Siedemdziesiątnica, rok wiary, 27.01.2013

Drodzy Wierni!

11 października przeszłego roku rozpoczął się Rok wiary, ogłoszony przez Papieża. Możemy krótko rozważać, jakie ma znaczenie wiara dla mojego osobistego życia duchowego?

W Ewangelii czytamy słowa Zbawiciela: „Wstań, idź, bo wiara twoja ciebie uzdrowiła” (Łk 17, 19). Tymi słowami zapewnił Pan Jezus trędowatego, którego uzdrowił, że wielki cud, którego ten na sobie doznał, był nagrodą za jego wiarę. O innych także ludziach czytamy, że ich wiara w boskie posłannictwo Zbawiciela wyjednała im łaskę cudownego uzdrowienia. Podobnymi cudami wynagradza On i dzisiaj nieraz w Częstochowie i w innych sanktuariach prostą i żywą wiarę nieszczęśliwych i chorych, które z całą serdeczną ufnością uciekają się do Niego jako dzieci do Ojca. Wiara, którą Pan głosi nam przez swój Kościół św., leczy choroby jeszcze daleko cięższe, bo choroby duszy. Cuda, których On dokonał w czasie swego ziemskiego pobytu i dotąd niekiedy dokonuje na ciałach ludzi, przekonywają nas, że był Bogiem, ale On głównie na to przyszedł na ziemię, aby ratować nasze dusze. Znana wam jest przypowieść o pewnym człowieku, którego zbójcy złupili i poraniwszy zostawili na pół umarłego. Otóż całkiem podobne nieszczęście spotkało i nasz rodzaj ludzki: zostawiliśmy naszego Ojca i Pana i wpadliśmy w ręce zbójeckie, w ręce złego ducha, który nas odarł ze wszystkiego, odzierając nas z łaski Bożej, i poranił nas tak ciężko, że nie mogliśmy już się podźwignąć własnymi siłami. Ale jak ów miłosierny Samarytanin, tak ulitował się Syn Boży nad naszą nędzą, i zstąpił ze swego niebieskiego tronu, aby nam przywrócić zdrowie i życie. Ten sam cud miłosierdzia powtarza się zawsze, ilekroć dusza, złożona niemocą, odzyskuje na powrót zdrowie, a to uzdrowienie dokonuje się przez wiarę.

Wiemy z doświadczenia, że najgorsza jest sprawa z takimi chorymi, którzy nie chcą przyjąć żadnych lekarstw, bo im się zdaje, że ich nie potrzebują, bo nie widzą grożącego niebezpieczeństwa. Na próżno błagają ich przyjaciele i krewni, oni gardzą nauką i doświadczeniem lekarza i dopiero wtedy gotowi są go słuchać, kiedy już się zbliżyła śmierć, i wszelki ratunek jest już niemożliwy. Całkiem podobny błąd popełnia bardzo wielu w sprawie jeszcze daleko ważniejszej, bo sprawie swego zbawienia. Pierwsze upadki wywołują u wszystkich pewien niepokój i pewną boleść; ale skoro już oswoili się z grzechem, skoro go już popełnili po raz setny i tysiączny, wówczas już nie widzą w sobie żadnych objawów choroby, wówczas śmieją się z lekarzy, śmieją się z przestróg i upomnień, wymyślają sobie własne zapatrywania o P. Bogu i o życiu przyszłym, stawiają je na miejscu objawionej nauki i tą swoją głupotę poczytują za mądrość.

Oto jest pierwszy skutek grzechu: ślepota duchowa. Podobnie jak Filistyni, schwytawszy Samsona wyłupili mu natychmiast oczy, tak i grzech, a zwłaszcza grzech nałogowy, pozbawia duszę wzroku: „chodzi ona w ciemnościach” a nienawidzi światła, pyszni się swymi wymysłami, lecz jej mądrość, „mądrość tego świata głupstwem jest u Boga” (1 Kor 3, 18). Dusza taka straciła całkiem zdrowie, a nic o tym nie wie; straciła oczy a zdaje się jej, że widzi jaśniej niż wszyscy. Bóg ją powołuje do swego Królestwa, do szczęśliwości zupełnej i wiecznej, a ona kocha się w dobrach znikomych i kłamliwych. Jakaż jest rada na taką chorobę? Nie ma żadnej, dopóki chory odrzuca wszelkie lekarstwa, dopóki nie chce oświecać się w rzeczach wiary, nie chce wrócić do Boga i polega tylko na swoim ciasnym rozumie.

Oprócz ślepoty duchowej sprowadzają ciężkie grzechy jeszcze inne kalectwo: oto czynią one duszę człowieka głuchą i niemą. Głuchą jest, bo nie słyszy głosu Bożego, który ją wzywa do siebie z ojcowską miłością, który ją upomina głosem sumienia i słowami kapłanów; niemą jest, bo nie umie mówić dobrze, jak mówić powinna, nie umie chwalić swojego Stwórcy i Dobroczyńcy, umie już tylko prowadzić mowy niedorzeczne, a w najlepszym razie niepożyteczne dla duchowego postępu, albo miotać obelgi i bluźnierstwa. Ale i na tym nie koniec. Ojcowie św. upatrują słusznie obraz grzesznika w umarłym i zamkniętym w grobie Łazarzu: dusza, która przez grzech śmiertelny pozbawiła się łaski Bożej, jest jakby zabita i martwa, bo nie może nic uczynić dla wieczności, nie może już zebrać sobie żadnych zasług, i nie zasila jej już łaska Boża, która jest źródłem życia duchowego. Na pozór on żyje i cieszy się dobrym zdrowiem, pracuje i zbiera pieniądze, dogadza swemu ciału, zdobywa sobie coraz wyższe stanowiska w świecie, ale to wszystko nie jest w oczach Bożych prawdziwym życiem.

