Drodzy Wierni!
Zaczynamy ten święty okres Wielkiego Postu, w którym Pan nasz Jezus Chrystus przemawia do naszych dusz: „Jeżeli kto chce za mną iść, niech zaprze samego siebie a weźmie krzyż swój na każdy dzień i niech idzie za mną” (Łk 9, 23). Wiemy, że kto chce być Jego uczniem, powinien pójść Jego śladem; kto chce z Nim królować w niebie, powinien z Nim cierpieć bez szemrania na ziemi. A przecież tak mało jest ludzi, którzy chętnie dźwigają swój krzyż za boskim swoim Mistrzem! Kiedy nam zagraża jakakolwiek przykrość, jakakolwiek strata, już nie mówimy z całą szczerością słów pacierza: „Bądź wola Twoja!”, lecz domagamy się natarczywie, żeby spełniła się nasza wola, żeby nas, broń Boże! nie nawiedził żaden smutek! A kiedy spadnie na nas oczekiwany cios, nie powtarzamy za cierpliwym Hiobem: „Jeśliśmy przyjęli dobra z ręki Bożej, złego czemubyśmy przyjmować nie mieli?” (2, 10), ale nawet skarżymy się Bogu i oskarżamy Go. Czy to zgadza się z wiarą ucznia Chrystusowego? Prawda, że nasze serce zawsze pożąda radości i szczęścia; prawda, że cierpienie jest przykre; prawda, że daleko jest przyjemniej opływać w dostatki, dogadzać swojemu ciału, cieszyć się zdrowiem i widokiem szczęśliwej rodziny, niż znosić ubóstwo i głód, i zimno, i boleści choroby, niż patrzeć na śmierć osób nam drogich. Ale mocno się myli, kto sądzi, że można dostać się do nieba bez żadnego trudu, bez żadnego smutku i używając wszelakiej rozkoszy doczesnej! Niema nagrody bez pracy, na szczęśliwość wieczną trzeba sobie zasłużyć.
1. Powinniśmy znosić cierpliwie wszystkie przygody i nieszczęścia już dla tego samego, że nic nam nie pomogą szemrania i skargi, a już sam rozum każe poddać się konieczności i przyjąć to, co się nie da odmienić. Piękny przykład takiego mądrego postępku opowiada nam Pismo św. o królu Dawidzie. Usłyszał on od proroka Natana przepowiednię, że P. Bóg ukarze go za wielki grzech, którego się dopuścił, śmiercią kochanego dziecka; prosił więc gorąco Pana, aby go tak ciężko nie karał, i pościł i leżał na ziemi w swoim pokoju aż do dnia siódmego. A gdy dziecię dnia siódmego umarło, bali się słudzy donieść mu smutną nowinę i mówili: „Oto gdy jeszcze dziecię było żywe, nie słuchał naszego głosu; jakoż więcej, jeśli powiemy, że umarło dziecię, będzie się trapił?”. Gdy jednak zobaczył Dawid, że jego słudzy szepcą między sobą, dorozumiał się, że dziecię umarło; a skoro mu to powiedzieli, odmienił szatę, wstał z ziemi, umył się, wszedł do świątyni i pokłonił się Panu; wróciwszy zaś do swego pałacu, zażądał, aby mu przyniesiono chleb, i jadł. Kiedy zaś słudzy dziwili się, rzekł: „Dla dziecięcia, kiedy jeszcze żyło, pościłem i płakałem, bo mówiłem: kto wie, czy nie daruje mi go Pan i będzie żywe dziecię? Lecz teraz gdy umarło, na cóż mam pościć? czyż je mogę jeszcze wrócić z powrotem? ja raczej pójdę do niego, a ono nie wróci się do mnie” (2 Krl 12). Jest to zaprawdę naśladowania godny przykład: dopóki mamy szczęście, prosimy o jej zachowanie, ale jeśli stracimy ją, nie wolno nam narzekać i obarczyć się grzechem buntu przeciw woli Opatrzności. „A jakże często dzieje się przeciwnie! – mówi św. Bazyli. – Dopóki dzieci żyją, nie widać u rodziców wielkiej miłości, nie modlą się za nie, uważają je nawet za ciężar, a po ich śmierci poddają się rozpaczy; podobnie miota się nieraz na Opatrzność mąż po stracie żony, której nie umiał uszanować za życia, żona po stracie męża, któremu życie zatruła”. Czy tak być powinno?
