Uroczystość Zwiastowania N. Maryi Panny, 25.03.2014

Drodzy Wierni!

W tym czasie wielkopostnym, w którym powinniśmy więcej niż kiedykolwiek rozpamiętywać swoje grzechy i na ich widok przejmować się zbawienną bojaźnią, w tym czasie żałoby i smutku uroczystość dzisiejsza podobna jest do jasnego promienia, co się przebija przez czarne chmury, zakrywające niebo. W tym bowiem czasie dręczy nas bardziej niż kiedy indziej wspomnienie naszych upadków, rozpoznajemy całą okropność grzechu, który samego Pana i Zbawiciela naszego wydał na śmierć, i każdy z nas musi też sobie zadać pytanie: czy też moje grzechy są przebaczone? Czy należę do tych, którzy będą zbawieni? Czy moje imię zapisane jest u Boga w księdze żywota czy w księdze śmierci? Zwiastowanie N. Maryi Panny jest świętem rozpamiętywania cudu Wcielenia Syna Bożego, przyjęcia przez Niego naszej ludzkiej natury. Wcielenie to jest naszym zbawieniem – będziemy zbawieni, jeśli za pomocą Matki Bożej i Matki naszej, zostaniemy wcieleni, inkorporowani w Chrystusa.

Wyraźnie mówi Mędrzec Pański, że „nie wie człowiek, jeśli jest miłości czyli nienawiści godzien” (Ekl 9, 1), a Apostoł dodaje: „Z bojaźnią i ze drżeniem sprawujcie wasze zbawienie!” (Fil 2, 12). Ale oto błyszczy nam wśród ciemności jasne światło. Tym światłem jest Najśw. Panna Maryja, która nam dzisiaj wlewa nową odwagę i mówi do nas: „Oto jestem! Nie traćcie nadziei! Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot i wyczerpnie zbawienie od Pana!”.

1. Słyszeliśmy już nieraz, że Najśw. Panna nie może poprzestać na tym, iż Ją chwalimy ustami, że Jej imienia wzywamy swoich w modlitwach. Każdy z nas najchętniej oszukuje samego siebie i zapewnia sam siebie, iż czyni dosyć, albo aż nadto dla zbawienia swej duszy, kiedy w rzeczy samej nic nie czyni lub czyni za mało. Nie to, co jest miłe naszemu Zbawicielowi, a więc też Jego Najświętszej Matce, która przecież nie może pragnąć żadnej innej rzeczy oprócz spełnienia woli Bożej, która przecież zawsze się modli: „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi!” – nie to bywa zazwyczaj pragnieniem naszych pożądań, – ale co? Myślimy o tym, dogadza co naszej woli, co nam sprawia przyjemność w naszych pracach i zabiegach, a nawet w modlitwie, nawet w dobrych uczynkach szukamy nie Boga, ale samych siebie! Nie mówimy z całą szczerością, jak powinniśmy mówić: „Nie moja Panie, lecz Twoja niech się dzieje wola! Chcę tyle tylko doznać radości, ile Ty mi raczysz udzielić, chcę tyle wycierpieć, ile Ty mi zechcesz zesłać krzyżów!”.

Dałby Bóg, żebyśmy wszyscy tak się modlili! Ale my chcemy za krótkie pacierze, co nas nic nie kosztują, uzyskać powodzenie na ziemi i szczęśliwość wieczną! Gdzie tu zrozumienie, czym jest służba Boża? „Cóżbyśmy powiedzieli o człowieku, mówi trafnie bł. Jan de Avila, który by nazbiera błyszczących kawałków szkła i spodziewał się za nie kupić dużo ziemi, a mniej by sobie cenił złoto lub srebro?” (Wydanie madryckie z r. 1895, t. II, s. 328). Otóż i my błądzimy podobnie, kiedy nam się zdaje, że możemy posiąść Królestwo niebieskie za pewne nabożeństwa, albo i uczynki, które błyszczą w oczach ludzkich i wydają się bardzo dobre, lecz w oczach Bożych nie mają wartości, kiedy nie staramy się o złoto, o prawdziwe i drogocenne monety. „Radzę ci, abyś sobie kupił u mnie złota, w ogniu doświadczonego, abyś się zbogacił”, mówi Pan Jezus do człowieka ubogiego w cnoty (Obj 3, 18). A cóż to jest za złoto? Tym złotem jest owa miłość prawdziwa ku Panu Bogu, doświadczona w ogniu przeciwności, która czyni człowieka zawsze gotowym do spełnienia Jego woli i sprawia, że człowiek zapiera się samego siebie, wyrzeka się wszystkiego, co jemu się podoba, a co nie podoba się Bogu, dla Niego pracuje i dla Niego cierpi i coraz bardziej staje się podobnym do boskiego wzoru: „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (Mt 11, 29).

