Kazanie o indulcie (ks. Łukasz Szydłowski)

Drodzy wierni, w dzisiejszym kazaniu poruszę temat indultu. Niewątpliwie jest to jeden z moich ulubionych tematów, dlatego kazanie będzie dłuższe. To kazanie nie służy temu by konkretne przypadki rozpatrywać i konkretne osoby potępiać. Absolutnie nie ku temu ma służyć. Nie mam zamiaru potępiać księży ani ludzi chodzących na tzw „Msze indultową”. Nie wnikam w poszczególne okoliczności. Chcę rozpatrywać tylko i wyłącznie rezultaty. Będzie to spojrzenie ze strony kapłana Bractwa, moja ocena indultu. Może ktoś odebrać jako kontrowersyjne niektóre spostrzeżenia czy wnioski, ale mam nadzieję, że będzie to korzystne i zachęcające do myślenia.
Otóż jeżdżąc samochodem, a dużo jeżdżę, czasami słucham płyt. Ostatnio słucham „Pamiętnik obrony Częstochowy”. Pamiętnik jest bardzo pouczający, warto przeczytać, posłuchać jaką postawę mieli nasi ojcowie, jaką odpowiedź dali protestanckim Szwedom? Bardzo nieekumeniczną- zwyzywali ich od innowierców: „żaden bałwochwalczy innowierca nie postawi swojej nogi na miejscu świętym.” Woleli umrzeć niż na to zezwolić…
Tę sytuację obrony Częstochowy można porównać do obecnej sytuacji. Święte miejsce, cała Jasna Góra, była broniona przez stanowczość małej garstki ludzi. Przez to, że nie chcieli się poddać wrogom, a Szwedzi proponowali naprawdę bardzo dużo: proponowali, że miejsce będzie nie tknięte, że będą mogli spokojnie tam przebywać, nawet nabożeństwa odprawiać, byleby otworzyli bramę, pozwolili wpuścić kilku żołnierzy – idealne warunki… W czym więc był problem? Otóż ojcowie wiedzieli że to innowiercy, słyszeli również głosy z naszej Ojczyzny: „absolutnie się na to nie zgadzajcie, bo żadnych umów nie dotrzymują…” Poza tym i przede wszystkim zdali się na Najświętszą Maryję Pannę i siłę Bożą, dlatego nie poddali się.
Ta ich stanowczość, ta ich nieugiętość, ta katolicka duma, którą się odznaczali, nie pozwoliła oddać miejsca świętego innowiercom i była iskrą dla Polaków w całej Ojczyźnie by się nie poddali, żeby zaczęli stawiać opór protestanckiemu najeźdźcy.
Gdy odniesiemy to do aktualnej sytuacji w Kościele to dostrzeżemy pewne podobieństwa. Nawet jeżeli grupka jest niewielka, jeśli się przeciwstawi, może być iskrą, z której wyjdzie odnowa.
Spójrzmy na historię, w jaki sposób powstał indult.
3 kwietnia 1969 roku był to tragiczny dzień dla Kościoła, papież Paweł VI wydał Konstytucję Apostolską „Missale Romanum”, która wprowadził nowy mszał. Ta konstytucja została opublikowana w 1969r, a w 1971 r. została wprowadzana w życie nowa Msza. Wolą Pawła VI było rzeczywiście odwołanie bulli św. Piusa V. Inną kwestią jest to czy mógł to zrobić czy nie, czy było to prawomocne czy nie, ale faktycznie chciał ją jak najbardziej odwołać, co też mówił : „nasze rozporządzenia mają teraz i w przyszłości mieć ważność i moc prawną przy jednoczesnym zniesieniu wszelkich przeciwnych konstytucji i rozporządzeń naszych poprzedników”. Nie powiedział wprost, że chodzi o bullę św. Piusa V Quo primum tempore, ale pośrednio jak najbardziej chodziło mu o to. Tak interpretuje ten fakt ksiądz prof. Georg May, który był profesorem prawa kanonicznego w Moguncji (Mainz).Ten to ksiądz w taki sposób komentuje konstytucję apostolską: Wypowiedzi są bardzo jasne, nie może ulegać wątpliwości, że konstytucja apostolska z roku 1969 wedle swego znaczenia słownego i sensu jest skierowana do zastąpienia mszy św. Piusa V przez Mszał Pawła VI, to znaczy do zniesienia tzw. mszy trydenckiej, rozchodzi się przy tym o prawo, które na nowo reguluje całą materię mszy. Tak jest według starego prawa kanonicznego, którym wszyscy się kierowali, według kanonu 22. To mówi kanonista: jeżeli cała materia jest zmieniana to automatycznie zostaje zniesione wcześniejsze prawo, tutaj więc bulla Quo primum tempore św. Piusa V (choć bezpośrednio tego nie powiedzieli, że zniesiono). Dlatego papież Benedykt XVI, który później w swoim Summorum Potificum mówi, że Msza ta nie została zakazana, słusznie mówi. To prawda. Nie mogli Mszy zakazać teoretycznie, ale de facto jak najbardziej chcieli to zrobić i to też się im udało. W tym to roku 1969 również dozwolono, łaskawie, starszym kapłanom na odprawianie „starej Mszy” prywatnie. Jeszcze im dozwolili, żeby mogli dokończyć swego żywota i wraz z nimi żeby umarła ta Msza św. I tak też było.
