Drodzy Wierni!
Kiedy w dolinie betlejemskiej chóry anielskie ogłosiły „chwałę Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”, zajaśniała w dalekiej krainie Wschodu gwiazda, nigdy przedtem niewidziana, głosząc pobożnym Królom i Mędrcom, że stał się cud, upragniony przez całą ludzkość, że sam Bóg zstąpił na ziemię, aby wszystko naprawić, co zepsuły nasze grzechy. Ujrzawszy ową gwiazdę, zrywają się Mędrcy natychmiast, porzucają swoje domy i rodziny i śpieszą za jej światłem, aby powitać nowonarodzonego Króla królów i Pana nad panami. Jakże się jednak musieli zadziwić, kiedy ich gwiazda zawiodła do ubogiej stajenki, kiedy nigdzie wokoło nie znaleźli ani śladu królewskiej potęgi? Żadnego orszaku, żadnego wojska, żadnej broni, żadnego przepychu, – tylko słabe dziecko, drżące od zimna, zdane na opiekę ubogich rodziców. A przecież ci Królowie padli na twarz przed błogosławiącym ich Dzieciątkiem i złożyli Mu swoje dary, bo ich dusze oświeciło niebieskie światło, bo od razu zrozumieli, jakim sposobem Bóg postanowił dokonać naszego odkupienia: On chciał zostać pokornym, ubogim, cierpiącym głód i niedostatek człowiekiem, aby Jego pokora zawstydzała naszą pychę, Jego ubóstwo – nasze dostatki i wygody, Jego miłość – nasze samolubstwo i naszą nieczułość. Właśnie dlatego On jest „położony na znak, któremu sprzeciwiać się będą”, jak powiedział Symeon o Nim do N. Panny (Łk 2, 34), bo wszystko w Nim jest przeciwne pożądliwościom miłośników świata. Ale biada każdemu, kto się od Niego odwraca, od Jego żłóbka i stajenki i widoku krzyża, aby kierować się własnym rozumem i głosem zepsutego serca! Żeby więc i nad nami nie zabrzmiało kiedyś owo straszne „biada”, posłuchajmy dziś za przykładem Trzech Króli, czego nas uczy to Boskie Dziecię! Uczy nas Ono, że „żyjąc w ciele, nie powinniśmy chodzić wedle ciała”, tj. dogadzać ciału i walczyć bronią cielesną, ale naszą bronią „Bogiem mocną” i niezwyciężoną jest krzyż Chrystusowy!
1. „Pokój ludziom dobrej woli” głoszą Aniołowie niebiescy w chwili Narodzenia Pańskiego. On sam też powiedział swoim uczniom: „Pokój zostawię wam, pokój mój daję wam” (J 14, 27). A przecież gdzie indziej Pismo św. zdaje się mówić co innego, bo czyż nie powiedział św. patriarcha Hiob (7, 1), że „bojowaniem jest żywot człowieka”, a św. Paweł każe nam przywdziać zbroję do walki, jak czynią żołnierze, gdy idą na pole bitwy: „Weźcie zupełną zbroję Bożą, a oblekłszy pancerz sprawiedliwości… we wszystkim biorąc tarczę wiary, którą moglibyście zgasić wszystkie strzały złośliwego. I przyłbicę zbawienia weźcie i miecz ducha (które jest Słowo Boże)” (Ef 6, 11-17). Ale i sam Pan Jezus mówi gdzie indziej: „Nie przyszedłem puszczać pokoju, ale miecz” (Mt 10, 34). Jakże te słowa pogodzić z tamtymi? Czy można zarazem walczyć i mieć pokój w sercu? O tak, właśnie ci, którzy wojują pod sztandarem Chrystusowym przeciwko złościom szatańskim, przeciwko grzechowi, przeciw zgorszeniu, co zabija dusze, przeciw własnej pożądliwości, ci zachowuje w głębi serca ufność i spokój. Takim spokojem cieszyli się św. Józef i Matka Najśw., kiedy z Dzieciątkiem Jezus uciekali do Egiptu przed mieczem Heroda, kiedy znosili ten ciężki trud i to prześladowanie, bo wiedzieli, że ich obrońcą jest sam Pan nieba i ziemi, a „jeżeli Bóg z nami, kto przeciwko nam?”. Taki pokój napełnili serca św. Trzech Króli, kiedy poznali, korząc się przed żłóbkiem Jezusowym, że trzeba znosić na ziemi boleść i smutek, i ciężar pracy, i wszelkie utrapienia za Jego przykładem, abyśmy kiedyś z Nim razem mogli radować się chwałą zwycięstwa. Taki był pokój św. Apostołów, kiedy mogli wszyscy powiedzieć ze św. Pawłem: „Staliśmy się dziwowiskiem świata i Aniołom i ludziom… Aż do tej godziny i łakniemy i pragniemy i nadzy jesteśmy i bywamy policzkowani i tułamy się… Złorzeczą nam a błogosławimy, prześladowanie cierpimy, a znosimy” (1 Kor 4, 90-12). Taki był pokój wszystkich owych wielkich bojowników Pańskich, którzy z krzyżem w ręku szli na męczarnie i na śmierć, rozpaleni ogniem miłości Bożej.
