Niedziela Palmowa, 24.03.2013

 

Drodzy Wierni!

Stajemy na progu Świętego Tygodnia męki Pańskiej. I oto na te dni ciężkiej żałoby pada radosne wspomnienie triumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jeruzalem. Musi nas uderzyć to zestawienie. Takiego dnia triumfu nie widzimy na przestrzeni całego ziemskiego życia Pana Jezusa. Dlaczego Pan Jezus urządził ten uroczysty wjazd? Dlaczego postanowił dać taki właśnie wstęp do wielkiego dramatu, którego widownią miała być Jerozolima zaledwie za parę dni? Jakie intencje kierowały wówczas Panem Jezusem?

A) Nic tak nie było Panu Jezusowi obcym jak ostentacja, szukanie poklasku u tłumu, reklama. Umiłował nad wszystko na tej ziemi ciszę i ukrycie. Urodził się „wśród nocnej ciszy” w małej, odległej od gwaru miejskiego, stajence. Przeważną część swego życia ziemskiego spędził w malutkim, cichym miasteczku Nazaret. Gdy później jego cuda i przepiękne nauki rozsławiały go coraz więcej w żydowskiej ziemi, o ile możności, unikał tłumów, a – gdy rzesze ludu wyrażały nieraz głośno swój entuzjazm i zachwyt nad nim – usuwał się i znikał niepostrzeżenie. Dlaczego dziś czyni Pan Jezus taki wyjątek uderzający? Uczynił to: 1) ze względu na swego Ojca niebieskiego, 2) ze względu na siebie samego, wreszcie 3) ze względu na nas.

1. Pan Jezus podjął się dzieła Odkupienia ludzkości najzupełniej dobrowolnie i z największą gotowością serca. „Ofiarowany jest, iż sam chciał..“ (Iz 53, 4). Obecnie dzieło to, wielkie i doniosłe, zbliża się do swego wykończenia. Pan Jezus zdaje sobie sprawę, że najbliższe dni przyniosą mu całe morze mąk i bólów, że już wkrótce „będzie zranion za nieprawości nasze i starły za złości nasze” (Iz 53), że „ciało swe da bijącym,… a twarzy swej nie odwróci od łających i plujących nań“ (Iz 50, 6), że „od stopy nogi do wierzchu głowy nie będzie w nim zdrowego miejsca”, że wreszcie „przebodą ręce jego i nogi jego i policzą wszystkie kości jego” (Ps 21, 17). Pragnie więc wobec wszystkich ludzi okazać swemu Ojcu niebieskiemu radosną gotowość przyjęcia wszystkich cierpień, jakie Opatrzność Boża przygotowała „Synowi Człowieczemu” po to, by stał się „ubłaganiem za grzechy nasze”.

Dlatego postanawia urządzić ten wyjątkowo uroczysty wjazd do „miasta świętego“, by udowodnić, że na mękę i śmierć idzie jakby na ,,gody weselne“ – bez cienia smutku i przygnębienia, wiedząc, że spełnia wolę Ojca niebieskiego. Przecież spełnianie woli Ojca nazywał tak często: „pokarmem swoim”… Imponującą jest ta gotowość Zbawiciela do spełnienia woli Ojca niebieskiego bez względu na to, ile przyjdzie mu .wycierpieć i ponieść katuszy. Zawstydzić się musimy, my mali i przyziemni, kurczący się na samą myśl, że trzeba nam będzie cierpieć coś dla Boga i jego sprawy. Nie umiemy naśladować Pana Jezusa w jego radosnej gotowości do cierpienia. Nie umiemy również niestety wczuć się w wielkie wartości, jakie kryje cierpienie dla nas samych. Nie rozumiemy intencji Bożej w zesłanym na nas cierpieniu, którą sam Bóg ujmuje w te ważkie słowa: „jako złoto w piecu próbował ich, i jako ofiarę całopalenia przyjął je, a czasu swego będzie wzgląd na nie“ (Mdr 3, 6).

