21. niedziela po Zielonych Świątkach (o śmierci), 2.11.2014

Drodzy Wierni!

Będąc w tą niedzielę pomiędzy uroczystością Wszystkich Świętych i wspomnieniem wszystkich dusz cierpiących w czyśćcu, oczywiście kierujemy nasze myśli ku wieczności, ku wielkiej tajemnicy śmierci.

Dziś, zwłaszcza w miastach, bardzo skwapliwie ukrywa się śmierć i jej żniwo przed oczyma żyjących, by nie zakłócać ich spokoju. Powinniśmy raczej powiedzieć: by odsunąć myśl o ,,wiecznym odpoczywaniu“, by ta myśl, co sięga w wieczność i głosi ,,pokój wieczny” nie denerwowała ludzi oddanych tej ziemi i wprzęgniętych w krąg nieustannych zabiegów, trosk i gonitwy. A jednak – codziennie (czy chcemy, czy nie chcemy) na oznaczonym przez Boga zakręcie naszej drogi życia staje przed nami rzeczywistość śmierci. Gdzie śmierć zastąpi nam drogę, nie wiemy. Co jakiś czas zjawia się koło nas, zabierając kogoś ze znajomych, przyjaciół, krewnych, by nam uprzytomnić, że gospodarzy koło nas i że i do nas zawita – w godzinie, jednemu tylko Bogu wiadomej, – by nas przeprowadzić przez próg wieczności. Zamiast omijać myśl o śmierci zastanówmy się nieraz – w cichości ducha – nad nią! Zastanówmy się nad tym: A. dlaczego powinniśmy często myśleć o śmierci? i B. co mamy myśleć o śmierci?

A. Dla ludzi tego świata, bardzo płytko ujmujących zagadnienia życiowe, dziwnym się wydaje, że tak często i uporczywie powracamy do myśli o śmierci. Widzimy też, że ludzie ci najchętniej omijają szybko groby. Owszem oni też zataczają jak najdalszy łuk, omijając łoże śmierci, nawet swoich najbliższych, by pozbyć się myśli o śmierci, by ją przepędzić precz poza pole swych zainteresowań. A jednak my przecież wszyscy żyjemy na jednej wielkiej mogile, jaką jest nasza ziemia i stąpamy każdego dnia po grobach, mniej lub więcej głęboko, ukrytych pod naszymi stopami. Z grobów tych idzie ku nam wnikliwe wspomnienie o tych, co przed nami przeszli przez tę ziemię. My, uczniowie Chrystusowi, rozumiemy wymowę prochów umarłych, rozsianych po całej ziemi. One nam głoszą tę naukę starą – jak chrześcijaństwo, – że kto często myśli o śmierci: 1. żyje święcie, 2. umiera szczęśliwie, 3. zachowuje cierpliwość, pokój, równowagę.

1. Z myśli o śmierci wyrasta pewnik, że wszystko, co stworzone przemija, jak miało początek, tak i koniec mieć będzie, że prawo życia doczesnego jest zarazem nieubłaganym prawem śmierci. Nie wiemy, kiedy ten Świat stworzony przeminie. Wiemy jednak dobrze, że szybko przeminiemy my sami. „Nie mamy tu stałego mieszkania” i innego szukamy w wieczności w „domu Ojca”. Kto jednak pragnie tam być z „Ojcem niebieskim” szczęśliwym, musi tu rzetelnie i sumiennie popracować. Na tej prawdzie opiera się nasze życie wewnętrzne, nasze zwrócenie się ku Bogu i wieczności, tzn. ku naszemu celowi. Gdy patrzymy na życie przez pryzmat śmierci, patrzymy należycie i wznosimy się łatwo ku temu, który jest Panem życia i śmierci. Patrząc śmierci w oczy, zaczynamy żyć po chrześcijańsku, a oswoiwszy się z myślą o śmierci, wchodzimy powoli na drogę cnoty i doskonałości.

2. Kto często myśli o śmierci, umiera szczęśliwie. Jakże różnie ludzie umierają! Jedni w tępym otumanieniu, inni pod narkozą, inni wreszcie w rozpaczy. A iluż obecnie jest takich, co uciekają przed życiem i jego odpowiedzialnością. My, uczniowie Chrystusowi, chcemy i możemy umierać szczęśliwie! Nawet wśród najsroższych mąk męczennicy chrześcijańscy promienieli szczęściem w chwili śmierci… Niebiosa otwarte widzieli nad sobą – jak św. Szczepan Męczennik. I my umierać będziemy szczęśliwie, jeśli przez całe życie wychodzić będziemy spokojnie naprzeciw śmierci, na jej spotkanie. Myśląc o śmierci, uprzytomnimy sobie, że śmierć jest warunkiem do otrzymania nagrody wiecznej, przechodzącej wszelkie nasze pojęcie. Oczywiście, że nagroda ta zapewniona jest tylko tym, co „w Panu umierają”. A umierają w Panu tylko ci, co żyją z Bogiem i dla Boga. Wszyscy uczniowie Chrystusa Pana umierający tak czy inaczej, na różne sposoby powtarzają: „Ojcze, w ręce twoje oddają ducha mojego!”