2. Oto bowiem ten krzyż, który był znakiem hańby i karą zbrodni, stał się niepojętym dla naszego rozumu sposobem zbawienia i chwały. Odkąd na nim zawisnął Ten, co mógł o sobie powiedzieć: „Jam jest droga, prawda i życie” (J 14, 6), odtąd daremnie szukalibyśmy gdzie indziej drogi, prawdy, życia! Z pięciu Jego ran spłynęły promienie światła, i wciskają się w ciemności dusz pogańskich; ci sami, którzy Go krzyżowali, którzy jeszcze po śmierci przebili włócznią Jego bok, oddają cześć umarłemu. Milkną przepowiednie spełnione, kruszą się posągi i ustają wszystkie ofiary, – jedna tylko została ofiara, powtarzająca się ciągle, ofiara krzyża. I w tej chwili, gdy świat przesiąknięty rozpustą, przesycony krwią ludzką, opanowany rozpaczą, wołał do swoich mędrców: „Dajcie nam nową naukę, nowych bogów, objawcie nam prawdę” – z głębi Wschodu zabłysnął krzyż, i świat podzielił się na ten widok na dwa obozy, wyobrażone przez owych dwóch łotrów, wiszących po prawej i lewej stronie Zbawiciela: jedni Mu bluźnią i zatwardzają się coraz bardziej w swej nienawiści, a drudzy szukają ratunku w Jego miłosierdziu, gotowi są wzgardzić wszystkimi skarbami świata, dla Niego żyć i cierpieć, z Nim razem umrzeć na krzyżu. Na głos nauki o krzyżu zaludniają się pustynie, bo liczne rzesze uciekają od pokus zepsutego świata, żeby w samotnej ciszy poskramiać swoje ciało i podbijać w niewolę, a duszę oczyścić i zjednoczyć z Bogiem.
Wie piekło i szaleją mocarze ziemscy, którzy sami chcą być bogami na ziemi, i jak niegdyś Herod chciał zgładzić Zbawiciela, tak naśladowcy Heroda wytężają wszystkie siły, aby zagłuszyć głos prawdy, zmusić do milczenia wyznawców i miłośników krzyża, usunąć ich z powierzchni ziemi. Rozlegają się krzyki rozwścieklonych tłumów, wołających, żeby chrześcijan rzucono na pożarcie lwom, niech płynie ich krew! I polała się ta krew strumieniem i obmyła ziemię. Chrześcijanie żadnej nie mieli broni cielesnej, nie stawiali oporu, spokojnie pozwalali się zabijać. Kiedy św. Andrzej Apostoł zobaczył krzyż, przygotowany dla niego, zawołał z radością: „O, dobry krzyżu, któryś od ciała Pańskiego nabył ozdoby! Długo do ciebie tęskniłem, gorąco cię miłowałem, ustawicznie szukałem; weź mię od ludzi, a oddaj Mistrzowi mojemu! niech mię przez ciebie odbierze, który mnie przez ciebie odkupił!”. Kiedy go zawieszono na krzyżu, żył jeszcze na nim przez całe dwa dni i pouczał otaczającą go rzeszę o Chrystusowej miłości. Ta miłość krzyża była ową bronią niewidzialną. Jako zasiewy, zroszone wiosennym deszczem, bujnie wydobywają się z ziemi, tak z krwi męczeńskiej powstawali coraz to nowi wyznawcy, i krzyż zapanował nad ziemią, zajaśniał na szczytach świątyń jako znak zbawienia i nadziei, wzywając, abyśmy swoje serca wznosili ku niebu. Krzyżem uzbrojeni, stawali nasi ojcowie spokojnie do walki z najsilniejszym nieprzyjacielem i odnosili najświetniejsze zwycięstwa. Krzyż zdobi kolebkę katolickiego dziecka i wznosi się nad każdym katolickim grobem. W krzyż zamieniła się owa gwiazda, co przyświecała Mędrcom nad betlejemską stajenką!
