Drodzy Wierni!
W tą niedzielę, przedostatnią przed Wielkim Piątkiem i Wielkanocą, zaczynamy nasze głębokie rozważanie nad tajemnicą Krzyża, nad tą wielką i niezgłębioną tajemnicą Męki Zbawiciela.
Smutek kładzie się na wszystkie serca. W nabożeństwach Kościoła panuje atmosfera ciszy i powagi. Nasze oko częściej niż zwykle spoczywa na wizerunku Zbawiciela ukrzyżowanego. „Oto drzewo krzyża, na którem zbawienie świata zawisło. Pójdźcie, pokłońmy się“ – tak śpiewa każda dusza chrześcijańska. Znajduje się ona jakby w gronie tych wszystkich ludzi, którzy dwa tysiąca lat temu otaczali krzyż. Oto koło krzyża stoją żydowscy kapłani, faryzeusze, pospólstwo. Chcą nasycić swą nienawiść widokiem śmierci Zbawiciela, chcą jeszcze na koniec mu urągać. Koło krzyża stoją obojętni, zaciekawieni męką i śmiercią Chrystusa. Koło krzyża stoi Matka Najśw., św. Jan, Marja Magdalena i święte Niewiasty. Przyłączmy się pobożnie do tych ostatnich, podnieśmy jeszcze raz wzrok na Zbawiciela i wczujmy się w jego boleść.
„Od stopy nogi aż do wierzchu głowy nie masz w nim zdrowia” (Iz 1, 6). Głowa znękana, cierniem pokłuta pochyla się to na ramiona, to na krzyż, nie znajduje wypoczynku. Oczy zaszły krwią, twarz sina od razów, sączy się z niej Krew przenajświętsza. Ramiona okrutnie naciągnięte, kości powychodziły ze stawów. Ręce i nogi, wielkimi gwoździami przebite, coraz bardziej, coraz okrutniej się rozdzierają. Całe ciało poorane i posiekane krwawymi i głębokimi ranami. „Przebodli ręce moje i nogi moje, policzyli wszystkie kości moje” (Ps 21, 17) – skarży się ustami Psalmisty Zbawiciel. Wisi zbolały, obnażony, wyniszczony, między niebem a ziemią. Wisi zapoznany, odepchnięty od ludzi, opuszczony przez Ojca niebieskiego.
Łotr mu urąga: „Jeśliś ty jest Chrystus, wybaw że sam siebie i nas“ (Łk 23, 39). Urągają mu przechodzący: „Hej, co rozwalasz kościół Boży, a za trzy dni go znowu budujesz: zachowaj sam siebie: jeśliś Syn Boży, zstąp z krzyża“ (Mt 27, 40). Szydzą z niego kapłani i starsi z ludu. „Jeśli jest królem Izraelskim, niech teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy jemu. Dufał w Bogu: niech go teraz wybawi, jeśli chce, bo powiedział, że jest Synem Bożym“ (Mt 27, 42).
Kiedy Chrystus przechodził „dobrze czyniąc”, kiedy rozmnażał chleb, leczył chorych, wtedy chciano obwołać go królem, wtedy wołano: „Hosanna Synowi Dawidowemu: błogosławiony, który idzie w imię Pańskie: hosanna na wysokościach!” (Mt 21, 9). A teraz wołają: „Ukrzyżuj go, ukrzyżuj!” (Mk 15, 13). Opuszczony nawet przez swoich najbliższych i ukochanych, opuszczony przez tych, którzy przy jego boku żyli przez trzy lata, dla których nie miał tajemnic, których przeznaczał do tak wielkich rzeczy. Jeden zdradził go, wydał pocałunkiem, sprzedał za trzydzieści srebrników. Drugi trzykroć się go zaparł pod przysięgą, niepomny, że go obiecał uczynić głową Kościoła, że go wyświęcił na kapłana, nakarmił co dopiero swoim Ciałem, napoił swą Krwią, niepomny przysięgi, że, chociażby nawet na śmierć trzeba było iść, to się nie cofnie. Wszyscy ukochani Apostołowie, prócz św. Jana, opuścili go. Opuścił go i Ojciec przedwieczny, nie dając podniesienia i pociechy zbolałej naturze ludzkiej. Pozostawiona sobie, musi ona wychylić kielich goryczy aż do dna. I oto z ust Zbawiciela wydobywa się skarga: „Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił?“ (Mt 27, 46).
Chrystus wisi taki wyzuty i ogołocony ze wszystkiego. Ubogim był zawsze. Ubogim był w stajence, kiedy za kołyskę miał żłóbek z siankiem, a dwoje bydła za towarzystwo. Potem się tułał po Palestynie bez domu, bez kawałka ziemi ten, który stworzył świat i do którego wszystko należy. Żywił się z jałmużny swych stworzeń, z pracy rąk św. Józefa i Matki Najśw. Głód, zimno, zmęczenie miały przystęp do domku nazaretańskiego. A w życiu publicznym czyż się nie żalił? „Lisy mają jamy, i ptaki niebieskie gniazda: a Syn człowieczy nie ma, gdzieby głową skłonił“ (Mt 8, 20). Ale tak biednym, jak teraz, nigdy nie był. Wisi na trzech gwoździach, obnażony, ze wszystkiego odarty. Nie chce, żeby był człowiek odeń uboższy, nie chce, żeby się mógł żalić ktoś, że cierpiał większą biedę, aniżeli on. Nawet szatę, utkaną rękoma Matki Najśw., rozdzielili przed chwilą żołnierze. Matkę Najśw. oddał św. Janowi i nam. Krew, sączącą się powoli kroplami, wylał całą dla naszego zbawienia, chociaż jedna kropla byłaby wystarczyła do odkupienia. Ale chciał okazać nam wielką miłość i wszystką nam oddał, a na pogrzeb, na pochowanie zostało tylko ciało.