2. Gdybyśmy nawet nie wiedzieli, że nasze utrapienia pochodzą od naszego najdobrotliwszego Ojca, trzeba by je znosić spokojnie, skoro wiemy, że niecierpliwość i rozpacz nie zrobi nic dobrego, a tylko powiększa jeszcze nasze udręczenie. Ale przecież wiara św. nas upewnia, że każdy smutek, każda przygoda jest zbawiennym upomnieniem, którego nam P. Bóg udziela, żeby nas oczyścić z grzechów, żeby nas oderwać od świata, aby zwrócić naszą myśl do nieba. On sam poucza nas o tym wyraźnie w Piśmie św.: „Albowiem kogo Pan miłuje, karze, a biczuje każdego syna, którego przyjmuje. Albowiem któryż syn, którego by Ojciec nie karał?”, czytamy w liście św. Pawła do Żydów (12, 6n). Nie sądźmy, że ci są szczęśliwsi, którym zawsze się dobrze powodzi, którzy ciągle weselą się i bawią, i bezkarnie dopuszczają się występków. Są oni jak owe leśne drzewa, o które żaden gospodarz się nie troszczy, które rosną sobie, jak chcą, póki ich nie zetną i nie wrzucą w ogień. Nie można wprawdzie powiedzieć, że ich całkiem Pan Bóg opuścił. On zawsze puka do ich serca głosem sumienia i słowami Kościoła, ale On nie pracuje nad nimi, nie używa wszystkich środków możliwych dla ich poprawy. Nie trzeba im więc zazdrościć, trzeba raczej nad nimi zapłakać, bo śmieją się, ale śmiech ten obróci się w płacz i zgrzytanie zębów. „Biada wam, bogacze, powiedział P. Jezus, bo macie pociechę waszą! Biada wam, którzyście się nasycili, albowiem łaknąć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, bo będziecie narzekać i płakać” (Łk 6, 24n). Nie mówmy więc już nigdy w rozżaleniu: „Czemu mnie P. Bóg tak ciężko nawiedza? – przecież ja nie jestem gorszym od tego lub owego, któremu nigdy nic złego się nie trafia!”. Upatrujmy raczej w tym wyraźne znaki szczególniejszej opieki boskiej! On pragnie nam ziemię uczynić niemiłą i obudzić w nas tęsknotę do lepszego życia, do naszej niebieskiej ojczyzny: „Gorzki jest świat, woła św. Augustyn, a przecież tak go ludzie miłują; jakżeby go więc kochali, gdyby był słodkim!” (Serm. 91 de temp.). Wszak tyle jest na świecie goryczy, tyle zgryzoty, i nieszczęść! Na całe wiadra boleści przypadnie kropla rozkoszy! A im mocniej przywiązujemy się do dóbr światowych, im więcej gonimy za ułudą szczęścia, tym więcej doznajemy utrapień i zawodów, a przecież nie możemy oderwać swego serca od świata! Cóżby więc było z nami, gdyby się spełniały wszystkie nasze życzenia?
