11. niedziela po Zielonych Świątkach, 24.08.2014

Drodzy Wierni!

Ewangelia tej niedzieli opowiada nam o uzdrowieniu głuchego i niemego człowieka. Słuch i mowa są wielkimi dobrami. Za pomocą ucha przyjmuje człowiek jako dziecko uczący i kierujący głos matki i ojca. Za pomocą ucha przyjmuje dorastający człowiek wieść o naszym Ojcu w niebie, o naszym odkupieniu przez Jezusa Chrystusa, o tym wszystkim, co Bóg dla nas uczynił. Uchem słyszy człowiek głos miłości i pociechy, niejedno piękne i dobre, myśli i zamiary bliźnich, zdarzenia z bliska i z daleka. Jak człowiek uchem wszystko w siebie przyjmuje, tak mową wydobywa wszystko ze siebie i udziela z tego wszystkim, co tylko w nim żyje w myślach, zamiarach, odczuciach, nadziejach. Słowem wychowują rodzice swoje dzieci, słowem budują się i radują przyjaciele, przez słowo wchodzą ludzie w związki handlowe, towarzyskie lub naukowe. Słuch i język łączą ludzi do wspólnych starań, do wspólnej pracy i umożliwiają udzielanie i wymianę duchowych dóbr. I tak łączy się ludzkość w jedno wielkie stowarzyszenie i wspólność życiową.

Jakże nieszczęśliwym jest człowiek głuchy! Samotnym jest między ludźmi, a nie słysząc ich słowa, nie uczy się odpowiadać i pozostaje niemym. Pozbawiony też jest nieoszacowanego bogactwa pojęć i radości, których udziela słuch, a w mowie pomnaża pytaniem i odpowiedzią. Jeżeli stracił słuch w późniejszych latach, posiada wprawdzie dar mowy, ale co z nim ma począć? Nie słysząc, co koło niego mówią, jakże ma brać udział w rozmowie? Głuchoniemy ewangeliczny więc musiał być nieszczęśliwym człowiekiem. Prowadzili go do Jezusa, aby go uleczył. Wielkie to było dobrodziejstwo, ale nie tylko dla tego człowieka, lecz miało znaczenie dla całej ludzkości. Co uczynił Pan Jezus jednemu człowiekowi, to w sposób duchowny uczynił całemu rodzajowi ludzkiemu, otwierając mu uszy i dając mu mowę. To było celem jego wcielenia, aby otworzyć ucho ludzkości dla wiecznej prawdy i język ludzkości rozwiązać dla chwalenia Boga. Pan Jezus przyszedł na ten świat, aby ogłosić słowo życia wiecznego i duchowi ludzkiemu otworzyć znaczenie tego słowa. Mają słuchać i rozumieć prawdę. Rozwiązuje język ludziom, napełniając ich duszę świętymi myślami, uczuciami i poruszeniami, tak że z pełni łaski czerpią to, co dobre i szlachetne. W ten sposób mowa staje się związkiem z Bogiem i pełnym miłości związkiem wzajemnym.

Przypomina nam o tym Kościół św. w obrządku chrztu św. Jak Pan Jezus dotknął ucha głuchoniemego śliną i wyrzekł effetha – otwórz się, tak czyni kapłan udzielający chrztu. Dotyka śliną ucha chrześniaka i mówi jako zastępca Chrystusa: otwórz się. Duch chrześniaka ma się otworzyć dla Ewangelii, aby miał udział w rozeznaniu niebieskim, ucho ma być otwarte dla Boga. Przez to ucho ma wejść słowo żywota do duszy, a dusza ma być oświecona przez Ducha Św. dla zrozumienia słowa i poruszona do radosnej i żywej wiary. Ochrzczony ma to słowo życia przyjąć chętnie i wiernie zachować. Tak więc to effetha przy chrzcie ma wielkie znaczenie; spoczywa w tym wysokie przeznaczenie, wielka łaska i święty obowiązek.

Okoliczności przy uleczeniu głuchoniemego są niezwykłego rodzaju i zasługują na bliższe rozpoznanie:

a) Pan Jezus odprowadza głuchoniemego na bok od ludu. Czemu nie uzdrawia go w oczach zebranych? Można by odpowiedzieć porównaniem: orzeźwiające źródło wytryska chętnie w cieniu leśnym, rosa powstaje wśród ciszy nocnej; tak szuka człowiek, gdy się chce usilnie modlić, najchętniej samotnego kącika. Im zbożniejsza myśl i dzieło, tym więcej boją się jawności. Może niejeden był między tymi tysiącami, który chciał mieć widowisko, który bez wiary sercem był skłonny naśmiewać się.

b) Jezus włożył swe palce do jego uszu i swą śliną dotknął się jego języka. Łatwo nam zrozumieć, że przez to nie chciał użyć środków naturalnych, którymi mogłaby być usunięta głuchoniemota. Lecz dlaczego to uczynił? Głuchy nie mógł Go słyszeć, więc znakami chciał mu Pan Jezus powiedzieć, że pragnie mu pomóc i uleczyć. Wkłada palec do ucha, palec, który wskazuje wszystkim rzeczom drogę i rządzi całym światem. Dotyka języka śliną z ust, które wyrzekły owo „stań się” i całe stworzenie się stało. Są to znaki wszechmocy Bożej i nowego tworzenia.

c) Jezus westchnął. To westchnienie wskazuje na to, że Pan Jezus był głęboko wzruszony i ten cud uczynił z najgłębszej mocy swej duszy. Co jest wielkim i cudownym, jest poczęte w głębokiej rozwadze i wymaga wysilenia całej energii. Westchnienie to jest również znakiem udzielania Ducha Św.

d) Jezus spojrzał w niebo. Głuchoniemy miał zrozumieć, skąd przychodzi pomoc. Pan Jezus działał według woli Ojca niebieskiego, w łączności z nim i na jego chwałę. Spojrzał ku temu, z którego, w którym i dla którego działał. Wszystkie uczynki Jezusa były służbą Bożą, pewną liturgią, mającą moc podobną do sakramentalnej, moc pochodzącą z niebios.

