Niedziela Palmowa, 13.04.2014

Drodzy Wierni!

Nieraz chciał lud Pana Jezusa obwołać królem, przejęty zapałem dla wielkich cudów, które czynił Jezus. Ale zawsze się On usunął, bo jego czas jeszcze nie nadszedł. Teraz był czas. Teraz chciał uroczyście wziąć w posiadanie królewskie miasto Dawida, i mieszkańcy Jerozolimy mieli usłyszeć wołanie: wasz król, Syn Dawidowy przychodzi do was!

Polecił swoim uczniom przywieść oślicę z oślęciem, uwiązaną w siole Betfagi, i właścicielowi powiedzieć: „Pan ich potrzebuje”. Jako król i pan żądał tej przysługi od swoich poddanych i przysługę tę chętnie Mu uczyniono. Gdy więc lud usłyszał, że zamierza uroczyście wjechać do Jerozolimy, ogarnął wszystkich wielki zapał i urządzili Mu publiczny hołd. Rozścielali na drodze, na której jechał, swe płaszcze i słali Mu pod nogi gałązki palmowe. Powstała ogólna radość, i wołano Mu szczęścia i błogosławieństwa: „Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony, co idzie w imię Pana!”. Było to uznaniem Jego godności, Jego posłania od Boga. Tak został obwołany królem Syjonu, a Jezus potwierdził to uroczystym swoim wjazdem, przyjęciem hołdu. Przez to sam mówi: „Jestem waszym królem i biorę w posiadanie moje miasto”.

Ale jakim jest On królem? Jego płaszcz purpurowy jest Jego szatą królewską, korona Jego z cierni, Jego berłem jest krzyż. Jest to królestwo, jakiego świat dotąd jeszcze nie widział. Pełen pokory i łagodności wchodzi król Izraela do swego miasta, siedząc nie na rumaku, nie w okazałej karecie, lecz na oślicy. Więc nie bój się, córko Syjonu, jam jest cichy i pokornego serca, tak mówił o sobie, gdy nie miał, gdzieby głowę mógł złożyć. Cichym i pokornym jest i teraz, gdy jako król wchodzi, jak to przepowiedział prorok. Nie przychodzi z potęgą i okazałością, nie chce Jako pan rozkazywać, nie chce się panoszyć, ani żyć w rozkoszach. Wszystko to jest dalekim i obcym Jego królestwu. Król ten przychodzi jako brat do braci, jak ojciec do dzieci; nie chce używać gwałtu, lecz miłością zjednywać i przywiązywać, nie chce żądać i brać, lecz dawać i błogosławić.

Jakie uczucia mogły przepełniać serce Jezusa przy wjeździe do Jerozolimy, jakie myśli mogły Go opanować? Było to ostatnie wezwanie Jerozolimy, i Jezus wzdychał w swoim sercu: „O gdybyś i ty w tym właśnie dniu twoim poznało to, co ci pokój przynosi” (Łk 19, 42). Lecz wiedział, że ono z tej ostatniej łaski nie skorzysta, że ten tłum radujący się, wkrótce krzyczeć będzie: „Na krzyż z nim!”. Wiedział, że Jego triumfalny pochód zakończy się krwawym pochodem na śmierć. Patrzał dalej w przyszłość i widział, że to, co się działo w Jerozolimie, wciąż będzie się powtarzać. Widział tych wszystkich chrześcijan, którzy Go dziś głośno wielbią, aby Go jutro przybić do krzyża, zapominając o Nim i bezczeszcząc Go grzechami.

Uroczysty wjazd do Jerozolimy odbył się w dniu, w którym według przepisów ST odłączano baranki dla wielkanocnej wieczerzy. W tym dniu wstępował Ten do miasta, którego już Jan nazwał Barankiem Bożym i który teraz miał być ofiarowany na uroczystość wielkanocną, aby świat uwolnił od grzechu i uświęcił. Owe baranki przypominały tylko, że Bóg kiedyś ochronił pierworodnych Izraela, gdy anioł śmierci przeszedł przez kraj; ten zaś baranek miał nie tylko pierworodnych ludu, lecz całą ludzkość wybawić od wiecznej śmierci.