Otóż z tej niemocy uzdrawia nas wiara, której nas uczy Kościół Boży, jeżeli ją przyjmujemy chętnym sercem, jeżeli chcemy dążyć do P. Boga, poznać i wypełniać Jego wolę; wiara przywraca wzrok i słuch i mowę duszom umarłym i wskrzesza je do nowego życia większym jeszcze cudem, niż było wskrzeszenie Łazarza. Każdy z nas może doznać działania łaski, jeżeli tylko usunie wszystko, co temu działaniu stawia zaporę: Łazarz dopiero wówczas zdołał wyjść ze swego grobu, kiedy odwalono wielki kamień, którym zastawiony był otwór; podobnie i grzesznik musi usunąć kamień, który tamuje wejście P. Jezusowi: kamieniem tym jest całe jego otoczenie, towarzystwo, które go przywodzi do złego, kamieniem tym są sposobności do grzechu, których nie unika, i wszelkie niebezpieczne nawyczki i upodobania.

Nie o to bowiem chodzi, żeby nam nigdy nie nasuwały się żadne wątpliwości przeciwko wierze, bo takie wątpliwości budzą się często wbrew naszej woli i bez naszej winy, wywołuje je zły duch, wywołują ludzie, którym wiara jest wstrętna. Taka wiara, wolna od wszelkiego wątpienia, nie jest w naszej mocy, ale o to powinniśmy się starać, żebyśmy, odrzucając takie wątpliwości, zawsze wypełniali sumiennie wszystko, co nam przykazuje nauka objawiona, żebyśmy wiarę swoją okazywali w czynach. Nieraz P. Bóg wystawia nas na jakąś próbę i żąda od nas pewnych bolesnych ofiar dla naszego dobra. „Jeżeli prawe oko twoje gorszy cię, powiedział P. Jezus, wyrwij je, a zarzuć od siebie, jeżeli prawa ręka twoja gorszy cię, odetnij ją i zarzuć od siebie, albowiem pożyteczniej jest tobie, by zginął jeden z członków twoich, niźliby miało być wrzucone wszystko ciało twoje do piekła” (Mt 5, 29). Cóż to znaczy? Oto masz nawet rzecz najmilszą, która ci równie jest miłą jak oko własne lub ręka, odrzucić od siebie, jeżeli ci do zbawienia przeszkadza, jeżeli cię przywodzi do grzechu. Masz oderwać się od osoby, którą najwięcej kochasz, unikać miejsca, w którym najlepiej się bawisz, jeżeli ta osoba, jeżeli to miejsce nakłania cię do grzechu. Musisz też często „okazywać się kapłanom”, jak P. Jezus nakazał owym trędowatym, żeby wyleczyli cię z trądu duchowego, musisz często przystępować do spowiedzi św., chociaż samo jej wspomnienie budzi w tobie uczucia niemiłe; musisz to czynić, jeżeli chcesz, żeby i ciebie „uzdrowiła twoja wiara”.

Rodzice powinni pamiętać o to, że nie tylko sami mają wierzyć w P. Boga, ale też powinni wychować w tej wierze dusze, przez Boga im powierzone, dusze ich dzieci. Płaczą nieraz rodzice nad grobem swego dziecka, ale stokroć gorszym jest nieszczęściem, kiedy to dziecko jeszcze żyje, ale jego dusza jest umarłą, bo żyje w grzechu. Gdybyśmy dobrze pojmowali czym jest grzech, powtarzalibyśmy za św. królową Bianką te piękne słowa, które mawiała do swego syna Ludwika: „Synu mój, kocham cię więcej niż własne życie, a jednak wolałabym widzieć cię na marach, niż widzieć cię w grzechu śmiertelnym”. Nie dziw, że taka matka wychowała swego syna na świętego, któremu cześć oddaje cały Kościół. Ale co będzie z tymi ojcami i matkami, którzy poznają kiedyś z przerażeniem, że swe dzieci wychowali nie dla nieba, ale dla piekła? Co z nimi będzie, kiedy nie tylko ich własne grzechy podniosą przeciwko nim głos oskarżenia, ale także grzechy ich synów i córek, którym nie starali się zapobiec, które może nawet wywołali własnym przykładem?

Prawdą jest, że czasem i uczciwym rodzicom nie uda się dobrze wychować dziecka, ale czy oni na pewno starali się przede wszystkim o wpajanie silnej wiary w dzieciach? Czy wychowanie religijne było dla nich na pierwszym miejscu, czy było ono ważniejsze od wychowania intelektualnego, artystycznego czy fizycznego? Wiara jest największym skarbem człowieka, z wiarą życie jego zawsze będzie jak najbardziej pomyślne, bez wiary jednak żadne inne nauki i umiejętności nie będą mieli większego sensu. Przypominajmy sobie o tym zwłaszcza w tym roku wiary, żeby życie nasze było naprawdę życiem z wiary, życiem opartym na wierze w Zbawiciela i dążącym do wypełnienia w wieczności. Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 40.