Podwyższenie św. Krzyża, 15.09.2013

Drodzy Wierni!

Wczoraj obchodziliśmy święto Podwyższenia św. Krzyża Pańskiego. Krzyż ten doznaje w świecie katolickim wielkiego uwielbienia i czci. On zawsze jaśniał w koronach królów chrześcijańskich, świecił na piersiach wojowników, powiewał na sztandarach i dotąd jeszcze błyszczy na szczytach świątyń pańskich. Kościół katolicki uważa krzyż nie tylko jako świętą pamiątkę po swym mistrzu, ale i za swój zaszczyt i chlubę i powtarza razem z św. Pawłem: „A nie daj Boże, abym się chlubić miał, jedno w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa“. Ale skąd pochodzi dziś to wielkie poszanowanie dla krzyża? W starożytności krzyż był przedmiotem wzgardy a śmierć krzyżowa największą hańbą – dziś stał on się oznaką zaszczytu i przedmiotem ogólnej czci. Skąd ta odmiana?

I.Stan świata po spełnionym grzechu przez pierwszych ludzi było nader opłakane. Bóg do żywego dotknięty tym strasznym przeniewierstwem swego stworzenia żądał okupu zadośćuczynienia za obrazę sobie wyrządzoną. Człowiek jednak nie miał czym zapłacić, nie miał z czego złożyć za się okupu. Wszystko tu, co by mógł zdać na ofiarę, nie było jego, a co było jego, nie było nic warte. Choćby i duszę swą położył, nic by to nie pomogło, bo dusza była splamiona grzechem, a przeto nie zdatna na ofiarę Bogu.

Syn Boży ulitował się nad tym opuszczonym światem, postanowił wziąć go pod swoją opiekę i złożyć za niego okup. Stanęła, jeśli wolno tak się wyrazić, ugoda boska: Syn Boży miał za grzech stawić okup, bo tego wymagała nieubłagana sprawiedliwość Boża, a Bóg Ojciec w zamian za to miał mu oddać cały świat za podnóżek, za dziedzictwo, na wyłączną Jego własność. Odtąd żadne imię nie miało być na ziemi, w które by człowiek mógł być usprawiedliwiony jedno w Imieniu Jezus i nikt nie miał przyjść do Ojca, tylko przez Jezusa.

Jaki był ten okup Jezusowy? Jedna kropla Jego krwi wystarczało by na zmazanie winy świata. Lecz On chciał złożyć ofiarę ze wszech miar doskonałą, ofiarę, jakiej dotąd nikt nie złożył i nikt po nim złożyć nie mógł, postanowił dać zapłatę, na jaką się tylko zdobyć mogło Jego boskie Serce i Jego boskie siły. „Życie moje położę, mówił Jezus, duszę moją rozedrę, na moją głowę zgromadzę wszystkie boleści, stanę się jako robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie, wzgardza pospólstwa, jak to o mnie prorokował Izajasz. Wykonam to wszystko, aby Ojciec mów mógł by powiedzieć: Ten jest Syn mój najmilszy w którym sobie upodobałem”. Jaka wielka, świetna, straszliwa ma być ta ofiara Chrystusowa! Chodziło teraz o narzędzie, o ołtarz, na którym by się mogła spełnić ta wspaniała ofiara w całej zamierzonej rozciągłości. Bóg miał wiele do wyboru, bo narzędzi śmierci jest wiele. Ale on chciał, szukał wielkiego narzędzia do swojej wielkiej ofiary. A żadne z tych narzędzi nie odpowiadało Jego zamiarom i wielkiej Jego myśli, jedno krzyż. „Niech będzie krzyż, mówił Jezus, moim ofiarniczym ołtarzem – tam złożę moje całopalenie. Pójdź krzyżu, ty będziesz błogosławionym drzewem – na tobie wyleję do ostatniej kropli moją krew, na tobie wytężę me żyły, ukrzyżuję moją duszę i moje ciało, na tobie przeżyję wszystkie możliwe katusze i męki, na tobie stanę się nagim, ubogim, wyśmianym, opuszczonym, ostatnim z ludzi, na tobie położę ofiarę Bogu Ojcu memu – z tego cały świat się przekona, jak mocno go ukochałem”.

