Drodzy Wierni!
Czytamy w Psalmie: „Dziwny jest Bóg w świętych swoich” (Ps 67, 36). Dziwny, przedziwny jest nasz Stwórca, w każdym ze swoich świętych, bo w każdym była ludzka słabość przezwyciężona przez łaskę, każdy był wzniesiony ponad człowieka, ponad tę ociężałość cielesną, która nas trzyma przy ziemi, chociaż duch pragnie wzlecieć ku niebu: „Duch ci wprawdzie jest ochotny, ale ciało mdłe” (Mt 26, 41). Każdy jaśniał cnotą dla nas niepojętą, każdy gotów był wszystko poświęcić dla swojego Zbawiciela, każdy mógł powtórzyć o sobie wzniosłe słowa św. Pawła: „Któż tedy nas odłączy od miłości Chrystusowej? utrapienie? czyli ucisk? czyli głód? czyli nagość? czyli niebezpieczeństwo? czyli prześladowanie? czyli miecz? Ale w tym wszystkim przezwyciężamy dla Tego, który nas umiłował” (Rz 8, 35-37). Jeżeli jednak w każdym z owej niezliczonej rzeszy wybranych trzeba podziwiać moc Bożą, która sprawiła, że Mu się całkiem oddali, to cóż powiedzieć o tych dwóch – największych z pomiędzy Apostołów, o tych najpotężniejszych filarach Chrystusowego Kościoła, o św. Piotrze i Pawle? Przez nich On zburzył świątynie pogańskie, przez nich oświecił i nawrócił ludzkość, przez nich „odnowił oblicze ziemi”!
Różne są drogi Boże i sposoby, którymi On powołuje dusze ludzkie do swojej służby. Oto niejeden zajęty jest ciągle sprawami ziemskimi, pracuje dla wyżywienia siebie i swojej rodziny i nawet mu nie przyjdzie przez głowę myśl, że mógłby czynić coś więcej, że mógłby bliźnich pouczać i prowadzić na drogę zbawienia. Lecz całkiem niespodzianie odzywa się w jego sercu głos Boży każe mu porzucić dom i pracę i obrać stan duchowny. Tak stało się z Szymonem: siedział on raz w swojej łódce rybackiej, kiedy do niego przyszedł P. Jezus i kazał mu zapuścić sieci w głąb jeziora, a natychmiast mnóstwem ryb napełniły się sieci w sposób cudowny. Kiedy Szymon ujrzał to, padł na kolana przed Zbawicielem i wyznał z najgłębszą pokorą: „Panie! odejdź ode mnie, bom jest człowiek grzeszny!” Lecz na to otrzymał odpowiedź: „Nie bój się! odtąd już ludzi łowić będziesz!” Co usłyszawszy, opuścił Szymon bez namysłu wraz z Jakubem i Janem, swoimi towarzyszami, wszystko, co miał i czym zajmował się dotąd, i poszedł za Jezusem (Łk 5, 8-11).
Stało się to cicho, spokojnie, bez żadnych gwałtownych wstrząśnięć, bo tchnienie Ducha Bożego bywa podobne do łagodnego powiewu wiatru: podobnie wzruszyło się serce Szymona pod wpływem łaski, poszedł za P. Jezusem i słuchając Jego nauk, przysposabiał się do pracy apostolskiej. Ale dużo jeszcze upłynęło czasu, zanim dorósł do tego urzędu: wszakże on jeszcze w czasie męki Pańskiej tak był słaby na duchu, że nie tylko nie śmiał stanąć w obronie swojego Mistrza, ale wyparł się Go wobec sług arcykapłana, przysięgając, że „nie zna tego człowieka”, którego był przecież przez trzy lata towarzyszem i który tylu cudów dokonał w jego oczach! Dopiero w dzień Zielonych Świątek napełnił go Duch Św. ogniem niebieskim, wypędził wszelką słabość i trwogę z jego sercu, obdarzył go męstwem i nadludzkim światłem i sprawił, że ten prosty rybak z Galilei ośmielił się wezwać cały swój naród, aby padł na kolana przed narzędziem męki i sromotnej kary: „Pokutę czyńcie”, wołał do ludu, „a niech ochrzczony będzie każdy z was w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie dar Ducha Św.” (Dz 2, 38). Czyż nie był to niepojęty dziw, dokonany mocą Bożą? Któż to zdarzenie potrafi wyjaśnić, kto nam to wytłumaczy, że Piotr i jego towarzysze potrafili zatknąć krzyż na świątyniach pogańskich, że całą ludzkość pchnęli na nowe koleje, nie używając żadnych środków innych, lecz samym tylko „okazaniem ducha i mocy”? (1 Kor 2, 4)?
