9. niedziela po Zielonych Świątkach, 10.08.2014

Drodzy Wierni!

W lekcji dzisiejszej św. Paweł cytuje skargę Starego Testamentu: „Zasiadł lud, by jeść i pić, i powstawszy zaczęli się bawić”. Była ta zabawa powodem wielkich grzechów rozpusty i bałwochwalstwa. Nie znaczy to jednak, że św. Paweł chce potępić dobrą zabawę i radość. Odwrotnie, do Filipian pisze on: „Weselcie się zamsze w Panu, znowu mówię, weselcie się!” Zachęca on więc do radości, ale radości „w Panu”, radości według jego woli. Mamy weselić się ciągle, choć mamy tyle powodów do smutku, tyle doznajemy nieraz przykrości, tyle musimy się trudzić. I to mimo tego, że często nazywamy ziemię padołem płaczu, trzeba pamiętać, że radość, pogoda wewnętrzna jest dobrem, którego człowiek musi pragnąć tak, jak każdy pragnie być szczęśliwym.

Bóg stworzył człowieka na to, żeby go obsypać swoimi dobrodziejstwami, żeby z nim się podzielić własnym szczęściem. Dlatego osadził go w raju rozkoszy i tyle piękności rozlał na całą przyrodę, którą tak zachwycają się umysły szczególnie wrażliwe na piękno. Jak żywo odczuwają piewcy Izraela tę piękność przyrody! Ona jest dla nich matką kochającą, przyjaciółką, hojną dawczynią wesela; jej twory wyobrażają oni sobie jako istoty, obdarzone czuciem i świadomością siebie: „Tabor i Hermon radują się na imię Boże”, mówi Psalmista (88, 13), „wzgórza opasują się weselem…, a bujnym zbożem okrywają się doliny: wszystko wykrzykuje z radości i śpiewa pieśń chwały” (Ps 64, 13n). „Niechaj się weselą niebiosa – czytamy dalej – i raduje się ziemia: niech zaszumi morze i to, co napełnia je. Niech się weselą pola i wszystko, co na nich!“ (Ps 95, 11nn). Również u Izajasza proroka czytamy (35, 1n): „rozweseli się pustynia i zakwitnie jako lilia…, oni ujrzą chwałę Pańską i ozdobę Boga naszego”. Nieraz też wprost wzywa Pismo św. lud izraelski, żeby radował się w Panu: „Służcie Panu z weselem. Wychodźcie przed oblicze Jego z radością” (Ps 99, 2). „Weselcie się w Panu i radujcie się sprawiedliwi” (Ps 31, 11). W czasach bardzo smutnych dodaje Nehemiasz prorok otuchy ludowi, mówiąc: „Nie bądźcie smutni, wesele bowiem Pańskie jest moc nasza” (2 Ezdr 8, 10).

Jeżeli zaś już w Starym Testamencie tak mogli cieszyć się sprawiedliwi, wiernie spełniający przykazania Boże, to o ileż większe powody do radości mają słudzy Chrystusowi! Wszakże oni lepiej daleko poznali dobroć Bożą, niż to było możliwe w Starym Testamencie, poznali Syna Bożego, który uczynił ich swoimi przyjaciółmi, oddał im się cały i pouczył ich, że „tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” (Rz 8, 28) i „utrapienie, i ucisk, i głód, i nagość, i niebezpieczeństwo, i prześladowanie, i miecz”, – oni „w tym wszystkim zwyciężają dla Tego, który ich umiłował” (ib. 35, 37). Dlatego Święci znajdowali wszędzie pobudki do czystego, dobrego wesela; rozkosz sprawiał im widok każdego kwiatka, oni odczuwali żywo całą prawdę słów Chrystusowych: „Przypatrzcie się liliom polnym, jako rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam, iż ani Salomon we wszystkiej swej chwale nie był odziany jako jedna z tych” (Mt 6, 28n). Np. wielki św. Franciszek z Asyżu, który dziś nawet u wielu ludzi niewierzących budzi podziwianie i sympatię, żył pomimo swoich ciężkich chorób w ciągłym radosnym upojeniu: „Bądź pochwalony, Panie mój – śpiewa on w swym sławnym hymnie – ze wszystkimi stworzeniami Twoimi, a zwłaszcza z panią szlachetną, siostrą naszą, słońcem, które darząc nas światłem, odnawia dzień. Jak piękne ono jest i promienne! Potężne w swojej wspaniałości, odzwierciedla ono nam Ciebie, Najwyższy!.. Bądź pochwalony, Panie mój, przez naszą siostrę i matkę, ziemię, która nas żywi i zaopatruje i różnorakie nam daje owoce i barwne kwiaty i zioła!” itd.

Ale nie tylko to go cieszyło, co wszystkim ludziom jest miłe – on więcej jeszcze radował się, kiedy doznawał cierpień i upokorzeń, które innym są tak przykre i wstrętne. Kiedy raz szedł z innym zakonnikiem do pewnego klasztoru, odezwał się do niego tak: „Chociażby który z naszych braci posiadał wszystkie nauki teologiczne i kazaniami swoimi ściągał tysiące słuchaczy, nie byłaby to jeszcze radość doskonała”. Po chwili milczenia dodał: „Chociażby który z naszych braci czynił największe cuda i wskrzeszał zmarłych, nie byłaby to jeszcze radość doskonała”. Zdziwiony spytał go jego towarzysz: „Kiedyż więc byłaby radość doskonała?” A na to Święty: „Gdyby tak dzisiaj, kiedy przyjdziemy do klasztoru zmęczeni i zgłodniali i zapukamy do furty, gdyby wyszedł braciszek odźwierny i odpędził nas, wołając z gniewem: „Precz stąd, włóczęgi i darmozjady, nie warto wam dać kawałka chleba! A gdybyśmy go błagali, żeby nas przecież przyjął na nocleg, a on by wyszedł z kijem i bił nas i kopał nogami, o bracie Leonie, to byłaby radość doskonała!”.

