10. niedziela po Zielonych Świątkach, 17.08.2014

Drodzy Wierni!

Dzisiejsza dobrze nam znana Ewangelia o faryzeuszu i celniku, skłania nas do zastanowienia, czym jest człowiek? Czym się chwali, choćby się też zaliczał do lepszych ludzi, którzy jako tako wypełniają swoje obowiązki? Kto może być właściwie ze siebie zadowolonym? A jednak widzimy tylu ludzi, którzy nie tylko ze siebie są zadowoleni, lecz nawet myślą, że mogą na bliźnich spoglądać z pogardą. Do nich odnosi się dzisiejsza Ewangelia.

Szło dwóch ludzi do świątyni, aby się modlić: jeden faryzeusz, drugi celnik. Faryzeusz stanął, szeroko rozpostarty i pewien siebie; to już wskazuje, że jego usposobienie nie takie, jakie być winno przy modlitwie. A teraz o co i jak się modli? Jak podnosi on swoje myśli ku Bogu, przed którego obliczem stanął z tak małym uszanowaniem ? On nie podnosi swoich myśli ku Bogu, lecz je zwraca ku miłemu swemu „ja”. Ma na myśli tylko siebie i swoje zasługi. Zewnętrzną formą jego modlitwy jest modlitwa dziękczynna, bo poczyna: „O Boże, dziękuję Ci”. Ale treścią i myślą jest to czysta chwalba siebie i panoszenie się nad drugimi. I czymże tak wielkim chwali się i wynosi? Nie jest niesprawiedliwym, cudzołożnikiem itd. Czy to już uprawnia do tak wielkiego zadowolenia ze siebie? Ileż to grzechów można było popełniać, a przy tym to samo powiedzieć o sobie, co faryzeusz? Lecz może on jeszcze więcej powiedzieć o sobie: pości dwakroć w tygodniu i składa dziesięciny ze wszystkiego, co posiada, tzn. nie tylko jest przystojnym człowiekiem, ale też wypełnia obowiązki religijne. Ale to są rzeczy zewnętrzne, a gdzie jest miłość i miłosierdzie, łagodność, zgodność, pokora? A jeżeli tak ostro pości i daje dziesięciny, dlaczego to czyni? Bo uczynki wpadają w oczy, bo przynoszą cześć i uznanie u ludu.

Jaka jest często też nasza modlitwa? Może nie stoimy przy modlitwie, klękamy, ale czy nasza postawa przy modlitwie jest naznaczona znakiem pokory i błagania? Czy uświadamiamy sobie obecność Boga, przed którym drżą aniołowie i święci, czy w modlitwie więcej myślimy o sobie, o własnej osobie i życiu, czy o Bogu, z którym rozmawiamy? Czy nasza modlitwa też nie odmawia się w tym duchu: jestem człowiekiem dobrym i też w miarę pobożnym, w zasadzie jestem bardzo porządnym katolikiem i tak naprawdę wszystko mam, czego mi trzeba w życiu, więc modlitwa moja jest tylko grzecznościowym podziękowaniem Ciebie, Panie, że wszystko tak poukładałeś.

Nie jestem więc, nie czuję się biednym stworzeniem, które się modli do Boga w pokorze, nie jestem wiernym sługą, który składa dzięki za wszystkie niezasłużone dary, nie jestem uciśnionym, który u Boga szuka wsparcia, nie jestem pokutującym grzesznikiem, który prosi o łaskę, nic z tego, lecz jestem dumnym i nadętym człowiekiem, który nie rozumie swej sytuacji rzeczywistej, który staje przed Bogiem, aby tylko siebie chwalić. Na takim człowieku nie może spoczywać upodobanie Boga. Człowiek taki nie rozumie, że potrzebuje Boga jako Zbawiciela, nie będzie więc zbawiony dzięki swym modlitwom. „Bóg jednak pysznym się sprzeciwia” (Jk 4, 6), ponieważ oni nie oddają Bogu należnej Mu czci, lecz zabierają ją dla siebie. Niczym jest to dobre przed Bogiem, które pyszny może pełni, bo ono pochodzi ze serca, które się Bogu nie podoba.

Przypomnijmy sobie: co odczuwaliśmy teraz, słuchając tej ewangelii? Może przyszła myśl: jaki pyszny i zarozumiały ten faryzeusz! Ja nie jestem taki jak ten faryzeusz… Przez to samo już zdradziliśmy swą nieznajomość samych siebie i brak oświadomienia swoich wad, zwłaszcza pychy.

Jak mało mają tacy ludzie powodu do zadowolenia ze siebie! Ich dobre uczynki, którymi poszczycić by się mogli, tracą na wartości przez ich pychę. I jeżeli tak ciężko nie wykroczyli, jak ten i ów, to nie byli narażeni na takie niebezpieczeństwa i pokusy. Lecz jak się rzecz ma z ich życiem wewnętrznym? Czy ich serce nie jest pełne zawiści, niechęci, nieprawdy? Poszczą, jak Kościół nakazuje, ale czy też nakładają hamulec oczom, uszom, językowi, myślom swego serca? Dają dziesięciny, tzn. składają ofiarę na dobre cele, ale czy to oczyszcza wszystkie grzechy, które towarzyszą ich pysze? Pyszny nie bada siebie, a choćby mu się narzucały jego błędy, nie uzna ich, lecz zamyka na nie oczy. A jeśli mu się zwróci uwagę na nie, gniewa się. Gdy się go przestrzeże, czuje się obrażonym. Gdy się go ukarze, napełnia się goryczą. Zamkniętym jest i dla tych, którzy mu dobrze życzą, bo nie znosi tego, aby się przyznać do swoich błędów. Miłuje tylko takich ludzi, którzy mówią mu rzeczy przyjemne i pochlebiają. Czy przy takim usposobieniu i takim postępowaniu jest możliwe nawrócenie, jeżeli nawet pierwszy krok, to jest poznanie siebie, nie jest możliwe? Dlatego też faryzeusz odszedł do domu nieusprawiedliwiony.

