Drodzy Wierni!
W Ewangelii dzisiejszej czytamy o kolejnym cudownym uzdrowieniu, dokonanym przez Jezusa w obecności zdziwionych tłumów. „Co widząc rzesze ulękły się i oddały chwałę Bogu”. A przecież to był znak bezgranicznej miłości Syna Bożego do ludzi! My, rozważając dobroć i miłość Bożą, musimy zdobyć się na inny odzew. Miłość miłością się płaci. Dlatego zastanowimy się dziś nad naszą miłością ku Panu Bogu, sięgniemy głębiej i przypomnimy sobie pobudki, dla których mamy kochać Pana Boga. Najpierw szukać będziemy tych pobudek w samym Panu Bogu, a następnie przypatrzymy się pobudkom do miłowania Pana Boga ze względu na nas samych.
A) Miłość u rozumnego człowieka nie powinna być jakimś ślepym popędem – wbrew temu, co głosi – jeśli nie wprost, to ubocznie – dzisiejszy świat, który utożsamia miłość z ślepą żądzą. Miłość musi być rozumna! W odniesieniu do Pana Boga musi również miłość być oparta na rozumnych i dobrze ugruntowanych motywach, by była godna nieskończonego majestatu Bożego i aktem godnym rozumnego człowieka. I miłość – nie tylko wiara – powinna być „rozumną służbą” (Rz 12, 1). Starając się o rozumną służbę miłości, rozważmy najpierw, co ze strony Pana Boga skłania nas do umiłowania go nade wszystko. Przekonamy się, że do tej miłości skłaniają nas 1) najwyższa wartość i doskonałość Pana Boga, 2) niewysłowione i nieskończone piękno Boże, 3) bezgraniczna miłość i dobroć Boża.
1. Najpierw najwyższa wartość i doskonałość Boża. Kochamy przecież to, co jest cenne i dobre. Im większe dobro i wyższa doskonałość, tym są one godniejsze naszej miłości. Cóż zatem może być godniejsze naszej miłości od Pana Boga, który sam w sobie jest dobrem najwyższym i samą doskonałością uosobioną, mając wszystkie doskonałości w stopniu najwyższym? Kto mówi „Bóg”, ten ma na myśli wszystko dobro, miłości godne, skupione w jednym wielkim i najświętszym ognisku, dobro tak wielkie, że nikt nigdy nie zmierzy jego granic. Jakże więc Bóg godzien jest naszej miłości! Przecież samą jego istotą jest zawsze być, i to zawsze być jest oceanem dobra i doskonałości. Gdy świat neopogański pragnie coraz natarczywiej karmić i zaspokoić serce ludzkie tym, co ziemskie i z ziemią przemija, czyż nie powinniśmy coraz mocniej garnąć się i przytulać do naszego Ojca niebieskiego, najwyższej i jedynej doskonałości i jedynego dobra? Ponad błyskotliwe reklamy, przyczepiane do wszystkich tzw. dóbr tej ziemi, płynie jeden prosty i wielki zew, jedno hasło nieodparte żadnym argumentem: „Nic nad Boga!” (św. Wincenty a Paulo).
