Poniedziałek wielkanocny, 31.03.2013

 

Drodzy Wierni!

W starodawnej pieśni wielkanocnej, która zaczyna się od słów „Chrystus zmartwychwstan jest”, śpiewa się o tym, jak: Łukasz z Kleofasem, / obaj jednym czasem, / szli do miasteczka Emaus / i okazał im się Pan Jezus. Jakie to było spotkanie, jaka rozmowa, jak poznali Zbawiciela, opisuje szczegółowo dzisiejsza Ewangelia.

Tego samego dnia, którego Pan powstał z grobu, Łukasz i Kleofas wyszli z Jerozolimy. Nie należeli oni do grona Apostołów, bo tych było tylko 12, lecz do onych uczniów, których było 72. Wyszli z Jerozolimy, gdyż po ukrzyżowaniu i pogrzebaniu Mistrza opadł ich smutek, a zarazem obawa, aby Żydzi z nimi, jako zwolennikami P. Jezusa, nie postąpili tak samo, jak postąpili z Mistrzem. Szli zaś do miasteczka, oddalonego więcej niż dwie mile, zwanego Emaus.

Kiedy dwie albo trzy osoby odbywają podróż, rozmawiają ze sobą w drodze, więc obaj uczniowie także wspólnie rozmawiali. I o czym mówili? Ewangelia wyraźnie zaznacza: „rozmawiali o tym wszystkim, co się stało”, to jest o zdradzie Judasza, o pojmaniu Pana Jezusa, o męce, jaką ponosił, o śmierci na krzyżu, o pogrzebie, ale najwięcej o zmartwychwstaniu, albowiem nim wyszli z Jerozolimy, już niewiasty, wracając od grobu przyniosły tę ważną nowinę.

Poważna tedy była rozmowa uczniów, religijna, pożyteczna i godna naśladowania. W czasach dzisiejszych rozmowy religijne są nader rzadkie, rzadkie także o wszystkich rzeczach poważnych, albo pouczających. Rozmawiamy bez przerwy o pracach ziemskich, o zabawach, o nowinach na świecie. A najczęściej toczą się pogadanki połączone ze sądzeniem, z obmową i potępianiem ludzi. Jeśli się mówi o religii, nawet wśród katolików, mówi się wyłącznie o rzeczach zewnętrznych, drugorzędnych i związanych ze światem. Tu zaś czytamy o rozmowie, dotyczącej istotnych tajemnic naszej wiary.

Czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza takie słowa P. Jezusa: „Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię Moje, tam i ja jestem w pośrodku ich” (Mt 18, 20), to znaczy: towarzystwa prowadzące rozmowy próżne, puste, szkodzące sławie bliźniego wyganiają Boga ze swego grona. Gdzie zaś omawiają się sprawy poważne, budujące i pobożne, tam Chrystus chętnie przebywa.

Uczniowie z Emaus rozprawiali o Chrystusie, a On, tak pisze Ewangelia, zjawił się z dala, przybliżył się, szedł z nimi, niepoznany przez uczniów, bo pokazał się im „w innym kształcie” (Mk 16, 12). „Co to za rozmowy, zapytał, które idąc macie między sobą, a jesteście smutni?”. I rzekł Kleofas: Czy ty cudzy jesteś, czy tylko jako gość byłeś w Jerozolimie, że nie wiesz, co się w niej w tych dniach stało? Pan Jezus chcąc, aby sami odkryli usposobienie swej duszy, rzekł: Cóż się stało? Opowiedzieli mu o Jezusie Nazareńskim, który był Prorokiem, potężnym w słowie i w uczynku, opowiedzieli i o słuchach o jego zmartwychwstaniu.

Te krótkie słowa malują dokładnie ich duszę. Obaj zaliczają siebie do zwolenników Ukrzyżowanego i nie tają przed obcym sobie towarzyszem, że jego los obchodzi ich mocno. Obaj nazywają go Prorokiem potężnym w słowie i w uczynku, od którego się spodziewali, że zbawi Izraela; obaj wyznają miłość i przywiązanie do jego osoby, ale zarazem zdradzają słabą wiarę i wyraźną wątpliwość w jego zmartwychwstanie. Wątpią w świadectwo trzech niewiast i w świadectwo Piotra i Jana; wątpią, choć kilkakroć z ust samego Mistrza słyszeli, że będzie ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. W ich sercu wre ciężka walka, czy Mistrz w istocie zmartwychwstał, i przechyla ich prawie do niedowiarstwa.

Podobne walki przechodzi w życiu niemal każdy chrześcijanin. Często nasuwają się nam wątpliwości w rzeczach wiary, powiadając: Może to jest nieprawdą w co ja wierzę? Może P. Jezus nie jest Synem Bożym? Może po śmierci już nie zmartwychwstanę więcej? Może nie ma sądu ani piekła, ani przyszłego życia? Cóż mamy czynić, jak postąpić, gdy takie, lub podobne wątpliwości wstrząsają naszą wiarę? Najmądrzej postąpimy, jeśli podobne myśli odepchniemy, rozumiejąc, że są one niczym nieuzasadnione i czysto negatywne, a rodzą się najczęściej z różnych trudności życiowych lub ze słabości naszego umysłu. Wiara jest nas jakby światłem, jakby przewodnikiem w tej pielgrzymce doczesnej; jakoby okiem, którym widzimy drogę, więc gdybyśmy się pozbyli tego oka, będziemy zupełnie ciemni i bardzo nieszczęśliwi.

