Niedziela w oktawie Bożego Narodzenia, 30.12.2012

Drodzy Wierni!

We wszystkie oktawy największych świąt, czy to Trzech Króli, czy Wielkanocy, czy Zesłania Ducha św., Kościół św. zajmuje umysły wiernych tylko tą jedną tajemnicą, jaką dane święto przypomina, a odsuwa starannie wszystko, co by mogło oderwać naszą uwagę od tajemnicy święta. Tylko dzisiejszy dzień stanowi od tej reguły wyjątek. Dziś bowiem Ewangelia zajmuje nas nie tajemnicą Narodzenia Pańskiego, ale tymi osobami, które otaczały Dziecię Jezus, to jest Maryją, Józefem, Symeonem, Anną i ludem izraelskim. Jest i w tym wielka myśl Kościoła. Chce nas mianowicie Kościół św. przez to pouczyć, że Syn Boży przyjął na siebie ciało ludzkie nie tylko po to, by spełnić wolę Ojca niebieskiego i odkupić świat, ale także, by zbliżyć się do swych stworzeń, wejść w ich życie, w ich myśli i pragnienia, w ich smutki i radości.

I oto dziś odsłania nam Ewangelia tajniki serc Józefa i Maryi, słuchających ze zdumieniem proroczych słów Symeona o Dziecięciu, opowiada przepowiednię Symeona o ustosunkowaniu się świata do osoby Zbawiciela i o cierpieniach serca macierzyńskiego Maryi i wreszcie stawia nam przed oczy piękną postać niewiasty, która całe swoje długie życie poświęciła na służbę świątyni a w końcu na chwałę Chrystusa. Wejdźmy więc w ten mały światek osób, otaczających Dziecię i 1) rozpatrzmy troskę Symeona o tych, co odrzucą Chrystusa i co prześladowaniem jego osoby zranią Serce Maryi, a 2) weźmy za przykład życie prorokini Anny.

I. Dziś Ewangelia wprowadza nas na trzecie wzniesienie świątyni jerozolimskiej, gdzie na dziedzińcu niewiast gromadził się lud izraelski. Tam to dnia czterdziestego po narodzeniu Pana Jezusa stanęła Matka Boża z Dzieciątkiem na ręku w towarzystwie św. Józefa, by jak każda zwyczajna niewiasta izraelska poddać się obrzędowi oczyszczenia. Tam to przy ofiarowaniu Dziecięcia zaszły dalsze, pełne znaczenia tajemnice Boże. Bo oto starzec Symeon, jakby ostatni przedstawiciel ustępującego Starego Testamentu, swym proroczym duchem rozeznaje w ubogim Dziecięciu Zbawiciela świata, bierze je na ręce, dziękuje Bogu za tę chwilę tak gorąco przez siebie upragnioną i w hymnie proroczym przepowiada świetną przyszłość tego Boskiego Niemowlęcia.

„W on czas ojciec jego i matka dziwowali się temu, co o nim mówiono”. Pismo św. nieraz nazywa św. Józefa ojcem Pana Jezusa, choć on nim w rzeczywistości nie był; był jednak mężem Maryi i przyjął na siebie wszystkie obowiązki ojca względem Pana Jezusa. Razem z Matką Najświętszą był św. Józef wtajemniczony w cały plan Wcielenia i w godność boskiego Dziecięcia. Przecież jednak oboje nie mogli wszystkiego wiedzieć o Dziecięciu i dlatego dziwili się, kiedy starzec Symeon nazywał Pana Jezusa światłością na oświecenie pogan i odgadł w nim Zbawiciela świata. ,,I błogosławił im Symeon“, życzył wiele błogosławieństwa Bożego jako wychowawcom i najbliższym współpracownikom Pana Jezusa.

