Święty Józef, po Matce Bożej, jest największym spośród świętych. Ten pokorny cieśla, mąż Najświętszej Maryi Panny i żywiciel Pana Jezusa, Syna Bożego, przewyższa w łasce oraz wiecznej chwale patriarchów i największych proroków. Wielki ten Patron Kościoła Świętego, większy jest niż św. Jan Chrzciciel, Apostołowie, męczennicy i wielcy Doktorzy Kościoła. Skąd ta Jego wielkość? Oto, bowiem, ten który jest najmniejszy w swej pokorze, jest równocześnie – ze względu na wzajemne powiązanie cnót – największym w swej miłości: „Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki” (Łk 9, 48).
Dlatego też, Duch Święty, od początku chrześcijaństwa, nie przestawał poruszać serc wiernych, aby w Kościele Katolickim rozpowszechniało się nabożeństwo do św. Józefa. Dzięki temu cudownemu działaniu, ufundowano ku Jego czci wiele klasztorów i kościołów. Powstało także wiele zgromadzeń zakonnych, zwłaszcza żeńskich, które oddały się w opiekę świętemu Józefowi. Wśród nich należy wymienić przede wszystkim Zgromadzenie Sióstr od świętego Józefa, założone w Puy (Francja) w XVII wieku, które dało początek ponad pięćdziesięciu różnym zgromadzeniom.
Ponadto mamy miejsca wyjątkowe, w których święty Józef przyjmuje kierowane do niego prośby ze szczególną życzliwością. Są to przede wszystkim kościoły pod jego wezwaniem i centra pielgrzymkowe (np. Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu). Wśród nich jednak najsławniejszym i zarazem jednym z najnowszych jest Oratorium świętego Józefa w Montrealu (Kanada). Każdego roku przyjmuje ono od dwóch do trzech milionów osób. Opiekuje się nim Zgromadzenie Braci od Świętego Krzyża (Congrégation de Sainte-Croix). Jest ono powiększone o ośrodek badań teologicznych i historycznych na temat świętego Józefa.
Oratorium świętego Józefa, które zostało bazyliką w 1954 roku, zawdzięcza swe istnienie zakonnikowi ze Zgromadzenia Braci od Świętego Krzyża – bratu André Bessette (1845-1937). Będąc furtianem w swym klasztorze, miał on niejedną okazję, by słuchać próśb i zwierzeń, dotyczących problemów fizycznych czy moralnych. Nie mogąc dopomóc wszystkim, zachęcał do modlitwy i do zawierzenia świętemu Józefowi. Niespodziewane efekty sprawiły, że stał się on bardzo znany. Zaczęli do niego napływać chorzy i mnożyły się uzdrowienia. Dla czci św. Józefa oraz miłości bliźniego, brat André wystarał się o wybudowanie na szczycie zbocza małej kapliczki, skąd – mimo stopniowej rozbudowy – nazwa oratorium. Brat André spędził tam życie, opiekując się chorymi i zachęcając ich do modlitwy. Choć sam przez całe życie był bardzo chorowity, miał dar uzdrawiania wszystkich, którzy zgodzili się, by uzdrowienie dotknęło nie tylko ich ciała, lecz również duszy. Gdy tej zgody w nich nie znajdował, uzdrowienia też nie było. Ciągnęły do niego tysiące ludzi, których polecał św. Józefowi, zachęcał do noszenia jego medalika i sugerował, by nacierali się oliwą z lampek płonących wcześniej przed figurą św. Józefa.
Całe te dzieło zaczęło się zimą 1903 roku. Brat André otrzymał od przełożonych oraz władz miasta zgodę na wzniesienie na Mont Royal małego oratorium św. Józefa. Brnąc po kolana w śniegu, furtian z przełożonym i jeszcze jednym bratem z trudem dotarli na szczyt. Przełożony wskazał miejsce: „Tu chyba będzie dobrze. Tu postawimy tę kapliczkę”. Brat André pokręcił głową: „Wolałbym tam”. Przełożony nie rozumiał, skąd ten dziwny spór o parę metrów w lewo czy w prawo. „Bo ja widziałem…” – dodał cicho zakonnik. Wobec tego nieśmiałego, lecz płynącego z głębi serca „widziałem” przełożony ustąpił. Budowa ruszyła i już w październiku 1904 roku lokalna prasa pisała o pierwszym oratorium św. Józefa, w którym mogło zmieścić się oprócz celebransa zaledwie dziesięć osób. Tłumy zaczęły ciągnąć na Mont Royal. Trzeba było dostawić ławki, gdyż na Msze święte odprawiane przez ojców ze zgromadzenia przychodziło coraz więcej pielgrzymów. Brat André siadał pod jedną z brzóz i rozmawiał z chorymi. Na ich prośby o uzdrowienie zawsze odpowiadał w taki sam sposób: „Pomodlę się za ciebie do św. Józefa. Pozwól też dotknąć uzdrowieniem swej duszy, najpierw idź się wyspowiadać, a potem do mnie wróć, jeśli chcesz. Noś ten medalik. Weź trochę oliwy”. Wobec rosnącego zainteresowania jego osobą spokojnie tłumaczył: „To nie ja dokonuję uzdrowień, lecz Pan Bóg, a wyprasza je św. Józef. Im dziękujcie”. Potrafił też godzinami opowiadać o Opiekunie Świętej Rodziny, tak jakby żył z nim na co dzień pod jednym dachem. Zniechęconym brakiem odpowiedzi na modlitwy radził: „Proście św. Józefa, żeby wasza modlitwa była taka, jaką on sam zanosiłby do Boga, będąc na waszym miejscu”.
