Drodzy Wierni!
W dniu dzisiejszym wstępujemy w ostatni tydzień Adwentu. Od dziś Kościół liczy niemal na godziny czas przed Bożym Narodzeniem. Gdy bowiem pierwsza niedziela Adwentu pobudzała nas do przygotowania się na sąd ostateczny, druga budziła nadzieję w nadchodzące odkupienie, trzecia nawoływała do radości, że Pan już blisko, dzisiejsza niedziela całkowicie zajmuje nas bliskim przyjściem Pana Jezusa.
Kościół św. pragnie jeszcze dziś poraź ostatni uderzyć potężnie w nasze serca, by nas skłonić do pokuty. Dlatego ukazuje nam znowu kaznodzieję pokuty, Jana Chrzciciela, z tego czasu jego publicznego zawodu, kiedy to po raz pierwszy potęgą swego słowa uderzył w serca ludu, by je skłonić do przygotowania się na przyjęcie Chrystusa.
„Piętnastego roku panowania Tyberiusza cesarza”: kiedy św. Jan zaczął nauczać, zasiadał na tronie rzymskim cesarz Tyberiusz, pasierb cesarza Augusta, za którego rządów narodził się Pan Jezus. Państwo rzymskie doszło wtenczas do szczytu potęgi i rozciągało się od Eufratu na wschodzie do oceanu Atlantyckiego na zachodzie, a od Renu do Dunaju na północy po Egipt i północną Afrykę na południe. Wiele krajów i narodów, mniej lub więcej zależnych od Rzymu, z obawy przed rzymską siłą zbrojną, ulegały panowaniu Rzymian. W olbrzymim tym cesarstwie panował na ogół spokój, utrzymywany żelazną ręką legionów rzymskich. Jakież więc dogodne były pod tym względem warunki do szerzenia Ewangelii po świecie.
Ale w tym spokojnym i karnym państwie był tak wielki upadek obyczajów, że ten zanik moralności groził najwyraźniej niechybnym upadkiem. Sam cesarz Tyberiusz zgładził ze świata pierwszą swoją żonę, by pojąć inną. Druga żona Julia wiodła tak rozwiązłe życie, że sam cesarz skazał ją na wygnanie na grecką wyspę Rodos. W stosunku do poddanych Tyberiusz przy końcu swego panowania wprost szalał okrucieństwem i pozostawił po sobie imię krwawego tyrana. Największą może hańbą tych czasów było niewolnictwo. Tylko garstka ludzi zamożnych używała życia, nie licząc się z żadnymi zasadami moralności. Reszta, olbrzymia większość narodu, to byli niewolnicy, ludzie uważani za zwierzęta, którym nie wolno było nawet własnowolnie się odezwać; niemi stali całymi nocami, czekając na skinienie swego pana. Niewolnicę kupowano na rynku za sto pięćdziesiąt denarów; niewolnik kosztował nieco więcej, zależnie zresztą od swego uzdolnienia. W domach okrutniejszych niewolnice musiały pracować z obnażonymi barkami, żeby pani domu mogła je łatwiej uderzyć lub ranić sztyletem. Kto uciekł z takiej służby, a został schwytany, otrzymywał na czole wypalony znak hańbiący, albo na szyję pierścień żelazny, albo był rzucany w cyrku dzikim zwierzętom na pożarcie lub przybijany do krzyża. Wobec takiego ustosunkowania się ludzi do siebie pojmiemy łatwiej, dlaczego Chrystus się narodził ubogim i dlaczego najpierw ubodzy i niewolnicy przyjmowali chrześcijaństwo.
A cóż się działo w tym czasie w ziemi żydowskiej? Mówi Ewangelista: „Gdy Poncjusz Piłat rządził żydowską ziemią, a Herod był tetrarchą galilejskim, a Filip, brat jego, tetrarchą iturejskim i Trachonickiej krainy, a Lizaniasz abileńskim tetrarchą, za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza“. Po śmierci Heroda Wielkiego, który zarządził rzeź dzieci betlejemskich, a który zjednoczył pod swym berłem prawie całą Palestynę, kraj rozpadł się ostatecznie na dziesięć prowincji. Ewangelia dzisiejsza wymienia nam tylko cztery: Judeę, Galileę, Itureę i Abilenę. Każda z prowincji inaczej była rządzona. W Judei rządził prokurator rzymski Poncjusz Piłat. Herod Antypas był w Galilei tetrarchą, to znaczy władcą nad czwartą częścią kraju. Itureą ze starostwem Trachonickim rządził tetrarcha Filip, zaś Abileną niejaki Lizaniasz II. tetrarcha. Są to więc władcy obcy, nie mający nic wspólnego ze żydowstwem tak, że najdokładniej spełniła się w tym czasie przepowiednia Jakuba: „Nie będzie odjęte berło od Judy, aż przyjdzie ten, który ma być posłany, a on będzie oczekiwaniem narodów” (Rdz 49, 10). Berło zostało zupełnie odjęte od Judy, od dynastii narodowej. Jedynym wodzem duchowym żydostwa był arcykapłan, w tym roku Kajfasz, następca Annasza, wywierającego ciągle jeszcze wielki wpływ na rządy i stąd wymienionego razem. Wszyscy więc wyczuwali, że czas przyjścia Mesjasza nadszedł.