3. To zaś piękne Dzieciątko, które tam błogosławiło królów i pastuszków i cały rodzaj ludzki, Ono od pierwszej chwili swojego ziemskiego życia myślało o krzyżu; Jego serce zawsze gorzało tą samą miłością, która Mu po trzydziestu trzech latach kazała rozpiąć ramiona, wyciągnąć je ku światu i znieść z radością, że je przybito do krzyża! Była to miłość bez porównania większa niż miłość najlepszego ojca i najbardziej kochającej matki na ziemi, bo „o żadnej matce nie czytamy, jak mówi błog. Jan de Avila („Audi Filia”, rozdz. 80), żeby sobie na pamiątkę syna taką wypisała księgę, używając ciężkich gwoździ jako piór, a własnych rąk jako papieru, a krwi swojej jakby atramentu!”. O niesłychane to pismo i niesłychana miłość! Najlepiej z tego pisma możemy wyczytać, jakim uczuciem wzbierało Najśw. Serce Jezusa od pierwszej chwili, kiedy zaczęło bić, aż do owej strasznej chwili, kiedy je przeszyło nielitościwe ostrze włóczni, aby z niego wydobyć ostatnie krople krwi!
4. Pamiętajmy więc zawsze, nie tylko wtedy, gdy rozważamy Mękę Pańską – pamiętajmy i wśród cierpień, jakie dziś musimy znosić, i wśród najradośniejszych uroczystości o krzyżu Chrystusowym, a wtedy i nasze cierpienia staną się nam lekkimi, a nawet znajdziemy w nich przedziwną słodycz! Jeżeli nas przygniata troska o chleb powszedni, jeżeli nas dręczy choroba lub krzywda ludzka, pomnijmy, że to krzyż Pański, który mamy dźwigać za swoim Zbawicielem! Kiedy On już był przybity do krzyża, mówili ze złośliwym szyderstwem kapłani żydowscy: „Niechże teraz Chrystus, Król izraelski, zstąpi z krzyża, abyśmy ujrzeli i uwierzyli!” (Mk 15, 32). Podobnie będą nas kusili ludzie i złe duchy, mówiąc do nas: „Zstąp z krzyża! Na co masz cierpieć? targnij się na cudzą własność, zrób to lub owo, a będzie ci dobrze! Zstąp z krzyża, nieszczęśliwa żono, z krzyża, do którego przybiła cię niegodziwość twojego męża! Przestań się dręczyć a używaj świata! I ty, który tak ciężko pracujesz a tak mało zarabiasz i nie możesz używać przyjemności, porzuć swój krzyż a wejdź na inną drogę, szeroką, wygodną, nie licz się ze środkami, podnieś się kosztem innych!”. Tak będą mówili do was różni kusiciele, lecz nie dawajmy im nigdy posłuchu! Jeżeli sam Syn Boży cierpiał, zanim wszedł do swojej chwały, i tysiąc razy więcej cierpiał przez całe życie, niż my wszyscy razem, czyż my grzesznicy, dla których On ponosił takie katusze, mamy uchylać się od cierpienia i szukać samej radości? Czy taka ma być sprawiedliwość? Czy nie wiemy, że wszelkie utrapienia ziemskie „nie są godne przyszłej chwały, która się w nas ma objawić?” (Rz 8, 18). Raczej zapiszmy sobie w pamięci i w sercu słowa świątobliwego pisarza Tomasza a Kempis, który tak mówi o krzyżu (Ks. 2, rozdz. 12): „W krzyżu zbawienie, w krzyżu żywot, w krzyżu obrona od nieprzyjaciół, w krzyżu słodycz niebiańska, w krzyżu siła duchowa, w krzyżu wesele duszy, w krzyżu doskonałość świątobliwości. Nie masz zbawienia duszy, ani nadziei wiecznego życia, jeno w krzyżu. Nieśże więc krzyż swój a idź za Jezusem, a wejdziesz do życia wiecznego”. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 92.