Czym więc jest krzyż dla Jezusa? Jest wielkim ołtarzem wielkiej Jego ofiary. Ale jeszcze czymś więcej. Jezus swą ofiarą, swą krwią nabył sobie królestwo na ziemi. Świat przez Chrystusa okupiony, miał należeć do niego. Nikt odtąd nie miał przychodzić do ojca tylko przez Jezusa. Ale świat z dopuszczenia Bożego był czasowo pod mocą szatańską. To królestwo trzeba było dopiero Jezusowi wydrzeć z rąk szatańskich. I poczęła się walka między Bogiem a Lewiatanem, między niebem a piekłem. Zbawiciel jako Bóg był niedościgniony szatanowi, lecz jako człowiek mógł być wystawiony na jego napaści i zasadzki. Szatan pytał: „Czym mnie chcesz pokonać? Cudami? ale i moi czynią cuda w imię Belzebuba. Nauką? Cóż ty ludziom opowiadasz? ubóstwo, prostotę, pokorę, wstrzemięźliwość, posłuszeństwo, a ja im głoszę dogadzanie namiętnościom, wolność bez granic. Kogo masz za sobą? Dwunastu prostaków, ciemnych, biednych a trwożliwych, ja mam za sobą Herodów, Piłatów, Faryzeuszów i uczonych Pisma, ja posiadam na swe rozkazy cesarzy, królów, mocarzy, wszystkie potęgi świata. Cóż ty ofiarujesz swoim nowym poddanym? Krzyże, utrapienia, trud i pracę na tej ziemi, ja moim sługom daję bogactwa, dostatki, sławę, wygody, wszystko co ma powabnego i słodkiego świat dla ludzi. Chcesz mnie zwyciężyć? Zaprawdę, tą drogą nie odbierzesz mi panowania – trzeba Ci zmienić broń. Jeśli berło tego królestwa ma przejść w Twoje ręce, wnijdź na drzewo i daj się ukrzyżować. Ja z drzewa kusiłem, Ty z drzewa zbaw. Na drzewie stał się grzech, na drzewie stać się też powinna naprawa”.

Szatan wiedział dobrze, że tylko na drzewie, na drzewie krzyża może być pokonanym, że tam dopiero świat uwierzy w Chrystusa, a jego opuści. Na tę broń sam wskazywał Jezusowi, bo sądził, ze Syn Boży jej nie przyjmie, na to się nie odważy. On Bóg, Pan nieba i ziemi, miałby się dać sromotnie ukrzyżować – tego Szatan nie przypuszczał. Myślał, że sam Ojciec przedwieczny, że Aniołowie, że całe niebo na to nie zezwoli. Jezus jednakże przyjął tę broń i postanowił na krzyżu walczyć z szatanem o królestwo Boże na ziemi.

Duch ciemności więc zrobił wszystko, żeby ten krzyż uczynić jak najbardziej gorzkim. Wstąpił w Judasza, aby wydał Jezusa swego mistrza, w Arcykapłanów, aby Go winnym osądzili, w Piłata, aby wydał niesprawiedliwy wyrok, w tłum żydowski, aby się głośno dopominał śmierci Mesjasza. To wszystko sprawił szatan – z drugiej strony naprowadził na Jezusa wszystkie siły, wszystkie potęgi, wszystkie ciężkości i moce, jakimi wówczas mógł jeszcze rozporządzać, aby Go złamać, skruszyć. Mówił do siebie szatan: „Pójdzie, ale nie wytrzyma. Ja mu tę mękę uczynię tak gorzką, tak ciężką, tak okropną i straszną, że upadnie i moja będzie wygrana”. I rzeczywiście Jezus miał ciężką mękę, straszliwą walkę. Już w Ogrójcu w obliczu tej męki takie na Niego spadły trwogi, że Ojca Przedwiecznego prosił o odwrócenie kielicha gorzkiego. A cóż dopiero było na krzyżu! Tam korona cierniowa wciskała się aż do mózgu; ręce i nogi rozdzierały ostre gwoździe, a straszliwa gorączka trawiła wnętrzności. Daleko sroższe były jeszcze bóle duszy. Gdzie rzucił okiem, wszystko go dobijało. Obok siebie miał dwóch łotrów, co Mu bluźnili, opodal stała rzesza, co z niego szydziła, dalej żołdactwo, co się kłóciło ze sobą o Jego suknię, pod samym krzyżem dwie najdroższe istoty na ziemi: Matka i św. Jan, których widok rozdzierał duszę do reszty. Pod nadmiarem tych boleści Syn człowieczy raz jeszcze zadrżał i skarżył się, że Go Bóg opuścił. Szatan już się cieszył: „Nie wytrzyma, upadnie, moja będzie wygrana i do mnie będzie należeć królestwo na ziemi”. Ale od razu potem przyszło inne słowo: „Spełniło się!” i Bóg zwyciężył. Przyznał to szatan ustami swego sługi cezara Juliana Apostaty: „Galilejczyku, zwyciężyłeś!”.