2. Oto jest wizerunek, który powinien się odbić na naszej duszy, bo inaczej wszystkie nasze trudy i wszystkie modlitwy nic nam nie pomogą, i Matka Najświętsza nie uzna w nas swoich dzieci! O tym właśnie obrazie Chrystusowym, o tym wcieleniu w Chrystusa czytamy w liście świętego Pawła do Rzymian (8, 28n): „Wiemy, że tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu, tym, którzy są wezwani według postanowienia święci. Albowiem które przejrzał, i przeznaczył, aby byli podobni obrazowi Syna Jego: żeby On był pierworodny między wieloma braci”. Niechże więc każdy z nas pyta się codziennie samego siebie, rozważając stan swego sumienia, czy jest podobny do owego wzoru. „Czyj to obraz i napis?”, pytali faryzeusze Pana Jezusa, pokazując Mu pieniądz. „Czyim obrazem jest dusza, którą tu mam przed sobą?” – „Chrystusa”. – „Czy owego Chrystusa, który był tak cichy i łagodny, że nikczemnego zdrajcy nie odepchnął od siebie, lecz nazwał przyjacielem? Chrystusa tak dobrotliwego, że ani słówkiem nie zganił Piotra, który Go się wyparł, tylko spojrzał na Niego z miłością i przez to go nawrócił?”. „Który, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył; gdy cierpiał, nie groził, lecz się poddawał niesprawiedliwie sądzącemu?” (1 P 2, 23). Obrazem Chrystusa ma być dusza wyniosła, pyszna, drażliwa i skłonna do gniewu, dusza, której się zdaje, że Boski majestat jest w niej obrażony, kiedy usłyszy jakieś słówko przykre, i zaraz pali się pożądaniem zemsty? Nie łudźmy się! Jeżeli nie staramy się zbliżyć do tego wzoru, nie pomogą nam nic nasze nabożeństwa ani prace, ani przyjmowanie Sakramentów św., bo nie należymy do tych, których Bóg „przeznaczył” do chwały, nie znajdziemy się w liczbie wybranych!

3. Do znaków, jakie cechują wybranych i przeznaczonych do nieba, należy, jak to podkreśla św. Alfons Liguori, i nabożeństwo do N. Panny. Kto Ją prawdziwie miłuje, kto widzi w Niej swoją Matkę, kto się Jej całym sercem poleca, może mieć nadzieję, że ujrzy kiedyś swoje imię zapisane w księdze żywota i należeć będzie do owych szczęśliwych, którzy usłyszą z ust Sędziego wezwanie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, otrzymajcie Królestwo, wam zgotowane od założenia świata!” (Mt 25, 34). Ale ta miłość nie polega na jakimś słodkim uczuciu, na słowach i innych znakach zewnętrznych, ta miłość objawia się w tym, że jesteśmy gotowi zawsze spełnić wolę Bożą, a nie swoją. W wielu miejscach zachęca nas Pismo św., żebyśmy ochotnie dźwigali swój krzyż. Kiedy Pan Bóg objawił Ananiaszowi, że zacięty nieprzyjaciel nauki Chrystusowej, imieniem Szaweł, jest już nawrócony i ma zostać wielkim Apostołem i nauczycielem narodów, rzekł do niego: „Ten mi jest naczyniem wybranym, aby nosił imię moje przed narody i królami i synami izraelskimi. Bo ja mu pokażę, jako wiele potrzeba mu cierpieć dla imienia mego” (Dz 9, 15n). Tu sam Pan poucza nas wyraźnie, że poznamy Jego ukochanego wybrańca nie po zewnętrznych znakach szczęścia, potęgi i dostojeństwa, ale po tym, że będzie „wiele cierpiał dla imienia Jego”. A więc nie skarżmy się na cierpienia, ale raczej upatrujmy w nich znak szczególniejszej łaski Bożej, znośmy je ochotnie, a wtenczas staną się nam środkiem poprawy, wtedy będziemy podobni obrazowi Syna Bożego i Syna Maryi, i będziemy mogli się spodziewać, że Ona wyjedna nam wszelkie łaski potrzebne do zbawienia.

Kiedyś św. Anzelm przejeżdżał koło lasu, w którym odbywało się polowanie. Nagle wypadł z lasu zając, ścigany przez psy myśliwskie, i w śmiertelnym strachu przyczaił się pod koniem św. Anzelma, jak gdyby u niego szukał litości i ocalenia; zaraz przybiegli także myśliwi, których poprosił Święty, żeby swoje psy przytrzymali na smyczy i posłuchali jego przemowy. „Patrzcie na tego zająca, powiedział, który tu leży bezsilny! W podobnym stanie znajdą się dusze grzeszników, kiedy przyjdzie śmierć. Teraz sobie żartują ze zbawiennych upomnień, żeby się zawczasu przygotowali na ową godzinę. Ale poczekajcie tylko, a zobaczycie, jak im będzie na sercu, kiedy godzina ta przyjdzie! Wtenczas grzechy, które im niegdyś zdawały się zabawką, pokażą im swoje zęby, jak te psy zajadłe grożą zającowi, szarpać będą ich sumienie i napełnią je bojaźnią”. Po tej przemowie uprosił Święty myśliwych, że darowali życie biednemu zającowi pobłogosławił ich i pojechał dalej. Nie wiemy, czy jego słowa przyczyniły się do zbawienia owych ludzi, ale starajmy się my przynajmniej odnieść z nich jakiś pożytek! Przypominajmy sobie często, codziennie, ową ciężką godzinę i czyńmy wszystko, co jest w naszej mocy, żebyśmy wtenczas znaleźli pomoc i opiekę u Królowej Aniołów i Świętych. Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 271.