Tu i ówdzie księża po prostu odprawiali tę mszę. Co ciekawe kongregacja rzymska kazała zdawać sprawozdania, ilu jest „starych kapłanów”, oraz czy powstaje niezadowolenie z powodu „zakazu”, zmiany Mszy.
W 1970 roku petycję do Pawła VI wystosowali Brytyjczycy, nie tylko katolicy ale również niekatolicy, protestanci z prośbą żeby dopuścić Mszę Świętą Wszechczasów. W 1971 roku zostaje udzielony tzw. indult angielski, który nosi potoczną nazwę „Agatha Christie indult”, a to z tego względu, że na liście podpisów była Agatha Christie. Ponieważ Paweł VI czytał książki A. Christie, gdy zobaczył jej podpis łaskawie się na to zgodził. Podobno było tylko kilka mszy odprawionych i tak to umarło…(nie mam wielu wiadomości na ten temat).
W roku 1970 zostało również założone Bractwo Kapłańskie św. Piusa X jako jedyna, naprawdę jako jedyna „instytucja”, która rzeczywiście trwała wiernie i chciała walczyć nie o własne dobro, lecz o dobro Kościoła. Nie ulega żadnej wątpliwości, że rzeczywiście tak było, Arcybiskup Lefebvre chciał walczyć dla całego Kościoła. Dlatego, co robił? Zakładał seminaria. Na każdym kontynencie jest nasze seminarium.
Więc w 1970 roku założone zostało Bractwo. W roku 1967, 3 lata wcześniej powstała międzynarodowa federacja Una Voce, która „od 1970 r. corocznie wysyłała prośby w sprawie zachowania Mszy św. Piusa V. jako “jednego z rytów uznawanych w życiu liturgicznym Kościoła powszechnego”. Równocześnie prosiła, aby zaprzestać prześladowań i dyskryminacji względem kapłanów i świeckich, przywiązanych do tradycyjnej liturgii i nauczania Kościoła.” Kardynał Ratzinger w 1996 roku skierował orędzie do federacji Una Voce mówiąc, że odegrała ważną rolę w podtrzymywaniu i używaniu Mszału z 1962 roku w posłuszeństwie względem Stolicy Świętej. Ważne jest, co trzeba podkreślić: „w posłuszeństwie względem Stolicy Świętej”. A jaka była i jest wola Stolicy Świętej? Nie udzielać za dużo wolności tejże Mszy św.
W 1980 roku papież Jan Paweł II rozesłał zapytanie do biskupów o mszę trydencką. Jakie pytania wystosował możemy się troszkę domyśleć po indulcie o czym też mówi późniejszy indult z roku 1984.
Kazał zdać sprawę ze sposobu w jaki kapłani i wierni diecezji posłusznie przyjęli Mszał promulgowany przez Pawła VI. (pierwsze pytanie)
Trudności powstałe w trakcie wdrażania odnowy liturgicznej, a więc pytanie o rebeliantów którzy nie chcieli odprawiać nowej mszy.
O sprzeciwy, które udałoby się przezwyciężyć (ilu dałoby się spacyfikować).
Zapytania wysłano do 2317 biskupów, z czego odpowiedziało 1750 biskupów, czyli 75 procent. Jaka była ich odpowiedź? Tylko 5 z nich odpowiedziało, że dopuściło mszę trydencką jako mniejsze zło, aby uniknąć niepokoju w swych diecezjach. 12 odpowiedziało, że można dopuścić mszę, aby nie powstały żadne problemy. Więc 17 biskupów z całego grona w jakiś sposób dopuściło tradycyjną Mszę, 98 % (reszta biskupów) była całkowicie przeciwna dopuszczaniu tej mszy. Można sobie w tej sytuacji wyobrazić, w jaki sposób ta Msza mogła się rozwijać. W sposób legalny było to niemożliwe. 1700 biskupów całkowicie zakazało odprawiania Mszy trydenckiej. Około 600 biskupów nie odpowiedziało.
Dlaczego był taki sprzeciw? Ponieważ, tak uważali biskupi, życzenia o mszę tradycyjną wychodziły z kręgów, które podważały legalność papieży posoborowych i soborowych, a dopuszczenie tej Mszy św. uważali za osłabienie autorytetu Kościoła i papieża. Jakobyśmy my nie uznawali papieża itd. Msza była skandalem, jak gdyby sprzeciwem wobec dekretów Soboru Watykańskiego II, dlatego nie chcieli Mszy św. Wszechczasów.

Zobaczymy teraz: jeśli pozwalają na indult, czyli w tym przypadku, na zgodę na odprawianie Mszy św., to pod jakimi warunkami? W 1984 roku został wydany indult Quattuor Abhinc Annos, którym była dopuszczona Msza tradycyjna. Rzym pozwala by czasami ta Msza była dozwolona, oczywiście za zgodą biskupów. Pod jakimi warunkami?
