Drodzy Wierni!
Obchodzimy dziś pierwszą niedzielę roku kościelnego. W każdą niedzielę i w każde święto ogłasza nam Kościół słowo Boże i wzywa nas do zastanowienia się nad prawdami wiecznymi, od których zależy zbawienie naszej duszy. Od nowa stają przed nami wielkie pytania: Skąd przyszedłem? Dokąd idę? Co Bóg dla mnie uczynił i co czyni zawsze, i co ja sam czynić muszę, abym osiągnął mój cel i moje przeznaczenie?
Ile to można w jednym roku zyskać, ale też jak wiele można stracić! Jeżeli go dobrze użyjemy, możemy daleko postąpić w zrozumieniu prawdy; wtedy możemy zwyciężyć niejedną pokusę, wyleczyć się z niejednego błędu, zdziałać wiele dobrego. Jeżeli ten początek będzie pobieżny i lekkomyślny, czego się można spodziewać od jutra i pojutrza, i następnych dni? Początek musi być dobry. Dlatego czyta nam Kościół obydwie wielkie straszliwe przepowiednie, przepowiednię o zburzeniu Jerozolimy i przepowiednię o końcu świata. Pierwsza odnosi się do Jerozolimy i jej świątyni. Gdy uczniowie wskazywali Jezusowi wspaniałe marmurowe budowle, rzekł do nich (Mt 24, 2): „Czyż nie widzicie tego wszystkiego? Zaprawdę powiadam wam: na pewno nie ostoi się tu kamień na kamieniu, którego by nie zwalono”. Jaka różnica między tym, co przepowiada Jezus, a tym, co zapowiedzieli starzy prorocy na czasy Mesjasza! Prorocy mówili o Mesjaszu, że stworzy królestwo sprawiedliwości i pokoju, że panować będzie od morza do morza, i że wszystkie książęta tego świata Jemu się pokłonią. Błogosławieństwo Boże ma zestąpić na ziemię. Tak mówi Izajasz: (11, 1.5.6): „I wynijdzie różdżka z korzenia Jesse, a kwiat z korzenia jego wyrośnie. I będzie sprawiedliwość pasem biódr jego, a wiara opasaniem nerek jego. Będzie mieszkał wilk z jagnięciem”. Jaka różnica! Prorocy przepowiadają sprawiedliwość i pokój, pewność i dobrobyt, bogactwo i panowanie i szczęście z raju – a Zbawiciel wojnę i zburzenie, nędzę i ruinę. Jak to wytłumaczyć?
Gdy Pan Jezus wypowiedział swoją groźną przepowiednię o św. mieście i ludzie wybranym, możliwość była jeszcze odwrócenia tego losu, tej srogiej kary (Łk 19, 42): „Gdybyś i ty (o Jerozolimo) poznała, tak żalił się, to, co ci pokój przynosi; teraz jednak zakryte jest przed oczyma twymi”. Jeszcze można było odwrócić straszne przeznaczenie. Jak kokosz swe kurczęta, tak chciał Jezus swój lud wziąć pod przemożną swą opiekę i byłby go ochronił przed wszystkimi nieprzyjaciółmi. Stare przepowiednie, nadzieja czasów błogosławionych nie była by próżną fantazją, i nikt nie wie, jaki rozwój nastałby w dziejach świata, i do jakich wyżyn Bóg byłby doprowadził lud żydowski, gdyby był przyjął Mesjasza, jak się należało. Ale zaślepiony lud nie chciał. Odrzucił od siebie swoje zbawienie, swoje szczęście, swoje błogosławieństwo.
Czy mamy się dziwić? Czy mamy ich oskarżać? Nie, bo trzeba nam pamiętać, kto stoi, ten niech patrzy, aby nie upadł. I my mamy przepowiednie, zapowiadające błogosławieństwo, i też słowa z ciężkimi groźbami. To nam dziś Kościół przypomina. Patrzcie, coś podobnego i wam ogłoszono, woła do nas, jak kiedyś od żydów, tak teraz od was zależy, czy zechcecie zyskać błogosławieństwo i odwrócić zgubę. Dziś na początku nowego roku, to dzień który ma rozstrzygnąć, bo może, nim rok ten minie, upłynie wasz czas. Teraz jeszcze macie to w waszym ręku. Wejrzyj na Jerozolimę i wspaniałą jej świątynię! W chwili, gdy Jezus te wielkie słowa mówi, miasto stoi nietknięte, i świątynia błyszczy w całej swej okazałości, ale to ostatni, najwyższy czas, jeżeli się ma jeszcze odwrócić straszne nieszczęście. Tak jest i z nami. Jeszcze żyjemy, jeszcze jesteśmy w zdrowiu, łaska jeszcze gotowa, wszystko może się jeszcze odwrócić ku dobremu, ale kto wie, dla ilu z nas to już ostatnim wołaniem? Tak woła Psalmista do nas (Ps 94, 8): „Dziś jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”.
