Zielone Świątki, 19.05.2013

Drodzy Wierni!

Wesoły i radosny jest ten dzień Zielonych Świątek, bo właśnie w dniu dzisiejszym obchodzimy rocznicę założenia Kościoła Chrystusowego. W dniu tym bowiem zstąpił według obietnicy Zbawiciela Duch Św. w postaci ognistych języków na Apostołów i tak cudownie ich oświecił, iż doskonale zrozumieli wszystkie głębokie prawdy naszej wiary, i takim męstwem rozpłomienił ich serca, iż od tej chwili nie bacząc na żadne męki i najsroższe prześladowania głosili Ewangelię, a na końcu przelewali krew i poświęcali życie za Chrystusa Pana. Tak więc powstał przed dwoma tysiącami lat za sprawą Ducha Św. Kościół katolicki w gminie jerozolimskiej, a stąd rozeszła się wiara po całej kuli ziemskiej. Zastanówmy się chwilę nad tym cudownym rozszerzeniem się Kościoła św., aby ta radość była trwała, a nadto zachętą do gorliwej służby Bożej.

Pewnego razu siedział Krescencjusz, uczeń św. Polikarpa w cieniu drzewa i ronił gorzkie łzy z powodu ciężkiego prześladowania Kościoła, oraz odstępstwa od niego wielu chrześcijan. Wtem przystąpił do niego św. Polikarp i pocieszał go tymi słowami: Kościół Boży podobny jest do drzewa, które troskliwie hoduje ogrodnik. Drzewko dobrze pielęgnowane wybujało w górę, mimo różnego rodzaju cierni i zielska, które rosły koło pnia, wciągając soki i przeszkadzając jego rozrostowi. Drzewko jednak rosło. Nastały wszakże dni ponure, a silne wichry i nawałnice zaczęły wstrząsać jego konarami tak, iż nieraz pochylało się ku ziemi, traciło mniej liże lub większe konary, gałęzie, lecz mimo to nie złamało się, lecz rosło wznosząc pozostałe konary ku niebu, – bo było drzewem Bożym.

Na te słowa św. Polikarpa rozjaśniło się oblicze Krescencjusza. Zrozumiał on, że jest to wierny obraz rozszerzania się i wzrostu Kościoła Chrystusowego. Niewielka garstka uczniów tworzyła pierwszą gminę chrześcijańską, lecz z biegiem czasu rozszerzała się szybko. Zarówno możni tego świata jak i maluczcy śpieszyli w jego podwoje, aby pod opiekuńczymi skrzydłami Kościoła znaleźć prawdziwy pokój i szczęście. Dwadzieścia wieków stoi niewzruszenie Kościół Chrystusowy na ziemi mimo tylu burz, jakie szalały wkoło niego i groziły mu zagładą. Jego historia pisana krwią i łzami męczenników oraz licznych wyznawców, świadczy wymownie o tym, że to drzewo Boże, że Kościołem opiekuje się Jezus Chrystus, który powiedział: „Ja jestem z wami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).

Jakim sposobem rozszerzył się Kościół Chrystusowy tak szybko? Może Chrystus Pan wybrał do tego książąt i królów tego świata, którzy potężnymi armiami zmuszali ludzi do przyjęcia jego wiary? Nie, wybrał dwunastu ubogich, nieumiejętnych, bojaźliwych rybaków, którym zlecił podbić świat nie mieczem, ale słowami prawdy i miłości. Chrystus Pani posyła ich do spełnienia wielkiego dzieła bez zasobów materialnych. A może nauczali tego, co się ludziom podoba, schlebia ich namiętnościom i tym sposobem zjednali sobie świat? Nie, wiemy przecież dobrze, że nauka Chrystusa Pana, którą głosili Apostołowie i ich następcy, wydała walkę namiętnościom ludzkim, każe trzymać na wodzy instynkty człowieka, a nawet zstępuje do serca ludzkiego i zakazuje grzesznych myśli i pragnień. Jakim że więc sposobem zdołało dwunastu nieumiejętnych apostołów podbić świat i na gruzach pogańskiej religii zatknąć krzyż Chrystusowy? Któż więc przemawiał przez usta Apostołów, kto dawał ich słowom cudowną moc i siłę, jeżeli nie Jezus Chrystus, który powiedział: „Oto ja jestem z wami, aż do skończenia świata”, jeżeli nie Duch Św. Pocieszyciel?

