Boże Narodzenie (w dzień), 25.12.2013

Drodzy Wierni!

Narodzenie naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, może się uważać trojako. Pierwsze narodzenie: to narodzenie przedwieczne. Drugie: w czasie. Trzecie: duchowne. Pierwsze z Ojca bez Matki, drugie z Matki bez Ojca, trzecie i bez Ojca i bez Matki. Z Ojca bez Matki zawsze się rodzi, jako druga Osoba Trójcy Św., ciągle wychodząca z pierwszej Osoby; z Matki bez Ojca raz się w czasie narodził, jako człowiek Jezus w Betlejem; bez Ojca i Matki nie przestaje się rodzić przez łaskę w sercach sprawiedliwych.

Na pamiątkę tego trojakiego Narodzenia dziś, w uroczystość Bożego Narodzenia, odprawują w kościołach kapłani trzy Msze św. O przedwiecznym rodzeniu Syna Boskiego z Ojca nie będziemy teraz mówili, bo jak powiada Prorok Izajasz (53, 3), to jest niewymowne. Narodzenie zaś to, które stało się w czasie, ogłasza nam Kościół dziś tymi słowy, którymi je Anioł zwiastował pasterzom czuwającym nad swoją trzodą: „Opowiadam wam wesele wielkie, dziś się narodził Zbawiciel świata, nasze zbawienie“. – O błogosławiona tej nocy godzino, w której spełniły się tak pożądane obietnice naszego zbawienia! Niech będzie po wszystkie wieki nieskończona Bogu chwała: chwała Bogu Ojcu, że już dziś mówi do Syna zjawionego w ludzkim ciele, którego rodził od wieków. Chwała Bogu Synowi, że z woli Ojca, ze swej dobroci i miłosierdzia, zniżył się z wysokości nieba na te niskości ziemi. Chwała Duchowi Św., za którego sprawą ten został poczęty, który się dziś narodził z Panny. Jaka to dla nas ludzi pociecha, że dziś Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, przedwiecznie zrodzony i współistotny Ojcu, tenże sam Bóg stał się człowiekiem, nie przestając być jednak Bogiem. Utaiła się w drobniuchnym ciałeczku wszechmocność Majestatu słowa Przedwiecznego, Słowa, trwającego przed wieki i na wieki, którego Bóg nigdy tak nie mówi, żeby przestał mówić.

I. Bóg stał się człowiekiem, aby był razem i człowiekiem i Bogiem. To cud Jego miłości ku człowiekowi. Wiara nas uczy, że druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, przedwiecznie zrodzony na łonie swego Przedwiecznego Ojca, tenże w czasie się narodził na łonie swojej Matki Maryi, i będąc jedynym Synem Boskim i prawdziwym Bogiem, stał się Synem Maryi, nam podobnym, nie przestając przeto być Bogiem. Tajemnica ta była ukryta w Bogu przed wiekami. Dopiero gdy się spełniły wszystkie czasy, posłał Bóg swego Syna na świat.

Przy narodzeniu boskiego Syna, pokazała się wszechmoc Boża. Wyraziła to sama Bogarodzica w swej pieśni Magnificat: „Uczynił Bóg wielkie dzieło i moc w ramieniu swoim”. Tymi słowami wyraziła, że ta sprawa, którą Słowo stało się Ciałem, jest najcudowniejsza, ponieważ Bóg tworząc świat i wszystkie rzeczy, sprawił to jednym Słowem. A gdy przyszło do boskiego wcielenia Syna, musiał przyłożyć do tego dzieła całej wszechmocy i ramienia swego. Bo któryż to rozum, nie tylko ludzki, ale i anielski mógł pojąć, żeby dwie natury, tak od siebie różne, tj. boska i ludzka, mogły się z sobą złączyć, żeby jedna osoba była i Bogiem i człowiekiem? – żeby ten, którego nieba ogarnąć nic mogą, w ciasnym pomieścił się żłóbku? – Żeby nieograniczony dał się wiązać pieluszkami? –Czego nie mógł pojąć żaden rozum, to wszechmoc sprawiła boska.

Tu przy narodzeniu boskiego Syna pokazała się i Jego nieskończona mądrość. Gdy bowiem Bóg w swoich wyrokach naturę ludzką zgubioną przez grzech postanowił podźwignąć i oswobodzić z niewoli diabła, nie inaczej postanowił, tylko, żeby się stało zadość jego obrażonemu Majestatowi. Czego nie mógł uczynić żaden człowiek, bo z jednej strony był nieprzyjacielem boskim i synem gniewu, z drugiej strony obraza nieskończonego Boga potrzebowała takiego zadosyćuczynienia, które by miało wartość nieskończone, co było nad wszystkie siły stworzenia, – tak zawiłą sprawę rodu ludzkiego mądrość boska pogodziła, gdy Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek był zbawiony przez Boga, i w tym samym czasie człowieka.