„Ma być rzeczą niebudzącą wątpliwości i publicznie wiadomą, że tacy kapłani i tacy wierni nie mają nic wspólnego z tymi, którzy podają w wątpliwość prawomocność i doktrynalną poprawność Mszału Rzymskiego promulgowanego przez Papieża Pawła VI w 1970 r..”
Jeżeli więc ktoś idzie na tzw. Mszę indultową, a więc odprawiana za łaskawą zgodą kurii, to powinno być tam jasno napisane, że też musi mówić: „uznaję, że nowa Msza jest prawomocna i jak najbardziej właściwa”. Ci wszyscy, którzy chodzą na „indult”, pośrednio właśnie to wyznają i akceptują. Indult jest dany pod tym warunkiem. Jeżeli ktoś jest uczciwi wobec siebie, jeśli nie akceptuje nowej Mszy, to nie powinni tam chodzić w ogóle, skoro jest to pod takim warunkiem. Jest to poważny warunek.
Następnie: „Celebracja taka winna być sprawowana tylko dla grup, które o nią poproszą; ponadto ma się odbywać w kościołach i kaplicach wskazanych przez biskupa (jednak nie w kościołach parafialnych, chyba że biskup pozwoli na to w wyjątkowych przypadkach); a także w te dni i pod takimi warunkami, jakie określi biskup: albo na stałe, albo jednorazowo.” A więc Msza dla „marginesu”, gdzieś w katakumbach.
Jak zobaczymy, papież Benedykt XVI w swoim Motu proprio Summorum Pontificum nie zrobił nic lepszego, nadal pierwszy warunek musi być spełniony, przynajmniej milcząco, a więc nowa Msza ma być akceptowana przynajmniej milcząco. To się nie zmieniło do tej pory.
Następna słynna konstytucja, rok 1988, Motu proprio Ecclesia Dei aflicta, z którego powstało Bractwo Św. Piotra, „bracia odłączeni”. „Ustanawia się Komisję, która współpracując z biskupami, dykasteriami Kurii Rzymskiej oraz zainteresowanymi środowiskami, będzie miała za zadanie ułatwić pełną komunię kościelną kapłanom, seminarzystom, wspólnotom zakonnym i poszczególnym ich członkom dotychczas w różny sposób związanych z Konfraternią założoną przez abpa Lefebvre’a, którzy pragną pozostać w jedności z Następcą św. Piotra w Kościele katolickim, zachowując swoje tradycje w zakresie duchowości i liturgii… Ponadto wszędzie należy uszanować nastawienie tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską, poprzez szerokie i wielkoduszne zastosowanie wydanych już dawniej przez Stolicę Apostolską zaleceń co do posługiwania się Mszałem Rzymskim według typicznego wydania z roku 1962.” Tak powstało „schronienie” dla tych, którzy od Bractwa św. Piusa X. odeszli, którzy chcą być w tzw. pełnej jedności z Kościołem. Więc widzimy jaki jest cel Bractwa Św. Piotra zrodzonego w 1988 roku. Po co się powstali? Po to, by wszyscy, którzy od Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X odeszli mogli znaleźć „schronienie”, ale warunki są ciągle te same, mianowicie nie można podważać tego, że nowa Msza jest godna, poprawna, właściwa, że jest dobra.
W 2003 roku wyszedł ciekawy dokument zawierający odpowiedzi na zadane pytania Komisji Ecclesia Dei. Pierwsze pytanie brzmi: „Czy mogę wypełnić mój niedzielny obowiązek uczestniczenia we Mszy św odprawianej przez księdza z FSSPX?”
Jaka jest odpowiedź?
„W pewnym sensie precyzyjnym możecie uczestniczyć we Mszach św odprawianych przez FSSPX wypełniając w ten sposób wasz niedzielny obowiązek.”
Drugie pytanie brzmi: „Czy grzeszę uczestnicząc we Mszach sw FSSPX?”
