Drodzy Wierni!
Św. Łukasz Ewangelista po opisie wydarzenia Wniebowstąpienia Pana Jezusa dodaje jeszcze, że Apostołowie wrócili do Jerozolimy „z weselem wielkim” (24, 52). Dziwną może się nam wydać ich radość w tej chwili, kiedy przecież musieli rozłączyć się z ukochanym swoim Mistrzem, którego słowa krzepiły ich serca. On ich opuścił i zostawił ich samych wśród wrogiego im świata, jak „owce pomiędzy wilkami” i zapowiedział im, że wszyscy będą ich mieć w nienawiści, że będą ich prześladować od miasta do miasta, biczować, ranić, zabijać. Nie było już dla nich pociechy na ziemi, ich serce było tam, gdzie był ich skarb – Jezus, a Jezusa już nie było wśród nich. A przecież odchodzili z radością! – Dlaczego? – bo miłość ku P. Jezusowi kazała się im cieszyć, że On wszedł do swojej chwały, a oni zostają na ziemi, aby pracować dla Niego, aby rozszerzyć Jego Królestwo, aby dla Niego łowić i zdobywać dusze, aby opowiadać wszelkiemu stworzeniu Ewangelię czyli „dobrą nowinę”, aby spełnić rozkaz, który im dał na pożegnanie: „Jako mnie posłał Ojciec, i ja was posyłam” (J 20, 21). Tak powiedział do nich, a to znaczyło: ja was posyłam do ludzi, z tą władzą i mocą, którą mi dał Ojciec; nauczajcie wszystkich, wyciskajcie na nich pieczęć Chrztu św., odpuszczajcie im grzechy, czyńcie ich uczestnikami moich zasług. A to samo poselstwo sprawują aż do naszych czasów w całym Kościele katolickim kapłani i także je sprawują z radością, chociaż ich także spotyka nieraz w nagrodę szyderstwo i prześladowanie i nawet męczeństwo. Dzisiaj więc zastanowimy się nad wielkością owej zapłaty, nad szczęśliwością owego Królestwa, które ma kiedyś być i naszym udziałem, jeżeli zechcemy zasłużyć sobie na nie.
1. Wszystkiego może człowiek się wyrzec, zabaw i przyjemności, bogactw i zaszczytów, przyjaciół i krewnych, w ogóle dóbr wszelakiego rodzaju; – z jednym tylko wyjątkiem: nikt nie może wyrzec się szczęścia, każdy chce być szczęśliwym. Sama myśl o takim stanie, w którym nie byłoby żadnej pociechy, żadnej radości, jest dla nas przerażającą. Jakże więc mamy pojąć, że są ludzie, którzy mówią: „Niech będzie z nami po śmierci, co chce, byle nam tutaj było dobrze”? – Czy oni rzeczywiście nie chcą być szczęśliwi w życiu przyszłym? To być nie może! Oni raczej myślą, że dobra ziemskie są czymś pewnym, dotykalnym, że można zaraz ich użyć, a dobra niebieskie są czymś bardzo dalekim i niepewnym, więc wolą chwytać się rzeczy, które mają pod ręką, niż oglądać się na przyszłość zagrobową, której jeszcze nie widać. Podobnie jak czynią w innych wypadkach: bo wszakże niejedna przyjemność chwilowa sprowadza już w tym życiu skutki bardzo szkodliwe i wielkie niebezpieczeństwa, a przecież chwytają się jej bez wahania. A czyż mogą ci ludzie kiedykolwiek powiedzieć o sobie, że są szczęśliwi? – Nigdy! – Jeżeli w dobrach ziemskich szukamy nasycenia i zaspokojenia pragnień naszej duszy, przekonamy się niebawem, że dobra te nie są niczym innym, jak tylko „marnością i utrapieniem ducha”; tak nazwał je słusznie Salomon (Eccl. 1, 14), który przecież był potężnym królem i doznawał powodzenia we wszystkim. Drugi zaś monarcha i mędrzec, poganin Marek Aureliusz, dziwi się goniącym za sławą, rozkoszą i szczęściem i mówi, że „to tak, jak gdyby kto zapłonął miłością do ptaka, co przelatuje nad głową naszą”. Słowa te bardzo trafne, bo nie możemy chwycić i zatrzymać ziemskiego szczęścia, równie jak ptaka w powietrzu. A gdyby nawet ktoś znalazł zupełne zadowolenie w dobrach ziemskich – co być nie może – czyż mógłby się nazwać szczęśliwym, kiedy by wiedział przecież z pewnością, że prędzej czy później musi porzucić swoje skarby i że tym boleśniejsze dla niego będzie rozłączenie, im więcej do nich się przywiązał? A wszakże każdy dzień, każda chwila zbliża nas do śmierci: jesteśmy jak zbrodniarze, których wozą na miejsce stracenia: niewielka to różnica, czy kto tam jedzie na prostym wózku, czy w pozłacanej karecie i na miękkich poduszkach!