A teraz przypatrzmy się innemu dziełu prawicy Bożej, innemu nawróceniu! Oto jedzie na koniu Żyd biegły w Piśmie, gorliwy obrońca Prawa, pochodzący z rodziny znakomitej, obywatel rzymski; to już nie rybak, służący Bogu w prostocie ducha, ale człowiek niepospolity, który chce walczyć z zapałem i poświęceniem za wiarę ojców, dla dobra swego narodu, który pragnie wytępić wyznawców wiary Chrystusowej, bo jest przekonany, że oni są zdrajcami świętej sprawy izraelskiej! Wszakże naród żydowski ma panować nad całą ziemią, ma ujrzeć pod swoimi stopami wszystkie ludy i państwa, ma cieszyć się zwycięstwem swego Mesjasza, który królować będzie nad światem aż do końca wieków! A czegóż chcą owi nędzarze, owi celnicy i rzemieślnicy z zakątków wzgardzonej Galilei, jeżeli nie poniżenia i upadku świątyni jerozolimskiej, a zarazem zniweczenia owych wielkich nadziei? Przecież oni każą się wyrzec wszelkich perspektyw ziemskich, bogactwa i panowania, a pójść drogą niesławy i dźwigać krzyż za potępionym przez wszystkie sądy i przez cały naród uwodzicielem!
Takie myśli i uczucia miotały duszą namiętnego Żyda, który pędził do Damaszku, aby tam więzić uczniów Chrystusowych. Aż oto niespodzianie przebił mu duszę promień laski Bożej i w jednej chwili przemienił go w innego człowieka, uczynił go najgorętszym wyznawcą znienawidzonej przedtem nauki: „Zewsząd oświeciła go światłość z nieba, a padłszy na ziemię, usłyszał głos, mówiący do niego: Szawle, Szawle, czemu mnie prześladujesz? Jam jest Jezus, którego ty prześladujesz!” (Dz 9, 4–5). I oto lew staje się barankiem, wróg ewangelii został jej apostołem! Już on wszystkie skarby ziemskie, wszystkie jej rozkosze i królestwa poczytał sobie za gnój (Fil 3, 8), a pożąda tylko jednej rzeczy: on chce pozyskać Chrystusa i wypełniać Jego wolę: „Co chcesz, Panie, abym czynił?” Już własna jego wola umarła, a jedynym jego celem chwała Boża i rozszerzenie Jego Królestwa na całej ziemi.