Według logiki duchownych w Watykanie i oficjalnych struktur jesteśmy suspendowani. Jeśli więc byliśmy suspendowani, to do takich księży normalnie nie można chodzić na mszę. To jest zabronione, więc niech teraz Rzym odpowie, czy można do nas chodzić czy nie? Ja gdybym wiedział, że rzeczywiście kara jest słuszna, że ktoś słusznie jest ukarana suspensą, to bym powiedział: „drodzy wierni nie możecie tam chodzić, absolutnie to jest zabronione.” A co Rzym powie: „Jak to już powiedzieliśmy, my nie możemy polecać uczestnictwa w tych mszach i wyjaśniliśmy racje z których nasza odpowiedz wynikała. Jeśli wiec wasza podstawowa intencja dla której chcecie uczestniczyć we mszach FSSPX jest zamanifestowanie waszego pragnienia zerwania łączności z Papieżem i z tymi którzy są z w łączności z Nim – będzie to grzechem. Jeśli natomiast wasza intencja sprowadza się do tego, by po prostu uczestniczyć we Mszy sw odprawianej wg mszału z 1962 co ma związek z wasza pobożnością – nie będzie to grzechem.” Sprowadza się sprawę całą do kwestii pobożności, a jak ja mam np. pobożność prawosławną, to co wtedy, też mogę iść bez grzechu? Takie jest traktowanie spraw najważniejszych, zbawienia duszy w Rzymie? Jeśli troszczą się o duszę to niech mówią jasno: „Oni nie mają uregulowanej sytuacji kanonicznej, nie idźcie tam!”- A zamiast tego mówią: jak z pobożności to pójdźcie. A czy nie obawia się Rzym, że w między czasie ksiądz Bractwa może zrobić człowiekowi, który przyszedł do niego na Mszę, „pranie mózgu”. To pokazuje jak się podchodzi do spraw najważniejszych, do spraw zbawienia dusz. Szczerze powiedziawszy ciężko mi to zrozumieć… Najlepsze jest trzecie pytanie i odpowiedź na to pytanie:
„Czy jest grzechem z mojej strony składanie ofiary na tace podczas Mszy FSSPX?”
Odpowiedź: „Skromny datek na tacę podczas mszy wydaje się usprawiedliwiony”
Także drodzy wierni skromny, byle skromny datek. Rzym dba również o nasze potrzeby materialne. Datki można dawać.
Później, w 2007 roku, pojawia się słynny dokument Summorum Pontificum. Wszyscy pomyśleli, że nastąpiło nawrócenie. To prawda, że więcej księży odprawia właściwą Mszę św., ale w zasadzie jest to samo. W pierwszym artykule jest już napisane: „Mszał Rzymski ogłoszony przez Pawła VI jest zwyczajnym wyrazem zasady modlitwy (Lex orandi) Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego. Jednakże, Mszał Rzymski ogłoszony przez św. Piusa V i wydany po raz kolejny przez bł. Jana XXIII powinien być uznawany za nadzwyczajny wyraz tej samej zasady modlitwy (Lex orandi) i musi być odpowiednio uznany ze względu na czcigodny i starożytny zwyczaj. Te dwa wyrazy zasady modlitwy (Lex orandi) Kościoła nie mogą w żaden sposób prowadzić do podziału w zasadach wiary (Lex credendi). Są to bowiem dwie formy tego samego Rytu Rzymskiego.”
Więc mamy „ryt zwyczajny” i „ryt nadzwyczajny”. Samo używanie pojęcia przez księży „ryt nadzwyczajny” jest podpisywaniem się pod tym wszystkim. To nie jest ryt nadzwyczajny. Dla kapłan, który siedzi w tej atmosferze kompromisu i odprawia nową Mszę, albo jest zależny w jakiś sposób od posoborowego „systemu”, jest to rzecz nadzwyczajna, gdy czasem odprawi sobie prawdziwą mszę. Dla kapłanów odprawiający tylko właściwą Mszę jest to zwyczajny ryt, a nowego trudno nazywać rytem zwyczajnym czy nadzwyczajnym bo jest rytem niegodziwym.
Ciekawe jest, jak ludzie, z którymi się rozmawia często już przywykli do nazewnictwa używanego przez pospborowie. Mówią np. „no bo tam, w tym normalnym kościele…” To pokazuje, jak czasami ludziom zmienia się już myślenie, „tamto” już jest normalne. Czasami w rozmowie ze mną, wiernym niechcący się zdarza mówienie: „ci normalni księża, ten normalny kościół.” Tak się już mówi, tak się już utarło, „tamto” jest normą, „rytem zwyczajnym”.
Cóż takiego jeszcze mówi Motu proprio? W parafiach powinno się chętnie dopuszczać mszę tradycyjną, każdy ksiądz bez starania się o pozwolenie może odprawiać tę Mszę.
Kto się zaniepokoił? Biskupi się zaniepokoili: „świętość” zostanie naruszona! Sobór Watykański II może jest podkopywany przez to! Wielkie oburzenie, jak to…? Papież Benedykt XVI mówi: „spokojnie, autorytet Soboru Watykańskiego II, reformy liturgiczne nie zostały poddane żadnym wątpliwościom; wszystko jest bez zmian. Jest to podwójny wyraz jednego i tego samego rytu.”
Ten zarzut biskupów dotyczył z jednej strony podważania soboru z drugiej strony obawa, że doprowadzi to do podziału w parafii. Tutaj papież uspokaja: spokojnie ryt ma się ubogacać. To jest ta słynna „reforma reform”. Słynne hasło papieża Benedykta XVI „reforma reform”. Już tutaj jest zapowiedź pewnej reformy reform, chociażby, że ma się ryt ubogacać. W jaki sposób? W 2011 roku została wydana istrukcja, w której jest mowa o tym, że do Mszału z roku 1962 można będzie dodać nowych świętych. A więc mamy później taki twór: ksiądz odprawia tradycyjną mszę np. o św. Pawle VI albo o św. Janie Pawle II. Nie wiem jak to będzie można połączyć razem. Ten, który niszczył Mszę, teraz będzie czczony na tej Mszy? Do tego może dojść.
