4. niedziela Adwentu, 22.12.2013

„Wszelka dolina będzie napełniona, a wszelka góra i pagórek poniżony będzie“ (Łk 35, 6).

Drodzy Wierni!

W ciągu roku Kościół święty stara się nam w liturgii przypominać wszystko, co Bóg zdziałał dla nas od stworzenia świata aż do dni dzisiejszych. Cztery tygodnie Adwentu przypominają nam czas od stworzenia świata do narodzenia Jezusa Chrystusa. Czas ten nosi charakter jakiejś tęsknoty za czymś wyższym, jakiegoś wyczekiwania rzeczy niezwykłych. Tylko dni adwentowe, w których odprawiają się roraty, jest kontrastem dla całego okresu. Rzęsiste światła na ołtarzu, kapłan w szatach koloru białego i rozbrzmiewające organy są zwiastunami czegoś lepszego, jak skowronek jest zwiastunem nadchodzącej wiosny. Adwent dobiega końca i wkrótce mamy obchodzić pamiątkę urodzin Zbawiciela świata – Boże Narodzenie. Nim jednak to nastąpi, należałoby się przygotować do tak ważnej uroczystości. Jak zaś mamy to uczynić, najlepiej pouczy nas sam Bóg.

Zaraz po grzechu pierwszych rodziców czyni Bóg przygotowanie w umyśle ludzkim, zapowiadając przyjście Zbawiciela w słowach: „Położę nieprzyjaźń między tobą a niewiastą i między nasieniem twoim a nasieniem jej: ona zetrze głowę twoją“ (Rdz 3, 15). Niewiastą tą ma być Najświętsza Maryja Panna. Ona zetrze głowę węża, zwycięży szatana przez to, iż zrodzi Zbawiciela świata, Jezusa Chrystusa. Ten Zbawiciel ma być jednocześnie Bogiem i człowiekiem. Według natury ludzkiej powinien pochodzić z rodu szlacheckiego i trzeba będzie czuwać całe tysiące lat, by przez ciągłą opiekę i odpowiedni wybór wypielęgnować tę, która by godną była zrodzić Odkupiciela. Będzie to wprawdzie córka Ewy, ale różnić się ma od niej tak, jak róża ogrodowa od polnej. Przez ciągłą kulturę duchową mają zniknąć kolce grzechu, a kosztem ich ma rozwinąć się prześliczny kwiat według tego, co mówi dzisiejsza Ewangelia święta: „Wszelka dolina będzie napełniona, a wszelka góra i pagórek poniżony będzie, i krzywe miejsca będą proste, a ostre drogami gładkimi. I ujrzy wszelkie ciało zbawienie Boże“ (Łk 35, 6).

Uszlachetnienie rodzaju ludzkiego postępuje według z góry przez Boga nakreślonego planu. Dobry ogrodnik, chcąc wyhodować piękny krzew róży, już zawczasu usuwa niepotrzebne pędy i gałązki, by nie przeszkadzały głównej latorośli we wytworzeniu pięknego kwiatu. Podobnie czyni Bóg z rodzajem ludzkim. Na tych, co nadużyli wolności woli, tego przymiotu boskiego i upadli przez grzech tak nisko, że niegodni byli zwać się ludźmi, zsyła Bóg karę potopu, by nie marnowali łask Bożych i nie gorszyli tych, co zdolni byli pojąć ideę mesjańską. Kary potopu uniknął tylko sprawiedliwy mąż, Noe, ze swą rodziną. Niedługo potem i w tej rodzinie trzeba było zrobić wybór.

Abraham, jeden z potomków Noego, otrzymuje od Boga obietnicę, że z jego pokolenia narodzi się Zbawiciel. Jego to pokoleniem, narodem izraelskim, Bóg opiekuje się ze szczególną pieczołowitością. Posyła ten naród do Egiptu, do Asyrii i do Babilonii, by patrząc na najwyższą kulturę materialną, skorzystał z tego dorobku i dla siebie. Takie były starania Boże w porządku przyrodzonym. Ale jak róża polna, pomimo największej kultury nie wyda kwiatu róży ogrodowej, jeżeli w pień jej nie wszczepi się gałązki szlachetniejszej, tak naród izraelski nie mógłby krzewić idei mesjańskiej bez pomocy nadprzyrodzonej. I tu przychodzi Bóg z pomocą.

Na górze Synaj wszczepia gałązkę nauki nadprzyrodzonej, dając żydom dziesięć przykazań, wypisanych na dwóch tablicach kamiennych. Ta gałązka, skraplana rosą ożywczą z nieba w postaci nauk ludzi natchnionych Duchem Świętym, rozwija się w wielkie drzewo. Samo Pismo św. Starego Testamentu posiada przeszło czterdzieści ksiąg. Pielęgnowanie i kultura tego drzewa nie były łatwe, bo jego pień, naród izraelski był twardy, w obyczajach na wpół pogański. Wyrastały więc z niego latorośle dzikie w postaci pogaństwa lub nieco szlachetniejszej, jak sekty. Takimi były: sekta Samarytan, Saduceuszów, Eseńczyków i inne. Dochodzi nieraz do tego, że dzikie latorośle, pogaństwo i sekty, zdają się w zupełności zagłuszać gałązkę nauki nadprzyrodzonej.

Wtedy zsyła Bóg Proroków. Ci niszczą bałwochwalstwo i nawołują lud izraelski do poprawy, zwiastując, że wkrótce zjawi się kwiat ludzkości, Mesjasz. Tegoż Odkupiciela wskaże ludzkości wprost palcem ostatni prorok Starego Zakonu, św. Jan Chrzciciel, mówiąc: „Oto Baranek Boży“ (J 1, 29). Tak Opatrzność przygotowała świat na przyjęcie Zbawiciela.