Zaczęły napływać listy, bo wieść o bracie-cudotwórcy z Montrealu rozeszła się nie tylko po całej Kanadzie, ale i po Stanach Zjednoczonych. Dziesiątki, setki, tysiące listów. A brat André ledwie umiał czytać i się podpisać. Przydzielono mu więc sekretarza, z którym mieszkał razem w pobliżu kaplicy na Mont Royal od 1909 r. Marzenie sieroty, który znalazł Opiekuna w św. Józefie, zaczęło się spełniać. Rok później dołączył na stałe do małej wspólnoty przy Oratorium także młody kapłan z ich zgromadzenia, Adolphe Clément, który stracił wzrok. Przybywszy na wzgórze, westchnął, że chciałby jak inni odmawiać brewiarz i odprawiać Mszę świętą. Brat André poklepał go po ramieniu i powiedział: „Idź się przespać. Zaczniesz od jutra”. Nazajutrz ks. Clément odzyskał wzrok. Tylko w ciągu lat 1909-1910 zgłoszono 112 pełnych uzdrowień fizycznych i ponad 4300 przypadków poprawy stanu zdrowia, nie mówiąc o otrzymanych łaskach duchowych.
Czy jednak to tę małą kapliczkę na dziesięć osób „widział” brat André? Gdyby tak było, nie trudziłby się, ażeby zdobyć fundusze na jej rozbudowę. W 1913 roku architekci Alphonse Venne i Dalbé Viau nakreślili plany nowej bazyliki, która miała stanąć na Mont Royal. Pięć lat później została oddana krypta mogąca pomieścić tysiąc pielgrzymów, która zachowała pierwotną nazwę – Oratorium św. Józefa. Pod koniec 1936 roku bazylice brakowało jeszcze tylko kopuły, która w zamierzeniu miała przypominać tę z Bazyliki św. Piotra, tylko nieco mniejsza i skromniej ozdobiona. Także ona, dzięki ofiarodawcom, została wykończona.
Chorzy i niepełnosprawni znajdowali tu pocieszenie, a tak wielu odchodziło uzdrowionych, że nie sposób ich policzyć. Brat André nie pisał pamiętników. Wszystkie te wydarzenia żyją wyłącznie dzięki relacjom świadków. Sam był już coraz bardziej zmęczony. Miał przeszło dziewięćdziesiąt lat i wszyscy zachodzili w głowę, jak można przeżyć całe życie, zajmując się codziennie setkami ludzi, jedząc tylko wodę zagęszczoną odrobiną mąki i cierpiąc na nawracające infekcje i krwotoki. Niektórzy pytali z niedowierzaniem: „Innych uzdrawia, czemu sam siebie nie może?”.
Oprócz cierpień fizycznych życie brata Andrégo naznaczone było atakami lęków; w nocy bał się ciemności jak dziecko, spadały nań duchowe skutki uwalniania innych od szatana. Wśród stacji jego drogi krzyżowej nie brakowało też sarkazmu i oszczerstw rzucanych pod jego adresem. Jedynej swojej obrony upatrywał w oddawaniu wszystkiego św. Józefowi oraz w umiłowaniu i uwielbieniu Trójcy Świętej. W grudniu 1936 roku skrajnie wyczerpany brat André trafił do szpitala, gdzie zmarł o świcie 6 stycznia 1937 roku. Pogrzeb zgromadził ponad milion ludzi, którzy przez tydzień przechodzili przed trumną zakonnika wystawioną w Oratorium. Mogli dotykać jego stóp, dłoni, całować jego poorane zmarszczkami czoło. Kanada żegnała maleńkiego człowieka, dzięki któremu cały kraj, od najwyższych władz począwszy, odnowił swoje oddanie się w opiekę św. Józefowi. Zmagając się z silnym, lodowatym wiatrem, strażacy zanieśli trumnę z ciałem brata Andrégo do katedry, gdzie odprawiono Mszę świętą żałobną, a następnie złożono zmarłego w krypcie Oratorium.
Proces beatyfikacyjny brata Andrégo otwarto w 1960 roku. Trzy lata później podczas ekshumacji okazało się, że jego ciało nie uległo rozkładowi. Brat André został beatyfikowany 23 maja 1982 roku przez Jana Pawła II. 17. października 2010 r. został on pierwszym kanonizowanym mężczyzną w historii Kanady.
Na podstawie:
http://societasjoseph.pl.tl