Dalej ta sama instrukcja w punkcie 19 mówi, że wierni, którzy proszą o celebrację w „forma extraordinaria” (nadzwyczajnej) nie powinni w żaden sposób popierać ani też należeć do grupy wyrażającej sprzeciw co do ważności bądź prawowitości Mszy świętej, czy sakramentów sprawowanych w formie zwyczajnej i/lub uznania Papieża za najwyższego Pasterza Kościoła powszechnego. Więc ci wszyscy, którzy proszą o mszę nadzwyczajną Motu Proprio, jeżeli chcą być uczciwi z tym, o co papież prosi, jeżeli chcą być uczciwi ze swoim sumieniem, to nie powinni mieć nic do czynienia z Bractwem ani jakąkolwiek inną wspólnotą, którą mogą być jeszcze sedewakantyści, którzy to sprzeciwiają się wartości i prawowierności nowej mszy. Jeżeli idziesz na taką mszę Motu Proprio czy indult to milcząco nie masz nic przeciwko tej nowej mszy. Na tym też problem polega drodzy wierni. Jest to milczące przyzwolenie. Tak jakbym stał, kiedy Pana Jezusa depczą. „Ja nie robię tego, ja nie robię tego.” Stałeś i patrzyłeś, nic nie robiłeś. Na tym polega problem. Proszę też zwrócić uwagę na ciągłą aluzję, że jakoby to Bractwo nie uznawało papieża. Jest to permanentne kłamstwo i oszczerstwo rzucane przez hierarchów Kościoła i psucie naszego dobrego imienia.
Jeśli weźmiemy, drodzy wierni pod uwagę te wszystkie dokumenty, ogłoszenia z Watykanu, konstytucje, Motu Proprio itd., to można dostrzec, że Msza została dopuszczona pod warunkiem akceptacji przynajmniej milczącej Soboru Watykańskiego II i nowego rytu Mszy. Następnie nie można się sprzeciwiać temu, co Rzym robi. Można to wyczytać z pochwały federacji Una Voce, zabiegają o Mszę tradycyjną, przy zachowaniu posłuszeństwa Rzymowi. Trzeba po prostu zgodzić się na wszystko i tylko prosić, błagać: dajcie nam. Wszystko to jest na zasadzie: my wam damy, ale wy musicie uznać nowa Mszę. Będzie i Msza tradycyjna ale tylko dla „getta”, dla małej grupeczki. Nic się nie zmieniło. Wprawdzie wszyscy teraz księża mogą mszę odprawiać, ale de facto nie mogą jej odprawiać, ponieważ nadal stwarzają biskupi czy proboszczowie trudności. I tak to wygląda.
Drodzy wierni, więc jaka nasza postawa wobec tego? To znaczy przynajmniej jaką postawę tutaj widzę, jaką sobie wyobrażam. Zadaję to pytanie i mówię o tym, właśnie dlatego, że chcę mówić do Was: „drodzy wierni”. „Drodzy wierni”- by móc mówić do Was: „wierni”. Może się okazać później, że jeżeli ktoś ma inne myślenie, to nie będzie wiernym. Lepsza grupka mała ale wierna, przekonana, z zasadami. Nie chodzi o liczbę.

A więc jaka postawa wobec tzw. indultu czy motu proprio Mszy? Po pierwsze widzę w tym niebezpieczeństwo. Język tych dokumentów i cały duch tych dokumentów oraz środowiska skupiające się wokół nich, bazujące na nich budują niechcący „rzeczywistość posoborową”. Wchodząc w zależność i zostając „na garnuszku” posoborowych hierarchów chcąc, nie chcąc łatwo mogą ulec presji używania miękkiego, delikatnego, rozmiękczonego języka w duchu Soboru Watykańskiego II – bez potępień, rozmyty, połowiczny, liberalny. Świat taki jest i sobór, który dostosowywał się do świata też taki jest. Jeśli teraz katolicy tacy będą to nie znajdziemy takich „ojców Kordeckich”, nie znajdziemy takich obrońców Jasnej Góry. Kompromisik, kompromisik za kompromisikiem, „mentalność piłatowa”. Piłat, który sprzedaje Chrystusa, powoli, powoli, aż do całkowitej zdrady. Czy nie do takiej mentalności może doprowadzić „indult”? „Wasza mowa ma być: „tak- tak, nie- nie”

Następnie, drodzy wierni, jest to odarcie nas z godności. Jesteśmy dumni, że jesteśmy Polakami, a jak nie to dumni powinniśmy być! Często ograbia się nas z dumy narodowej, poniewiera się ją po to, żeby wolno było móc mówić, Polak to po prostu najgorsze, co może być, Polak to złodziej, Polak to, tamto…Dumę narodową odebrać, byśmy wstydzili się, że jesteśmy Polakami. Historię przeinaczyć, zafałszować, zrobić z nas żydożerców, czy kogoś jeszcze innego. Chce się pozbawić nas dumy narodowej oraz dumy katolickiej, bo dla liberalnego świata to faszyzm i fanatyzm, zagrożenie dla Unii Europejskiej, zagrożenie dla pokoju na świecie. Jeżeli człowiek boi się być katolikiem, nie uważa tego za wielką dumę, jak w pierwszych latach chrześcijaństwa, to już jest po stronie liberalnego świata, to już jest w niebezpieczeństwie kompromisów. Mamy być dumni, że jesteśmy katolikami, że mamy ten zaszczyt i łaskę poznania prawdy nieskażonej, tego co Kościół przez wieki przekazywał i że mamy ten ryt Mszy św., który pokolenia uświęcał i nowym rytem sprotestantyzowanym się nie kalamy. Nie musimy się prosić, nie musimy liczyć na łaskę z Rzymu, że nam pozwolą odprawiać Mszę, że nam dadzą jakiś kościół w zamian za milczenie bądź kompromisy, to nie jest godne katolika, to jest uwłaczające godności katolickiej i samej Mszy św. uwłacza, Mszy, która jako jedyna ma prawo być odprawiana.
