Drodzy Wierni!
Obchodzimy w tą niedzielę wielką uroczystość Chrystusa jako Króla nieba i ziemi. Król przecież jest tym, który rządzi, nakazuje. Zastanówmy się więc nad wielkim hasłem czasów dzisiejszych – nad wolnością. Czy Chrystus przez swe królowanie chce ograniczyć albo nawet odebrać nam naszą wolność? Przeciwnie, prawdziwa wolność chrześcijańska urzeczywistnia się akurat poprzez całkowite poddanie się pod rządy tego Króla.
Chrystus Król jest tym gospodarzem ewangelicznym, którego pytali słudzy: „Panie, czyż nie posiał dobrego nasienia na roli twojej? Skąd tedy kąkol ma?” (Mt 13, 27). Bolesna to rzecz dla siewcy-gospodarza, który w pocie czoła uprawiał rolę i zrobił, co mógł, aby mu wydała dobre plony, kiedy pewnego razu ujrzy pomiędzy pszenicą mnóstwo kąkolu. Podobny smutek ogarnia siewców na niwie duchowej, kiedy się przekonają, że źli ludzie nasiali kąkolu w serca ich wychowanków i że ten kąkol przerósł nasienie dobre. Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę, podobną do swej wszechmocnej woli, dał mu prawdziwą wolność, lecz wróg rodzaju ludzkiego potrafił obrócić ten najcenniejszy dar przeciw jego Dawcy. Potrafił diabeł wmówić ludziom, że prawa i przykazania, które Bóg dał ludziom, aby skierować ich dążenia do prawdziwego dobra i wyzwolić ich od więzów grzechu i błądzenia, że te prawa są niepotrzebnym ścieśnieniem ich wolności, że prawdziwa wolność zasadza się na niekarności, na swawoli, na wyzwoleniu się od wszelkiego posłuszeństwa normom zewnętrznym.
Na czym więc zasadza się wolność istoty rozumnej, a więc i człowieka, jednostki, narodu? – Czy wtenczas będzie on prawdziwie wolny, kiedy przestanie słuchać praw boskich i ludzkich, kiedy będzie robił, co mu się żywnie podoba, idąc jedynie za pobudką własnego wnętrza, własnej skłonności? Nie, taka wolność jest, możemy powiedzieć, swobodą rozkiełzanego rumaka, który zerwawszy uździenicę, pędzi, sam nie wie dokąd, i nie wie, co począć z tą swoją wolnością – pędzi, póki nie napotka czy to jakiegoś lasu, czy stromej skały, czy rwącego strumienia. Wtedy staje znużony i oblany potem; chciałby pośpieszyć dalej, a nie może; wysila się na nowo, bieży tam i z powrotem, zawsze nie widząc celu, aż w końcu wpadnie w jaką przepaść, albo w wir strumienia, albo stanie się łupem drapieżnika. Oto wierny obraz człowieka i obraz narodu, który nie chce słuchać żadnej władzy, żadnych przykazań i ustaw! Mieliśmy już takie przykłady w dziejach powszechnych, a szczególnie pouczający i pełen najstraszniejszej grozy podaje nam rewolucja francuska: powiedziano ludowi, że on nie ma obowiązku słuchać ani Kościoła, ani władzy świeckiej, że wolno mu każdej chwili podnieść przeciwko niej rokosz, że on sam jest władcą najwyższym. Od razu rozprzęgło się wszystko, rozpadła się budowa gmachu społecznego, na którą złożyło się dwanaście stuleci, a zamiast wolności zapanował mord i rozbój, objęła panowanie gilotyna, objęli je ludzie bez zasługi, bez cnoty, bez mądrości, prawie szaleńcy, jak Marat i Danton i Robespierre, póki nie przyszedł rozumniejszy i bardziej do rządów sposobny dyktator Bonaparte. Wolność bez granic idzie prostą drogą do dyktatury i tyranii silniejszych.
Otóż takiej wolności lęka się, i bardzo słusznie, Kościół katolicki. Przed taką przestrzega on swoich synów i dlatego ich zaklina, żeby słuchali prawowitej władzy, żeby nie dali się uwieść pysze i namiętności do rozpasanej swawoli. Dlatego im przypomina słowa św. Pawła: „Wszelaka dusza niechaj będzie poddana wyższym zwierzchnościom. Albowiem nie masz zwierzchności, jedno od Boga, a które są, od Boga są postanowione. Przeto kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu. A którzy się sprzeciwiają, ci potępienie sobie nabywają” (Rz 13, 1n). Każda więc władza prawowita, czy to rodzicielska, czy nauczycieli i innych przełożonych, czy ludzi, stojących na czele państwa, może się słusznie domagać posłuszeństwa, dopóki nie nakazuje wyraźnego grzechu i nie sprzeciwia się prawu Bożemu. Na to musi zgodzić się sam rozum, jeżeli zważy, do czego prowadzi inne pojęcie władzy.