I oto ta podniosła chwila zachwytu dla Najświętszej Rodziny i starca Symeona zmienia się naraz w bardzo smutne uczucia. Bo Symeon „rzekł do Maryi, matki jego: Oto ten położony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą“. Jeszcze raz zaznacza, że przez naukę i łaskę Chrystusową powstaną do światła i zbawienia nie tylko poganie, ale i ci Żydzi, którzy przyjmą Ewangelię. Dodaje jednak, że Pan Jezus będzie również dla wielu Żydów przedmiotem nienawiści i znakiem sprzeciwu, „aby myśli z wielu serc były objawione”. Przez zachowanie się wobec Pana Jezusa okazało wielu Żydów, co myśli, że nie pragną chwały Bożej, ale korzyści i chwały własnej. Dlatego Pan Jezus stanie się dla nich przyczyną upadku, bo za swą nienawiść do Chrystusa upadną politycznie przez utratę ojczyzny, upadną duchowo przez potępienie wieczne.

„I duszę twą własną przeniknie miecz”, powiedział Symeon do Maryi. Miecz boleści przeszył jej serce niejednokrotnie. Kościół św. czci w piątek przed niedzielą Palmową Maryję jako Matkę Siedmiu Boleści. Do tych siedmiu boleści zalicza: 1) przepowiednię Symeona, 2) ucieczkę do Egiptu, 3) trzydniowe poszukiwanie dwunastoletniego Jezusa, 4) spotkanie Jezusa, dźwigającego krzyż, 5) ukrzyżowanie Pana Jezusa, 6) zdjęcie z krzyża i 7) pochowanie Pana Jezusa w grobie. Czy jednak oprócz tych siedmiu mieczów, które utkwiły w najczulszym sercu Maryi, nie miała Matka Boża innych smutków, jak niedostatki życia, ciągłe prześladowanie Pana Jezusa i wiele, wiele innych tak, że duszę jej miecz boleści przeniknął na wylot?

I kiedy tak wsłuchujemy się w słowa i uczucia tej świętej gromadki, biorącej udział w ofiarowaniu Pana Jezusa w świątyni, jakżeż żywo stają nam przed oczyma dzieje Kościoła Chrystusowego. Starzec Symeon głosi najpierw chwałę Chrystusa, bo rzeczywiście jego ukazanie się na ziemi zapoczątkowało nowe życie, nowe zasady, nowe ideały ludzkości. Świat chrześcijański wnet otrząsnął się ze zgniłych zasad pogańskich i poprowadził ludzkość na nieznane dotąd wyżyny cywilizacji. Upadło niewolnictwo, podniosła się wartość i godność każdego człowieka, wypowiedziano walkę namiętnościom a wskazano światu piękno cnót chrześcijańskich. Ale w tym wspaniałym rozmachu chrześcijaństwa widzimy również wiele ciemnych barw obrazu, przewidzianych już przez Symeona. Ludzie ziemi, synowie ciemności robią wszystko, by ten wspaniały rozwój życia chrześcijańskiego wstrzymać i zniweczyć. A więc budzą w człowieku zwierzę, obiecują żer dla najgorszych namiętności, odbierają wiarę, zatruwają dusze.

Te dwa, zmagające się ze sobą prądy widzimy nieustannie koło siebie, czujemy je nawet w sobie. Wspaniałe działanie łaski Bożej w nas wstrzymuje bowiem ciągle zły przykład przewrotne hasła, przy wrodzonej naszej słabości. Ponad jednak zmiennością losów wszystkiego, co ziemskie, unosi się nieskalana postać Najświętszej Dziewicy, która jako Matka Siedmiu Boleści współczuje z cierpieniami Kościoła i jego dzieci i tam, gdzie wydaje się wszystko stracone, gdzie łódka Kościoła nieomal tonie w zagładzie, niewidzialną ręką prowadzi świat chrześcijański na bezpieczne drogi dalszej zbawczej pracy.