Przyjrzymy się teraz celnikowi. Stał z dala, nie śmiał oczu podnieść, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!” Nie usprawiedliwia się przed Bogiem, wyznaje się grzesznikiem, czyni to i nie szuka uniewinnienia. Odczuwa swoją grzeszność nie tylko powierzchownie i połowicznie, lecz przejęty jest jej wielkością i karygodnością. Ucieka się do miłosierdzia Bożego, bo wie, że wobec sprawiedliwości Bożej nie ostoi się.

Jest to stan zupełnie inny: wprawdzie celnik zgrzeszył ciężko, więcej może niż faryzeusz, przynajmniej sądząc zewnętrznie, ale uznaje i wyznaje swoje grzechy i jest skruszony. Ma to, czego faryzeuszowi zupełnie braknie, pokorę i skruchę. Jak przyjmie Pan tego biednego grzesznika? Celnik „odszedł do domu usprawiedliwiony”. Dlaczego? Ponieważ nie jest samolubnym, ponieważ zrozumiał swój rzeczywisty stan i zrozumiał, że tylko niezasłużona łaska przebaczenia może go uratować przed sądem. On boi się Boga i jest gotów, gdy będzie do łaski przyjęty, wiernym życiem naprawić wszelkie niesprawiedliwości.

Nie tylko wielki grzesznik powinien mieć usposobienie celnika; owszem zbawienną jest rzeczą, aby każdy żył w bezustannej świadomości swoich win. Bo kto jest bez grzechu, nawet bez wielu grzechów? Nikt nie był zawsze sprawiedliwym i świętym we wszystkich myślach, skłonnościach i pragnieniach. Nikt nie praktykował w wystarczającej mierze swych cnót. Każdego może Bóg zapytać: gdzie jest twoja żywa wiara, pełna ufności nadzieja we wszystkich trudnościach, szczera litość i miłość bliźniego, głęboka pokora? Każdy więc, nawet święty popełnia mnóstwo grzechów zaniedbania.

Pokora jest rzeczą najpierwszą i najpotrzebniejszą dla nas, jeżeli się mamy podobać Panu Bogu. Musimy być jak dzieci, bez uroszczeń i zarozumiałości, inaczej nie możemy wejść do królestwa Bożego. Pokora musi mieć następujące przymioty: 1) Wszystko, czym jesteśmy, i wszystko, co mamy, mamy przypisywać nie własnej zasłudze, lecz dobrowolnej, niezasłużonej łasce Boga. 2) Musimy przy wszystkim, co posiadamy i co działamy, o sobie zapomnieć i uważać siebie tylko za włodarzy Bożych, których dla służby braci udarował i ustanowił. 3) Musimy o tym pamiętać i być przekonani, że wszystko, co czynimy, jest niedostateczne, i że możemy czynić daleko więcej. 4) Jeżeli wiele zdziałamy, musimy zawsze być gotowi przyznać: jesteśmy sługami niepożytecznymi.

Kto jest w prawdzie, mocno stoi w pokorze. Bo przecież to prawda, że wszystko otrzymaliśmy jako dar, że dawcą wszystkiego jest Bóg. Jaką jest przyszłość pokory i pychy? Pan Jezus mówi: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”. Bóg to uczyni. Czyni to już w tym życiu. Bóg poniży pysznego plagami różnego rodzaju, wprawdzie z miłosierdzia, aby go uleczyć i uratować przed wieczną zgubą. Jeżeli zaś nie stanie się to tutaj, to stanie się tym pewniej w przyszłym życiu. Kto się tu nosił w zarozumiałości, będzie tam biednym i nędznym jak ów bogacz ewangeliczny. Pycha poprzedza upadek. W końcu poniży pyszny sam siebie. W jego pysze spoczywa już poniżenie siebie, bo ta nadętość, ta zawiść, ta gorycz daleką jest od wszystkiego, co szlachetne i wzniosłe.

Odwrotnie dzieje się z pokornym: kto sam siebie poniża, będzie wywyższony. Bóg go wywyższy, bo pokornego miłuje i darzy go swoją łaską; obiera sobie mieszkanie u niego, i udzieli mu kiedyś mieszkania u siebie w wiecznej szczęśliwości. Wszyscy dobrzy i szlachetni wywyższą pokornego, go będą szanować i czcić. W końcu nosi on też pokornie wywyższenie swoje w sobie, bo jego pokora prowadzi go do miłości, łagodności, powolności, cierpliwości, zgodliwości i prostoty i zdobi go w ten sposób w najszlachetniejsze cnoty.

„Kto się sam wywyższa, będzie poniżony, kto się sam poniża, będzie wywyższony” – w tych słowach mieści się ogólne prawo Bożego porządku świata. Kto się wynosi i buntuje, aby na tej drodze zdobyć jakie dobro, ten je straci. Kto przeciw porządkowi Bożemu coś chce osiągnąć, temu okaże się jego słabość i niemoc. Kto zaś Panu Bogu wszystko poruczy w poddaniu i dziecięcej ufności, tego Bóg wzbogaci, i da jeszcze więcej, niż sobie życzy, bo na końcu da siebie samego w szczęśliwej wieczności. Amen.

 

Na podstawie: Ks. W. Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. 2, 1921, s. 110.