4. niedziela po Świątkach, 16.06.2013

Drodzy Wierni!

W Ewangelii dzisiejszej apostołowie skarzą się Jezusowi: „Mistrzu! Przez całą noc pracując, nic nie ułowiliśmy, wszakże na słowo twe zapuszczę sieć“ (Łk 5, 5).

Już w XVII wieku stwierdził ówczesny kaznodzieja, o. Binet, że „bractwo niezadowolonych jest najliczniejszym zrzeszeniem świata“. Dziś może każdy to potwierdzić tym bardziej, im więcej biedy i kłopotów spada na ludzi współczesnych, upadających wprost pod ciężarem różnych kryzysów, niepowodzeń, klęsk itd. Ocieramy się ciągle o ludzi niezadowolonych, członków wspomnianego powyżej bractwa. Apostołowie nie należeli do takiego bractwa. Nie czuć w ich słowach narzekania, złości, niechęci do pracy – mimo, że całą noc tak bardzo się trudzili, już wprost ponad siły. A przecież byli to doświadczeni rybacy, wybrali najodpowiedniejszą porę do połowu i po ludzku mówiąc, mieli wszystkie warunki do tego, by po pracowitej nocy oglądać piękny plon połowu. Wyczerpani fizycznie, chętnie zapuszczają sieci na nowo na słowo zachęty ze strony Pana Jezusa. Ileż podziwu godnej ufności drga w tych prostych słowach: „na słowo twe zapuszczę sieć”… Zamiast słów skargi i narzekania na usta św. Piotra Apostoła wypływa z głębi jego serca gorący akt ufności, dziecięce oddanie się Panu Bogu.

Zastanowimy się dzisiaj nad tym, A) Jak oceniamy w ogóle nasze niepowodzenia? Czy ta ocena jest należyta? B) Jakich zasad musimy się trzymać, by uniknąć niepowodzeń?

 

A) Niepowodzenia tu na ziemi – to stałe echo bardzo wielu naszych poczynań. Trzeba jednak przyznać, że poza pewnymi niepowodzeniami, które są po prostu dopustem Bożym i zrządzeniem dziwnych wyroków opatrzności, bardzo wiele niepowodzeń ma swe źródło w nas samych.

1. Najpierw, to zły początek. Stare to i wypróbowane przysłowie, że połowy dzieła dokonał ten, kto dobrze zaczął. U nas bardzo często przychodzą niepowodzenia, bo po prostu źle zaczynamy. Zdaje się niejednemu z nas, że odpowiedni rozmach i zapał, który wnosimy w naszą pracę na początek, zapewni nam powodzenie. Wmawiamy w siebie niejednokrotnie, że podołamy wszystkiemu. Nieznacznie i niepostrzeżenie zakrada się pycha, która podgryza rozpoczęte dzieło. Bóg, który „pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaską daje” (1 P 5, 5), odsuwa się od nas, zostawia nas samym sobie, co jest – zwyczajnie – zapowiedzią czekającego nas nieszczęścia. Chyba, że ockniemy się i pokornie zwrócimy się do „Ojca światłości, od którego pochodzi wszelki datek dobry i dar doskonały”. Dałby to Bóg miłosierny, byśmy zrozumieli, jak pokornie należy przystępować do każdej naszej pracy, do każdego naszego przedsięwzięcia, jak powinniśmy wystrzegać się, by – broń Boże – nie kłaść na progu naszych poczynań zarozumiałości i pychy!

Jeśli grzesznik z żalem i pokornie przystępuje do dzieła, Bóg miłosierny przyjmuje ,,serce upokorzone i skruszone“ i błogosławi hojnie powracającemu do niego ,,synowi marnotrawnemu“, wzbogacając go nad wyraz szczodrze. Więc – chociaż to dziwnie brzmi – lepiej zaczyna grzesznik, pokornie i z żalem zwracający się do Boga, niż tzw. sprawiedliwy, oparty tylko na sobie i na swej kruchej pysze, jeden z tych, o których Syn Boży mówi: „którzy ufali sami w sobie, jakby sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk 18, 9).