Na przykład, my wierzymy w Opatrzność boską, która wszystko widzi, i wszystkim kieruje. Wierzymy, jak długo nam się dobrze dzieje, lecz skoro na nas spadnie jakiś cios, jakaś ciężka boleść, zaczyna ta wiara w Opatrzność chwiać się. Czy mniemamy, że jeżeli przyjmiemy, że Bóg nie troszczy się nami, to ustanie nasz ból? Codzienne doświadczenie przekonuje dobitnie, że wiara w Opatrzność Boską pociesza i niesie ulgę, a kto straci tą wiarę, popada w rozpacz.

P. Jezus znał serca uczniów, widział słabą wiarę i utratę nadziei, ale widział także przywiązanie do swej osoby. Dlatego w swym miłosierdziu ratuje te dwie owieczki, tak się do nich odzywając: „O głupi i leniwego serca ku wierzeniu!”. Tymi ostrymi słowy karci brak wiary i nadziei, okazując im i nam, że niedowiarstwo jest grzeszne i nierozumne, a następnie w dłuższej mowie udowadnia, że koniecznie trzeba było, aby Chrystus cierpiał i umarł. Począwszy od Mojżesza, który był pierwszym Prorokiem, przypomina im jego przepowiednie i późniejszych Proroków Starego Testamentu i tak kończy: Wy znacie te przepowiednie, skoro więc wszystkie, które zapowiadały mękę, śmierć i pogrzeb Chrystusa, spełniły się co do słowa, to i proroctwo o zmartwychwstaniu także musi się ziścić. Czemuż wątpicie, czemu upadacie na duchu, czemu tracicie nadzieję?

To samo dotyczy i nas. Kiedy duszę obsiądą wątpliwości dotyczące wiary, należy szukać pomocy i światła u Boga, w jego obiektywnej prawdzie objawionej. Trzeba znowu odświeżyć podstawową wiedzę prawd wiary, znaleźć czas na czytanie książek religijnych, zapytać o radę u kapłana. Wtedy Chrystus Pan przez usta swojego zastępcy, wyświeci i jaśni to, co nam jest ciemne, uciszy burzę wewnętrzną i wleje pożądany spokój, tak jak uspokoił Jezus swych uczniów. Nie mają żadnej wartości i żadnego sensu pochopne sądy o prawdach wiary, które rodzą się z niedostatecznej wiedzy lub wzburzonych emocji.

Dwaj uczniowie, sami biedni, zapraszają Pana na odpoczynek i posiłek. Mają ze sobą trochę pokarmu i tym się chętnie dzielą z towarzyszem, którego nie znają. Ich uczynność i gościnność jest również godna pochwały i naśladowania. „Ktokolwiek by, tak mówi Pan Jezus, dał się napić kubek zimnej wody, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mt 10, 42). Zapłata dla uczniów przyszła od razu. W gospodzie przy posiłku stała się rzecz nadzwyczajna. P. Jezus usiadł z uczniami, wziął chleb, błogosławił, łamał i podawał im. Przy tym łamaniu i błogosławieniu, pisze Ewangelia, otworzyły się ich oczy, to znaczy: P. Jezus, który się dotąd wydawał obcym, przybrał postać dawną, dobrze im znaną, więc w okamgnieniu poznali Mistrza. Nim jednak zdołali upaść mu do nóg, „On już znikł z oczu ich”. Zdumieni tym cudownym zjawiskiem, mówili między sobą: „Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”.

Łamanie chleba w gospodzie w Emaus żywo przypomina Ostatnią wieczerzą Pańską, odbytą przedniego czwartku w Jerozolimie; przypomina również naszą Komunię św., która jest odnowieniem i powtórzeniem Ostatniej wieczerzy. Albowiem jako owi dwaj uczniowie widzieli Go w drodze w innej postaci, a dopiero przy łamaniu chleba poznali Go i rozpalało ich serce, tak i my, idąc do Komunii św., widzimy tylko postacie chleba, lecz łaska, która przez godne przyjęcie Hostii św. rozpala i napawa nasze serca, otwiera nam oczy i powiada: Chleb zwykły nie może mieć takiej mocy; serca nasze gorejące nadziemskim ogniem przekonują nas, że to Pan i Bóg nasz!

Poznawszy Pana nie nocują uczniowie w Emaus. Radość, którą odczuli z oglądania zmartwychwstałego Pana, miłość do Niego, goni ich i prze, aby wesołą nowinę ponieść szybko do Jerozolimy i podzielić się ze swoimi. Mimo umęczenia z powodu dwumilowej podróży, mimo nocy, mimo niebezpieczeństwa, które im zagraża w stolicy żydowskiej, oni rozpoczynają powrót bez zwłoki, tejże godziny.

Tak to każda dusza, która P. Boga pozna i sercem ukocha, skora jest do ofiar i poświęcenia i żadne trudy, żadne groźby, żadne niebezpieczeństwa nie zdołają ani zmniejszyć, ani ugasić tej miłości, która ją popycha do uczynków miłych P. Bogu. „Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej, woła św. Paweł, utrapienie, czy ucisk, czy głód, czy niebezpieczeństwo, czy prześladowanie? Nic nas nie będzie mogło odłączyć od miłości Bożej” (2 Tm 8, 35). Ta miłość Chrystusowa jest najważniejszym owocem Wielkanocy, pierwszym skutkiem zmartwychwstania Pańskiego. Nie wahajmy się otworzyć nasze serca do tej miłości i doznajemy własnego duchowego zmartwychwstania. Amen.

 

Na podstawie: Ks. T. Dąbrowski, Homilie na niedziele i uroczyste święta, 1911, s. 195.