Jak z tego zauważamy, Bóg zawsze kieruje losami świata tak, by osiągnąć swoje zamiary. Nie narzekajmy, że nas Bóg postawił w wyjątkowo ciężkich czasach. Pamiętajmy, że jesteśmy narzędziami w rękach Boga i kornie współdziałajmy z wolą Bożą.
W takim to czasie „stało się słowo Pańskie do Jana, syna Zachariaszowego, na puszczy. Nikt na szerokim świecie nie wiedział, że na pustyni judzkiej przebywa mąż Boży, który poruszy kiedyś cały kraj. Nic nie przemawiało za jego wyjątkowym posłannictwem. Ani pobyt na pustyni, skoro z dawna, od czasu Proroków, bywali asceci żydowscy, którzy opuszczali miasta, rodziny, przyjaciół i udawali się na pustynie, by tam w ciszy i skupieniu oddawać się życiu świętemu. Ani surowy tryb życia, ani pochodzenie z rodziny kapłańskiej. Tylko wtajemniczeni, to jest Zachariasz, Elżbieta i najbliżsi krewni wiedzieli, że Jan „będzie wielkim przed Panem”.
Takich to jednak pokornych i nic na świecie nieznaczących ludzi powołuje zazwyczaj Pan Bóg do przeprowadzenia swoich zamiarów. Toteż do Jana odezwał się głos Boży na puszczy, aby przerwał swą samotność i począł działać. Jan posłuszny temu wezwaniu „przyszedł do wszystkiej krainy Jordanu, opowiadając chrzest pokuty na odpuszczenia grzechów”. Jordan był tym dla żydów, czym Nil dla Egipcjan, był ośrodkiem życia gospodarczego i skupiał koło siebie najwięcej ludzi. To też nad Jordanem, gdzie wrzało najruchliwsze życie, Jan głosił chrzest pokuty na odpuszczenie grzechów, czyli nawoływał do pokuty, która miała przygotowywać do uzyskania odpuszczenia grzechów, a chrzest był tylko znakiem zewnętrznym tej pokuty.
Ewangelia podaje nawet treść kazań pokutnych, według przepowiedni Izajasza proroka, który najzwięźlej ujął działalność nauczycielską Jana: „Głos wołającego na puszczy: Gotujcie drogę Panu, czyńcie proste ścieżki jego“. Życie ludzkie przyrównuje tu Prorok do drogi, którą naprawiano i wyprostowywano, kiedy miał przyjeżdżać król, albo jakiś wysoki dostojnik państwa. Jak porządkowano drogę przed przyjazdem króla, tak należy naprawić drogę życia ludzkiego przed przyjściem Pana Jezusa. „Wszelka dolina będzie napełniona”: nie należy się oddawać żadnej małoduszności, lenistwu czy zwątpieniu, ale z otuchą oczekiwać Mesjasza. „Wszelka góra i pagórek poniżony będzie”: góra pychy, pewność siebie i ufność we własne siły, powinny ustąpić poznaniu swojej nędzy duchowej i potrzeby pomocy z nieba. „I krzywe miejsca będą prosie“: krzywą jest zawsze droga grzechu, bo jest znaczona krętactwem, fałszem i krzywdą ludzką. Tylko droga prosta, droga przykazań Bożych, prowadzi do Chrystusa i do nieba. „A ostre drogami gładkimi“: w obyczajach ówczesnych było dość szorstkości i barbarzyństwa. Taka szorstkość obyczajów winna ustąpić miejsca łagodności i miłości bliźniego.
Żyjemy w czasach wyjątkowo trudnych, jak Żydzi, kiedy zostało odjęte berło od Judy. Ale jak nas uczą dzieje objawienia, przez trud i cierpienie dochodzi się do chwały. Tylko prostujmy drogę naszego życia. Wszelka małoduszność powinna ustąpić miejsca ufności w Opatrzność Bożą. Górę pychy należy wyrzucić ze serca, by tam pozostawić miejsce na działanie łaski Bożej. Należy iść przez życie prostą drogą przykazań Bożych, a szorstkość zastąpić chrześcijańską miłością bliźniego. Taka droga życia doprowadzi tam, gdzie niema ani krzywizn ani pagórków ani dołów, ale gdzie rozciąga się czysta i niezmierzona równina Boża. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Rejowski w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 471.