Uroczystość Wszystkich Świętych, 1.11.2012

„Cóż pomoże człowiekowi, chociażby cały świat pozyskał, jeśliby na duszy swej szkodę poniósł?” (Mt 16, 26).

Drodzy Wierni!

Znane nam są te słowa Zbawiciela, ale jakże często niejeden z nas zapomina o tej prawdzie! Uroczystość Wszystkich Świętych to najlepsza okazja znowu zastanowić się nad tym najważniejszym zagadnieniem. Te słowa właśnie, ta prosta prawda o wyższości zbawienia duszy była drogą, po której wszystkie te tysięcy Świętych dostąpili wiecznej chwały.

Niema dla nas sprawy ważniejszej, niż zbawienie duszy, żaden trud, żadna praca, żadne utrapienia i uciski, poniesione cierpliwie dla szczęśliwej wieczności, nie są ofiarą zbyt wielką. Tak mówi św. Paweł: „Utrapienia tego czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi” (Rz 8, 18). A przecież ślepota największej części ludzi i nasza ślepota jest tak wielka, że pracujemy chętnie, z wielkim wysileniem, w pocie czoła i używamy wszystkich swoich zdolności, a nawet wystawiamy się na niebezpieczeństwo choroby i śmierci dla korzyści doczesnych, a kiedy chodzi o duszę, o jej wieczne szczęście albo o wieczną męczarnię, wtenczas wszystko wydaje nam się trudnym, przykrym i wstrętnym, wtedy myślimy, że czynimy aż nadto, słuchając przez pół godziny Mszy św. w niedziele i święta, odmawiając bez uwagi pacierz rano i wieczorem, i czasem udzielając drobnej jałmużny, która nie czyni uszczerbku naszym wygodom i przyjemnościom. Oto mniej więcej wszystko, co czynią dla zbawienia nawet tacy, którzy mają się za bardzo pobożnych i mniemają, że im przecież nie może zagrażać potępienie! Troskę o zbawienie uważają synowie tego świata za rzecz, którą powinni się zajmować tylko ludzie, nie mający nic do roboty, jak pustelnicy albo ludzie starzy, do niczego niezdolni, pogrążeni w smutku, nie umiejący się bawić i dlatego uciekający od świata i jego przyjemności. Ale kto młody, zdrów, piękny i może używać życia, taki niech go używa, póki służą lata; o śmierci, o wieczności będzie dosyć czasu myśleć, kiedy go opuszczą siły. Jak zgubny jednak jest to błąd, jaki to podstęp, wymyślony przez ducha ciemności, który przecież niczego tak nie pragnie, jak żebyśmy wszyscy zapominali o rzeczach ostatecznych!

Jeżeli chcemy wiedzieć, jak mamy ważyć sprawę zbawienia, przedstawmy sobie bardzo wielką wagę i połóżmy na jednej szali to wszystko, co ludzie sobie zazwyczaj najwięcej cenią i czym się najwięcej zajmują, a więc: majątki, zarobek, zaszczyty, zdrowie, przyjemności, w ogóle to wszystko, co nazywamy dobrami ziemskimi, a dalej sprawy ważne dla wszystkich, dla całego kraju, wojnę i pokój, to wszystko w ogóle co nas najbardziej porusza i wstrząsa, o czym ciągle piszą dzienniki, co wznieca największe kłótnie i zatargi na całej ziemi. A na drugiej szali połóżmy zbawienie jednej tylko, swojej własnej duszy, – a możemy być pewni, że dopóki prawda jest prawdą, a Bóg jest Bogiem, dopóty zbawienie naszej duszy jest dla nas sprawą ważniejszą i więcej powinno cię ją zajmować.

Poczytajmy żywoty Świętych, patrzmy np. na owych św. pustelników, co kryli się w gęstych lasach albo w strasznych puszczach i żyli tam wśród dzikich zwierząt, żywiąc się ziołami i pijąc wodę z mętnej kałuży, spali na kamieniach i zadawali sobie najcięższe pokuty; czemuż to robili, czemu tak srodze, tak nielitościwie obchodzili się z własnym ciałem? Czy oni nie byli ludźmi podobnymi do nas? Czy im Pan Bóg nakazał siebie katować? Albo czy oni pragnęli jakiejś większej chwały, większej szczęśliwości od tego nieba, na które każdy z nas ma sobie zasłużyć? Albo czy oni lękali się jakiegoś straszniejszego piekła? Czy dla nich zbawienie duszy miało być czymś ważniejszym niż dla innych? Czemu oni prowadzili tak umartwione życie, tak pokutowali, chociaż wielu z nich nigdy nie dopuściła się w całym życiu ciężkiego grzechu – a my żyjemy sobie w takim spokoju? – Jeżeli nas czeka równa nagroda, bo to samo niebo, czemuż oni dokonywali tak wielkich rzeczy, żeby je pozyskać, a my czynimy tak mało? – Bo ich oświecał Duch Św., bo ich serca były czyste, a nasze oczy są zaślepione, bo nie umiemy sobie wyobrazić wieczności szczęśliwej i wieczności pełnej udręczenia! „O ślepoto, wołał nieraz św. biskup Cezary, o zgubne omamienie dzieci tego świata, co ani jednej myśli nie chcą poświęcić nieśmiertelnym dobrom wieczności!”

