Drodzy Wierni!
Są w dziejach społeczeństw rocznice i momenty, ku którym wracamy z radością. Tym bardziej, gdy w naszych przeżyciach odnajdujemy podobieństwo dzisiejszych dni z minionymi wiekami, co skłania nas do wejrzenia w chlubne tradycje i nauki naszych przodków. Tak jest też z chwalebnym życiem św. Stanisława, biskupa i męczennika, którego uroczystość obchodzimy dzisiaj.
Cofnijmy się myślą 7 wieków wstecz. Bratnie narody Czechów, Węgrów, pielgrzymi z ziemi Ślęzan, Morawian, Mazowsza czy Rusi, Pomorza i Ziemi Wielkopolskiej, Wrocławianie i Gnieźnianie ciągnęli tłumnie z pokorną modlitwą do trumny św. Męczennika, co w głoszeniu Ewangelii nie przeląkł się gróźb butnego władcy, Bolesława. Ciągnęli na powitanie legata papieskiego, który wiózł z dalekiego Rzymu pismo kanonizacyjne, głoszące świętość wielkiego Polaka. W szeregach pątniczych widziano królową Kingę, Salomeę z Węgier, Bronisławę z pustelni, Jacka i Czesława – dominikanów, tych, którzy u trumny św. Stanisława uczyli się kochać po Bożemu Kościół w Polsce, tych, którzy poszli w ślady mężnego biskupa, by stać się orędownikami spraw tego narodu przed Bogiem. Takich tłumów Kraków jeszcze nie widział… Kazania głoszono w pięciu językach. A jednak ten naród, różniący się jeszcze mową czy zwyczajami dzielnicowymi, jednoczył się pod przewodem swego Patrona. W ten sposób kult św. Stanisława budził polską i katolicką świadomość narodową. Idea wielkiego Biskupa, by budować i łączyć, jednoczyć i zespalać w oparciu o Ewangelię plemię Lechitów w potężny organizm – zaczęła żyć, zaczęła tworzyć, obejmowała cały naród polski. Odbudowie Ojczyzny po zniszczeniach wojen dzielnicowych czy najazdów tatarskich patronował więc św. Stanisław, męczennik wierności prawdzie ewangelicznej na ziemiach polskich.
Przypatrzmy się bliżej tej postaci budowniczego jedności narodowej w oparciu o zasady nauki Chrystusowej, postaci męczennika, który za swą wielką ideę złożył własne życie w ofierze na ołtarzu wiary. Jak wiadomo bowiem, za sprawą samego króla, pysznego i gwałtownego Bolesława Śmiałego, doszło do przelania krwi św. biskupa. Był to odwet ze strony króla, którego świątobliwy biskup upominał wielokrotnie za jego naganne postępowanie względem poddanych, aż wreszcie zmuszony był rzucić nań klątwę kościelną. Nie tyle więc osobistym życiem, jak tyranią wobec poddanych król wywołał ten święty gniew swego pasterza, zakończony klątwą rzuconą na dom królewski. Król bowiem, jak powie historyk ks. Długosz, „karał bez miary; nikt nie był pewny ni życia, ni majątku“.
Powstały na tym tle konflikt pomiędzy królem i biskupem, zakończony tragedią męczeństwa, to walka dwóch ideologii. Bo oto spotkały się dwie postacie: z jednej strony król, który dla dobra ojczyzny – pojmowanego według swoich, jeszcze o zabarwieniu pogańskim, poglądów, gotów był na wszystko, bez rozróżniania, gdzie dobro, sprawiedliwość czy słuszność i który nie cofał się nawet przed tyranią gwałtu i zemsty. Z drugiej strony biskup, któremu to samo umiłowanie ojczyzny nakazywało trzymać się Ewangelii, głoszonej otwarcie i zawsze jednakowo, zarówno „wielkim“ jak „maluczkim“. Król rządził bezlitosną surowością. Biskup przypominał, że sprawiedliwość łączyć trzeba z prawem miłości, jako najważniejszym nakazem Ewangelii Chrystusowej.
