12. niedziela po Zielonych Świątkach, 31.08.2014

„A Samarytanin przyszedł wedle niego, i ujrzawszy go, miłosierdziem wzruszony jest“… (Łk 10, 33).

Drodzy Wierni!

Wedle trafnej nauki św. Tomasza i św. Bonawentury tym nieszczęśliwym, który wpadł w ręce zbójców, pobitym i porzuconym na drodze, jest cała ludzkość – po grzechu pierworodnym. Wpadła ona w ręce odwiecznego swego wroga, szatana. A jej ponury stan tak dobitnie malują nasze pieśni adwentowe, żaląc się nad nią i wspominając te smutne czasy przed przyjściem Odkupiciela, „gdy wśród przekleństwa od Boga / czart panował, śmierć i trwoga, / a ciężkie przewinienia / zamkły bramy zbawienia“. I oto zjawia się Jezus Chrystus jako Boski Samarytanin ludzkości, który podniesie biedny ród ludzki z upadku i poniżenia. Na jego rany przyniesie kojący balsam. Owszem dokaże tego cudu, że brzemię grzechów całej ludzkości weźmie na siebie, jakby jakimś potężnym ramieniem obejmie wszystkich ludzi wszystkich czasów i narodów i przygarnie do swego Boskiego Serca. Przypatrzmy się A) Osobie Boskiego Samarytanina i B) jego dziełu!

A) Ludzkość pod wodzą pierwszego rodzica, Adama, opuściła Jeruzalem tzn. miasto pokoju – jak ten nieszczęśliwy, zdążający ku Jerychu. Opuściwszy „miasto pokoju“ została obdarta z łaski, która czyniła z niej gromadę dzieci Bożych. Zawisł nad ludzkością straszny wyrok zagłady. A ona tak bezsilna i bezradna – jak ten podróżny z Ewangelii – wyglądała tęsknie ratunku, pomocy, wybawienia. Kto ją podźwignie? Czy znajdzie się taki, co potrafi dokonać tego dzieła samarytańskiego? Wielu lekarzy i znachorów próbowało leczyć i dźwignąć biedny rodzaj ludzki, ale żaden z nich nie obmyślił należytego lekarstwa i pomocy. I Stary Testament nie podołał temu zadaniu, miał bowiem inne przeznaczenie. Miał przygotować przyjęcie jedynego Lekarza i jedynego Zbawcy. Nie był Stary Testament pełnym światłem, nie był dniem, owszem pokrywał go jeszcze gruby zmierzch, a poprzez jego ciemności przeświecało tylko czasem przyszłe Słońce sprawiedliwości w proroczych widzeniach i figurach mesjańskich. Aż wreszcie po długim zmierzchu ukazało się światło dzienne, to światło, które oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego. Ludzkość czekała na spełnienie zapowiedzi: „Bóg sam przyjdzie i zbawi was“ (Iz 35, 4). I przyszedł ten, o którym Prorok powiedział: „Ten jest Bóg nasz i nie będzie przyrównany inny do niego… Potem na ziemi był widziany i z ludźmi obcował” (Bar 3, 36). Przyszedł „Chrystus wedle ciała, który jest nad wszystkim Bóg błogosławiony na wieki!“ (Rz 9, 5).

Wzrusza nas litość Samarytanina ewangelicznego. Owszem Samarytanin ten stanie się uosobieniem i symbolem wszelkiej szlachetnej litości ludzkiej. Od niego zwać się będą samarytańskimi wszelkie poczynania ludzkie, zrodzone z litości pełnego serca. Czymże jednak jest cała ta szlachetna litość Samarytanina ewangelicznego wobec litości, płynącej ze Serca Boskiego Samarytanina? Czyż można tu nawet mówić o jakimś porównaniu, gdy zważymy ogrom litości Serca Jezusowego, będącego ogniskiem Bożej miłości i olbrzymi zasięg tej litości, co rozciąga się na całą ludzkość? Po ludzku mówiąc mógł Syn Boży stanąć na stanowisku sprawiedliwości, bo rodzaj ludzki zasłużył sobie na karę i odrzucenie. Ale słusznej karze przeciwstawił Syn Boży zadośćuczynienie, które wziął niejako na swe barki i sam z gotowością pospieszył na ratowanie ludzkości. A gdy stanął między ludźmi, litość niósł wszędzie bez granic i ponad wszelką miarę, do której nie byli przyzwyczajeni i swoi i obcy. Zaskoczeni tą litością faryzeusze i tłumacze Starego Prawa, gorszyli się, że litość Zbawiciela przekracza wszelkie przyjęte dotychczas granice, bo go prowadzi między grzeszników i celników. A on w odpowiedzi na ciasnotę faryzejską wdaje się w rozmowę ze Samarytanką, z niewiastą pochwyconą na cudzołóstwie – aż wreszcie na Krzyżu łotrowi, słusznie kończącemu na szubienicy swoje nikczemne życie, otworzy niebo. Pokazuje Jezus nieustannie wszystkim swe Serce „cierpliwe i wielkiego miłosierdzia, pełne miłości i dobroci, hojne dla wszystkich, którzy go wzywają“ (Litania do Serca P. Jezusa).

