Niedziela Siedemdziesiątnicy, 16.02.2014

Drodzy Wierni!

Zaczynamy okres Przedpościa, przygotowujący nasze dusze do rozpamiętywania największych tajemnic naszego odkupienia, dokonanego przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Była to chwila rozstrzygająca o losach całego świata, kiedy arcykapłan żydowski zadał postawionemu przed jego sądem Zbawicielowi zapytanie: „Zaprzysięgam cię, na Boga żywego, byś nam powiedział, czyś ty jest Chrystus, Syn Boży?” – Nigdy jeszcze nie słyszano na ziemi takich słów, pełnych wzniosłego majestatu, jakie teraz usłyszeli obłudni i nie znający litości sędziowie. „Odrzekł mu Jezus: Sam powiedziałeś. Atoli oświadczam wam: odtąd ujrzycie Syna człowieczego, siedzącego na prawicy wszechmocy Bożej i przychodzącego na obłokach niebios” (Mt 26, 63n). Słowa te stwierdzają prawdę najważniejszą ze wszystkich, jakie możemy poznać, że ten oto najpokorniejszy z ludzi, który dał się związać jak baranek i poprowadzić na rzeź, aby nas odkupić swoją przenajdroższą Krwią, jest zapowiedzianym przez Proroków „Synem Człowieczym”, którego ujrzą kiedyś Jego sędziowie, przychodzącego po raz drugi z wysokości niebios na to, żeby sądzić żywych i umarłych i oddać każdemu według jego uczynków. Wiedział P. Jezus, że te słowa będą uważane za bluźnierstwo i spowodują wyrok: „Winien jest śmierci!”. Byłyby też one bluźnierstwem, albo dowodem obłędu, gdyby nie były prawdą, prawdą stwierdzoną największymi i niezliczonymi cudami. „Idźcie i opowiedzcie Janowi, coście widzieli i słyszeli: – rzekł Chrystus do posłańców swego Poprzednika – ślepi widzą, chromi chodzą, trędowaci czystymi się stają, głusi słyszą, umarli powstają” (Mt 11, 4n). Oto znaki, przepowiedziane przez proroka Izajasza (35, 5), po których mieliśmy poznać obiecanego ludzkości Zbawiciela, znaki niezawodne, bo sam tylko Bóg może czynić cuda, może umarłych przywoływać na nowo do życia i przywracać wzrok ślepym, a słuch głuchym i leczyć wszelkie choroby tak, jak to czynił Zbawiciel.

1. Na próżno siliło się niedowiarstwo od tylu wieków i sili się dotąd podać w wątpliwość cuda Chrystusowe, które przecież należą do najpewniejszych faktów historycznych. Jedni wychodzą z założenia, że nic nie istnieje na świecie oprócz materii, że to, co nazywamy duszą, to tylko są zjawiska, towarzyszące ruchom atomów mózgowych, że nie ma żadnej siły, która by mogła cośkolwiek sprawić, oprócz sił materialnych, działających trybem zawsze niezmiennym według praw przyrody. Gdyby to było prawdą, w takim razie cuda byłyby rzeczywiście niemożliwe, ale trzeba być bardzo łatwowiernym, żeby uwierzyć, iż cały ten wszechświat, że wszystkie ustroje ludzkie, zwierzęce i roślinne zawdzięczają swoje powstanie ślepym i przez nikogo niekierowanym siłom przyrody! Ni tylko słońce i księżyc, ale każdy kwiatek polny i nasza własna dusza mówi nam o istnieniu Tego, który wszystkie jestestwa powołuje do bytu, wszystkim wytyka cele i drogi i utrzymuje wśród nich ład i porządek. On ustanowił prawa, którym podlega cała przyroda i z pod których nie może się wyłaniać żadna rzecz stworzona, ale On sam nie jest tymi prawami skrępowany. W pewnych więc wyjątkowych wypadkach czyni On cuda, a zwłaszcza w tym celu, żeby dać świadectwo swoim posłańcom i stwierdzić, że przemawiają w Jego imieniu i że ich nauka jest prawdziwą. Dlatego działy się cuda w Starym Testamencie, dlatego rozstąpiły się fale morza Czerwonego na rozkaz Mojżesza i spiętrzyły się fale Jordanu, gdy lud izraelski wchodził do ziemi Obiecanej, dlatego Apostołowie i pierwsi głosiciele nauki Chrystusowej mieli moc cudotwórczą, dlatego i dziś jeszcze chorzy odzyskują zdrowie w Lourdes, w Częstochowie, w Gietrzwałdzie i w wielu innych miejscach, ściągających corocznie tysiące pielgrzymów.