Przypatrzmy się drugiej przepowiedni. Co mówi Pan Jezus? Są to słowa straszne, które duszę przenikają jak grzmot: „I będą znaki na słońcu i księżycu i gwiazdach – i jeszcze – potęgi niebios zostaną wstrząśnięte, – jeszcze – niebo i ziemia przeminą”. Czy to możliwe? Jakże spokojnie i pewno stoi nad nami niebieski firmament ze swoimi gwiazdami. Nawet jeśli czarne chmury zakryją niebieskie sklepienie, nawet jeśli się podniosą szalone burze, jakby wszystko miało być zniszczone, burza przejdzie, chmury znikną, i niebo stoi nad nami niewzruszone w wiecznej, błękitnej pogodzie. Jak mocno stoi ziemia! Czy morze rozszaleje, czy wulkany wybuchną, ziemia cała idzie spokojnie swoją drogą, przynosi poranek i przynosi wieczór, i ubiera się zielono, i ubiera się biało według pory roku. A jednak, chociaż tak niewzruszoną wydaje się budowla ziemi, chociaż tak mocno i bez chwiejności stoi nad nami firmament, Pan Jezus mówi: „Niebo i ziemia przeminą”.
Więc choćbyśmy posiadali nie tylko ziemię, ale i całe gwiaździste niebo, i to wszystko nie tylko na lat kilka, jak długo życia ludzkiego, ale wiele tysięcy lat, to po prawdzie nic byśmy nie posiadali, bo przeminą niebo i ziemia. Jak to więc jest możliwe, że tak całą duszą przywiązani jesteśmy do maleńkiej cząstki tej ziemi, która może być naszą? Jakże możemy tak chciwie pożądać tej garstki pieniędzy, tego kawałku jakiegoś majątku, gdy cały wszechświat z całą swoją wspaniałością i uciechą jest niczym? Jesteśmy za dobrymi i za wielkimi, aby siebie sponiewierali dla tego, co znikome. Niebo i ziemia są za małe dla nas, bo one przeminą. My zaś mamy duszę nieśmiertelną, która będzie żyć wiecznie.
Co to będzie za widok, kiedy niebo i ziemia przeminą! Pan Jezus mówi (Łk 21, 25): „Na ziemi będzie ucisk ludów i zamieszanie wobec szumu morskiego i bałwanów, gdyż ludzie szaleć będą ze strachu i oczekiwania tego, co na cały świat przypadnie”. Jeżeli ludzie już przy trzęsieniu ziemi tracą przytomność, gdy zadrży tylko cząsteczka powierzchni ziemi, jakże im będzie, gdy poczną się chwiać podstawy całego wszechświata? Jaki widok będzie, gdy się wzniesie zburzone morze, gdy ziemia zacznie się rozpadać, gdy zachwieją i rozpadną się góry jak z domki kart?
A przecież to tylko początkiem ucisków. Walka żywiołów, wściekłość morza i wzruszenie wszystkich potęg niebios, wszystko to jest tylko wstępem do większych i straszliwszych rzeczy. Jezus mówi: „I wówczas ujrzą Syna człowieczego, przychodzącego na obłoku z potęgą i chwałą wielką” (Łk 21, 27). Co zostało po tych katastrofach przyrody? Dusze, niezliczone, drżące, zestraszone dusze, które wyczekują chwili, w której przez ciszę zabrzmi pierwszy głos trąby i ogłosi zmartwychwstanie. Wtedy te dusze z powrotem otrzymają swoje ciała, które na głos trąby wyjdą z grobów, wspaniale przemienione lub straszliwie zeszpecone, według zasługi. Jaka to chwila, gdy nagle majestat Syna Bożego spłynie z wysokości jak błyskawica ze wschodu i zachodu! Jaśniej jak jasne słońce objawi się na swoim tronie nad chmurami, otoczony niezliczonymi zastępami niebios, w przemożnym majestacie.