Pan Jezus udzielił głuchoniememu słuchu i mowy swoim słowem, tj. mocą swej woli. Ta naprawa nadwyrężonych narzędzi jest cudem; większym cudem jest ich stworzenie. Cudownym członkiem jest ucho, również i język. Język wydaje głos, brzmienie, i tym głosem nazwać można wszystkie rzeczy w niebie i na ziemi, można je wymówić i drugim udzielić, co się o nich myśli. Co tu szczególnie zadziwia, to łączność ucha i języka z duchem. Myśl ducha porusza język i wymawia nim słowo, które myśl wyraża; dźwięk tego słowa wpływa na ucho, przez drgające poruszenie, i z tego drgania delikatnych narzędzi ucha odbiera duch myśl, czucie i wolę mówiących współbraci. To są rzeczy cudowne, cuda stworzenia, a mające na cel poruszenie duszy, wzbudzenie w niej rozumienia i woli rzeczy najwyższych, boskich. To co Jezus naprawia w tym człowieku, jest jego organy łączności z rzeczywistością Bożą.

Gdy towarzysze zobaczyli głuchoniemego uzdrowionym, ogarnął ich podziw i wdzięczność. Słusznie, bo to, co Pan Jezus uczynił owemu mężowi, było czymś wielki i drogocennym. „Język wprawdzie jest małym członkiem, mówi Apostoł, ale wielkie rzeczy podnosi. Oto jako mały ogień, który spala wielki las. I język jest ogień, powszechność nieprawości… Języka żaden z ludzi nie może okrócić, to zło niespokojne, pełne jadu śmiertelnego” (Jk 3, 5). Język dano nam jako środek do chwały Bożej i pouczenia, zbudowania i pocieszenia naszych bliźnich, lecz przez złość ludzi stał się ten drogocenny skarb zgubnym ogniem, który rujnuje wiele dobrego i niszczy wiele życia. Nie jakoby nie mogliśmy go okiełznać, ale uczynić tego nie chcemy. Nie chcemy serca opanować, które jest pełne nienawiści, pychy, pożądliwości i zmysłowości, a czego serce pełne, tym usta szczodre. Jaką odpowiedzialność jednak ściąga człowiek na siebie, który takiego daru w taki sposób nadużywa!

Jezus polecił świadkom tego cudu, aby nikomu o tym zdarzeniu nie mówili. I to mogłoby wydawać się dziwnym. Lecz w życiu Pana Jezusa jak i w życiu Świętych spotykamy obok siebie działanie w ukryciu i publiczne. Działania w ukryciu wymaga pokora, publicznego działania wzgląd na chwałę Bożą. Dał nam tego przykład Pan Jezus, i w tym naśladowali Go Święci. Ukrywają oni swoje szlachetne uczynki i dobre dzieła, aby nie służyć miłości własnej i własnej pysze; dobre czyny działają przed ludźmi, aby ich pobudzić do naśladowania i aby oddawali chwałę Bogu. Jakże więc mamy działać, w ukryciu czy publicznie? Nikt nie może w szczególności powiedzieć: to czyń w ukryciu, a to przed ludźmi. Każdy niech tak czyni, jak go uczy z jednej strony pokora, z drugiej strony miłość Boga i bliźniego. Co może w cichości czynić, nie będzie tego umyślnie rozgłaszał; co zaś z natury swej lub według okoliczności jest rzeczą publiczną, tego nie będzie lękliwie chował pod korcem.

Czytamy jednak, że im więcej Pan Jezus im zakazywał, tym oni więcej jeszcze rozgłaszali, co uczynił. Powód był szlachetny; podziw i wdzięczność popychała ich do mówienia i działała potężniej niż zakaz Jezusa. Nie pokazywali jednak w tym wielkiej cnoty, bo przypisywali sobie władzę do decyzji, co wolno opowiadać, a co nie, byli nieposłuszni Jezusowi, sądząc, że jego zakaz nie był poważny. Oczywiście, świadectwo tych ludzi przyniosło dobre owoce, ale sam ich czyn nie jest do pochwalenia. Przecież cud otwierania uszy jako taki miał na cel otwierania uszy do słowa i rozkazów Bożych, do nadprzyrodzonego i pokornego posłuszeństwa woli Bożej, nawet jeśli jej nie rozumiesz. Lud widział ten cud, nie zrozumiał jednak jego sensu do końca, i pozostał głuchy dla rozporządzenia Jezusa, żeby nie opowiadali o tym dalej. Nie potrafili strzec tajemnic Bożych, nie przyniosły one więc im korzyści duchownej. Pozostawali oni na powierzchni, patrzyli na dzieło Jezusa jako na tanią sensację, o której można opowiadać innym ciekawym ludziom.

Słuchajmy więc tej ewangelii jak i wszystkich nauk Bożych z otwartym uchem duchowym, korzystajmy z ich głębokiego sensu duchowego, a nie tylko z brzmienia zewnętrznego. Szukajmy w tekstach Pisma św. sensu duchowego, jak tego czyniły wszystkie pokolenia Ojców Kościoła, a nie tylko sensu literalnego. W ten sposób będą nasze uszy naprawdę otwarte dla słowa Bożego i jego zbawczej prawdy. Amen.

 

Na podstawie: Ks. W. Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. 2, 1921, s. 121