2. Dlatego też Chrystus dowodził swego posłannictwa bardzo wielu cudami, które sprawiały, że ogromne tłumy cisnęły się do Niego i uwierzyły w Jego godność mesjańską, i których nawet najzawziętsi Jego wrogowie nie mogli zaprzeczyć: „Cóż mamy począć? – mówili w swoim gronie faryzeusze po wskrzeszeniu Łazarza – gdyż człowiek ten działa liczne cuda!” (J 11, 47). Nigdy nie śmieli oni pomówić Go o jakieś praktyki oszukańcze, zarzucali Mu tylko, że wykracza przeciw prawu Mojżeszowemu, kiedy uzdrawiał także w dzień sobotni, albo posuwali się aż do twierdzenia, że On musi być w zmowie z Belzebubem i że wyrzuca czarty mocą księcia diabelskiego. Mógł też Zbawiciel powoływać się publicznie na znaki, które czynił, bez obawy, że ktoś zaprzeczy ich prawdziwości: Jam jest – powiedział On do faryzeuszów – który świadectwo daję o sobie i świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał” (J 8, 18). „Czyny bowiem, które zlecił Mi Ojciec, bym spełniał, same czyny, jakie wykonywam, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5, 36).

3. Nigdy jednak On nie pokazywał tej swojej mocy dla popisu, dla wywyższenia siebie, dla chwały własnej, dla zadziwienia widzów. On czynił cuda tylko dla chwały Bożej i powodowany miłością ku cierpiącym i nieszczęśliwym: i tak przywraca On życie zmarłemu młodzieńcowi w Naim, jedynemu synowi zrozpaczonej matki, leczy chorą, która z wiarą i ufnością dotknęła się kraju Jego szaty, leczy biedaków, opuszczonych przez wszystkich, którym Jego boskie Serce nie może odmówić pomocy. Za to nie chce zaspokoić próżnej ciekawości Heroda i woli znosić szyderstwo jego dworu, a potem pozwala się przybić do krzyża i słucha w milczeniu urągań kapłanów: „Innych wybawiał, siebie samego wybawić nie może!. Jeżeli jest królem Izraela, niechże teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy w Niego!” (Mt 27, 42). Ale to była godzina poniżenia, godzina męki, po której miał nastąpić cud zmartwychwstania i triumf wniebowstąpienia! Nie może to osłabić wiary wierzących, bo przecież wiemy, dlaczego On nie chciał siebie samego wybawić; – nie umniejsza to wiarygodności Ewangelistów, kiedy opowiadają szczerze o Jego pohańbieniu i ukrzyżowaniu ci sami, którzy przedtem ukazali nam w Nim największego cudotwórcę.