II. Jedna jeszcze osoba z woli Bożej wzięła udział w tajemnicy ofiarowania Pana Jezusa. „I była Anna prorokini, córka Fanuelowa, z pokolenia Asera“. W świątyni jerozolimskiej, oprócz kapłanów i lewitów usługiwały także niewiasty, czyste panny czy wdowy, które albo mieszkały w budynkach kościelnych albo też z własnych domów przychodziły do świątyni. Niektóre z nich, odpowiednio wykształcone w znajomości prawd wiary, udzialały nawet w obrębie świątyni nauk kobietom czy dziewczętom. Do tych należała i owa Anna, którą Pismo św. nazywa prorokinią, to znaczy nauczycielką prawa Bożego. O jej wartości duchowej mówi Ewangelia w słowach: „Ta była bardzo podeszła w latach; a siedem lat żyła z mężem swym od panieństwa swego, a była wdową aż do lat osiemdziesięciu czterech. Która nie odchodziła z świątyni, postami i modlitwami służąc we dnie i w nocy”. Dopomagała do utrzymania w czystości miejsca święte i naczynia święte, usługiwała przy ofiarach, a przy tym słynęła z zamiłowania do modlitwy i do dobrowolnych umartwień. Była to więc osoba prawdziwie uduchowiona i tak wyraźnie wybijająca się ponad niski na ogół poziom starotestamentowej moralności. Bóg za jej piękne życie hojnie ją wynagrodził. „Toteż onej że godziny nadszedłszy, wyznawała Pana i powiadała o nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Izraelowego“. Ta bogobojna staruszka nadeszła właśnie na chwilę ofiarowania Dziecięcia. Słyszała więc przepowiednię, ale i sama z natchnienia Bożego rozeznała w Dziecięciu Zbawiciela świata. Uszczęśliwiona poznaniem tak wielkich tajemnic wielbiła zaraz Pana Boga, a potem pobudzała innych do wdzięczności Bogu za Wcielenie Syna Bożego, stając się pierwszą apostołką Chrystusa.

W powołaniu tej staruszki Anny do swego serca chce Pan Jezus zapoczątkować współpracę niewiast chrześcijańskich w dziele rozkrzewienia wiary. Nie dziw, że zaraz od czasów apostolskich, wiele niewiast zaznaczyło się wybitną pracą w Kościele. I te, które w zakonach ścisłych modlitwą i umartwieniem wypraszały u Boga nawrócenie grzeszników i te, które po szkołach parafialnych i ochronkach uczyły i wychowywały, i te, które żyjąc w świecie słowem i przykładem szerzyły królestwo Boże na ziemi. I jeżeli kiedy, to czasy obecne, czasy obojętności religijnej, znowu wymagają wiele współpracy chrześcijańskich niewiast z Kościołem Chrystusowym.

„A gdy wykonali wszystko według zakonu Pańskiego, wrócili się do Galilei, do Nazaretu, miasta swego”. Niedługo jednak zabawili w Nazarecie. Św. Józef przeniósł się z powrotem do swego gniazda rodzinnego, do Betlejem i tu pracą rąk zarabiał na utrzymanie Najświętszej Rodziny. „A Dziecię rosło i umacniało się, pełne mądrości, a łaska Boża była w nim”. Pan Jezus rósł i nabierał sił, jak każde inne dziecko. Tylko mądrość i łaska Boża była w nim od razu w pełni, ale i one nie ujawniały się na zewnątrz więcej, niż na to wiek pozwalał. Wnet też nadzwyczajne znaki i przepowiednie, towarzyszące narodzeniu Pana Jezusa, minęły i poszły w niepamięć, a świat ówczesny, oddany swym codziennym zabiegom, ani przypuszczał, że się już przygotowuje zwolna wielkie dzieło odkupienia świata.

To wszystko jakżeż żywo przypomina nam czasy dzisiejsze. Z jednej strony wre walka o chrześcijańskie zasady życia, z drugiej świat dzisiejszy, oddany swym doczesnym zabiegom ani zwraca uwagę, jak wielkie tajemnice wiary głosi nieustannie Kościół Chrystusowy, a Matka Najświętsza z wysokości nieba kieruje niepostrzeżenie ludzkość ku Panu Bogu. Obyśmy nie pozostali na boku tych zmagań o rozszerzenie królestwa Bożego na ziemi! Wszyscy bowiem powołani jesteśmy do współdziałania z Kościołem i wszyscy starać się o to powinniśmy, by Chrystus był nie na upadek, ale na powstanie ludzkości. Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Rejowski, w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 475.