Inny problem polega na milczeniu. Milcząc akceptacje się. Jeśli nic nie powiemy to niestety, ale zgadzamy się na to. A jeśli już nawet milczeniem coś zbyje jakiś kapłan tzw. „indultowy” to jednak nie może raczej pozwolić sobie na otwarte wypowiedzenie się przeciwko, czasami obawa represji ze strony oficjalnych władz może niektórych przewyższyć.
Poza tym jest to, moim zdaniem, szkodliwe dla kapłanów. Nie pomagacie nam, nie pomagacie księżom tamtym w żaden sposób. Po pierwsze kapłan (jeżeli się przeczyta książki dla kapłanów) ma być na wzór Eliasza. Eliasz miał swoje słabe chwile, oczywiście. Chciał uciekać, Pan Bóg go zatrzymał, a nie miał siły na to czego Bóg od niego żądał. Od niego Bóg wymagał by poszedł do króla, który każe zabijać prawdziwych proroków i zapowiedzieć mu karę Boża. Nie bał się, poszedł. Podobnie św. Jan Chrzciciel. Święty Jan Chrzciciel nie bał się pójść do króla i powiedzieć: nie wolno ci być z ta kobietą! Przypłacił za to głową, za to, że prawdę mówił, prawdy bronił. Dlatego ci księża chowają swe głowy, żeby tej głowy nie stracić. Nie oceniam każdego z osobna, nie podważam ich gorliwości i pobożności, ale tak to wygląda. Niektórzy obawiają się, że jeśli się „wychylą”, to stracę posadę swoją, stracę swoją plebanię, stracę swoją może zapewnioną emeryturę, że stracą powierzonych sobie wiernych bo go wypędzą itd. Przecież dla księdza jest to zabójcze, to nic innego jak za komuny, nie mamy TW, agentów, tylko mamy takich, którzy nie muszą donosić bo sami zaprzęgli się w ten układ. Po prostu się boją cokolwiek powiedzieć. To jest tragedia dla kapłaństwa katolickiego. To jest uwiązanie kapłana na smyczy, który boi się powiedzieć prawdy, w jakimś sensie terror komunistyczny. Bali się cokolwiek powiedzieć, bo będą prześladowani. Teraz kapłani boją się coś powiedzieć, bo będzie terror Watykanu, a raczej terror kurii, bo będą ich prześladować za głoszenie prawdy. Podobna taktyka, tylko inna ręka, która ich trzyma na smyczy, podobny system. Nie walczą o obiektywną prawdę. To jest rodzaj tchórzostwa… Rozumiem, że słabości ludzkich jest wiele, kwestii, które się bierze pod uwagę, ale dla kapłan, który się poświęca Chrystusowi, dla niego nie ma innej kwestii niż Jezus Chrystus i Kościół Katolicki. Dla niego nie ma kwestii rodziny: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26); „Kto ojca lub matkę miłuje więcej niż mnie, nie jest mnie godzien. I kto syna lub córkę miłuje więcej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37) Po co jest w ogóle księdzem? Jeśli względy rodzinne są ważniejsze to wracaj do domu. A jeśli się boisz o to, co posiadasz, to spójrz na Pana Jezusa- wszystko Mu zabrali, działalność Mu zabrali, na krzyżu wisiał tylko z jedną przepaską i koroną cierniową.

Drodzy wierni, jeśli jakiś ksiądz zaczyna odprawiać katolicką Mszę, to powiedzcie temu księdzu, oczywiście z pokorą i taktem: proszę księdza, ksiądz dopiero zaczyna nogę stawiać na ołtarzu, a ksiądz musi wejść do całego sanktuarium, a żeby tam wejść trzeba się uformować, trzeba się zmienić. To nie jest kwestia przeczytanych książek, to jest kwestia mentalności, a mentalności nie zmienia się w ciągu jednego dnia. To jest po prostu kwestia formacji. Za tą Mszą ma iść doktryna, ma iść i duchowość oraz mentalność tradycyjna, a ciężko to zdobyć żyjąc i kształcąc się w atmosferze posoborowej.