3. Po trzecie, Kto często myśli o śmierci, zachowuje pokój. Wiemy dobrze, że nasze życie jest jednym pasmem zawodów, cierpień i kłopotów. Jakże bardzo potrzebną nam jest tutaj cierpliwość! A cóż lepiej usposabia nas do cierpliwości – niż myśl o śmierci? Myśl o śmierci potrafi nam żywo uprzytomnić krótkotrwałość wszystkiego, co nas tu trapi i męczy na ziemi; ukazuje nam nagrodę wieczną i chwałę niebieską, wobec których „wszystkie utrapienia tego czasu niniejszego“ stają się w oczach naszych maluczkimi i niegodnymi, by zaprzątać nimi naszą duszę.

B. Co mamy myśleć o śmierci? Należy pamiętać o trzech głównych cechach śmierci: 1. pewność śmierci, 2. rychłość, z jaką posuwa się ku nam, 3. niepewność co do terminu.

1. Śmierć jest jednym z takich pewników jak istnienie Boga. Tylko, że – niestety – pewnik ten przyuczyliśmy się raczej oglądać w zastosowaniu do drugich, nie do siebie. A jednak właśnie w odniesieniu do nas pewnik ten nabiera specjalnego znaczenia. Do nas – a nie tylko do innych ludzi – powiedziano: „Postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd!“ (Żyd 9, 27). Śmierć z przerażającą pewnością obnaża właściwą prawdę o życiu. Wiemy, że czas pozorów jest przemijający, że śmierć zdziera gwałtownie maski przyklejone do twarzy. Śmierć zmiata wszystko, co sztuczne i okazuje nam to, co jest.

2. Po drugie, śmierć przyjdzie wnet. Najczęstszym i najpospolitszym złudzeniem wśród ludzi to mniemanie, że będą żyć jeszcze długo i chociaż nie odpędzają od siebie myśli o śmierci, to zawsze raczej myślą o wcześniejszej śmierci innych. Przyznajmy szczerze, i my przecież należymy do tego bractwa pogrzebowego, co w myśli grzebie innych. Tego, bo starszy od nas, tamtą, bo chora itd. A jednak śmierć przychodzi do nas wnet i to prawie zawsze wcześniej, niż się spodziewamy. Jak mówi słynny pisarz duchowny o. Pesch TJ: ,,Nie zapominaj we wszystkich twoich dążeniach, że każdy krok w twym ziemskim życiu jest dla ciebie krokiem do grobu!”

3. Po trzecie, nigdy nie mamy pewności co do terminu śmierci. Wszystko dziś obliczą uczeni z największą, podziwu godną, dokładnością, tylko żaden z nich nie obliczy godziny naszej śmierci. Ani młodość ani dostatek nie mogą nas upewnić, że umrzemy później niż inni. Ani choroba, nawet ciężka i przewlekła, nie jest wyrocznią, że umrzemy wcześniej niż inni. To małe słówko: kiedy, okrył sam Bóg tajemnicą. Taka jest jego wyraźna wola. Ta niepewność jest jednak dla nas bardzo zbawienną, bo prowadzi nas do zapewnienia sobie zbawienia przez czujność, którą nam tak bardzo i tak często zaleca Pan Jezus.

W jednym klasztorze umierał bardzo poczciwy braciszek zakonny, który był krawcem. Przeor zapytał się umierającego, czy ma jeszcze jakieś życzenie przed śmiercią. Ten odpowiedział: „Ojcze! niech mi przyniosą tu moje narzędzie, którem pracowałem tyle lat, igłę”. A gdy mu przyniesiono igłę, wziął ją w swe stygnące ręce i rzekł do zebranych braci: „Nie boję się śmierci. Z tym małym narzędziem idę naprzeciw śmierci i nim otworzę sobie bramy nieba. Ile razy tą igłą ruszyłem, starałem się za każdym razem czynić to dla P. Jezusa, z miłości ku niemu. Jezus najlepszy nie zapomni mi tego, nie odrzuci mnie”. I z igłą w rękach, oddał swą duszę spokojnie Zbawicielowi i Sędziemu swemu.

Gdy z myślą o śmierci pełnić będziemy swe obowiązki, ożywieni miłością ku naszemu Zbawicielowi, „Zwycięzcy śmierci“, spokojnie czekać będziemy na ostatnie tchnienie na tej ziemi. Dziś już prośmy Pana Jezusa, by ono było aktem miłości i posłuszeństwa. Amen.

 

Na podstawie: Ks. Omikron, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 194.