Każdy z nas, czytając Stary Testament, zapewne potępia szalonego Ezawa, który sprzedał prawo pierworodztwa młodszemu bratu Jakóbowi za miskę soczewicy, bo go trapił głód, a prawo to nie miało w jego oczach wartości: „Oto umieram, powiedział, cóż mi pomoże pierworodztwo?” (Rdz 1, 32). I „wziąwszy chleb i potrawę soczewicy, jadł i pił i poszedł, lekceważąc sobie, że pierworodztwo sprzedał” (w. 34). On sobie myślał, że to prawo nie jest mu potrzebne i na nic mu się nie przyda, kiedy przecież ma umrzeć; – cóż będzie miał z tego po śmierci, że był synem najstarszym i miał być władcą całej rodziny? A teraz był zmęczony i zgłodniały i bał się śmierci. Zrobił więc coś takiego, czego później żałował przez całe życie. Za to więc każdy go gani i każdy ma to mu za złe.

Ale o ile bardziej są godni potępienia ci, którzy dla jakiejś drobnostki, dla marnej chwilowej uciechy, albo dla wyrządzenia komuś przykrości wyrzekają się wiecznej chwały i niebieskiego dziedzictwa! Ale może niejednemu nie chodzi o chwilę tylko radości, może on sprzedał to swoje dziedzictwo za jakieś wielkie skarby, za długie lata rozkoszy? Przecież to nie mała różnica, czy ktoś całe swoje życie przepędzi w ubóstwie i ucisku, czyli też w dostatkach i zbytku! Na to odpowiada nam jeden z wielkich mocarzy ziemskich, Filip II, bogaty i potężny król hiszpański. W ostatniej swojej chorobie, która go przez dwa lata przykuwała do łoża, przywołał on do siebie syna, odkrył pierś, okropnie poranioną przez raka, i powtórzył słowa Ezawa, ale z większą jeszcze prawdą: „Oto umieram, cóż mi pomoże pierworodztwo?” Patrz, mój synu, jaka jest wartość w tej godzinie śmierci owych koron i królestw ziemskich, których ludzie tak pożądają i drugim zazdroszczą! Cóż mi pomoże teraz, że byłem władcą na lądzie i na morzu, że stanowiłem o wojnie i pokoju i uporządkowałem tyle ważnych spraw, jeżeli wielka sprawa mojego zbawienia nie jest w porządku? „Cóż mi pomoże pierworodztwo?”

Tak, w godzinie śmierci zaczynamy patrzeć na świat i życie innymi oczyma; wtedy dopiero zaczynamy pojmować słowa P. Jezusa (Mt 16, 26): „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśliby na duszy swej szkodę poniósł?” Chociażbyś był najbogatszy, najmędrszy i najpiękniejszy, chociażby wszystkie serca do ciebie lgnęły, chociażby cię wszyscy wielbili i wynosili, cóż ci to pomoże? – Na to pytanie szukają daremnie odpowiedzi wszyscy potępieńcy przez całą wieczność, ta myśl zawsze ich dręczy, zawsze pytają samych siebie z rozpaczą: „Cóż nam pomogły nasze bogactwa i wszystko, cośmy zebrali na ziemi?”

Tę prawdę dobrze zrozumieli Święci i dlatego za nic sobie ważyli wszystko, co mogli posiąść na ziemi; oni, jak mówi św. Paweł, wszystko „poczytali sobie za gnój” (Fil 3, 8), aby tylko Chrystusa pozyskać; oni umieli ocenić sprawiedliwie tę biesiadę ziemską, która duszy naszej nigdy nasycić nie może. Lecz ta myśl oczywiście nie powinna nas zniechęcać do życia, do działania, do sumiennej pracy; – raczej powinno być dla nas podnietą, żebyśmy gardzili biernym używaniem dóbr ziemskich, a starali się wszelkimi siłami o dobra wiekuiste, nieprzemijające, które nas mogą naprawdę i na zawsze uszczęśliwić – o których Boski nasz Mistrz powiedział: „Nie gromadźcie so­bie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje wykopują i kradną, ale gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczy, gdzie też złodzieje nie wykopują ani kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje” (Mt 6, 19–21). Wszyscy Święci Pańscy lgnęli swym sercem do tego, co ma prawdziwą wartość i znaleźli ten skarb w wiecznej chwale, do której i my wszyscy powinniśmy dążyć. Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 417.