Uważam, moi Drodzy, że przez Mszę tzw. indultową czy motu proprio stwarza się atmosferę kompromisu, miłego kompromisu dla kapłana, przemilczenia i co dla wiernych później? Jeśli ksiądz taki powie coś, co kurii się nie spodoba, co się może stać? Może niestety zostać wyrzucony, zarówno Bractwo św. Piotra jak i Instytut Dobrego Pasterza stanowi dla nas przykład. Tak to wygląda, drodzy wierni. Bractwo ma o tyle komfort, że nic nam nie zrobią. Nie jesteśmy na łasce kurii. Ciężko ufać hierarchom, którzy tak postępują z tymi, którzy niby są w tzw. pełnej jedności. Jedyne co można odpowiedzieć takim hierarchom to słowa obrońców Jasnej Góry: „ my nie wierzymy im, bo nas zdradzą”, nie ma co ufać. Pokazały episkopaty i Watykan, że nie ma komu ufać, niszczą wszystko co tradycyjne. Dlatego ci wszyscy wierni, którzy są z pewnością dobrzy i gorliwi, którzy są świadomymi katolikami, mogą zostać nagle, pewnego dnia, bez kapłana. Dlaczego? Bo biskup powie, że musi się wynosić. Nie ma kapłana, nie ma pasterza, i nie rzadko wtedy rozproszą się owce. To jest takie zostawianie tych ludzi „na lodzie”. Nie mogę ich uformować w sposób jednoznaczny, wyraźny, bo mogą zostać za to wyrzuceni. Kompromis zaczyna się już na starcie. Błędne koło. Zgniły kompromis.
Następne niebezpieczeństwo – brak przywiązania do tzw. parafii. Czasami w kościołach widać blaszki z imionami w ławkach. Wierny ma swoje miejsce w kościele. Ciężko później taką „blaszkę” oderwać i przybić w ławce w kaplicy Bractwa. To pokazuje dobra cechę, której życzył sobie Kościół od nas jako wiernych Kościoła, jako wiernych konkretnej parafii. Powinniśmy mieć rzeczywiście przywiązanie do miejsca. Przynajmniej zachować pozory normalności. Jeżeli skaczesz z kwiatka na kwiatek, tonie wyrobisz w sobie takiego przywiązania. I jeśli tak chodzisz wszędzie, to później czyją owcą jesteś? Wypasioną, ale nie na moim chlebie, nie na mojej strawie, nie wiem na czym, bo nie wiem czyich i jakich kazań czy nauk słuchała, czy to było katolickie czy może posoborowe. Pasterz nie pozna wtedy swoich owiec. Jak się przyznać do owcy, jak można powiedzieć czyja ta owca jest skoro owca łazi wszędzie i jada wszędzie. Dlatego Kościół tak chciał, żeby była parafia.
Poza tym stwarza się taką mentalność traktowania kapłanów jak automatów. Mianowicie, wierny traktuje kapłanów jak automaty do sakramentów: ja tylko przychodzę, ksiądz ma dać mi Komunię, odprawić Mszę i dać rozgrzeszenie. Więcej? To ja sobie wybiorę księdza, kazania sobie wybiorę. Czasami tak rzeczywiście jest. U nas, zazwyczaj księża, którzy pokończyli nasze seminaria mogą mówić cienkie kazania, ale nie powiedzą herezji. Jeśli ktoś jest po naszym seminarium to wątpię, by powiedział coś niezgodnego z nauką Kościoła, niestety nie mam pewności takiej po księżach, którzy mieli nowa formację. Jeśli wierny nie ma takiej pewności, a ciężko o nią u kapłanów, którzy kończyli nowe seminaria, wówczas wierny stanie się teologiem. Wierny będzie teologiem, który zamiast skupić się na kazaniu, nauce itd. musi być czujny i osądzać kapłana: w konfesjonale, na ambonie i wszędzie. Jeśli tego nie chce robić, to będzie połykać wszystko, dobra naukę i złą naukę. Jeżeli jesteś dorosły, to możesz to uczynić, twoje dziecko już tego nie zrobi, połknie wszystko, połknie naukę, ale też połknie mentalność.
