Wielkanoc (w dzień), o nieśmiertelności duszy, 31.03.2013

 

Drodzy Wierni!

W tej nocy rozpamiętywaliśmy chwalebne zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa, jego tryumfalne zwycięstwo nad śmiercią. To przedziwne starcie śmierci i życia kieruje nasze myśli ku sprawie naszego własnego życia wiecznego, ku tajemnicy nieśmiertelności naszej duszy.

Pewien sławny kaznodzieja (Segneri) tak rozpoczął swoje nauki wielkopostne: „Z głębokim smutkiem muszę wam, drodzy słuchacze, ogłosić wieść, która dla was wszystkich będzie z pewnością bardzo bolesną: oto przyjdzie dla was wszystkich – prędzej czy później, a może już bardzo prędko – chwila, kiedy będziecie musieli rozstać się ze wszystkim, co posiadacie, co wam jest drogie i miłe, z osobami najbardziej kochanymi. Oto nas wszystkich oczekuje śmierć nieubłagana, żeby straszną swą kosą przeciąć pasmo naszego życia!” Wyrzekłszy te słowa, rozejrzał się kaznodzieja po kościele i zawołał: „Ale cóż to ja widzę? Oto mi wszyscy odpowiadacie, chociaż nic nie mówicie: A cóż to ma być dla nas za nowość? Któżby z nas tego nie wiedział od dawna?”. A na to kaznodzieja: „Więc wy naprawdę wszyscy o tym wiecie, a przecież nie pamiętacie o śmierci i o tym, co was po niej czeka, jaki sobie los gotujecie w życiu przyszłym?” Te same słowa możemy powtarzać i dla siebie. Zawsze bowiem jest wielu takich, którzy nie chcą myśleć o śmierci i o wieczności, i to tylko po to, by mogli „używać świata, póki służą lata!” – „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!”. W swoim zaślepieniu zachęcają się oni do gonitwy na rzeczy doczesne, podobnie jak ci ich poprzednicy, o których czytamy w Księdze Mądrości (2, 6 nn): „Pójdźcie tedy, a używajmy dóbr niniejszych, a zażywajmy rzeczy stworzonych prędko jako w młodości… Żadna łąka niech nie będzie, której by nie miała przejść rozpustność nasza!” – A potem? Potem niech będzie, co chce! – Może nic nie będzie? – Może, zasnąwszy snem śmierci, już nie zbudzimy się nigdy? – Tak, oni gotowi wmówić w siebie, że ze śmiercią kończy się dla nas wszystko, że śmierć nie jest przejściem do drugiego, wiecznego życia. Oni nie chcą wierzyć temu, co Pan Bóg objawił w Księgach świętych i przez swego Syna.

Dlatego porozmyślajmy dziś o tej wielkiej prawdzie, wstrząsającej nas dreszczem zbawiennej grozy, ale zarazem dreszczem nadziei, o tej prawdzie, że dusza nasza nie umrze wraz z ciałem, ale żyć będzie bez końca na innym, dziś dla nas zakrytym świecie, i cieszyć się będzie wieczną szczęśliwością, jeżeli będzie tu wiernie spełniać przykazania Boże.

Pismo św. Nowego Testamentu głosi nam prawie na każdej stronie tę wielką prawdę, że zawsze, wśród pracy i zabawy, w szczęściu i nieszczęściu, budząc się rano ze snu i kładąc się znowu wieczorem na spoczynek, powinniśmy pamiętać o tym, iż życie ziemskie jest tylko przygotowaniem do drugiego życia, że jesteśmy stworzeni na to, abyśmy Bogu służyli i z Nim połączyli się w szczęśliwej wieczności: „Nie bójcie się tych, woła Zbawiciel, co zabijają ciało, a duszy zabić me mogą, ale bójcie się raczej Tego, który i duszę i ciało zatracić może w piekle!” (Mt 10, 28). O świątobliwym Łazarzu czytamy, że „Aniołowie ponieśli go na łono Abrahama”, praojca jego, aby z nim razem zażywał szczęścia po śmierci, – a o nieludzkim bogaczu mówi Pan Jezus, że kiedy umarł, „pochowano go w piekle” (Łk 16, 22). A jakież to słowa usłyszał łotr na krzyżu, kiedy przejęty serdeczną skruchą, modlił się o przebaczenie: „Panie, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do królestwa Twego!”. Usłyszał słowa: „Zaprawdę, powiadam ci, dziś ze mną będziesz w raju!” (Łk 23, 43). Czytamy raz po raz w Piśmie św. upomnienie, że powinniśmy więcej dbać o duszę niż o ciało, że powinniśmy nawet oko sobie wyłupić, jeżeli nas ciągnie do grzechu, i rękę sobie odciąć i odrzucić od siebie, gdyby nas ciągnęła do grzechu, bo „lepiej dla ciebie, jeżeli stracisz jeden z członków swych, niż gdyby całe ciało twoje wrzucone być miało do piekła” (Mt 5, 29n) – czyli innymi słowy: powinieneś być gotowym do największych nawet ofiar, bylebyś tylko nie dał się skusić do grzechu, który by i duszę i ciało twoje wtrącił do piekła!