A jak my mamy się przygotować na przyjęcie Chrystusa? Już wprawdzie nie jesteśmy, jak człowiek starożytny, w stanie grzechu pierworodnego, bo ten został zgładzony przez sakrament Chrztu św. I najlepiej bylibyśmy przygotowani na przyjęcie Chrystusa do naszych serc i dusz, będąc w takim stanie, w jakim znajdowaliśmy się po Chrzcie. Ale na nieszczęście popadliśmy w gorsze grzechy, bo uczynkowe. I tu już nie możemy złożyć winy na innych, bo sami jesteśmy sprawcami złego. Światłość i ciemność nie mogą być jednocześnie, bo skoro zjawia się światło, niknie ciemność i odwrotnie, z ustaniem światła panuje ciemność. Podobnie nie może mieszkać w sercu człowieka Bóg, skoro jest zajęte przez grzech. Ten ostatni jest przeszkodą do połączenia się naszego z Chrystusem. Ludzkość musiała dużo przejść i przecierpieć, nim zlitował się Bóg i zesłał Mesjasza. Dusza musi też dużo przejść i przecierpieć, nim stanie się przygotowaną na przyjęcie Chrystusa.

Najpierw czeka ją potop szczerego żalu, w którym ma zniszczyć to, co przeszkadza jej w drodze do Boga, grzechy. Następnie należałoby wybrać jakąś skłonność naturalną, dążącą w dobrym kierunku i w szczególniejszy sposób pielęgnować ją, jak czynił Bóg z narodem wybranym. Każdy z nas na pewno ma w sobie jakąś dobrą skłonność. Jeden np. jest bardzo czuły na nędzę ludzką, inny z natury lubi prawdę, inny wreszcie jest zawsze wyrozumiały dla otoczenia. W każdej z nich kryje się zarodek cnoty: u jednego miłość, u drugiego sprawiedliwość, u trzeciego wreszcie cierpliwość. Są to skarby nieoszacowane. Potrzeba je tylko umieć wykorzystać. Taka skłonność naturalna, czyli zarodek cnoty, nie posiada jeszcze w porządku nadprzyrodzonym wartości, jak dla rolnika lub robotnika ruda żelazna. Chce on wprost żelaza, albo więcej nawet, przedmiotu żelaznego. Bóg od nas chce też cnoty nadprzyrodzonej, a nie jakiejś skłonności.

Bóg, to wielki Pan i ma prawo żądać od nas rzeczy wykończonych. Skłonność tę przyrodzoną możemy zamienić na prawdziwą cnotę, jeżeli przed każdym dobrym uczynkiem powiemy w myśli – czynię to dla Boga. Taki czyn w oczach Boga ma już swoją wartość! Ta przemiana skłonności w cnotę odpowiada analogicznie ogłoszeniu Izraelowi dziesięciu przykazań na górze Synaj. Tam Bóg też ogłosił prawo naturalne, a stało się ono nadprzyrodzone ze względu na sposób objawienia, ze względu na to, że powiedział je Bóg.

Dużo czasu przeszło i wiele trudów kosztowało, by zachować to prawo Boże i potem je rozwinąć. Długo też trzeba nieraz czekać i mocno się natrudzić, żeby nie utracić wrodzonej skłonności, a więcej jeszcze, żeby ją rozwinąć w cnotę. Nasze złe nałogi, na kształt dzikich latorośli, będą wyrastały z tego pnia nieszlachetnego, jakim jest nasza skażona natura. Trzeba będzie te nieszlachetne gałązki, nasze wady, odcinać nożem szczerego żalu i mocnego postanowienia, by nie zdążyły wydać swych owoców, grzechów.

Do tej pracy nawołuje wspomniany w dzisiejszej Ewangelii św. Jan Chrzciciel, mówiąc: „Czyńcie tedy owoce godne pokuty” (Mt 3, 8). „Przygotujcie drogę Panu, czyńcie proste ścieżki jego” (Łk 3, 4). Do tego nawołuje nas i Kościół święty przez przywdzianie szat koloru fioletowego, koloru pokuty, oraz przez śpiewy tęskne i żałosne. Ostrzega nas przed zagładą grzechu nawet sama natura. Dzień bowiem staje się coraz krótszy i zdaje się, że zupełnie zniknie, a panować będzie ciągła noc, ciemność. To powinno zwrócić naszą uwagę, czy czasem w naszej duszy nie dzieje się podobnie, czy tam nie rozszerza swego panowania ciemność grzechu. Jeżeli tak, to śpieszmy do trybunału Pokuty, by w naszej duszy „wszelka dolina“ niedoskonałości była wyrównaną przez nabycie odpowiedniej cnoty, „wszelka góra i pagórek“ pychy były poniżone przez żal i pokutę. „Ostre drogi“ cnoty staną się wtedy dla nas gładkie według słów Chrystusa: „Jarzmo moje słodkie jest, a ciężar mój lekki”.

A jeżeli nawet nie zdążymy jeszcze w zupełności wyhodować całego krzewu wybranej przez nas cnoty, to na pewno zdobędziemy się na wprawę czynienia dobrych uczynków. Będzie to gałązka cnoty. Wyda ona na pewno wiele pięknych kwiatów w formie dobrych uczynków. A jeden najpiękniejszy z nich będziemy mogli wybrać i zanieść w darze nowonarodzonemu Jezusowi w żłóbku, mówiąc w sercu: Co miałem najlepszego, tobie oddaję. Dziecię Boże niezmiernie się z tego ucieszy, pobłogosławi nam i powie o naszej duszy: „Dobry uczynek względem mnie uczyniła” (Mt 26, 10). „Wnijdź do wesela Pana twego“ (Mt 25, 21). Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Łuniewski, w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 403.