Krew zwierząt nie może nas oczyścić z grzechów; cielesny brak błędów nic nie znaczy. Święty duch jedynie jest milą wonią przed Bogiem. W tym duchu jest Chrystus bez zmazy barankiem wielkanocnym i ofiarą za grzechy ludzkości. Ale tego nie rozumieją kapłani Izraela; dla nich Najświętszy jest zbrodniarzem. On zaś odrzucony przez kapłanów Jego ludu, jest sam prawdziwym Barankiem Bożym i ofiarą pojednania. Czy dla wszystkich? To zależy od tego, czy przejmiemy się Jego duchem i w Jego duchu żyjemy, w duchu posłuszeństwa dla Ojca, a miłości dla braci. Stał się pojednawcą i uświęcicielem dla tych, którzy się chcą pojednać i uświęcić.

W dniu tym przychodzi wierzący lud do kościoła z gałązkami palm w rękach, aby okazać, jak chętnie gotów jest oddać hołd Jezusowi, jak Mu hołd oddano przy wjeździe do Jerozolimy. Te gałązki palmowe są wyznaniem wiary w Jezusa i ślubem wierności dla naszego najświętszego Pana i Króla. Oby tylko ten zewnętrzny znak odpowiadał wewnętrznemu usposobieniu, wiernemu przywiązaniu i zapałowi serca! Jest to piękny widok, ale nieskończenie piękniejszym i wspanialszym będzie widok, gdy kiedyś przy chwalebnym przyjściu Pana Jezusa niezliczone rzesze chrześcijańskie z palmami zwycięstwa w rękach będą się radować i wołać: „Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty» – bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych” (Ap 19, 7n).

Nieskończenie piękniejszym będzie widok, gdy potem Syn Boży te rzesze z palmami zwycięstwa w rękach wprowadzi do chwały Ojca. Oby tylko ten chwalebny i błogosławiony dzień dla nas wszystkich był tak wspaniałym! Starajmy się na niego przygotować, obejrzyjmy się za gałązkami palmowymi na ten wielki dzień. Prośmy Boga, aby ten dzień nie był dniem zimy, gdy się palmy nie zielenią, gdy nie możemy pokazać żadnych znaków życia nadprzyrodzonego. Walczmy wiernie i wytrwale, wtedy będą rosnąć nasze zwycięskie palmy na ten wielki dzień Pański, a podążymy razem ze świętymi szeregami wybranych.

We Mszy św. wołamy do Zbawiciela: „Błogosławiony, który przychodzi w Imię Pańskie”. Przychodzi przecież jako nasz król, aby wziąć w posiadanie swoje królestwo, którym jest serce nasze. My zaś otwieramy Mu bramę naszego serca i wprowadzamy Go ze świętym zapałem do Jego własności. Czy to radosne przyzywanie jest też zawsze z pobożnej duszy, czy też tylko na naszych wargach? Wtedy nie byłoby więcej warte, niż hosanna zmiennego ludu z Jerozolimy. Byłoby to szyderstwem, gdybyśmy wołali: Błogosławiony, – a jednak nie mielibyśmy żadnego zakątka w sercu, który byśmy mogli Mu ofiarować. Zewnętrzną radością, pustym wołaniem uczcić Go nie możemy. Cóżby On nam odpowiedział? Co znaczą wrzaski wasze, powiedziałby, nie przychodzę, aby słuchać pięknych waszych słów i zapewnień, lecz aby pozyskać waszą miłość. Chcę u was mieszkać. Dajcie Mi nie samo kadzidło i pieśń, dajcie Mi wasze serca i was samych.

Więc niech będzie błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie! Wprawdzie nie jestem godzien przyjąć Cię do mego biednego serca, ale gdy żądasz mego serca, niech oto dla Ciebie stoi otworem, wejdź do Twej własności! Amen.

 

Na podstawie: W. Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. 1, 1920, s. 260.