Ale i sam rozum upewnia nas, że nasza dusza nie umrze wraz z ciałem, bo ona żyje teraz w ciele, jest z nim złączona, ale jest różną od niego istotą. Ciało nasze składa się z niezliczonych drobnych cząstek, z komórek, które zmieniają się ciągle – tak że po kilku latach niema już w naszym ciele nic z tego, co było w nim przedtem; dusza zaś pozostaje tą samą. Każdy z nas wie o tym, że jest tym samym człowiekiem, którym był przed 10-u, 40-u, 60-u laty, chociaż już w jego żyłach krąży inna krew, inne mięśnie poruszają jego członkami. Jedno tylko w nas zawsze zostaje, tj. ta sama istota, która w ciele naszym myśli, czuje, pragnie, raduje się i cierpi i do późnych lat starości czuje się odpowiedzialną za to, co popełniła w latach młodości, za wszystkie swe przewinienia i upadki. Czyż ta istota musi ginąć, rozkładać się, umierać, gdy umiera ciało? Dlaczego ma zginąć, kiedy ona nie jest częścią ciała, ale ma swój byt własny, – ona tylko mieszka w nim, podobnie jak mieszkamy w domach: jeżeli dom zaczyna się psuć i rozpadać, muszą jego mieszkańcy się wyprowadzać, ale nie giną wraz z domem; – tak dusza musi wyjść z ciała, kiedy ono się rozsypuje z woli Bożej, ale to nie musi być i nie jest końcem jej życia. Ona tylko przestaje nam dawać znaki swego życia, bo nie ma już potrzebnych do tego narządów.

A dalej mówi nam sumienie, mówi wrodzone nam wszystkim poczucie sprawiedliwości, że każdy z nas będzie musiał kiedyś zdać sprawę ze swoich uczynków, że cnocie należy się nagroda, a występkowi kara. Na tym jednak świecie aż nazbyt często doznają najlepsi prześladowania, wzgardy, niedostatku. Dlatego nieraz narzuca się pokrzywdzonym myśl i skarga, że „niema na świecie sprawiedliwości, że lepiej wiedzie się złym niż dobrym!”. Prawda, że nieraz sprawiedliwość Boska i na tym już świecie wymierza straszne kary. Prawda, że palec Boży pokazuje się nieraz wyraźnie i w dziejach narodów, i w życiu każdego z nas (tylko nie zawsze chcą go ludzie widzieć!). Wszystko to prawda, ale jakże wielu innym wiedzie się dotrze i nie dosięga ich tu na ziemi zasłużona kara, a jakże wielu dobrych cierpi niewinnie i nie otrzymuje słusznej nagrody za swoje zasługi: musi więc być świat inny, w którym wszystko będzie wyrównane, wszystko przywrócone do ładu i każdemu wyznaczone mu należne miejsce. Nie chcą tego zatwardziali grzesznicy i dlatego wmawiają w siebie i w drugich, że wszystko skończy się tu na ziemi wraz ze śmiercią ciała. Ale czy oni sami są tego pewni? – Czy nigdy nie zdejmuje ich lęk na wspomnienie śmierci i sądu?

A jeszcze jedno uczucie i dążenie jest w duszy ludzkiej, które nam mówi o jej nieśmiertelności: oto wszyscy pragniemy szczęścia, szczęścia zupełnego, niczym niezamąconego, a takiego nikt na tym świecie nie znalazł i znaleźć nie może. Zaprawdę, gdyby nie było drugiego, lepszego świata, byłby człowiek, to stworzenie najdoskonalsze na ziemi, nieszczęśliwszym od zwierząt, bo te nie znają takich popędów i pragnień przyrodzonych, które by nigdy nie mogły osiągnąć swojego celu. A człowiek pragnie szczęścia, a to pragnienie nigdy tu na ziemi nie może być zaspokojone!