W tym sposobie naszego odkupienia pokazała się i sprawiedliwość boska. Mógł Bóg winę swego obrażonego majestatu człowiekowi łaskawie darować, żadnego nie wyciągając zadośćuczynienia. Mógł go zaraz po grzechu potępić, jak potępił Lucyfera z jego aniołami. Wszakże nie chciał tych sposobów użyć, postanowił winę człowiekowi darować, ale nie inaczej, tylko przez sprawiedliwe zadosyćuczynienie boskiego Syna.

Że to wszystko sprawiła tylko jego miłość, nie mógł nam tego nikt jaśniej wyrazić, jako św. Jan tymi słowami: „Tak Bóg umiłował świat, że nam dał Jednorodzonego Syna swego“. Jest to przedziwny cud: że Bóg ukochał świat, nie mając do jego kochania najmniejszej pobudki, ale raczej mając sprawiedliwe przyczyny do jego nienawiści, świat, od którego odebrał tak wiele krzywd przed wcieleniem swojego Syna, a widział, że i potem miał odbierać wielkie niewdzięczności. I gdyby to ukochał tylko dobrych ludzi na świecie, ale że i złych, i swoich nieprzyjaciół, a ukochał przed wieki, ukochał tak dawno, jak dawno samego siebie, jako sam się z tym oświadcza: „W miłości wiecznej umiłowałem cię” (Jr 31). Dał nam swego Syna, nie sługę, nie anioła, nie Serafina, ale swego Syna, nie przysposobionego, ale współistotnego sobie. A tego Syna dał za rzecz tak podłą, tak nikczemną, to jest, za człowieka ze wszech miar niegodnego. I gdyby to dał Syna swego na to, żeby on na świecie królował, zasiadał na tronie swego Majestatu, nad nieprzyjaciółmi tryumfował; ale go dał na to, żeby się rodził z ubogiej Matki, w stajni między bydlętami, cierpiał nędzę, zimno, niewygody jeszcze w swoim dziecinnym ciele, a potem położył za nas swoje życie na krzyżu. Czyż to samo nie powinno być pobudką człowiekowi do miłości Boga i człowieka?

II. Bóg stał się człowiekiem, aby człowieka był Zbawicielem. To dobrodziejstwo Syna Boskiego, czyliż nie powinno być nam pobudką do najserdeczniejszej miłości, podziwiania, poszanowania, kochania tak miłującego nas Zbawiciela? Gdyby się Bóg nie wcielił by i nie stał by człowiekiem, moglibyśmy się go lękać jako surowego mściciela, niedostępna światłość jego chwały mogłaby nas zrażać, ale gdy pod tym obłoczkiem ciała ukrył swoją chwałę i w postaci dzieciątka nam się objawił, z samą tylko łaskawością, ludzkością, czy nie godzien jest kochania? Wiedział Syn boski, że serce ludzkie w tym się kocha co widzi, co czuje, czego dotyka zmysłami, a do Boga, którego nie widzi – nie chce się podnieść. Więc żeby nasze serca do siebie pociągnął, stał się człowiekiem widomym, dla tego przyoblekł na się nasze ciało, aby mógł być od nas widziany naszymi oczyma, a zatem nade wszystko ukochany.

Św. Paweł ostro powstaje na tych którzy by nie kochali Jezusa: „Qui non amat Dominum Jesum Christum, anathema sit“ – Kto nie miłuje Pana Jezusa, niech będzie wyklęty. Pragnąc wszystkich serca pociągnąć do miłości narodzonego Pana, święty seraficzny Franciszek, na wzór owej betlejemskiej szopki, wystawił podobną, przysposobił jasełka, przy których stał wół i osioł, a w żłobie na sianku Dzieciątko, które, jak opowiada historia, św. Franciszek wielkim głosem wołał: „Amemus puerum de Betleem, amemus puerum de Betleem“ – Kochajmy to dzieciątko z Betlejem, bo się samo każe kochać. Kochajmy go, bo nas niezmiernie ukochało. Amen.

 

Na podstawie: Ks. K. Fabiani, w: Biblioteka Kaznodziejska, t. 1, s. 97.