15. Niedziela po Zielonych Świątkach, 21.09.2014

Drodzy Wierni!

Pan Jezus, który sam o sobie powiedział: „Jam jest zmartwychwstanie i życie”, spotyka się u bramy miasteczka Naim ze śmiercią. On wchodzi w towarzystwie Apostołów i wielkiej rzeszy ludzi do miasta, a z miasta niosą przez tę samą bramę umarłego, otoczonego również gromadą ludzi. Z jednej więc i z drugiej strony mnóstwo jest świadków, którzy mają oglądać na własne oczy spotkanie się Życia ze śmiercią.

Tam, skąd Chrystus Pan ustępuje, czy to z duszy, czy z domu, czy z kraju, znika wraz z Nim spokój i zadowolenie, a poczyna się zagnieżdżać nędza, grzech i śmierć, bo bez Boga nie może trwać żadna dobra rzecz. Tam zaś, dokąd Chrystus Pan wchodzi, ustępuje nędza, grzech i śmierć, a nastaje pokój, szczęście i życie. Wszedł Pan w dom chorej świekry Piotra i od razu wyzdrowiała; wszedł do domu Jaira, a jego zmarła córka ożyła; wszedł do celników Mateusza i Zacheusza, a obu rozjaśniło się w duszy, obaj pozyskali zbawienie, bo z Bogiem idą w parze wszelkie dobra. To samo powtórzyło się w Naim.

„Gdy się przybliżył ku bramie miejskiej, mówi Ewangelia, oto wynoszono umarłego, syna jedynego matki jego”. Wynoszono więc nie starca, pokonanego wiekiem, lecz młodzieńca zmarłego w kwiecie lat. On zapewne marzył, że pożyje długo, że stanie się kiedyś podporą swej matki, a tu niespodzianie zimna i nieczuła kosa śmierci podcina jego życie, i niweczy wszystkie rachuby i nadzieje. Śmierć jest straszna, ale boleśniej rani zgon osób młodych. Jeszcze życia nie zażył, takie skargi wyrywają się ludziom z ust, już go złamała śmierć. Czemuż go Pan Bóg tak szybko zabrał? Zgon młodych jakby woła głośno: Niepewna jest śmierci godzina; ani piękność, ani siła nie zasłaniają od niej, dlatego: „Czuwajcie i módlcie się, albowiem nie wiecie dnia, ani godziny” (Mt 25, 13).

Śmierć młodych osób nie jest w gruncie rzeczy największym nieszczęściem. Życie ludzkie pełne jest walki, trosk i kłopotów. Wszak Pismo święte samo powiada: „Człowiek zrodzony z niewiasty, żyjąc przez krótki czas, napełniony bywa wieloma nędzami” (Hi 14, 1). Może Pan Bóg umniejszył takiemu człowiekowi miarkę goryczy, że go wcześniej od niej uwolnił? Po za tym życie nasze pełne jest pokus i niebezpieczeństw, które narażają na grzech i zepsucie. Wczesna śmierć jest zwykle spokojniejsza i szczęśliwsza, aniżeli po życiu długim spędzonym w grzechach. Dlatego i Pismo św. powiada: „Podobała się jego (młodego) dusza Bogu, dlatego pośpiesznie uszła spośród nieprawości. A ludzie patrzyli i nie pojmowali ani sobie tego nie wzięli do serca… Kto umarł jako sprawiedliwy, potępia żyjących bezbożnie, a dopełniona wcześnie młodość – leciwą starość nieprawego” (Mdr 4, 14nn).

Z wypadkiem śmierci w miasteczku Naim łączą się jeszcze inne przykre stosunki, albowiem Ewangelia dodaje, że zmarły był nie tylko młodym, lecz także jedynakiem, a jego matka wdową. Gdyby miała była drugiego syna, gdyby miała żyjącego męża, jej los byłby znośniejszy. Słaba niewiasta, wdowa, nie potrafi podołać pracy i kłopotom, nie ma siły, żeby bronić się przed niesprawiedliwością ludzi. Pan Jezus uwzględnia gorzką dolę owej wdowy, swym przykładem pokazuje to, o czym później powie św. Apostoł Jakub: „Nabożeństwo czyste i niepokalane u Boga i Ojca to jest: nawiedzać sieroty i wdowy w ucisku ich” (Jk 1, 27). Na odwrót świętą jest powinnością wdów nie rozpaczać, tylko niewzruszoną ufność pokładać w Bogu. Że wdowa z Naim była osobą godną, zasługują na współczucie, stwierdzają dalsze słowa Ewangelii: „A rzesza wielka szła z nią”. Więc nie sama szła za trumną syna, ani też malutka garstka ludzi, jak to czasami bywa, lecz rzesza wielka oddawała ostatnią posługę zmarłemu jedynakowi, synowi kobiety uszanowanej.