Tak, Jezus zwyciężył, pokonał szatana i wszystkie moce piekielne na zawsze, a to wszystko na krzyżu. Czymże więc jest krzyż dla Jezusa? Oto ową chwalebną bronią, świętym godłem tryumfu, błogosławionym po wszystkie dni znakiem, którym pokonany książę tego świata, a zdobyte królestwo Boże. Lecz sprawa jeszcze nie była skończona. Chrystus posiadł królestwo – sprawiedliwa opłata za grzechy była zapłacona, królestwo zdobyte, ale chodziło teraz o poddanych tego królestwa. Tych trzeba było sobie zjednać, pociągać, przywiązać do tego nowego tronu, pozyskać ich serca dla nowego nabywcy. Jakiż był na to środek? Każdy władca winien swym poddanym okazać miłość, a będzie miłowanym. To wypadało uczynić i Chrystusowi. A gdzież tego lepiej mógł dowieść, jeśli nie na krzyżu? Gdzież lepiej mógł okazać, jak wielce umiłował świat, jeśli nie na tym drzewie? „Dobry pasterz daje duszę swoją za owce swoje”, powiedziane w Piśmie św. Więcej już żaden pasterz dać nie może za swoje owce, żaden król za swych poddanych. Otóż na krzyżu daje Bóg, ten Pasterz Nowego Testamentu, ten Król przyszłych wieków, swoją duszę, swoją krew, swoje ciało, swoje ostatnie tchnienie za swoje owce, za swych poddanych. Powiada Jezus o sobie: „Gdy będę podwyższony, wszystkich pociągnę do siebie“. Jakże prędko spełniła się ta przepowiednia. Zaraz przy samej śmierci, a więc w chwili, kiedy co dopiero został podwyższony, pociągał sobie podwładnych. Łotr obok wiszący, wpatrując się w to oblicze królewskie, uchyla kornie głowę i oddaje Mu się cały. Setnik, który co dopiero bluźnił, pokonany, wzruszony, odkłada włócznię na bok, bije czołem przed Ukrzyżowanym i woła w głos: „Zaprawdę, to był Syn Boży!” Znaleźli się więc poddani już wtedy, kiedy po ludzku najmniej tego było się można spodziewać. A z czasem jakże się to rozmnożyła ich liczba. Ile to dziś liczy sług, uczniów podwładnych około swego tronu ten nowy Król! Dziś temu Ukrzyżowanemu kłaniają się całe kraje, oddają cześć pokolenia, wielbi Go niebo i ziemia razem. Dziś nie ma zakątka na ziemi, gdzie by imię Jezusa nie było znane i nie miało swych czcicieli. A wszystko to jest dziełem krzyża. Jezus został podwyższony i otóż pociągnął wszystkich, podbił wszystkich, zniewolił wszystkich ludzi dobrej woli. „Zwyciężył Chrystus okrąg ziemi, mówi św. Augustyn, podbił możnowładców nie wspaniałym wojskiem, lecz wyszydzonym krzyżem, nie godząc żelazem, lecz wisząc na drzewie“. Czymże więc krzyż dla Jezusa? Jest on Mu ołtarzem, tronem, amboną, godłem zwycięstwa, a przeto wielce drogim.

A czym on jest dla nas? Jest on nam wszystkim, bo nie masz ważnej chwili w naszym życiu, gdziebyśmy się z krzyżem nie spotkali i nie kosztowali z jego owoców. Łaski Chrystusowe zbawiają dusze i dają żywot wieczny, ale te wszystkie łaski nie inaczej na nas spływają jedno pod znakiem krzyża. W krzyżu odradza się człowiek niebu, bo pod tym znamieniem bywa ochrzczonym, w krzyżu bierze siłę i wzmocnienie do walk w życiu, bo biskup krzyżem go naznacza przy bierzmowaniu, w krzyżu odbiera rozgrzeszenie ze swych grzechów, krzyżem wyprawia go na tamten świat. „Twój krzyż, Chryste, woła się św. Leon Wielki, jest źródłem wszystkich błogosławieństw, przyczyną wszystkich łask. Z niego wierzącym idzie siła w niemocach, chwała w poniżeniach, a życie w śmierci“. Amen.

 

Na podstawie: Ks. St. Tołowiński, w: Biblioteka Kaznodziejska, t. 1, s. 639.