Można powiedzieć, że w swym stosunku do państwa św. Stanisław – to polski Atanazy i Ambroży. Historia znała już takie konflikty. Oto np. cesarzowi Konstancjuszowi zdawało się, że wielkim i możnym wszystko wolno, gdy w 355 r. wołał do biskupów w Mediolanie: „Musicie mnie słuchać albo zostaniecie wygnani ze swych biskupstw!“. Albo wybitny biskup, św. Atanazy, idzie na wygnanie, bo nie mógł w imię Ewangelii zgodzić się z postępowaniem cesarza Konstantyna, który przywraca heretykowi Ariuszowi i jego poplecznikom dawne stanowiska kościelne; bo nie mógł wyrzec się tej podstawowej dla Kościoła prawdy, że władzę w Kościele powierzy Chrystus Piotrowi. I dlatego wielki Anatazy tułaczką swego wygnania nie waha się bronić niezależności owczarni Chrystusowej.
Inny wielki biskup, św. Ambroży, nie wahał się przed zwycięskim cesarzem, Teodozjuszem, zamknąć bram katedry mediolańskiej, gdy ten tłumiąc legionami rzymskimi garstkę buntowników wywarł zemstę na bezbronnych mieszkańcach. U wrót spalonej i zrównanej z ziemią Tesaloniki dla postrachu innych poddanych kazał Teodozjusz postawić piramidę z kilku tysięcy głów pomordowanych niewiast, starców, dzieci i nielicznych buntowników! A potem w tryumfalnym pochodzie pośpieszył na dziękczynne nabożeństwo do katedry. Wówczas biskup Ambroży zastąpił mu drogę, bo Ewangelia Chrystusowa nie zna prawa zemsty i okrucieństw. Mężna postawa biskupa Ambrożego sprawiła, iż wierzący cesarz poznał swój błąd. Widziano go potem w worze pokutnym, jak klęcząc u bram katedry w Mediolanie publicznie korzył się przed Bogiem żebrząc: bracia i siostry, módlcie się, bo wielce zgrzeszyłem przeciwko Bogu.
Podobnie wołał i napominał biskup Stanisław wskazując królowi Bolesławowi drogę chrześcijańskiego postępowania względem poddanych. I jak szczyci się Zachód męstwem słusznej postawy św. biskupa Ambrożego, a Wschód z dumą wspomina postać wielkiego Atanazego, tak ziemia polska może być dumna z tego, że zrodziła św. Stanisława. Wszak były to dopiero zaczątki chrześcijaństwa w Polsce, a już wyrósł jej wielki obrońca i męczennik, św. Stanisław, którego hasłem były słowa św. Pawła: „Nie wstydzę się Ewangelii”.
I to właśnie łączy nas, ludzi czasów obecnych, z osobą św. Stanisława. To zbliża nam tego męża Bożego. Dzisiaj przecież również powinniśmy bronić praw naszej wiary i Kościoła przed rosnącą tyranią bezbożnego państwa, nie lękać się dać świadectwo całej nauce ewangelicznej, zachować świadomość właściwego stosunku między posłuszeństwem względem władz świeckich a posłuszeństwem względem Boga.
„Nie wstydzę się Ewangelii” – oto przewodnia myśl życia św. Stanisława. Hasło to musi stać się naszym drogowskazem. I jak dziesięć wieków temu za Polskę Chrystusową popłynęła krew biskupa krakowskiego budząc wielkie i święte postacie budowniczych tego katolickiego narodu, tak i dziś woła ona do nas: wielkość, potęga, szczęście i zbawienie możliwe jest tylko w oparciu o Ewangelię. Amen.
Na podstawie: Ks. L. Rychwalski, w: Współczesna ambona, nr 2 (42), 1958, s. 294.