Przedstawia nam Kościół ten straszny moment, abyśmy w tym nowym okresie naszego życia przejęli się świętą powagą – bo idziemy ku tej chwili. Otoczony zastępami niebiańskimi siedzi Sędzia, a przed Nim stoi ludzkość, niezliczona liczba tych, którzy żyli od początku i żyć będą do końca świata. Sędzia widzi wszystkich i każdego z osobna przenikającym wzrokiem. Nie pyta, coś uczynił. Jego wzrok jak słońce prześwieca serce i odkrywa wszystko. Wszystkim i każdemu z osobna będzie jasno, na jaki los zasługują, choćby to sobie dotąd zakrywali, choćby dotychczas zaprzeczali, są osądzeni. Potem nastąpi rozdział, stosownie do wyroku. Według polecenia Sędziego dzielą aniołowie niezliczone rzesze na dwie części, jedną stawiając na lewicy, drugą na prawicy. I oto wypowiada Jezus wyrok, już zapadły, w publicznej, uroczystej formie. Zwraca się do prawicy ze słowami (Mt 25, 34): „Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, posiądźcie w dziedzictwie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata”. Do drugich zaś po lewicy mówi (25, 41): „Precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, który przygotowano dla szatana, i aniołów jego”. Oto padło ostatnie rozsądzenie, i nie usłyszysz żadnego zaprzeczenia, żadnego sporu, jest to wyrok sprawiedliwy i nieodwołalny. Tak jak wyrok był ogłoszony, tak się spełnił. Jakże będzie człowiekowi, gdy będzie odrzucony z tej wiecznej ojczyzny na wygnanie w piekle, gdy odrzucony będzie od Tego, który jest jego Stwórcą i Odkupicielem a chciał być jego Zbawcą!
Czy nie trzeba zwątpić, gdy się myśli o możliwości takiej męki, i to na wieki? Z pewnością Bóg jest nieskończoną miłością, ale jego miłość nie jest słabością, jego miłość nie wyklucza sprawiedliwości i gdy przyjdzie do wydania wyroku, ona wyda sąd. Potępienie nie wychodzi w gruncie rzeczy od Boga. Nie odrzuca On dlatego, że nie można przebłagać jego gniewu, tylko dlatego, że zły trwa w swej złości i zatwardziały jest w grzechu. Grzesznik sam sprowadza swoje potępienie. W wolności wybrał odrzucenie Boga i pozostaje zatwardziały w swoim wyborze.
„Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego”. Jak straszliwym jest wyrok na potępionych, tak pociechy i miłości pełne jest słowo, które Jezus mówi do tych, którzy stoją po jego prawicy (Mt 25, 34): „Posiądźcie w dziedzictwie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata”. Niejedna dusza tu na ziemi żyła w gorzkim wygnaniu, od ludzi ledwo zauważona i od nieba pozornie zapomniana. W swej nędzy i opuszczeniu często z tęsknotą wejrzała w górę, i cóżby była dała, gdyby mogła zobaczyć łagodne oblicze Zbawiciela i usłyszeć jego słowa pełne pociechy! Oto to pierwsze minęło, czas wygnania się skończył, oblicze Pańskie zwrócone ku niej. „Błogosławieni Ojca mego”. Cóż to będzie za błogosławieństwo, którego udzieli Ojciec niebieski! Jaka moc spoczywać będzie w tym błogosławieństwie! „Posiądźcie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata”. Sędzia przyrzeka sprawiedliwym królestwo, powołuje ich do królewskiej godności i panowania i to nie w takiej myśli jak kiedyś Stwórca pierwszemu człowiekowi oddal ziemię. Ziemia jest tylko małym, niepozornym królestwem w stosunku do wiecznego królestwa w niebie. Panowanie nad ziemią jest mozolnym, i żaden człowiek nie zdobędzie go w zupełności; królestwo niebieskie posiadać będzie każdy zbawiony bez ograniczenia i na zawsze. Tu mamy tylko namiot dla naszej wędrówki, jesteśmy królami na wygnaniu, tam mamy twierdzę, która stoi od wieczności do wieczności, i koronę, która nam nigdy z głowy nie spadnie. Oczekujmy tego królestwa z świętą nadzieją i skierujmy całe nasze życie, wszystkie nasze wysiłki do osiągnięcia tego wiecznego szczęścia. Amen.
Na podstawie: W. Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. 1, Poznań 1920, s. 1.