniki i stawać do zawodów z innymi, ten naprawdę musi sobie wiele rzeczy odmawiać. Ten naprawdę musi rezygnować z bardzo konkretnych przyjemności, ale w imię czego? W imię tego, że przez chwilę będzie o nim się pisało na stronach internetowych, że pokażą go w telewizji, że dostanie jakiś tam, powiedzmy, złoty krążek? I co z tego? Przecież i tak i on umrze, jak i umrze ten kto nie ćwiczył. Ale moi drodzy, tak już jest, że jeżeli chcemy mieć wynik, musimy dać z siebie coś. Zobaczmy jak wiele osób jest zdeterminowanych, ażeby dla własnego ciała się poświęcić. Jak wiele osób czasami ażeby kupić sobie jakąś wymarzoną rzecz, potrafi rezygnować z wielu rzeczy. Po prostu odmawiać sobie jedzenia, żywić się jak najgorzej, ażeby tylko uzbierać na jakąś sukienkę, samochód, odkładać, ażeby to mieć. Jak czasami osoby które chcą się odchudzić potrafią drastycznie siebie umartwiać. W imię czego? Ażeby pozbyć się kilku kilogramów – które być może za ileś tam lat znowu wrócą? Moi drodzy, a dusza nasza? A dusza nasza wielokrotnie leży odłogiem – a bo jej nie widzimy, bo jesteśmy cieleśni. A tu mamy aktualnie Przedpoście. To Przedpoście w myśl mądrości Kościoła jest takim łagodnym wprowadzeniem nas do tych ćwiczeń, które mają się skupić na duszy naszej. I tu, pokazane jest nam, w Ewangelii, że nieważne czy będziesz pracował cały dzień, czy tylko godzinę, ważne ażebyś to wykonał solidnie. Nie ważne kiedy Pan Bóg cię powołał, czy jesteś młody czy może stary i stałeś całe życie bezczynnie, to nie jest takie istotne. Istotne jest ażebyś od tego momentu kiedy zostałeś wezwany przez Gospodarza do winnicy, ażebyś solidnie pracował, ażebyś poważnie potraktował sprawy swojej duszy. A tutaj, cóż to potraktować poważnie sprawę duszy swojej? Otóż chodzi tu o to, ażeby zobaczyć co jest problemem tej duszy, co powoduje to, że ona nie domaga, że ona jest gnuśna, że ona jest taka po prostu nijaka, leniwa, drepcząca w miejscu. Się często okazuje, że my nawet nie wiemy. A może warto się rzeczywiście przyjrzeć? Może to jest nasze lenistwo i małoduszność, które nie pozwalają nam dać z siebie czegoś więcej? Może to jest gdzieś dawny, przedawniony gniew, jakaś nienawiść, którą w sobie potęgujemy przez ciągłe rozdzieranie tych starych ran? Może to jest niezdolność do przebaczenia? Może to jest z kolei nieczystość, która tak często na duszę zarzuca swoje sidła? Może jest to jakieś przywiązanie nieumiarkowane do różnego rodzaju rzeczy, może do używek, może do komputera, do telewizji, do własnego wyglądu? Jeżeli rozpoznaję swoją wadę, tą główną, która mi nie pozwala pójść do Pana Boga, która każe mi dreptać w miejscu i być takim bezczynnym, to w tym momencie muszę wydać jej wojnę. Muszę rzucić jej wyzwanie – i to codziennie, muszę toczyć ten bój przeciwko mojej wadzie, aż ją pokonam. Bo jeżeli nie będę tego robił, to ona będzie zawsze pokonywała mnie. Dlatego też codziennie rano muszę sobie powiedzieć: dzisiaj będę walczył ze wszystkich sił, ażebym nie uległ temu grzechowi, tej pokusie, która tak łatwo mnie policzkuje. A wieczorem stanę przed Panem Bogiem i zrobię rachunek sumienia: czy rzeczywiście walczyłem i jak walczyłem, a jeżeli upadłem, to dlaczego upadłem? A następnego dnia, znowu, niezależnie od tego czy upadłem czy nie upadłem, podejmę się walki. Moi drodzy, tu oczywiście potrzeba wyrzeczenia, tu oczywiście potrzeba umartwienia. Ale moi drodzy, to nie chodzi o to, nie chodzi o umartwienie dla umartwienia, nie chodzi sztukę o sztukę. Chodzi o to ażebyśmy Boga pozyskali. Chodzi o to żebyśmy dusze swoje zbawili, żebyśmy na sądzie ostatecznym wstydzić się nie musieli, żeśmy gnuśni byli, żeśmy leniwi byli, że się nam nie chciało, żeśmy myśleli, że może jeszcze będę miał czas.
Niech Najświętsza Maryja Panna, nasza Pani z Fatimy, która wskazała nam bardzo proste środki ażeby osiągnąć te tak wielkie skutki. Takimi środkami jest różaniec, jest Najświętszy Sakrament, Komunia Święta i są nasze małe ofiary, które Panu Bogu możemy składać, nasze umartwienia naszej woli, naszego ciała. Niech Ona towarzyszy nam w czasie tej Siedemdziesiątnicy – tego Przedpościa, w czasie Wielkiego Postu i w czasie całego naszego życia, ażeby kiedy sił nam zabraknie, kiedy przyjdzie zniechęcenie w tej walce o świętość naszą, ażeby jej Matczyna Ręka podtrzymała nas i nie pozwoliła nam popaść w dawne lenistwo w dawną gnuśność i w dawną oziębłość. Ażeby Ona, Niepokalana chroniła ten Ogień Bożej Miłości ażeby nikt i nic nie potrafiło Go w nas zagasić.
Amen.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.