2. O ileż więc rozumniejsi są ci, którzy zwracają się myślą ku owej krainie niebieskiej, gdzie „śmierci już nie będzie, ani smutku, ani krzyku, ani boleści”, jak czytamy w Objawieniu św. Jana (21, 4), gdzie według słów Psalmisty (39, 5) będziemy „upojeni hojnością domu Bożego i strumieniem rozkoszy”. Jakie zaś będzie to szczęście, jaki będzie ten świat, który Pan Bóg zbuduje na gruzach dzisiejszego, nie możemy sobie wyobrazić, nie możemy opisać: bo nasze oko, które przecież widziało już wiele pięknych rzeczy na ziemi, nigdy jeszcze nie zobaczyło nic podobnego do owych piękności. Jedna tylko rzecz jest pewną: to, że ów niebieski i wieczny przybytek będzie jeszcze bez porównania piękniejszy od świata, w którym dziś mieszkamy, a który jest jego przedsionkiem.
Wiemy także, iż mieszkańcy owego przybytku cieszyć się będą przede wszystkim poznaniem Najwyższej Mądrości, Dobroci i Piękności, poznaniem samego Boga. Już dzisiaj jest nam miłe poznanie prawdy, obcujemy chętnie z ludźmi dobrymi i sprawia nam radość widok rzeczy pięknych; – dlaczego? bo mamy duszę stworzoną na obraz i podobieństwo Boże, mamy duszę, która nie może zadowolić się, jak zwierzęta, przyjemnością cielesną i jadłem, ale rwie się do wszystkiego, co nosi na sobie jakiś ślad, jakieś odbicie istoty Bożej. To więc wszystko, co znajdujemy na ziemi najcudniejszego i najbardziej zachwycającego, nie daje nam wprawdzie jeszcze wyobrażenia o samym Stwórcy, ale daje nam jakieś przeczucie owego zachwycenia, które nas ogarnie, kiedy ujrzymy Go w niebie. Wiemy także, jak miłą jest naszemu sercu życzliwość, uprzejmość, miłosierdzie, które nam okazują ludzie, a które wzbudza w nich P. Bóg, – wiemy, jaką pociechę sprawia nam gorąca modlitwa: otóż podobną radość, ale nieskończenie większą znajdziemy w niebie, w poznaniu dobroci Bożej.
3. A radość ta nie dozna żadnej przerwy, żadnego zakłócenia. Dzisiaj na jedną chwilę zadowolenia przypada sto i tysiąc chwil smutku, troski i niepokoju. Szczęśliwość zaś przyszłego życia podobna jest do pogodnego nieba, na którym niema żadnej plamy, żadnej chmury, lecz sama tylko jasność, samo światło słoneczne. Kiedy jednak nasze słońce jest samotne na niebie, Boga, który jest słońcem duchów, otaczają niezliczone zastępy Aniołów i Świętych. Gdy pewnego razu św. biskup Fulgencjusz znalazł się na dworze królewskim, gdzie zgromadzili się liczni panowie w strojach, błyszczących od złota i drogich kamieni, powiedział sobie: „Jeżeli króla ziemskiego otacza taki przepych, jakaż musi być wspaniałość dworu niebieskiego!”. Pan Bóg naprawdę jest „niejako słońcem duchów”, nawet same dusze świętych będą jak słońce, jak to powiedział Pan Jezus: „sprawiedliwi świecić będą jako słońce” (Mt 13, 43) w Królestwie niebieskim. Każdy ze sprawiedliwych, najbrzydszy i najbardziej pogardzony na ziemi dla swej postaci i nędzy, będzie jaśniał pięknością, której chyba tylko cieniem jest najwyższa znana nam dzisiaj piękność.