Może to nas zdziwić i wydawać się niezrozumiałym, że ktoś miał powód do radości w takich przejściach, które nas dotknęły by jak najboleśniej i nie tylko nas, ale ogół ludzi zwyczajnych, bo przecież nic nas tak nie boli i nie drażni, jak to, kiedy ktoś obchodzi się z nami w sposób obraźliwy, krzywdzący, brutalny. Ale u Świętych łaska Boża zdołała wywoływać radość nawet w takich okolicznościach, ponieważ one zbliżały ich do doskonałego Wzoru, do najpokorniejszego i znoszącego chętnie najcięższe obelgi Zbawiciela! Nie żąda Pan Bóg od nas, którym bardzo daleko do cnoty św. Franciszka, żebyśmy także radowali się obelgami, ale żąda, żebyśmy przynajmniej znosili je cierpliwie, żebyśmy nie wybuchali gniewem, kiedy nam ktoś wyrządzi krzywdę lub obrazę, chociażby najcięższą!

Podobnych przykładów znajdziemy dużo w Żywotach Świętych. Św. Feliks z Cantalizio, braciszek kapucynów, znany był w całym Rzymie, bo przez czterdzieści lat chodził po ulicach ze swoim workiem, zbierając jałmużny, z twarzą zawsze wesołą, i chwaląc Boga słowami: „Deo gratias”, którymi dziękował nie tylko za otrzymane dary, ale także za szyderstwa i zniewagi – dlatego też nazywano go „bratem Deogratias”. Jeżeli go kto wyśmiewał albo i czynnie obrażał, zwykł był dodawać: „Oby Bóg zrobił z ciebie Świętego!”

Pomnijmy na te przykłady, kiedy widnokrąg naszego życia zasłoni się chmurami, kiedy nas spotka jakiś przykry zawód, albo nawiedzi choroba, i smutek zacznie zakradać się do naszego serca! Pomnijmy na słowa Mędrca Pańskiego, że „wielu ludzi smutek pobił, a nie masz w nim pożytku!” (Eccli. 30, 25). Można się oprzeć smutkowi i przygnębieniu, wzywając na pomoc rozum i wolę. Można sobie powiedzieć, doznawszy jakiejś przykrości: „I cóż to tak strasznego? Czy to się nie da naprawić? Czy to nie może mi wyjść na dobre? Czy nie mam już czym się cieszyć? Wszak jestem zdrów, dzięki Bogu, i mam siły do pracy; a jak nieocenione to dobrodziejstwo! Mam jeszcze rodziców, którzy dbają o moje potrzeby. Mogę się kształcić i poznawać tyle pięknych rzeczy – Świat przede mną otwarty”. Te i inne myśli przyniosą nam ulgę w strapieniu i sprawią, że szybko o nim zapomnimy.

Ale tu chodzi jeszcze o coś innego: pomiędzy czynnikami, które są dla radości duchownej zabójcze, trzeba wymienić na pierwszym miejscu samolubstwo. Kto się zasklepia w sobie, kto myśli tylko o swoich przyjemnościach i wygodach, kto nie miłuje bliźnich, ten nie czyni dobrze samemu sobie, ten nie czerpie z najczystszych, najobfitszych źródeł radości. Starajmy się innych radować, a zwłaszcza tych, którzy wam są najbliżsi, rodziców, krewnych, kolegów, swoją uprzejmością, usłużnością, pomagajmy im według swoich sił, nie obrażajmy ich przykrymi słowami, a wtedy przysporzymy i sami sobie wiele chwil jasnych i pogodnych. Postanówmy to sobie codziennie rano przy modlitwie, że będziemy korzystali z każdej sposobności do tego. Postanówmy sobie dzisiaj bardzo uważać na swoje postępowanie w domu i poza domem, na swoje słowa, żeby w nich nie było żadnej żółci, ani goryczy, ani złośliwego jadu, ale raczej słodycz, płynąca z dobrego serca! Jeżeliby nas ktoś dotknął lub obraził, znieśmy to w milczeniu, nie dajmy się wytrącić ze spokojnej równowagi – albo lepiej jeszcze – starajmy się odpowiedzieć łagodnie i po przyjacielsku, jak odpowiadali Święci, a przed nimi ich Boski Mistrz – wzór najdoskonalszy łagodności i dobroci – sam nasz Zbawiciel! A wtedy spełnią się i na nas słowa Apostoła, że „tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” i nawet największe utrapienie i obelgi staną się dla nas powodami do radości, zanim nas Bóg „napoi strumieniem rozkoszy”, darząc nas nagrodą, przyrzeczoną wiernym Jego sługom, w krainie, gdzie nie będzie żadnych smutków, tylko zupełna radość, niczym już niezamącona! Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 528.