3. niedziela po Świątkach, 9.06.2013

Drodzy Wierni!

Dobroć P. Jezusa, miłosierdzie, łagodność jednała Mu serca wszystkich. Ktokolwiek do Niego przystąpił, przyjął go i wysłuchał. Nie gardził nikim, nawet i jawnogrzesznikami, przeciwnie szedł do ich domów nie tylko proszony, ale i nieproszony. Gdzie tylko mógł, niósł słodką naukę, pociechę i pomoc. Dlatego cisnęły się do niego tłumy ludu, a szczególnie, jak czytamy w Ewangelii, „przybliżali się do P. Jezusa celnicy i grzesznicy, aby Go słuchali”.

Krzywym okiem patrzyli na tę wziętość Faryzeusze i Doktorowie, a ponieważ krzywemu oku wszystko wydaje się krzywe, przeto szemrali, mówiąc: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”, to znaczy: z takimi obcuje, bo takim sam jest. Ale, jak pisał Piotr Skarga, nie maże się słońce od błota, które suszy, ani ogień od czarnych drew, które pali, ale wszystkie drwa zamienia w ogień i światłość. Tak i Pan Jezus przystając z grzesznikami nie tylko nie czynił szkody sobie, ale im przynosił wielki pożytek. „Nie przyszedłem, tak mówił, wzywać sprawiedliwych, ale grzesznych” (Mt 9, 13). „Nie trzeba lekarza zdrowym, ale źle się mającym” (Mt 9, 12).

Aby jednakże zawstydzić złośliwość Faryzeuszów a dowodnie zbić Sobie czynione zarzuty, przytacza Zbawiciel dwa podobieństwa: jedno o człowieku, który mając sto owiec, zostawia 99 na puszczy, a idzie szukać jednej zbłąkanej owieczki; drugie podobieństwo o niewieście, która zgubiwszy drachmę (monetę wartości jednego złota), przeszukuje cały dom, a znalazłszy, bardzo się raduje. Obydwa podobieństwa mają jedno znaczenie. W nich jakoby we zwierciadle okazuje Pan swoją dobroć i miłość ku grzesznikom.

Gdy rozgniewamy króla, albo księcia świeckiego, nie chcą oni na nas patrzeć, ani do się przypuścić, a nawet, gdy obraza jest większa, karzą więzieniem i śmiercią, choćby winowajca okazywał najgłębszy żal. Niezmiernie łaskawiej obchodzi się z nami nasz Zbawiciel. Jako ów człowiek szuka owieczki, a niewiasta zgubionej monety, tak szuka P. Jezus grzesznika, bo sam powiada: „Przyszedł Syn człowieczy szukać i zbawiać, co było zginęło” (Łk 19, 10). I cóż jest ten grzesznik, którego Pan szuka? Człowiek pełen niezliczonych złości. Jeżeli mowa o czasie, nie ma prawie momentu, w którym by nie obraził Boga; jeżeli mowa o miejscu, nie potrafimy pokazać choć jedno miejsce, w którym by nie dopuścił się winy; jeżeli mowa o latach, każdy wiek, młody, średni i stary, pełen osobnych błędów; jeżeli mowa o ciele, nie masz prawie części ciała, która by nie była narzędziem grzechu; jeśli mowa o duszy, grzeszyła i pamięć i rozum i wola. Takiego więc człowieka, takiego winowajcę przyszedł szukać Syn człowieczy. Zgrzeszyli Aniołowie i zgrzeszyli ludzie, Pan Bóg odrzuca Aniołów, a szuka ludzi. „Cóż jest człowiek, iż nań pamiętasz?” (Ps 8, 5). Ów pasterz szukający owcy i niewiasta szukająca zgubionej monety, mają przynajmniej z odnalezionej zguby pożytek, ale grzesznik cóż ma na sobie, co by Boga pobudzało, przynaglało do szukania? Z samej miłości, z samej dobroci raczysz go szukać!

Jeszcze jaśniej przejawia się miłość P. Jezusa w tym, że On grzesznika szuka z trudem, z pracą, z wielką ofiarą. Właściciel szukający owcy musi także przebyć nieraz daleką drogę, przeglądać krzaki i lasy, wypytywać ludzi, wołać za owcą; – niewiasta musi przerzucić wszystkie rzeczy, przepatrzyć szpary, wymiatać dom, aby znaleźć monetę, – ale większy jest trud, jaki Chrystus Pan podejmuje dla grzesznika. On porzucił bowiem niebo i Aniołów i Świętych, a zstąpił tu na ziemię dla grzeszników. Czy małą były pracą owe niewygody, które w dzieciństwie ponosił w szopce betlejemskiej, w ucieczce i na wygnaniu w Egipcie? Czyż małą były pracą te usługi, które w domu rodzicielskim przez lat 30 z posłuszeństwem odbywał przy warsztacie Józefa? Czy małą były pracą trzyletnie wędrówki po żydowskiej ziemi, głoszenie Ewangelii, cuda, dobrodziejstwa, które świadczył grzesznym? Czy małą były pracą pot krwawy w Ogrojcu, bolesne biczowanie, dźwiganie krzyża na Kalwarię i okropna śmierć? Słusznie więc mówi Bóg przez usta Proroka: „Zmordowałem się znosząc” to wszystko (Iz. 1, 14).