Każdy otrzyma na powrót swoje ciało, aby i ono cieszyło się zapłatą za swoje trudy, za swoje prace, umartwienia i posty, albo też słuszną poniosło karę za swoje występki. Ciała więc błogosławionych będą wiecznie młode, zdrowe, nieskazitelne; nie zaznają już one ani chorób, ani głodu, ani zmęczenia, ani w ogóle żadnego przykrego uczucia, bo, jak czytamy w Objaw. św. Jana (7, 15–17): „nie będą łaknąć, ani pragnąć więcej, ani na nich słońce przypadnie, ani żadne gorąco… i otrze Bóg wszelką łzę z oczu ich”. Kiedy raz św. Franciszek z Asyżu usłyszał grę Anioła, albo raczej jeden tylko jej ton, taki zdjął go zachwyt, że omal dusza nie wyrwała mu się z ciała! To wszystko jednak będzie niczym w porównaniu z tym co stanowi istotę nieba – z błogosławionym oglądaniem Boga twarzą w twarz, z wizją uszczęśliwiającą.
4. Nie zapominajmy więc nigdy, że jesteśmy na ziemi tylko pielgrzymami, którzy dążą do swojej ojczyzny; zwracajmy się do niej codziennie myślą i prośmy P. Boga, żeby, jak Kościół każe nam się modlić, „serca nasze ku niebieskich rzeczy pożądaniu podnieść raczył” i czyńmy wszystko, co czynić trzeba, abyśmy już dziś mogli zasmakować w rozkoszach duchownych, które nas czekają w niebie! Nie strońmy więc od nabożeństw kościelnych i od Sakramentów św.: oto są pokarmy równie potrzebne dla duszy, jak pożywienie codzienne potrzebne jest ciału. Żeby zaś w nich zasmakować, trzeba je pożywać często; bo, jak mówi Grzegorz św., ta jest różnica między pokarmem duchownym a cielesnym, że cielesnym człowiek szybko się przesyci, jeżeli go dużo spożyje, a duchownego pokarmu łaknie się tym więcej, im więcej go się spożyło. Jeżeli kto nie czuje żadnego pociągu do modlitwy i do Sakramentów św., a łaknie przyjemności zmysłowej, to tłumaczy się właśnie tym, że on mało się modli i rzadko posila się Chlebem żywota. Trzeba nam przezwyciężać w sobie owo lenistwo duchowe, ową ociężałość, która nas powstrzymuje na drodze do Wieczności i sprawia, że nam milszy jest sen i bezczynność, niż praca i modlitwa. Kiedy radzono św. Filipowi Neri, żeby dla zdrowia więcej się wysypiał, bo on spoczynkowi nocnemu poświęcał co najwyżej pięć godzin, odpowiadał wiemy sługa Boży: „Dzieci moje! czy nie wiecie, że teraz nie czas do spania? – Wierzcie mi, że raj nie jest zgotowany dla gnuśnych!”. Trzeba nam ciągle pośpieszać naprzód, trzeba nam czynić, co możemy dla osiągnięcia nieba, i nigdy sobie nie mówmy, że już zrobiliśmy dosyć, że już nam wolno ręce założyć i odpoczywać! Ilekroć zaczniemy ulegać ciału i zapragniemy wyciągnąć się na łożu bezczynności, niechaj nam zabrzmią, jak pobudka wojenna, słowa Micheasza proroka (2, 10): „Wstańcie, a idźcie, bo tu nie macie odpoczynku!”. Nie tu jest czas spoczynku i miłego wytchnienia, ale tam, gdzie na nas czekają Aniołowie i Święci, gdzie nas oczekuje od momentu Wniebowstąpienia Pań Jezus. Amen.
Na podstawie: A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 172.