Drodzy Wierni!
Za św. Rodziną – Jezusem, Maryją i Józefem – podążamy dziś w duchu do Jerozolimy na obrzęd oczyszczenia Matki i ofiarowania Syna w świątyni. Po 40 dniach od urodzenia chłopięcia każda matka izraelska powinna była stawić się w świątyni, złożyć prawem przepisaną ofiarę i otrzymać błogosławieństwo od kapłanów dla siebie i dla dziecka. Posłuszna temu rozkazaniu Maryja, choć wiedziała, że ono jej nie obowiązywało, poszła do Jeruzalem wraz ze swym Synem Jezusem i Oblubieńcem św. Józefem, chcąc zostawić potomnym zbawienny przykład uległości prawu bożemu i kościelnemu.
A tam w Jeruzalem przebywał naówczas czcigodny starzec Symeon, któremu Duch Św. był oznajmił, że nie umrze, dopóki na własne oczy nie ogląda obiecanego Mesjasza. Gdy św. Rodzina stanęła na progu świątyni, z natchnienia Ducha Św. przybył tamże i Symeon, wziął Dziecię Jezus na ręce, wielbił Boga i prorokował, że Chrystus jest „światłem na oświecenie pogan”. Dalsze przepowiednie Symeona oraz inne okoliczności ofiarowania stanowią treść dzisiejszego ustępu Ewangelii św. Słuchając proroctwa Symeona, „Józef i Maryja dziwili się temu, co o nim mówiono”. Niektórzy uczeni sądzą, że Najśw. Maryja Panna, a tym bardziej św. Józef, nie wszystko od samego początku wiedzieli o Chrystusie Panu. Tak np. dopiero podczas ofiarowania dowiedzieli się, że Jezus nie tylko żydom, ale też i poganom będzie Zbawicielem, i dlatego właśnie „dziwili się”, widząc w tym nadzwyczajne, niepojęte miłosierdzie boże.
Na kilka miesięcy przedtem błogosławiła Najśw. Pannie św. Elżbieta, a słowa jej błogosławieństwa: „Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twego”, ustawicznie powtarza Kościół Chrystusowy w swoich modlitwach. A w ślad za Kościołem, św. Elżbietą i starcem Symeonem, i my, winniśmy błogosławić Maryję, naszą Orędowniczkę i Matkę, bo to ona nam dała naszego Zbawiciela. Symeon, pobłogosławiwszy, rzekł do Maryi: „Oto ten położony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. W tych słowach mamy proroctwo, zadziwiające nas swą głębokością i prawdą. – Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić wszystkich bez wyjątku ludzi. Każdy przeto człowiek, byleby należycie korzystał ze środków, danych mu przez Chrystusa, może dojść do nieba. Ale na nieszczęście, nie wszyscy chcą się zbawić. Jedni nie chcą wierzyć tak, jak Chrystus nauczał. Inni, choć wierzą, nie chcą żyć tak, jak każe wiara. Ci wszyscy lekceważą sobie zbawienie wieczne i sami się usuwają rozmyślnie i dobrowolnie od nieba. Niezmiernie długi szereg tych nieszczęśliwych, gardzących najwyższym swym, bo duchowym dobrem, zapoczątkowali za czasów Chrystusowych żydzi, którzy nie uznali Chrystusa za obiecanego Mesjasza i zawiesili go na krzyżu. Dla nich Chrystus „był położony na upadek”. Upadli żydzi, zatracili swe dusze, ale upadli samochcąc, bo rozmyślnie zamykali oczy na światło, co im świeciło ze żłóbka betlejemskiego. A w ślad za żydami długim szeregiem poszli i idą inni: heretycy, schizmatycy, niedowiarkowie, jawnogrzesznicy, wszyscy, którzy wzięli rozbrat z nauką Zbawiciela i niegodnym swym życiem sponiewierali jego Krew Przenajśw. Tym wszystkim na upadek położony jest Chrystus, na wieczne zatracenie.
Ale byli i są tacy, którym Chrystus „jest położony na powstanie”. Dusze czyste, pokorne i szlachetne od razu poznały w Jezusie obiecanego Zbawiciela i od razu przylgnęły do niego wszystkimi siłami. Św. Elżbieta, św. Jan Chrzciciel, starzec Symeon, prorokini Anna, pierwsi stanęli po stronie Chrystusa i wytrwali przy nim do końca. A za nimi poszli Apostołowie i miliony wiernych, – ci wszyscy, którzy naukę Zbawiciela uważali i uważają za najważniejszą rzecz w życiu, za treść i cel, za osłodę i zapłatę doczesnego życia. Tym wszystkim Chrystus jest położony na powstanie z grobu występku i fałszu do życia łaski, cnoty i prawdy.
Na dwa obozy podzielony jest świat: na sług szatana i sług Chrystusowych. I dwa są znaki na świecie, jeden szatana, a drugi Chrystusa. Zacięta walka wre między tymi obozami. Wrogowie krzyża od wieków, od początku świata, „sprzeciwiają się” czyli powstają z nienawiścią przeciwko wszystkiemu, co wiedzie swój początek z Boga. Naukę Chrystusową nazywają zabobonem, a jej wyznawców szykanują, zniesławiają, ogłaszają za wrogów ludzkości. Wrogowie krzyża odnoszą niekiedy pozorne zwycięstwa. Ale Krzyż, godło Chrystusa, po dawnemu panuje światu, po dawnemu jaśnieje cudownym blaskiem i po dawnemu zgromadza dokoła siebie dusze szlachetne, serca czyste, umysły wzniosłe.