2. Nie tylko jednak wzgląd na Ojca niebieskiego skłonił Pana Jezusa do urządzenia wspaniałego wjazdu triumfalnego do Jerozolimy. Uczynił to także i ze względu na siebie samego. Chciał Pan Jezus – tuż przed swą krwawą męką i śmiercią – pokazać swoim ziomkom, że jest prawdziwym Bogiem i obiecanym Mesjaszem. Chciał to uczynić głównie dla swych najbliższych, dla swoich Apostołów i uczniów, by nie upadli na duchu i nie załamali się, gdy go ujrzą w strasznej męce na krzyżu. Chciał również Pan Jezus wykazać raz jeszcze faryzeuszom, kapłanom, starszym z ludu i wszystkim swym wrogom swe boskie pochodzenie i swe boskie posłannictwo na tej ziemi, by nie mieli żadnej wymówki, by wzięli pełną odpowiedzialność za odrzucenie tego, „który miał być posłany”.

I oto udowadnia swe Bóstwo, przepowiadając uczniom swoim: „idźcie do miasteczka, które jest przeciwko wam, a natychmiast znajdziecie oślicę uwiązaną i oślą z nią. Odwiążcie i przywiedźcie mi. A, jeśliby wam kto co rzekł, powiedzcie, iż Pan ich potrzebuje, a zaraz puści je” (Mt 21, 2). I wszystko tak się stało jak zapowiedział w najdrobniejszych szczegółach, bo Pan Jezus, jako prawdziwy Bóg, jest wszechwiedzącym. Wykazał też Pan Jezus, urządzając uroczysty wjazd do Jerozolimy, że jest obiecanym Mesjaszem, Ewangelia św. podkreśla to z całym naciskiem, gdy mówi: „A to się wszystko stało, aby się wypełniło, co jest powiedziane przez Proroka (Zachariasza, Zch 9, 9) mówiącego: powiedzcie córce syjońskiej: oto Król twój idzie tobie cichy, siedzący na oślicy i na oślęciu, synu podjarzemnej“ (Mt 21, 4).

3. Urządzając triumfalny wjazd do Jerozolimy, pamiętał Pan Jezus nie tylko o tym, co winien Ojcu Przedwiecznemu, nie tylko o tym, jak ma się sam ustosunkować wobec swych ziomków, swych przyjaciół i swych wrogów, myślał wówczas i o nas. Okiem swym Bożym sięgał poprzez wszystkie wieki i poprzez wszystkie okoliczności, w jakich znajdą się ludzie wszystkich czasów, aż dotarł do końca dziejów. I nam specjalnie chciał dodać otuchy, wiedząc, że tak łatwo upadamy na duchu, że tak bardzo łatwo chwiejemy się we wierze i w przywiązaniu do Zbawiciela naszego i Pana naszego. I dlatego staje przed nami w blaskach triumfu Palmowej Niedzieli i w pełnej chwale królewskiej, mesjańskiej i Bożej. Zdaje się mówić – poprzez wieki: – „nie bójcie się! Jam jest! Nie trwóżcie się, małe stadko moje!“ Ufajcie, idę w triumfie, by wkrótce za was umrzeć i… wrócę w triumfie zmartwychwstania.

B) Stańmy – w duchu – przy drodze, wiodącej do Jeruzalem, i przyglądnijmy się barwnemu orszakowi Pana Jezusa! Szaty ścielą mu na drogę. Rzucają gałązki palmowe pod jego stopy, radosne „Hosanna“ brzmi nam w uszach. Jakie nauki dała nam ta palmowa procesja?

1. Śmiałe publiczne wyznanie wiary miłym jest Panu Bogu. Widzimy to z dzisiejszej Ewangelii św. Pan Jezus przyjmuje głośne hołdy swych ziomków, przyjmuje ich głośne wyznanie wiary, gdy witają go jako obiecanego Mesjasza, wołając: „Hosanna, synowi Dawidowemu, błogosławiony, który idzie w imię Pańskie!” (Mt 21, 9). I od nas Pan Jezus wymaga niejednokrotnie głośnego wyznania wiary, czeka na nie wprost. Jak my tedy zachowujemy się? Jak zachowujemy się, gdy wrogowie sprawy Bożej próbują nas odstraszyć od mężnego wyznawania wiary? W takich chwilach przypominajmy sobie te słowa z testamentu znakomitego pisarza katolickiej Francji, Ludwika Veuillot'a: „Po końcowych modlitwach postawcie na grobie moim mały krzyż i – na pamiątkę – napiszcie na nim: On wierzył, a teraz widzi! – Ufam Jezusowi. Na ziemi nigdy nie wstydziłem się jego świętej wiary. I wierzę, że – tam, w górze, – Ojciec niebieski nie będzie się wstydził swego wiernego sługi!” (J. Fattinger, Der Katechet erzaehlt, 1934, s. 588).