A więc i Pismo św. i sam rozum upewniają nas o naszej nieśmiertelności. Ale nieprzyjaciele religii mają jeszcze jedną wymówkę dla swojej niewiary: oto mówią, że nikt jeszcze ze zmarłych nie powrócił na ziemię, i z tego wnoszą, że oni wszyscy przestali żyć, że niema poza tym światem widzialnym świata drugiego. Ale nie jest prawdą, że żaden ze zmarłych nie powrócił dotąd na ziemię. Możemy opowiadać w licznych przypadkach zmartwychwstania, o których czytamy w żywotach świętych i które są w najbardziej naukowy sposób zadokumentowane. Nie mamy powodu wątpić o ich prawdziwości. Oto na przykład święty Stanisław Biskup staje przed królem Bolesławem, oskarżony, że przywłaszczył sobie posiadłość zmarłego Piotrowina, którą od niego kupił dla kościoła, ale nie ma na to żadnego potwierdzenia na piśmie. Wtedy stało się coś niesłychanego: Biskup podejmuje się z natchnienia Bożego wywołać Piotrowina z grobu, i stawić go przed sądem jako świadka. Wszyscy przyjmują to przyrzeczenie ze śmiechem szyderczym. Ale Pan Bóg uczynił ten cud, żeby okazać świętość swego sługi i zawstydzić jego wrogów. Jakże się przerazili, gdy Biskup przyprowadził nieboszczyka, który złożył świadectwo i zaraz powrócił do swojego grobu! A sam Pan Jezus czy nie wskrzesił, gdy jeszcze chodził po ziemi, trzech zmarłych: młodzieńca z Naim, córkę Jaira i swego przyjaciela Łazarza?

Ale jeszcze większym, jeszcze bardziej w oczy bijącym cudem było i jest Zmartwychwstanie samego Pana Jezusa. Zamęczony na śmierć publicznie, w oczach całego ludu przebity włócznią jeszcze po śmierci, powstał z grobu własną mocą dnia trzeciego, okazał się swoim uczniom i świętym niewiastom, pozwalał im nawet dotykać swego ciała i swoich ran, aby się przekonali, że nie mylą ich oczy, że nie widzą przed sobą ducha. A pokazał się nie jeden raz, ale obcował z nimi przez czterdzieści dni i wysłał ich potem jako najbardziej wiarogodnych świadków swego Zmartwychwstania do wszystkich narodów ziemi. Oni w Imię Jego czynili zdumiewające cuda, leczyli wszystkie choroby, wskrzeszali umarłych, a kiedy sami poszli po nagrodę za swoje prace, pozostawili po sobie innego świadka – świadka nieśmiertelnego: Kościół Chrystusowy, który może powiedzieć o sobie: „Ja sam byłem w osobach Apostołów i świętych niewiast świadkiem Zmartwychwstania Chrystusowego!” Ten Kościół, który w cudowny sposób rozszerzył się po całej ziemi, zwyciężył najpotężniejsze mocarstwa, zatknął krzyż na świątyniach pogańskich i na koronach królów, ciągle prześladowany i skazywany na śmierć męczeńską, rozdzierany i hańbiony przez własnych nawet synów, a przecież zawsze żyjący i spełniający Boskie swoje posłannictwo dla zbawienia świata, – ten Kościół oddaje najwymowniejsze świadectwo Zmartwychwstaniu swego Założyciela. Gdyby Chrystus nie był zmartwychwstał, nie byłoby Kościoła, nie byłoby chrześcijaństwa. Wielkanoc jest największym z dowodów na życie wieczne i nieśmiertelność duszy. W Kościele tym żyje Chrystus i przez ręce kapłanów oddaje się swoim dzieciom na pokarm, który jest dla nas zadatkiem szczęśliwej nieśmiertelności! Przystępujmy więc często, z dziecięcą miłością i ufnością do Stołu Pańskiego, czyńmy co możemy dla chwały Bożej i dla dobra bliźnich, a spełni się i na was zapowiedź Chrystusowa: „Kto pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki!” (J 6, 59). Amen.

 

Na podstawie: A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 1.