3. Może niejeden odpowiedzieć na to, że nie na P. Boga się skarży, tylko na ludzi, którzy go niepokoją i krzywdzą, i sprawiają mu udręczenia. Tak mówi niejeden, że zniósłby spokojnie chorobę lub inne cierpienie, pochodzące od samego Boga, ale nie może znieść złości ludzkiej i skarży się z wielkim rozżaleniem na jakieś zjadliwe oszczerstwo lub na doznaną obelgę. I jakże tu zachować cierpliwość, kiedy nas trapią ludzie, a nawet tacy ludzie, którzy nas szczególniejszym sposobem powinni miłować? – Wszakże to nie wola Boża, bo Pan Bóg nie chce, żeby ludzie grzeszyli! Prawda, że On tego nie chce, ale bez Jego woli włos ci nie spadnie z głowy, bez Jego woli nikt cię nie skrzywdzi! Więc wszystko, co cię spotyka, dzieje się z dopuszczenia Bożego: On mógłby nas zachować od obelgi i krzywdy, którą nam wyrządzają nasi nieprzyjaciele; ale On chce nas doświadczyć, chce nam dać sposobność do zasługi i naszą duszę uświęcić przez pożycie z ludźmi niedobrymi, albo może chce nas ukarać za nasze grzechy. On nieraz używa ludzi jako narzędzia kary.
4. Nie zapominajmy zresztą i o tym, że wszystkie cierpienia, których możemy doznać na ziemi, chociażby nawet najstraszniejsze, nie są przecież niczym wobec niewymownej, a wiecznej szczęśliwości Królestwa niebieskiego. „Utrapienia tego czasu niniejszego, mówi św. Paweł, nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi” (Rz 8, 18) – nie są godne i z pewnością każdy z potępieńców gotów by był tysiąc lat przepędzić wśród największych męczarni ziemskich, byleby mógł mieć nadzieję, że otrzyma kiedyś maleńką odrobinę szczęścia niebieskiego. Mówią jednak ludzie niemądrzy, że im nie wystarcza nagroda obiecana, że chcieliby widzieć przed sobą to niebo i piekło, a wtenczas żyliby inaczej! Ale uważajmy, że gdybyśmy już widzieli przed sobą wyraźnie Jerozolimę niebieską z jednej strony, a z drugiej owe „ciemności zewnętrzne”, ową otchłań, w której nic nie usłyszysz prócz jęków, że wtenczas nie byłoby wiary, nie byłoby zasługi, nie byłoby za co udzielić nam nagrody. A czyż zawsze człowiek musi widzieć przed sobą nagrodę i owoc swej pracy, czyż sama nadzieja plonu nie może go do niej zachęcić? Czyż rolnik ma już w swym ręku plony, gdy ziemię orze na wiosnę? – zapytuje św. Jan Chryzostom, czyż kupiec ma już w ręku swe zyski, kiedy mozoli się dla ich zdobycia? Nie! im tylko świeci nadzieja i taka nadzieja, która bardzo łatwo może ich zawieść. Ale nasza nadzieja zapłaty niebieskiej nie może nas zawieść, nie może nas pohańbić. „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą!” (Mt 24, 35) powiedział Ten, który jest gwarancją naszej nadziei.
5. „Pan nasz, woła św. Cyprian, czegokolwiek uczył, to sam też czynił; nie ma wymówki dla sługi, jeżeli tego cierpieć nie chce, co najpierw wycierpiał jego Pan!”. Błog. Jan de Avila mówił, że „ten jest dobry chrześcijanin, kto nie tylko innych umie pocieszać w cierpieniu, ale i samego siebie”. Tak – pocieszajmy samych siebie, spoglądajmy często na wizerunek Jezusa ukrzyżowanego! Przypomnijmy sobie, jak to On umierał nagi, ze wszystkiego zdarty, a zmniejszy się smutek, którego doznajemy, kiedy tracimy nasze mienie. Spójrzmy na Jego rany, a będzie łatwiej znosić własne rany i choroby. Przypomnijmy sobie, ile mąk i obelg zniósł P. Jezus z miłości ku nam, a znosić będziemy bez szemrania i skargi, jakiekolwiek spadną na nas zniewagi, prześladowania, okrucieństwa. Krzyż Chrystusowy jest najlepszą książką, która nas uczy, jak On nas umiłował! – Czytajmy często, codziennie tę książkę, a wtedy wszystko, co nam się wydarzy, przyczyni się do naszego dobra. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 408.