Kościół znosił od samego początku swego istnienia niesłychane prześladowania. Władcy i książęta tej ziemi, rządy i państwa uderzały na niego całą swoją polityczną potęgą. Od samej śmierci Chrystusa aż do czasów obecnych ciągnie się jeden wielki szereg wiekowych prześladowań. Z pierwszych trzydziestu dwóch papieży, trzydziestu ginie zamordowanych, a iluż następnych cierpi wygnanie i prześladowanie? W parze ż mieczem inna groźniejsza broń uderzała na opokę Piotrową – cały szereg herezji, a z nimi całe szeregi zaciętych wrogów Kościoła Chrystusowego. I znów ciągle widzimy czuwanie Ducha Św. Oto Kościół św. z jednej strony bronił się genialnym nieraz piórem swoich wielkich pisarzy, z drugiej strony z bólem serca tracił całe prowincje i odcinał od pnia macierzystego miliony zbłąkanych wiernych, ale nie zmienił nawet jednego słowa ze swej nauki, nie pozwolił na żaden układ dogmatyczny. A za to zawsze tym samym, pewnym, uroczystym głosem powtarzał całej ludzkości swój symbol wiary, starożytny Skład Apostolski. „Wszystkie systemy filozoficzne upadają – jak mówił pisarz H. Sienkiewicz – a Msza św. po dawnemu się odprawia – gdy zaś cierpienie staje się udziałem człowieka, wtenczas filozofia okazuje się bezsilną, a serce za to, mimowolnie zwraca się do Boga – tylko niestety nieraz za późno!“.

Wreszcie uderzały na Kościół, na jego surową moralność, ludzkie namiętności. Zło bardzo niebezpieczne zakradało się nieraz w sam rdzeń Kościoła, zatruwało całe dziedziny jego życia. Nie zwyciężyło jednak Kościoła jako takiego! Znów wbrew wszystkim zapędom, zakusom, z ust tego Kościoła rozbrzmiewają te same dziesięć przykazań Bożych, sama nauka obyczajów od wieków nieugięta.

Oto, co cierpiał i cierpi ta nasza droga matka, Kościół św., słusznie nazwany walczącym na ziemi. Nie mają tego znamienia inne zgromadzenia, które nazywają siebie kościołami. One prawie nie wiedzą co to jest prześladowanie. Na nie nikt się nie rzuca, nikt ich nie zwalcza i nie znieważa, zostawia się je w spokoju, nieraz nawet rządy obdarzają je łaską i względami. Nam tylko katolikom zostawiono krew i cierpienie. Ale mimo wszystko ufamy, bo „jam zwyciężył świat” (J 16, 33), powiedział Zbawiciel. I rzeczywiście, gdyby Kościół katolicki był instytucją ludzką, już dawno byłby runął, rozpadł się wśród tylu walk i przeciwności. Upadły państwa, wielkie i potężne narody, które ku swojej obronie miały setki tysięcy żołnierzy. Dziś tylko historia o nich wspomina. Tylko Kościół Boży jest niewzruszony – on zawsze stoi, jego nie trwoży czas.

Św. Augustyn powiedział, że choćby nie było żadnego cudu w życiu Pana Jezusa, to samo istnienie i rozszerza się, działanie dobroczynne w ludzkości Kościoła katolickiego bez żadnych środków ludzkich, wśród największych trudności, byłoby największym cudem i dowodem, że Kościół pochodzi nie od łudzi, lecz od Boga, od Ducha Św.

Gorąco dziękujmy Bogu, żeśmy się urodzili na łonie św. Kościoła katolickiego, bo w cieniu tego olbrzymiego drzewa, które swymi konarami obejmuje cały świat, możemy znaleźć zbawienie. Wdzięczność zaś tę winniśmy okazywać czynem, tj. silnym przywiązaniem i miłością względem Kościoła, jak również jego przedstawicieli. Trzeba nam się bez przerwy modlić się o jego rozwój i o pokonanie nieprzyjaciół, trzymać się ściśle jego rozporządzeń, być w całym tego słowa znaczeniu żołnierzami Chrystusowymi. Trzeba czynu czy to w rozmowie w kółku rodzinnym, jak i na zgromadzeniu publicznym, czy na ulicy, w ogóle nie tylko w życiu prywatnym, ale i publicznym. Pozwólmy Duchowi Św. dać nam swe łaski i działać przez nas jako przez narzędzi dla dalszego budowania Kościoła św. i dla zbawienia całego świata. Amen.

 

Na podstawie: W. Samolewicz, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLVI, 1934, s. 342.