2. Zły początek często sprowadza niepowodzenie w całej pracy, ale złe jej wykonanie pogłębia to niepowodzenie – czasem beznadziejnie. Jeśli zaś mówimy o powodzeniu w pracy, to mamy na myśli przede wszystkim nasze obowiązki stanu, naszą pracę zawodową, bo ona jest bezpośrednio naszym celem tu na ziemi, naszym najbliższym zadaniem życiowym. Jakże jednak ustosunkowują się ludzie do swych prac zawodowych? Iluż mamy takich, co wszystkim innym chętniej się zajmują niż swymi obowiązkami stanu! Są to ci, co najczęściej są nieobecni na posterunku, który im Pan Bóg wyznaczył. A ci, co spełniają swe obowiązki, czyż spełniają je tak, jak Pan Bóg przykazał? Ani sumienności, ani staranności, ani poczucia odpowiedzialności – oto treść duszy przeciętnego człowieka dnia dzisiejszego. I jakże taki człowiek ma się spodziewać powodzenia i błogosławieństwa Bożego?

Gdy Bóg i jego prawo nie panują niepodzielnie w duszach ludzkich i w prawach życia ludzkiego, trudno spodziewać się lepszej doli dla jednostek i całego społeczeństwa. Mnożą się klęski, niepowodzenia, kryzysy, załamania gospodarcze i polityczne, bo z całej budowy społecznej wyjęto rusztowanie i kościec wewnętrzny: wolę Bożą, wyrażoną w świętych przykazaniach Bożych. „Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się ci, którzy go budują” – trzeba tu powtórzyć z Psalmistą Pańskim. Jeśli „bez Boga – ani do proga”, to tym bardziej poza próg.

Wysilają się różni lekarza ludzkości na coraz to inne recepty. A jedna jest tylko pewna i niezawodna: wrócić drogą dobrej woli do Boga, w którego ręku jest przecież wszystko,

Kiedy cesarz pruski Fryderyk Wielki zwiedzał Brandenburgię, wizytował tam też mi. jedną szkółką wiejską. Gdy król wszedł do szkoły, odbywała się właśnie lekcja geografii. Fryderyk począł sam pytać dzieci. – „Gdzie leży twoja wieś rodzinna?” – zapytał pierwszego z brzegu ucznia. – „W Prusach” – brzmiała odpowiedź. – „A gdzie leżą Prusy?” – pytał dalej monarcha.– „W Niemczech”. – „A gdzie leżą nasze Niemcy?” – „W Europie”. – „A Europa?” – „W świecie”. –. ,,A świat?” – Poczciwe dziecko szkolne – ku zdumieniu władcy – odpowiedziało śmiało i po prostu: – Świat leży w rękach Bożych, najjaśniejszy panie!”. Obyśmy zrozumieli tę prostą prawdę katechizmową! Wszystkie sprawy i poczynania ziemskie mają zmierzać do Boga, kierować się Bożym prawem, by błogosławiąca ręka Boża spoczęła na nich wszystkich, tak jak podtrzymuje wszechmocą i opatrznością wszystko, co istnieje na tej ziemi.

3. Trzecim źródłem niepowodzeń jest zły cel. Naturalnym i nadprzyrodzonym celem człowieka jest Bóg. Do niego winny zmierzać wszystkie myśli, uczucia i czynności człowieka, jeśli wolno tak się wyrazić, siłą prawa przyciągania. Tymczasem widzimy, że ludzie w rzeczywistości w najlepszym razie tylko teoretycznie uznają ten cel najwyższy i jedyny, a praktycznie wyznaczają sobie cele znacznie bliższe i przyziemne. Egoizm, pożytek własny, korzyść doraźna czy stała, kariera, majątek, sława – to są przecież cele główne i poruszające ludzi. Gdybyśmy ich zatrzymali na chwilę w gonitwie za tymi właśnie celami i zapytali, czy tą drogą zmierzają do prawdziwego i wyłącznego celu wszystkich stworzeń, do Boga, przyjęliby na pewno nasze pytanie z najwyższym zdumieniem.