2. Po drugie, nakłania nas do miłości nieskończone i najwyższe piękno Boże. Kochamy to, co jest piękne. Znajdujemy to piękno na ziemi i lgniemy do niego. Owszem – nieraz musimy oburącz trzymać nasze serce, by go nie zgubić wśród stworzeń. Jakże piękny dopiero jest Bóg, który powołał te stworzenia do bytu, dał im życie i odrobinę swego nieskończonego piękna. „Jak piękny musi być sam Bóg, jeśli tak wspaniały jest jego cień – świat!“ (T. Toth). Czymże musi być ten, co to wszystko uczynił, ten, który stworzeniom użyczył zaledwie kilku promieni swej piękności Boskiej? Jest w Bogu i blask słońca i błękit nieba i wdzięk kwiatu i urok najcudniejszej melodii i wszystko, co jest na tym świecie piękne, urocze, ponętne i miłe, ale nie jest tak, jak się nam tu przedstawia, bo Bóg jest duchem najczystszym. I dlatego wszystko w nim jest zmienione w piękność, nie tylko daleko większą, ale i wyższego rzędu. On jest samą prawdą, samą świętością najwyższą i mieści wszelkie piękno w najdoskonalszej formie, przechodzącej wszelkie ludzkie pojęcie. Ci, którym było dane poznać odrobinę piękności Bożej, powtarzali tak jak św. Teresa z Avili: „Piękności najwyższa! Ja cię chcę ujrzeć i umieram z żalu, że ujrzeć nie mogę!“
3. Po trzecie, rozważmy miłość i dobroć Bożą. Ile razy wymawiam słowo „Bóg”, tyle razy myślę o tym, co najdoskonalsze i najcenniejsze i o tym, co najpiękniejsze. Ale – przede wszystkim wiem i wierzę, że „Bóg jest miłością“. Miłość i dobroć Boża bez granic pobudza nas z niewysłowioną mocą do ukochania wzajemnego tej uosobionej miłości, którą zwiemy naszym Bogiem, Panem i najdobrotliwszym Ojcem. Dzieła miłości i dobroci Bożej, rozsypane w nas i koło nas, nawołują nas do ukochania Boga nade wszystko, bo Bóg ukochał nas ponad najśmielsze pojęcie i pragnienie człowiecze. Stworzył cały świat dla człowieka, jako jego warsztat pracy i namiot na czas doczesnej wędrówki. „Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki człowiek, który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny“… A Syn Boży, stawszy się człowiekiem, „wydał siebie za braci” i „do końca (do ostatecznych granic) ich umiłował”.
Bóg kocha nas bezinteresownie. Bóg nie potrzebuje nas, nic z nas nie ma (mówiąc po ludzku), ale na przekór temu powiada: „Miłością wieczną umiłowałem i przeto pociągnąłem cię ku sobie, litując się“ (Jer 31, 3). Bóg kocha nas bez naszych zasług. Nikt nawet spośród największych Świętych nie zasłużył sobie na miłość Pana Boga. „Bóg w tym (właśnie) okazuje osobliwszą miłość ku nam, że gdyśmy jeszcze byli grzesznikami, Chrystus umarł za nas“ (Rz 5, 8). Bóg kocha nas bezgraniczną miłością. Nie ma miary i granic miłości Bożej ku nam. Żłóbek, krzyż, tabernakulum, w których zmieściła się miłość Boża ku nam, opowiadają nam nieustannie jednak o tym, że miłość ta nie zna granic. Kochajmy zatem Boga, „iż on pierwszy umiłował nas“ (J 4, 10) i jak umiłował!
B) Teraz przypatrzymy się pobudkom do miłowania Pana Boga ze względu na nas samych. Nie wszyscy niestety wczuwają się w najwyższe wartości, zawarte w Bogu. Nie wszyscy widzą niewymowną piękność Bożą, nie widzą jej nawet, gdy idzie ku nim w stworzeniu. Nie wszyscy wreszcie oceniają należycie bezgraniczną miłość i dobroć Bożą. Dla tych wszystkich, co nie umieją znaleźć w Bogu pobudek do umiłowania go, zarezerwował sam Bóg inne pobudki, by tylko za wszelką cenę skłonić nas do umiłowania go. To jest bowiem nasz cel i nasze zadanie życiowe tu i tam na wieki. Oto 1) Bóg nakazując miłować siebie, daje osobne przykazanie tej miłości, stawiając je na czele wszystkich innych nakazów, 2) Nieczułych i obojętnych porywa obawą kary, gdyby odmówili mu swej miłości – mimo nakazu, 3) Wszystkich zjednywa miłą obietnicą nagrody za miłość i serce oddane.