Całe życie Pana Jezusa na tej ziemi jest jednym wielkim dziełem miłości i litości. Programem i podstawą tego dzieła są zasady i hasła tak dziwne dla współczesnych, a tak głębokie w samarytańskiej litości: „iż chorzy potrzebują lekarza – nie zdrowi”, „przyszedłem zbawiać co było zginęło”… itp. Najmniejsi i pogardzani, chorzy i ubodzy, grzesznicy – słowem cała nędza ludzka – wysunięta na czoło jego trosk.

Jeśli Samarytanin ewangeliczny mógł burzyć się wewnętrznie przeciw żydowi, leżącemu na drodze, na wspomnienie tylu uraz i krzywd doznanych przez Samarytan ze strony żydów, to cóż mamy powiedzieć o Panu Jezusie, który jako Bóg najświętszy musiał odczuwać najgłębszą odrazę do ludzkości, brzydząc się nieskończenie jej grzechami? Niektórzy Święci Pańscy otrzymali tę szczególniejszą łaskę Bożą, że zobaczyli – w świetle sprawiedliwości i świętości Bożej – ohydę grzechu. Mawiali oni zgodnie, że w tym świetle grzech ciężki jest czymś tak bardzo ohydnym, że chyba przyszło by im umrzeć, gdyby mieli dłużej wpatrywać się w nią. Zbawiciel świata znał na wskroś ohydę grzechów ludzkich. Mimo to zstępuje do grzesznej ludzkości z największą czułością i łaskawością, brata się z ludźmi, uniżając się i „wyniszczając samego siebie”.

B) Przypatrzywszy się głównym rysom naszego Boskiego Samarytanina, spojrzyjmy – choć pokrótce na jego wiekopomne dzieło samarytańskie wobec grzesznej ludzkości! Dzieło to moglibyśmy ująć w trzy najdonioślejsze fakty: 1) wcielenie, 2) śmierć krzyżową i 3) ustanowienie Kościoła katolickiego, jakby trzy etapy swej samarytańskiej i najczulszej miłości wobec ludzkości.

1. Wcielenie. Pisarze kościelni słusznie zauważają, że początkiem miłosierdzia okazanego przez Samarytanina pobitemu żydowi było zbliżenie się do niego. Pan Jezus rozpoczął swe dzieło samarytańskie również od zbliżenia się. „Z nieba wysokiego Bóg zstąpił na ziemię“… „Przyjął postać sługi”, przyjmując naturę ludzką, „stając się nam podobnym we wszystkim, oprócz grzechu“ przez niezgłębioną i cudowną Tajemnicę Wcielenia. Ta tajemnica jest tak wielka, tak przygniatająca swą wielkością, że Kościół każe swoim kapłanom padać na kolana za każdym razem, gdy we Mszy św. przychodzi słowo: wcielenie, a mianowicie w środku Credo i przy końcu ostatniej Ewangelii.

2. Drugim faktem jest Kalwaria. W oliwie, którą Samarytanin ewangeliczny łagodził rany zadane biednemu podróżnemu, pisarze duchowni każą nam widzieć naukę Chrystusa Pana, prawdziwe i jedyne lekarstwo duchowe na rany ludzkości, zadane jej przez fałsz i przewrotność. W winie zaś, które podał Samarytanin pobitemu, by go pokrzepić, mamy widzieć Krew Zbawiciela, przelaną za nasze winy i odradzającą nas na żywot wieczny.

Kościół, oceniając wielkie dzieło Boże dokonane na Kalwarii, tak bardzo często stawia nam przed oczy Krzyż Chrystusowy. Stawia go przy drogach, umieszcza na szczytach wież kościelnych, na każdym ołtarzu. Poleca nam, byśmy krzyżem zdobili ściany naszych domów i krzyżem żegnali by siebie samych. Główna cena Krzyża i Kalwarii leży w Krwi Jezusowej, bezcennej, „przelanej dla nas i dla naszego zbawienia”.

3. Trzecim faktem jest Kościół św. Samarytanin ewangeliczny zawiódł biednego podróżnego do gospody i tam go zabezpieczył, by mu niczego nie brakło. Nasz Boski Samarytanin, Jezus Chrystus, nie tylko zbliżył się do nas, nie tylko odkupił nas swą najcenniejszą Krwią na Kalwarii, ale zapewnił naszym duszom wspaniałą gospodę – Kościół św. W Kościele mamy trwałe zabezpieczenie i tego światła, które płynie z wielkiej nauki Krzyża i tych darów i łask, które zrodziły się z Krwi Chrystusowej i siedmiorakim strumieniem Sakramentów św. spływają do dusz ludzkich. Kościół św. jest wspaniałym uwieńczeniem działalności samarytańskiej Zbawiciela świata.

Ceńmy ponad wszystko te trzy dary Zbawiciela, jego Wcielenie, jego Krew zbawczą i jego Kościół, poddajmy się jego łagodnemu leczeniu, i osiągniemy ostateczne wybawienie z naszej nędzy w jego wiecznym królestwie w niebie. Amen.

 

Na podstawie: Ks. Omikron, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 65.