Będę zatem śmiało i otwarcie wyznawać moją wiarę aż do końca mego życia, naśladując w tym Świętych Pańskich! – Gdy umierał św. Piotr z Verony, męczennik, w czasie tortur i katuszy stale powtarzał: „Credo!” (wierzę!). A, gdy już mówić nie mógł, ostatkiem sił zamaczał palce w swej własnej krwi i napisał na piasku „Credo!” (Vogel, Lebensbeschreibungen der Heiligen Gottes, t. 1, s. 546).

2. Ludzka życzliwość i łaska są zmienne. Od 20-u wieków uczył się człowiek rozumny tej prawdy życiowej, rozważając bliskie sąsiedztwo pomiędzy „Hosanna!“ i „Ukrzyżuj!”. I od 20-u wieków uznaje ludzkość, że Niedziela Palmowa jest najbardziej poglądową lekcją o kruchości ludzkiej łaski. Zwłaszcza, gdy chodzi o masy, o tłum. Fale łaskawości tłumu podnoszą się i opadają bardzo szybko. Tłum żydowski, współczesny Panu Jezusowi, jest tego uderzającym przykładem. Już w Palmową Niedzielę rzucili weń faryzeusze i starsi z ludu szatańskie ziarno nienawiści, które kiełkuje z nieprawdopodobną szybkością, tak że w ciągu kilku dni wyrasta z nich zbrodnia Golgoty…

3. Ani huczne „Hosanna” i zapał uwielbienia ze strony ludu, ani cała chwała, usłużnie ścieląca się do jego stóp, – ani spojrzenie w głębię mąk, które czekają go wkrótce, nie zamącają wewnętrznego pokoju Pana Jezusa. Ani w godzinach radości ani w długich dniach goryczy i cierpień nie traci Zbawiciel świata równowagi ducha, udowadniając i tym bohaterskim opanowaniem całej swej istoty, jak bardzo blisko i ściśle jego natura ludzka jest zjednoczona z Boską naturą, z Ojcem i Duchem Św. Mawiał przecież tylekrotnie: „ja i Ojciec jedno jesteśmy”. Ten pokój wewnętrzny, ta równowaga duchowa, miały jeszcze swe inne źródło. Opierały się one na poznaniu i ocenie zmienności i kruchości wszystkiego, co ziemskie. Wszystko przemija – czytał Pan Jezus na wieńcu chwały i na cierniowej koronie… Dla nas stąd nauka, byśmy szukali pokoju wewnętrznego i równowagi ducha w tych samych dwu źródłach: w oparciu na Panu Bogu, tej trwałej i niezmiennej opoce, i na należytej, przez Pana Boga podyktowanej, ocenie zmienności i kruchości wszystkiego, co ziemskie. Dlatego każdy z nas powie sobie dziś: „niech moje uczynki nie będą zależne od uśmiechu, od niepowodzenia, brzydkiego przypadku, kaprysu, podszeptu kolegi! Nie zmieniać orientacji za każdym podmuchem wiatru! Być równym znaczy być jednym.

Widocznie potrzebny jest promień słońca, rzucony na nasze cierpienie, byśmy szli naprzeciw Krzyża radośnie. Uczy nas tego dzisiejsza Ewangelia: nawet dla Pana Jezusa potrzebny był ten promień radosny Palmowej Niedzieli, jako wstęp do Drogi Krzyżowej i tylu mąk na wzgórzu śmierci. Oglądajmy zatem wszystkie nasze cierpienia – w promieniu słonecznym! Tak nas uczy nasz najdroższy Zbawiciel. Idźmy w jego ślady, za tylu Świętymi, którzy nauczyli się takiego właśnie oglądania cierpienia – od niego, najlepszego i jedynego Mistrza! Amen.

 

Na podstawie: Ks. Omikron, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLVIII, 1935, s. 143.