Jeżeli chcemy poznać jego wiekopomne czyny i cały ogrom jego apostolskiej pracy, czytajmy jego dzieje, jego mowy, spisane przez św. Łukasza w Dziejach apostolskich, jego płomienne listy. Musimy codziennie błagać Pana Jezusa o taką wiarę, nadzieję i miłość, o taką w służbie Jego gorliwość, jaką widzimy u św. Pawła. Wszakże nam wiadomo, co dla nas wszystkich uczynił Pan Jezus, jak nas umiłował, ile dla nas wycierpiał. To wszystko akurat było powodem, motywacją dla św. Pawła we wszystkich jego czynach, a większości z nas to nie porusza. Niestety tak wielu Go nie zna, nie chce o Nim myśleć, nie chce Mu dziękować! Kiedy zaś Pan Jezus ukazał się św. Małgorzacie Marii, odkrył jej swoje Serce, okolone cierniami, przebite włócznią a buchające płomieniem, i rzekł: „Oto serce, co tak ukochało ludzi, iż niczego nie szczędziło aż do ostatniego wyniszczenia, aby im okazać swą miłość; a w nagrodę odbieram po większej części w tym Sakramencie Miłości samą tylko niewdzięczność, wzgardę, nieuszanowanie, świętokradztwa, oziębłość!” Cóż to za słowa! Czyż i my nie należymy do tych niewdzięcznych, którzy ustawicznie korzystają z dobrodziejstw Bożych, którzy jednak nie chcą pamiętać o swoim Zbawcy i nie troszczą się o Jego chwałę, o zbawienie bliźnich? Na tyle grzechów patrzymy, na tyle zgorszenia, – może nawet nasi najbliżsi błądzą w grzechach, a my nic nie chcemy zrobić dla ich ocalenia! „Skoro bydlę upadnie, woła św. Bernard, spieszą je podźwignąć; ginie dusza, a nikt o to nie dba!” Jakże inaczej odczuwał św. Paweł rany duchowe bliźnich! „Któż choruje, pisze on Koryntian (2 Kor 11, 29), a ja nie choruję? któż się zgarsza, a ja nie płonię?” Każde zgorszenie, które jakiś grzesznik dał bliźnim, tak go bolało, jak dotknięcie rozpalonego żelaza. A w liście do Galatów pisze (4, 19): „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje”. A więc nauczanie po całych dniach i nocach, upomnienia, przestrogi, prośby, zaklęcia, modlitwy, umartwienia, praca, męczeństwo – tego wszystkiego używał święty jako środków do wzniosłego celu, i dlatego też łaska Boża nawracała przez niego tysiące i zakładała coraz nowe kościoły.
My takich rzeczy nie zdołamy spełniać, ale każdy z nas może przy Boskiej pomocy przyczynić się do zbawienia dusz sobie najbliższych. Pamiętajmy, że zbawiać dusze, krwią Chrystusową odkupione, to najwyższe pragnienie samego Boga, to praca nieustanna trzech Osób Trójcy Przenajśw. Ktokolwiek zaś czy to modlitwą, czy nauczaniem, czy przykładem lub ofiarą czynią się do zbawienia innych, uczestniczy w tej duchownej pracy i dopomaga niejako samemu Bogu. A cóż możemy uczynić milszego Jemu a dla nas samych pożyteczniejszego? Ze wszystkich dzieł świętych najświętszym jest współpracować z Bogiem nad zbawieniem dusz. „Kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne (tzn. własne) grzechy”, pisze św. Jakub (5, 20). Zbawia on więc duszę brata, a swojej przez to gotuje wieczną nagrodę.
A więc przede wszystkim módlmy się za grzeszników za przykładem śś. Apostołów i innych Świętych, a dalej radźmy im dobrze, namawiajmy, upominajmy ich z gorącą miłością ale zarazem i z roztropnością, żebyśmy ich nie obrazili i nie zniechęcili ku sobie. Najprzedniejsze jednak dzieło gorliwości, to ofiara. Chciej tylko pocierpieć za jaką duszę, a zbawisz ją. Też Apostołowie nie inaczej osiągnęli takie sukcesy w swej pracy jak tylko naśladując swego Mistrza w cierpieniach. Módlmy się zatem, żeby ten ogień miłości, który przyniósł z nieba P. Jezus, rozpalił się i w naszym sercu, odmawiajmy codziennie choć jakąś modlitwę za nawrócenie grzeszników, wyrzekajmy się dla nich tej lub owej przyjemności, a wówczas możemy mieć nadzieję, że pomimo wszystkich upadków i naszych nikczemności nie minie nas przeobfita nagroda, przyrzeczona sługom i robotnikom Chrystusowym. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 317.