Gdy wrogowie Chrystusa przypuszczą atak na naszą wiarę i cnotę; gdy nam łudzić będą obiecywać dobrobyt doczesny za cenę wyrzeczenia się dóbr wieczystych; gdy nas będą szkalować i prześladować za wierność w służbie Chrystusowej, – podnieśmy wówczas wzrok na krzyż Zbawiciela, na ten znak, „któremu sprzeciwiać się będą“ moce piekielne. Silniej jeszcze obejmujmy to drzewo życia, jeszcze ściślej zespólmy swe dusze z naszym Zbawicielem. Niech nam Chrystus będzie na powstanie, na życie wieczne. Albowiem biada temu, kto się sprzeniewierzy zasadom chrześcijańskim i opuści swego Wodza i Króla – Chrystusa!
I dalej mówił Symeon do Maryi: „I duszą twą własną przeniknie miecz, aby myśli z wielu serc były objawione“. Mamy w tych słowach zapowiedź duchowego męczeństwa Maryi z powodu cierpień Chrystusa. Maryja Panna, będąc zawsze najściślej zjednoczona z Chrystusem, dzieliła w duszy wszystkie jego zbawcze boleści. Każde cierpienie Syna przenikało serce macierzyńskie Maryi jakby mieczem. I dlatego właśnie Maryja jest współodkupicielką rodzaju ludzkiego, że współcierpiała za ten rodzaj razem z Chrystusem.
„I była Anna prorokini… a ta wdowa… nie odchodziła z kościoła, postami i modlitwami służąc Bogu we dnie i w nocy”. Bóg chciał, aby jego Syna uczciły wszystkie stany i wieki. Pasterze i Królowie, dziecię Jan, mężatka Elżbieta, Dziewica Matka, starzec Symeon, wreszcie i wdowa Anna, – ci wszyscy przesuwają się przed naszymi oczyma, jako chwalcy i wielbiciele bóstwa Chrystusowego. Kilka pięknych słów poświęca dziś Ewangelia na pochwałę stanu wdowieńskiego oraz maluje najszczytniejsze powołanie wdowy, wolnej od obowiązków doczesnych. Najmilszym, codziennym, wyłącznym niemal zajęciem takiej wdowy winno być służenie Panu Bogu. Pobożność, umartwienie, uczynki miłosierne, oto, co podnosi i uszlachetnia samotny żywot wdowy, co daje jej życiu treść i znaczenie, co jej jedna zasługi u Boga a wdzięczną pamięć u ludzi.
„A gdy wykonali wszystko według Zakonu Pańskiego, wrócili się do Galilei, do Nazaret miasta swego”. Prawo Pańskie, czyli wola boża, i rozkaz Kościoła winien stać u nas zawsze na pierwszym miejscu, przed innymi obowiązkami. Nie żałujmy czasu ani sił na spełnianie przykazań bożych lub kościelnych, a poczucie spełnionego obowiązku oraz łaska boska, związana z obowiązkiem, osłodzi nam ciężkie chwile życia, uprzyjemni i lepszymi uczyni nasze codzienne zajęcia.
„A Dziecię rosło i umacniało się, pełne mądrości, a łaska boża była w nim”. Jezus Chrystus, jako prawdziwy człowiek wzrastał i umacniał się ciałem, ale jako Bóg miał zawsze w sobie pełnię, tj. bezmiar mądrości i łaski, który nie mógł ani się pomnażać ani umniejszać. Wszelako mądrość i łaska nie zawsze w jednakowym stopniu objawiała się na zewnątrz, jak nie zawsze jednakowo świeci i grzeje słońce na niebie. – „A Dziecię rosło i umacniało się“… Do wielkich rzeczy sposobiło się Boże Dziecię w ciszy i samotności domku nazaretańskiego, – do publicznego nauczania i połączonych z nim trudów, do męki, do śmierci. Samotne rozmyślania, modlitwa i praca – oto najlepsza szkoła wielkich myśli, owocnych czynów. Nie gardźmy i my samotnością, owszem – szukajmy jej. Pod jej skrzydłami, przez rozmyślanie i modlitwę, zaprawiajmy się do walki życiowej, a niezawodnie wiele dobrego zdołamy uczynić w ciągu życia.
Po oglądaniu Dzieciątka Jezus wyrzekł starzec Symeon z głębi duszy, przejętej wdzięcznością: „Teraz puszczasz, Panie, sługę twego w pokoju… gdyż oczy moje oglądały zbawienie twoje“. Nam również danym jest oglądać zbawienie Pańskie. Jesteśmy członkami prawdziwego Kościoła. Mamy wpośród siebie Chrystusa. Doznajemy ciągłe jego łask i zmiłowania. Korzystajmy z tego! Oczyma duszy wpatrujmy się nieustannie w Zbawiciela. Wchłaniajmy w siebie jego naukę, idźmy za jego głosem. Gdy wiernie spełnimy swe obowiązki chrześcijańskie, znajdziemy w życiu pociechę i ochłodę, a przy końcu naszego życia będziemy mogli zawołać ze starcem Symeonem: „Teraz puszczasz sługę twego, Panie, w pokoju, bo oczy nasze ujrzą niebo otwarte, w niebie zaś zbawienie i szczęście wieczne”. Amen.
Na podstawie: Ks. I. Bobicz, w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 409.