Ale i teraz jeszcze Zbawiciel z trudem i pracą szuka grzeszników. On to na słowa kapłana, odprawiającego Mszę świętą, schodzi z nieba na ołtarz, aby się ofiarować za nas; on przez swoje sługi w kazaniach napomina o grzech i prosi: Nawróćcie się do Mnie; On w osobie kapłanów siada w konfesjonale, aby przebaczyć winnym; On wysyła tysiące misjonarzy i przez nich szuka owiec zabłąkanych, czyli pogan. Słowem wszystkie prace podjęte przez papieży, biskupów, kapłanów dla zbawienia dusz, – to są prace Chrystusa. Gdyby te prace ponosił dla przyjaciół, słodziła by je przyjaźń, ale ponosi je dla nieprzyjaciela.

Posłuchajmy, co mówi P. Jezus przez usta św. Pawła: „Cały dzień wyciągałem ręce Moje do ludu niewiernego i sprzeciwiającego się” (Rz 10, 21). Więc Zbawiciel nie tylko szuka grzesznych, nie tylko z trudem szuka, ale szuka nawet takich, którzy Mu się sprzeciwiają, którzy się wyrywają z Jego rąk. Jak ewangeliczny pasterz goni owieczkę uciekającą, uporną, gwałtem chwyta, kładzie na swe barki i niesie do trzody, tak i Chrystus Pan goni za uciekającymi grzesznikami i prawie gwałtem przyciąga do siebie. Jak wielu tym sposobem On przygarnął do siebie! Wtenczas, gdy celnik Mateusz siedzi przy cle i planuje kogo znowu oszukać, Chrystus powiada do niego: „Pójdź za Mną!” i czyni go Apostołem. Wtenczas, kiedy żołnierz Longin na Kalwarii przeszywa włócznią Mu bok, Chrystus go oświeca i czyni swoim uczniem i świętym. To samo dzieje się ciągle. I do nas Pan wyciąga ręce i swoją łaską osłabia nasz upór, chwyta i wstrzymuje lecącą w przepaść duszę. Pięknie wyraził to św. Augustyn, który o sobie samym tak pisze: „Panie! jam od Ciebie uciekał, a Tyś mnie gonił; ja stawałem się drapieżnym wilkiem, a Tyś mi się pokazał łaskawym barankiem; ja wszelkimi siłami wydzierałem się z rąk Twoich, a Ty dzielnością łaski skutecznej wziąłeś mnie na swoje barki, abyś zaniósł do owczarni Twojej. O miłości bezgraniczna! któż zdoła cię godnie wysławiać?”.

I jeszcze jest jedna okoliczność, która czyni widoczniejszą dobroć P. Jezusa ku grzesznikom. Jako pasterz ewangeliczny znalazłszy zbłąkaną owcę, a niewiasta znalazłszy zgubioną monetę, zwołują przyjaciół i sąsiadów i wraz z nimi cieszą się odzyskaną zgubą, podobna a nawet niezmiernie większa radość panuje w niebie nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym. Raduje się Bóg Ojciec, że przez nawrócenie i pokutę dostaje nowych synów; raduje się Syn Boży, że nie darmo cierpiał, nie darmo przelał najdroższą Krew; raduje się Duch Św., że w nawróconym grzeszniku odzyskuje żywą świątynię, którą ma zamieszkać, ożywiać i napełniać swoją łaską. Radują się Aniołowie, że ich posługa nie była daremna, radują się wszyscy Święci, że ich modlitwy i przyczyny są wysłuchane i nowy towarzysz przybywa do życia wiecznego.

Cóż więcej jeszcze może Chrystus dla nas grzeszników uczynić? Kołacza do sumienia, porusza serca, ofiaruje się sam z pomocą do naszego powstania. Jakby woła do nas: Wychodźcie z więzienia grzechu, oto drzwi są otworzone! Bądźmy więc posłuszni głosu Dobrego Pasterza i pozwólmy, żeby On nas uratował, przynajmniej nie przeszkadzajmy mu w tej prace i doznajemy całej jego zbawczej miłości. Amen.

 

Na podstawie: T. Dąbrowski, Homilie na niedziele, 1911, s. 273.