Drodzy wierni, poza tym chodzi o zwykłą ludzką wdzięczność. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakty historyczne to nasuwa się czysta, ludzka wdzięczność. Kto nam to wszystko zachował? Kto nam zachował Mszę? Komu to wszystko zawdzięczam? Bractwo mi dało, arcybiskup Marcel Lefebvre mi zachował Mszę. Jeśli tego nie uznają ci wszyscy kapłani indultowi i motu proprio, to są niewdzięcznikami. W jakich okolicznościach powstało Bractwo św. Piotra ? Dlatego, że arcybiskup Lefebvre dostał po głowie, dlatego, że chciał żeby Kościół przetrwał, dlatego że wyświęcił biskupów. Bez tego gestu Bractwa św. Piotra może by nie było. A inni, a to dopuszczenie Mszy dla wszystkich, przynajmniej w teorii? Komu to zawdzięczają? Arcybiskup Lefebvre dlatego, że Arcybiskup i Bractwo zostało wierne i postawiło dwa warunki jeśli rozmowy miałyby być prowadzone z Rzymem: powiedzenie, że ekskomuniki nie było oraz dopuszczenia Mszy dla wszystkich. Papież to zrobił, pomijając mankamenty, ale jednak to zrobił. Jeśli tego kapłan odprawiający Mszę św. tradycyjną nie uznaje, a nawet na Bractwo „plują”, to pytam się jak mój wierny może tam chodzić? Jak do takiej osoby mogę powiedzieć: mój wierny, a tym bardziej: mój drogi wierny? Przychodzisz do mnie, do kapłana Bractwa na Mszę ale z drugiej strony idziesz tam, gdzie plują na księdza, którego ty niby szanujesz. Jaki to jest szacunek? Jeśli mój sąsiad mówi na mojego tatę, to mogę pójść z nim normalnie obiad sobie jeść jak gdyby nigdy nic? Tak się po prostu nie robi.
Czasami, może ktoś wysunie argument, że nawrócił się dzięki indultowi. Pytanie jakie mi się wówczas nasuwa brzmi: czy dzięki indultowi, czy mimo indultowi? Czy trafił ktoś do Bractwa dlatego, że na indulcie go o tym uczyli, czy dlatego, że zapoczątkowało to jego osobiste szukanie. Najczęściej wydaje mi się, że większość ludzi trafiło do nas nie dlatego, bo na indulcie ich do tego zachęcali, ale dlatego, że łaska Boża w nich zadziałała i sami zaczęli szukać. Powiedziałbym, że nie dzięki indultowi, raczej bym powiedział wręcz przeciwnie, gdyż indult został po to wprowadzony by odciągać od nas, od stanowiska Bractwa i walki jaka toczy. Widzieliśmy, dlaczego powstały indulty. Jeśli się nie mówi jasno, a wierny ma prawo usłyszeć jasna naukę, a nie domyślać się co ksiądz chciał powiedzieć, to wierny nie ma problemu z chodzeniem na nową Mszę i tradycyjną Mszę. Dzieje się tak, bo nie powiedzą wprost: nowa Msza jest zła, na to się nie chodzi, tego się unika, chyba, że jest wyjątek, wtedy można, różaniec sobie odmówić, ale na pewno aktywnie nie uczestniczyć w nowej Mszy, nie uczestniczyć przystępując do Komunii na nowej Mszy. Ta Msza została sprotestantyzowana, nie ma czego katolik tam szukać. Tego nie usłyszy nikt na indulcie, bo by się szybko indult skończył.
Na końcu jeszcze jedno: mentalność. Uważamy, że Bractwo jest najlepsze, idealne, jedyne ale jak trzeba nam kościoła, w sensie budynku, to szukamy gdzie indziej bo Bractwo tego nie ma, bo względy rodzinne są ważniejsze… Ja rozumiem, to są ludzkie względy, ciężkie względy. Nam kapłanom jest prościej, nie mamy rodziny. Nie musimy się o to martwić. Wiernym jest może o wiele ciężej, są różne uroczystości. Dlatego daleki jestem od ocenienia i potępienia takich osób. Ale… ktoś mi przysłał zdjęcia ślubu w kaplicy kijowskiej. Jest to kaplica mniejsza niż ta… czy to jest przesada? Pytanie, co jest w naszym życiu najważniejsze? Co nam pozostanie przed sądem u tronem Pana Boga, na końcu? Czy warto kompromisami zaczynać nowe życie wspólne i względy rodzinne już na samym początku postawić jako kryterium postępowania w swoim wspólnym życiu małżeńskim? Warto się zastanowić…
Drodzy wierni, jeśli chcecie wyrazić wdzięczność kapłanom Bractwa, to nie chodzi o to, by dziękować, mówić „dziękujemy” i „bardzo dziękujemy”. To nie jest dla nas wyraz wdzięczności. Wyraz wdzięczności dla nas to jest wierność, wierność nie nam, ale wierność Panu Bogu. Jeśli widzę wiernych, którzy są na Mszy, którzy są przy Komunii Świętej, którzy się spowiadają, którzy słuchają nauk, to znaczy, że są wierni, traktują poważnie to, co się do nich mówi, co się dla nich robi – jeździ się dla nich, odprawia się Mszę. Tacy wierni chce tam być, chce być na tej Mszy, chce z tego korzystać, nawet pokonują wiele kilometrów choć bliżej maja i w może dogodniejszej godzinie Msze indultową. To znaczy, że im na tym zależy. Tylko korzystajcie z tego, do czego my zostaliśmy ustanowieni, do czego nas Bóg wam posłał. Jeśli z tego będziecie korzystać, to jest to wówczas dla nas najlepsza zapłata. Więcej nic nie chcemy.
W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!