1. Po pierwsze, Bóg nakazuje nam miłować go. W miłowaniu Boga jest całe nasze, najlepiej zrozumiane, szczęście. Bóg nie chciał dopuścić, byśmy ominęli nasze szczęście i dlatego wzywa nas do ukochania siebie, nawet nakazuje nam to ukochanie. Jeśli więc nie umieliśmy się zdobyć na ukochanie Boga, rozważając jego doskonałości, jego piękno i jego miłość, ukochajmy go, bo nam ukochanie to nakazuje, mając na oku nasze szczęście! Przyzwyczailiśmy się mówić (po ludzku), że miłości nie można nakazać, że „serce nie jest sługą”. Owszem można – by się na to zgodzić, gdy chodzi o miłość wśród nas ludzi i to właściwie tylko, jeśli chodzi o miłość osobliwą, o miłość wybrania przed wszystkimi innymi. Miłość ogólna bliźnich jest jednak nakazana. Nawet miłość w małżeństwie siłą ślubu jest nakazana, nawet jeśli miłość uczuciowa po kilku latach minie. Współmałżonkowie powinni nie tylko się wzajemnie tolerować, ale na prawdę miłować. Jest też nakazana miłość ku Panu Bogu i to całkiem wyraźnie i stanowczo. Pan Bóg nakazuje miłować się, Pan Jezus przypomniał bardzo dobitnie ten zbawienny nakaz: „Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej” (Mt 22, 37).
2. Po drugie, obawa przed karą. Dla powierzchownie sądzącego ta pobudka wydaje się jeszcze bardziej dziwną niż poprzednia. Owszem wręcz może się nam wydać na chwilę, że obawa, strach i miłość wykluczają się wzajemnie. A jednak „bojaźń Pańska jest początkiem mądrości”, a prawdziwa mądrość otwiera nam oczy na właściwą i istotną wartość wszystkiego i prowadzi nas – niejako za rękę – do umiłowania tego, co jest naprawdę godnym ukochania. Wśród tego zaś, co jest godnym miłości, na pierwszym planie i bezapelacyjnie jest Bóg. Oto prosta droga, którą od obawy i lęku idziemy ku miłości. Tak ją pojmuje każdy rozumny uczeń Pana Jezusa. Wie on również, że nie może być obojętne, czy spełniamy przykazanie miłowania Pana Boga, czy nie. Majestat Boży nie może być bezkarnie poniewierany. Prawda ta wielu odstręcza, nie chcą o niej myśleć. Niemniej jednak pozostaje ona prawdą niezbitą. Konsekwentni rodzice mają w zapasie swych środków wychowawczych również i karę dla nieposłusznych dzieci i dla ich dobra nie wahają się rozumnie karać, kierowani miłością i prowadząc do miłości tą twardą i (dla wielu dzieci) niezrozumiałą drogą kary.
3. Po trzecie, nadzieja nagrody. A ta pobudka niejednemu znów wydaje się samolubną, powiedzmy nawet nieszlachetną. Spotykamy się przecież ze zarzutem, że to jest miłość za zapłatą. A jednak, i ta pobudka ma swoje głębokie uzasadnienie w naturze ludzkiej. Skoro chciał nas Pan Bóg mieć ludźmi, istotami ograniczanemu, to również dostosował do nas miarę ograniczoną we wszystkim, co nas dotyczy. I dlatego nie pomija Pan Bóg wykorzystania i tej pobudki (nagrody), by nas jeno przywiązać do siebie świętym węzłem miłości.
Miłości ku Panu Bogu obiecana jest hojna nagroda. Pan Jezus tym, co miłują Pana Boga, odpuszcza grzechy. Odpuszczając grzechy Magdalenie-pokutnicy, powiada najwyraźniej: „Odpuszcza się jej wiele grzechów, bo wiele umiłowała“ (Łk 7, 47). Św. Paweł Apostoł zaś zapewnia nas uroczyście, że „tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” (Rz 8, 28). Aż wreszcie (po wszystkie wieki) nagrodzi nas najhojniej sobą samym Bóg najłaskawszy za to, że odpowiadaliśmy ochoczo i na każdym kroku na to wezwanie „daj mi serce swoje” (Przyp 23, 26).
Czy rozumiemy należycie perspektywy nagrody za miłość? One nie obniżają jej wartości i ceny. A nam – są skutecznym bodźcem na tej uciążliwej drodze, co wiedzie do krainy wiecznego szczęścia i miłości. Oto dlaczego powinniśmy kochać Pana Boga! Chociaż jednak cały szereg pobudek skłania nas do umiłowania Pana Boga, to jednak nie wolno nam zapominać, że sam Bóg jest i będzie istotną i najważniejszą pobudką tej miłości. Oby myśl o Panu Bogu, o jego doskonałości, świętości, niewysłowionej piękności i dobroci opanowała całe nasze życie i na wskroś przepaliła naszą duszę! Amen.
Na podstawie: Ks. Omikron, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 249.