Lecz owi źli ludzie, których jedyną pracą jest rozsiewanie kąkolu, przekręcają i tę naukę Kościoła i opierają na niej oskarżenie, że Kościół jest nieprzyjacielem wolności, że on staje po stronie tyranii i despotyzmu, gwałcącego prawa jednostek i narodów! Jest to po prostu zuchwałym i złośliwym oszczerstwem, bo właśnie Kościół św. pierwszy ogłosił zasadę i wprowadził ją w życie, że wszyscy ludzie są równi, że wszystkich prawa są święte, że nikomu nie wolno drugich, ani jednostek, ani narodów pozbawiać wolności, że królowie i władcy powinni mieć na oku jedynie dobro i szczęście swoich poddanych, uważać się za ich ojców, nie uważać ich za bezduszną zgraję niewolników. Tej zasady broniąc, stawał Kościół zawsze otwarcie i śmiało po stronie uciemiężonych i pokrzywdzonych przeciwko najpotężniejszym władcom, i dlatego właśnie prześladowali go wszyscy despoci i gnębiciele narodów, począwszy od Nerona, przelali krew licznego zastępu biskupów i kapłanów, wiernych wyznawców Chrystusowej nauki.
Samo więc tylko chrześcijaństwo, sam tylko Kościół głosi taką naukę o wolności, która zgadza się z potrzebami naszej duszy i z naszym szczęściem doczesnym i wiecznym. Wolność istoty rozumnej nie jest zaprzeczeniem wszelkich praw i przykazań, bo nie może się sprzeciwiać jej ostatecznemu celowi. Pan Bóg stworzył ją na to, żeby Go poznała, żeby Mu służyła i w tej służbie i zupełnym zjednoczeniu się z Nim, jako z Dobrem najwyższym i źródłem wszelkiej radości, znalazła własne szczęście. Sprawiedliwość zatem i prawda mają być kierowniczkami naszej wolności, a co innego znaczy wolnością kierować, co innego ją znieść i zniweczyć. Prawa Ewangelii są dla wolności chrześcijańskiej tym, czym dla ptaka są skrzydła, one wydają się brzemieniem, które go przygniata, a przecież one właśnie mu służą do lekkiego i swobodnego ruchu. Kto jest posłuszny tym prawom, wznosi się z łatwością jakby na skrzydłach do niebieskiej ojczyzny. Albo czy sprzeciwiamy się rzece, czy tamujemy bieg jej swobodny, kiedy wznosimy w niej groble i tamy? Nie – one mają umożliwić jej raczej swobodniejszy i spokojniejszy bieg. Tak też nie znosi się wolności, kiedy się ją poddaje pewnym prawom, żeby się nie wyrodziła w rozpasaną zuchwałość; nie wiąże się jej i nie krępuje, lecz się ją tylko prowadzi i wytyka się jej pewien rozumny kierunek. Ci raczej niweczą wolność, którzy ją odwodzą od właściwego jej celu, którzy nie chcą, żeby podlegała Bogu. Wolność, która nie chce być zawisłą od Boga, już nie jest wolnością, ale rozkiełzaniem i rokoszem. Nie na to otrzymaliśmy wolność, żebyśmy zrzucali z siebie jarzmo cnoty, ale żebyśmy je dobrowolnie dźwigali; nie na to, abyśmy źle żyli bez żadnego hamulca, ale na to, abyśmy zasłużyli na chwałę, żeśmy czynili dobrze.
Tak więc powinniśmy rozumieć wolność, jeżeli ją chcemy pojmować po chrześcijańsku. Jeżeli kto nam będzie o niej mówił inaczej, nie bądźmy łatwowierni i nie przyjmujmy jego nauki, lecz bądźmy przekonani, że jest on siewcą kąkolu! Pomnijmy zawsze na Chrystusową naukę, na obietnice, które nam głosi Ewangelia, ale i na groźby, które w niej się mieszczą. Kąkol wyrywa się i odrzuca; tak czynią gospodarze, tak i Bóg będzie musiał uczynić, jeżeli kąkol znajdzie się pomiędzy nami: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13, 30). Chrystus jest Królem nie tylko jako Prawodawca i Rządzący, ale też jako Sędzia, który będzie sądził żywych i umarłych z tego, jak oni korzystali ze swej wolności.
Dziwią się nieraz ludzie, czemu Pan Bóg pozwala tak długo żyć największym zbrodniarzom, tyranom i gnębicielom narodów. Tak wielu ludzi umiera w pierwszych latach życia, tak wielu Świętych umarło w młodym wieku, a niejeden prześladowca Kościoła żyje do 80 lat i dłużej i dopuszcza się coraz nowych zbrodni. Gdybyśmy jednak znali tak przymioty boskie, jak je poznamy po śmierci, nie dziwilibyśmy się Jego cierpliwości. Bo przecież On wie, że dla wiernych Jego sług nie są bynajmniej nieszczęściem te krzywdy i prześladowania, których doznają – że one się przyczynią do pomnożenia ich nagrody – a los potępieńca będzie okropny. Wie Pan Bóg, co czeka grzesznika, a że jest nieskończenie dobry, więc lituje się nad nim i ociąga się często z wymiarem kary – nie przestaje mu nią grozić słowami Pisma św. i głosem sumienia, lecz daje mu jeszcze czas do pokuty. Ale przyjdzie kiedyś czas, kiedy ziemia zadrży w posadach swoich, i płonąć będą całe światy i zlękną się i narzekać będą wszystkie pokolenia ziemi, gdy ujrzą „Syna człowieczego, zstępującego z wielką mocą i majestatem sądzić żywych i umarłych. A wtenczas odda On każdemu wedle uczynków jego”. Pamiętajmy o tej władzy sędziowskiej Chrystusa Króla i czujmy zawsze odpowiedzialność za ten wielki dar wolności, żeby go należycie używali dla osiągania naszego prawdziwego szczęścia. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 359.