A jednak pytanie to jest jedynym pytaniem, godnym zastanowienia nie tylko na dziś czy jutro, ale na całą wieczność. Pan Jezus ujął to pytanie w znaną nam dobrze formułę: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat posiadł, a na duszy swej szkodą poniósł?“. Pytanie to w tej właśnie formie stawiali sobie na różny sposób i św. Franciszek z Asyżu, św. Ignacy Loyola, św. Alfons Liguori i tylu innych, którzy przez właściwe ujęcie celu tyle zdziałali dla chwały Bożej i dobra Kościoła św., siejąc ziarna powodzenia swych dzieł na długą i owocną przyszłość. Zamiast narzekać i biadać na niepowodzenia, wglądnijmy raczej choć raz na serio i poważnie w to, jakie cele kierują nami i naszymi przedsięwzięciami?

B) Dobrze zrozumiany nasz interes własny i dobrze zrozumiane nasze szczęście osobiste naprowadzają nas na konieczność oglądnięcia się za skutecznymi środkami, które by nam zapewniły powodzenie. Drogi do powodzenia oglądać będziemy w duchu wiary i przekonamy się, że prawdziwe powodzenie z punktu widzenia wiary dają: 1) zaufanie Panu Bogu, 2) duch posłuszeństwa i 3) czysta intencja.

1. Najpierw ufność w Panu Bogu. Przepiękny wzór tej całkowitej ufności w Panu Bogu widzimy w dzisiejszej Ewangelii św. Zadziwia nas widok św. Piotra i ta jego pewność, budowana na zaufaniu Panu Jezusowi. Szczera, dziecięca ufność księcia Apostołów składa u stóp Zbawiciela swą słabość, niedostateczność ludzkiego wysiłku, niewystarczalność doświadczenia fachowego, całą człowieczą małość i ograniczoność. Taka ufność nie mogła pozostać bez nagrody i szczególniejszej łaski. Bóg lubi – jeśli się tak wyrazić godzi – okazywać swą wszechmoc, nawet w cudowny sposób, ilekroć widzi to ufne upokorzenie. Dlatego św. Ignacy Loyola zauważa słusznie, że „cudem byłoby, gdyby Pan Bóg odmówił czego tym, którzy mu ufają!”. A św. Alfons Liguori, założyciel zakonu Redemptorystów, pisze, że „miłosierdzie Boże jest jak źródło niewyczerpane; o ile kto z niego czerpie większym naczyniem ufności, o tyle też większe otrzymuje łaski”.

2. Po drugie, duch posłuszeństwa. Gdyby Apostołowie nie posłuchali Pana Jezusa, nie byliby nic ułowili, wróciliby po tylu godzinach mozolnej pracy z pustymi rękami. Ponieważ jednak w duchu posłuszeństwa zapuścili sieci, nagrodził ich Bóg miłosierny obfitym połowem. Tak również bywa i w życiu ludzkim. Ilekroć kierujemy się duchem posłuszeństwa, tylekroć możemy być pewni błogosławieństwa Bożego. A za błogosławieństwem Bożym idzie powodzenie, jedynie pewne i trwałe. Ponieważ posłuszeństwo nie jest rzeczą łatwą, Pan Jezus przyszedł na tę ziemię, by dać nam niezrównany przykład zupełnego oddania się woli Ojca niebieskiego. Cała jego ludzka istota jest ustawiona stale w kierunku bezwzględnego posłuszeństwa Ojcu niebieskiemu.

3. Po trzecie, czysta intencja. Intencja we wszystkich naszych sprawach jest ich duszą. Wiemy dobrze, jaka powinna być intencja wszystkich naszych czynności, bo przecież jesteśmy postawieni jako dzieci Boże na tej ziemi na chwałę Boga w Trójcy Św. jedynego. W dzień mego chrztu, kapłan powiedziawszy: „Chrzczę cię w imię Ojca, i Syna, i Ducha Św.”, nie dodał: Amen. (o. Charles SJ) Czyż nie dlatego, żebym ja sam je dopowiedział? Całe nasze życie, każde nasze tchnienie ma być jednym ustawicznym: Amen, tzn. tak niech się stanie – jak przeznaczonym w odwiecznych planach Bożych, a więc „wszystko na większą chwałę Bożą!“. Amen.

 

Na podstawie: Ks. Omikron, w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVIII, 1935, s. 439.