Oto słychać: „Wykonało się“ (J 19, 30). Dokonało się życie, dokonało się cierpienie. Czyż mógł jeszcze coś więcej dla nasil uczynić? Czyż nie musimy przyznać: „Umiłowawszy swoich, do końca je umiłował” (J 13, 1)?
Dlaczego to całe cierpienie? Możemy sobie nawet wyobrazić, jak w tym dniu przez ulica miasta przeciska się wypuszczony na wolność Barabasz, w ciemności toruje sobie drogę na Golgotę. Chcę zobaczyć Jezusa. Jak się to wszystko stało? Dziwny dzień! Zdawało się, że to ostatni dzień dla niego; miał zginąć, i nagle został uwolniony. Sam jeszcze nie chce temu wierzyć. Inny za niego umarł; on musi go zobaczyć, on musi mu okazać wdzięczność.
Czyż nam tak nie trzeba iść do krzyża, z takimi uczuciami jak Barabasz, w takim usposobieniu? „Bo Syn człowieczy przyszedł, aby zbawił, co było zginęło” (Mt 18, 11). Ludzkość odarta, słaba i zraniona wiła się w ciemnościach błędu i grzechu zdała od Boga. Ona winna była cierpieć, ona winna była być przybita do krzyża. A oto, żeby zbawić lud swój, Zbawiciel odbył daleką drogę, przyszedł z nieba na ziemię, przeszedł ziemię dobrze czyniąc i zawisł na drzewie krzyża. Przepaść między Bogiem a ludzkością, między niebem a ziemią wypełnił krzyż. Syn Boży, przybity do krzyża, uśmierzył gniew Boży. Ramiona Zbawiciela, rozpięte na krzyżu, wyprosiły zmiłowanie Boże.
W Starym Testamencie składano ofiary, lała się obficie krew, zanoszono błagania, ale to wszystko nie wystarczało. Całopalenia nie podobały się Bogu, trzeba było ofiary Syna Bożego. „Nie chciałeś ofiary i obiaty: aleś mi ciało przygotował. Całopalenia i ofiary za grzech nie spodobały ci się“ (Hbr 10, 5). I oto Zbawiciel zaraz na początku ochotnie oddaje się jako ofiara: „Oto idę: na początku księgi napisane jest o mnie: Abym czynił, Boże, wolę twoją” (Hbr 10, 7). Oto ludzkość pojednana z Bogiem, uwolniona od niewoli szatana winna stanąć pod krzyżem i dziękować. Istotnie, innych zbawił, sam siebie zbawić nie chciał. Z krzyża tryska zbawienie dla wszystkich. „Wiecie bowiem, że z waszego… złego postępowania zostali wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 Pt 1, 18).
Małe dziecię przynoszą do kościoła. Woda Chrztu św. obmywa je i w tej chwili staje się dziecięciem Bożym. To przez Chrystusa, to przez krzyż. Jeżeli zachowaliśmy niewinność, czystość, daną nam na Chrzcie, to przez mękę Zbawiciela, to przez Krzyż. Jeżeli podnosiliśmy się w sakramencie Pokuty, jeżeliśmy odchodzili ze spokojem usprawiedliwieni, to przez Krzyż św. Żeśmy przychodzili tak często do Komunii św. i mogli brać ten „chleb mocnych”, to przez Krzyż, to przez Krew św. na nim przelaną. Żeśmy mogli klękać u stóp tabernakulum i wypowiadać nasze troski, żeśmy mogli patrzeć na Hostię, podniesioną w czasie Mszy św., to wszystko przez rany Zbawiciela. Żeśmy odmawiali pacierz rano i wieczór z tym przeświadczeniem, że nasz dobry Ojciec wysłuchuje, to przez Krzyż. I to, żeśmy mogli pracować, że w pracy nie ustawaliśmy, ale wpatrzeni w przykład domku nazaretańskiego, nieśliśmy krzyż obowiązków, – to również przez Krzyż. A kiedy przychodziły bóle, cierpienia, żeśmy się nie załamywali, ale cierpieli dla Boga, to przez łaski Krzyża. Kiedy nas spotykała krzywda, możeśmy tak jak św. Benedykt Labre przyciskali krzyż do piersi i byliśmy silni łaską, płynącą z Krzyża.
Stąd płynie każda łaska, stąd płynie siła przez całe życie i w godzinie śmierci. Ale potrzeba nam do tego wiary i miłości. Koło Krzyża stali prześladowcy, którzy odchodzą grzesznikami nieusprawiedliwionymi. Krzyż dla nich był nieszczęściem, był zgubą. Odeszli gorszymi. Byli także koło Krzyża ciekawi i obojętni, którzy spoglądali na Krzyż, widzieli konanie, ale wrócili do domu niezmienieni, wrócili bez łaski. A skorzystali tylko ci, którzy z wiarą i miłością spoglądali na Zbawiciela. Tak nam zbliżyć się trzeba do Zbawiciela – z wiarą i z miłością. A im więcej się zbliżymy, im więcej go czcią otoczymy, tym więcej odniesiemy korzyści. To tak jak z ogniskiem: im więcej się do niego ktoś zbliży, tym więcej bierze ciepła. Im więcej będziemy tkwili w Zbawicielu, tym więcej będzie przechodziło łask z niego na nas. Prośmy, żeby błogosławieństwo z tego Krzyża spłynęło na wszystkich bez wyjątku tak, jak Zbawiciel za wszystkich cierpiał. Amen.
Na podstawie: Ks. J. Bochenek, w: Nowa Bibljoteka Kaznodziejska, t. XLVI 1934, s. 197.