4. Wymyślono już najrozmaitsze przypuszczenia, żeby podkopać wiarę w cuda Chrystusowe: pewną ich część zaliczono do podań legendarnych, bo przecież – jak powiedziano – uciszenie jednym słowem burzy na morzu, albo stąpanie po jego falach nie jest możliwe. Inne próbowano w sposób prawdziwie śmieszny przedstawić jako proste oszustwo, jak np. cudowne rozmnożenie chlebów: oto Apostołowie ukryli w jakiejś grocie ogromne zapasy chleba, które Chrystus rozdzielał, stojąc przed grotą, rzesza zaś ludu nie widziała, że Ma je podawano z groty, i myślała, że jest świadkiem wielkiego cudu! O tego rodzaju, twierdzeniach trudno mówić poważnie, – najtępszy prostak nie dałby się w ten sposób oszukać. Różne zaś uzdrowienia próbują wytłumaczyć tak, że Chrystus nosił ze sobą jakieś lekarstwa, innym nieznane, alba też sądzą, że On leczył podobnie, jak dziś leczy się nieraz nerwowo chorych przez hipnozę i tak zwaną sugestię, czyli poddawanie im pewnych wyobrażeń. Ale gdzież – po pierwsze – są jakieś dowody na to, że to były osoby nerwowo chore? – A po drugie: gdzież jest choćby cień podobieństwa pomiędzy uzdrowieniem ruszonego powietrzem lub świekry Piotrowej, leżącej w gorączce, a usypianiem chorego na nerwy? Gdzież podobieństwo między czynnością lekarza, która wymaga dłuższego czasu i stosowania różnych środków, a tym, co czynił Chrystus, uzdrawiając chorych? – Nie podawał żadnych lekarstw, ale najczęściej wypowiadał jedno tylko słowo, posiadające moc cudotwórczą: „Chcę, bądź oczyszczony!” – „Wstań, weź łoże swoje i chodź!” – „Idź, syn twój żyje!” – „Wiara twoja ciebie uzdrowiła!” – Oto Jego lekarstwa!

Ale może Ewangeliści zamilczeli umyślnie o używanych przez Niego lekarstwach? W tym razie trzeba by im zarzucić, że zupełnie sfałszowali historię i – co więcej – że całe chrześcijaństwo, które dokonało największego przewrotu w dziejach i sprowadziło nową epokę, – zawdzięcza swe powstanie wielkiemu, niesłychanemu oszustwu i że oszustami byli ci, którzy głosili naukę ewangeliczny i w obronie jej prawdziwości poddawali się ochotnie najokropniejszym męczarniom!

5. Fakt, że nauka Chrystusowa pozyskała sobie ogromny zastęp gorących zwolenników i rozszerzyła się tak szybko po całej ziemi, nie da się wyjaśnić bez cudów. Czyż bowiem Żydzi byliby mogli przyjąć jako Mesjasza ubogiego i nieznanego nikomu przybysza z Nazaretu, gdyby nie dowodził posłannictwa swego wielkimi cudami? Wszakże ten człowiek czynił się większym od Mojżesza, Dawida i wszystkich Proroków, panem szabatu, głosił nowe prawo, wymagające ciężkiego zaparcia się miłości własnej, pokory, czystości, zamiłowania ubóstwa; – któż byłby Mu uwierzył i za Nim poszedł, gdyby nie widział w Nim wyraźnie mocy nadludzkiej, gdyby nie było prawdą, co powiedział do Niego Nikodem: „Mistrzu, wiemy, żeś przyszedł od Boga jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby takich działać cudów, jakie Ty czynisz, jeśliby Bóg z nim nie był” (J 3, 2).

6. Jeżeli więc, usłyszymy od kogoś twierdzenie, że cuda w ogóle są niemożliwe, albo że opowiadania Ewangelistów o cudach Chrystusowych nie należą do niewątpliwych faktów historycznych, nie dajmy się wprowadzić w błąd, ale powiedzmy raczej wątpiącemu, żeby przeczytał sobie jaką dobrą książkę o wiarogodności Ewangelii. Pamiętajmy o tym, że jest świętym naszym obowiązkiem strzec drogiego skarbu świętej wiary, nie dać jej sobie wydrzeć, modlić się o jej zachowanie, unikać wszystkiego, co by ją mogło osłabić! „Bez wiary nie można podobać się Bogi”, ona jest podwaliną całego naszego życia duchowego, bez niej nie ma prawdziwej cnoty, zasługującej na żywot wieczny, bo chociaż i ludzie niewierzący mogą spełniać niekiedy uczynki, którym trzeba przyznać dobroć naturalną, nie jest to dobroć, jakiejś domaga się i ma prawo domagać się Pan nieba i ziemi. On jeden mógł powiedzieć o sobie: „Jam jest droga i prawda i żywot; nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie” (J 14, 6). „Jam jest pierwszy i ostatni, początek i koniec… Oto przychodzę rychło, a zapłata moja ze mną jest, abym oddał każdemu według uczynków jego” (Obj 22, 12n). Amen.

 

Na podstawie: A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 189.