A teraz, zwróćmy naszą uwagę na Pana Jezusa i oglądajmy spotkanie się śmierci z Tym, który jest zmartwychwstaniem i życiem. Ewangelia opisuje ten moment krótko: „Ujrzawszy Pan, ulitował się i rzekł jej: Nie płacz”. Chciał powiedzieć: „Uspokój się, nabierz otuchy, bo litując się nad twoją dolą, pocieszę twe serce”. „I przystąpił i dotknął się mar i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań”. Tak może przemawiać tylko Bóg, bo tyko Bóg ożywia umarłych (Rz 5, 17). I śmierć oddała swą ofiarę, bo musiała usłuchać swego Pana i władcę. Wróciła dusza znowu do ciała, z którego wyszła, „i usiadł ów, który był umarły i począł mówić”, bo ruch i mowa są najpewniejszym znakiem życia. Jakie były pierwsze słowa młodzieńca, Ewangelia nie powiada, ale wolno się domyślać, że były to wyrazy czci, uwielbienia, gorącej podzięki i zapewnienia wierności na całą przyszłość za tak niewymownie wielkie dobrodziejstwo. Wróciwszy młodzieńcowi życie, „dał go Jezus jego matce”. Mógł go zatrzymać przy Sobie, mógł mu przykazać, aby jako uczeń szedł za Nim, lecz nie uczynił tego, owszem, oddał go matce, której był potrzebny, aby pełnił obowiązek synowski, aby był jej pomocą.

Mnóstwo ludu patrzyło na wskrzeszenie młodzieńca, i wrażenie cudu było nadzwyczajne. „I zdjął wszystkich strach, powiada Ewangelia, i wielbili Boga, mówiąc: Wielki Prorok powstał między nami, a iż Bóg nawiedził lud swój”. Wskrzeszenie ze zmarłych w Naim było jednym z wielkich cudów Pana Jezusa, udowadniających Jego bóstwo i posłannictwo mesjańskie.

Należy pamiętać, że są dwa rodzaje umarłych: jedni umarli na ciele, drudzy na duszy. Śmierć ciała widzimy oczyma, ale śmierć duszy nie jest widoma. Człowiek taki jest zdrowy, chodzi, wszystkim się zajmuje, a mimo to może być umarły na swej duszy. Śmiercią duszy nazywa Pismo święte grzech ciężki czyli śmiertelny. Nazwa ta jest bardzo trafna, bo śmierć duszy pod wieloma względami podobna do śmierci ciała. Śmierć ciała obdziera swą ofiarę z majątku, honorów, a grzech obdziera ze wszystkich zasług, z dobrych uczynków i z łaski Bożej; umarły na ciele nie rusza się, nie może nic robić, a dusza skalana ciężkim grzechem także nie może zdziałać nic zasługującego, nic Bogu miłego; zmarły na ciele spoczywa w grobie, a grzeszni, mówi św. Jan Złotousty, jest swoim własnym, żywym grobem, pełnym moralnej zgnilizny. Jeżeli wskrzeszenie zmarłego na ciele jest cudem wszechmocy Bożej, to większym jeszcze cudem łaski Bożej jest wskrzeszenie umarłego na duszy, czyli nawrócenie grzesznika, bo nieżywe ciało nie może opierać się Bogu, a grzesznik żyjący ma wolną wolę i często odpycha łaskę Bożą.

Ojcowie Kościoła ze św. Augustynem na czele, widzą właśnie we wskrzeszeniu młodzieńca w Naim obraz wskrzeszenia grzesznika. Matką duchowną, powiadają oni, jest Kościół św.; jest matką wdową, bo jej Oblubieniec Chrystus Pan został od niej wzięty do nieba. Dola jej także wdowia, bo zewsząd ją uciskają i prześladują; Kościół, ta matka wdowa, ma synów i córki, umarłe na duszy, więc stroskana płacze i ustawicznie zanosi do nieba prośby i ofiary, aby Pan wskrzesił drogie jej, choć grzeszne dzieci. Płacz Kościoła, modlitwy sprawiedliwych i Świętych, widzi Pan, a litując się, potęgą Swojej łaski dźwiga opornych z grobu grzechów. I to jest właśnie ów wielki cud, który ciągle oglądamy. Pan Jezus mówi: „Grzeszniku, wstań!” (Ef 5, 14), a ten, który był umarły, pętany nałogami, zakamieniały w grzechach, dźwiga się na głos Boży, wstaje, otrząsa się ze swoich nałogów, i z drapieżnego wilka przemienia się w baranka. Wskrzeszonego, nawróconego – oddaje Pan Kościołowi, duchownej matce-wdowie, aby go pilnowała, strzegła i prowadziła do wiecznego szczęścia.

Jako więc rzesza w Naim, widząc wskrzeszonego młodzieńca, wielbiła Boga za zdziałany cud, tak i my z głębi duszy wołajmy: „Wielki Prorok powstał między nami, Bóg nawiedził lud swój, wskrzesza nas z grobu wiecznej śmierci, cześć i dzięki Mu za to”. Amen.

 

Na podstawie: Ks. T. Dąbrowski, Homilie na niedziele, 1911, s. 371.