Dobre używanie czasu (1)

„Jeszcze krótki czas jestem z wami” (J 7, 33).

Drodzy Wierni!

Źródłem większości nieporządków, które panują między ludźmi, jest złe używanie czasu. Jedni przepędzają całe życie w bezczynności i lenistwie, nieużyteczni dla Kościoła, dla ojczyzny, dla współobywateli, dla siebie samych; drudzy wśród zgiełku spraw i zajęć ludzkich. Jedni zdają się przebywać na ziemi jedynie na to, żeby zażywać niezasłużonego spoczynku i szukać różnych rozrywek dla uniknięcia nudy, która ściga ich wszędzie, w miarę jak przed nią uciekają; – drudzy szukają tylko ciągle wzruszeń w ziemskich zabiegach, dzięki którym zapominają o sobie samych. Zdaje się, jak gdyby czas był wspólnym nieprzyjacielem, przeciw któremu ludzie postanowili walczyć i którego przez całe życie starają się pozbyć: najszczęśliwsi są ci, którym udaje się najlepiej nie odczuwać ciężaru jego trwania; największą przyjemność, którą jedni znajdują w bezmyślnych zabawach, drudzy w zajęciach poważnych, stanowi to, że one skracają długość dni i momentów i uwalniają nas od nich, tak że prawie nie spostrzegamy, iż przeminęły. A więc czas, ten cenny depozyt, powierzony nam przez Pana, stał się nam ciężkim i męczącym brzemieniem; lękamy się jakby największego nieszczęścia, żeby nam go nie zabrano na zawsze – i lękamy się niemal jak równego nieszczęścia znosić jego nudę i trwanie: jest to skarb, który chcielibyśmy móc wiecznie posiadać, który jednak jest nam niemiły, gdy go mamy w rękach.

A przecież ten czas, którego wartość zdajemy się tak mało cenić, jest jedynym dla nas środkiem do osiągnięcia wiecznego zbawienia. Marnujemy go bez żalu, a to jest występkiem; używamy go tylko dla rzeczy ziemskich, a to jest czymś nierozumnym. Korzystajmy z czasu, którego nam Bóg udziela, bo on jest krótki; korzystajmy z niego jedynie na to, żeby zasłużyć sobie na zbawienie, bo tylko na to jest nam użyczony. To znaczy: poznajmy wartość czasu, a nie będziemy go marnowali; poznajmy, jak go trzeba używać, a będziemy korzystali z niego jedynie dla celu, dla którego jest nam darowany. Przez to unikniemy i niebezpieczeństw życia bezczynnego i tych, których powodem bywają zbyt liczne zajęcia.

Trzy okoliczności stanowią zwykle o wartości rzeczy w oczach ludzkich: wielkie korzyści, jakie one mogą nam przynieść; to, co nam daje ich posiadanie; a wreszcie utrata wszelkiej nadziei, że nam się wrócą, jeżeli je stracimy. Oto są trzy główne powody, które powinny każdemu człowiekowi rozumnemu uczynić czas drogim i nieocenionym: po pierwsze, jest on ceną wieczności; po drugie, jest on krótki i nie można zanadto się śpieszyć w korzystaniu z niego; wreszcie nie da się on powetować, i to, cośmy z niego raz stracili, jest stracone na zawsze. Jest on ceną wieczności: tak człowiek, skazany na śmierć za występek swego urodzenia, powinien by otrzymywać życie tylko na to, żeby je tracić w tej samej chwili, gdy je otrzymał. Sama tylko Krew Jezusa Chrystusa zmyła wyrok śmierci i potępienia, wydany na wszystkich ludzi w osobie pierwszego grzesznika Adama; my żyjemy, jakkolwiek jesteśmy dziećmi ojca skazanego na śmierć i dziedzicami jego kary, bo Zbawiciel umarł za nas. Śmierć więc Chrystusa jest źródłem i jedynym tytułem prawnym, jaki mamy do życia; nasze dni, nasze chwile są zatem pierwszymi dobrodziejstwami, jakie na nas spłynęły z Jego krzyża – i czas, który tracimy tak marnie, jest ceną Jego krwi, owocem Jego śmierci, zasługą Jego ofiary.

Nie tylko zaś jako dzieci Adama nie zasługujemy już na życie, – ale te wszystkie występki, które dodaliśmy do występku naszego urodzenia, stały się dla nas nowymi wyrokami śmierci; ilekroć przekroczyliśmy prawo Dawcy życia, tylekroć powinniśmy byli w tej samej chwili je stracić. Każdy więc grzesznik jest dzieckiem śmierci i gniewu; ilekroć zaś miłosierdzie Boże, po każdym z naszych występków, zawiesiło wyrok naszego potępienia i naszej śmierci, raczyło nam użyczyć nowego niejako życia, żeby nam dać czas do naprawienia użytku zbrodniczego, który dotąd czyniliśmy z naszego życia.

Nie mówimy już o chorobach, o wypadkach, o niezliczonych niebezpieczeństwach, które tyle razy zagrażały naszemu życiu, które pozbawiły życia naszych przyjaciół i krewnych, a z których wyratowała nas zawsze Jego dobroć. Życie więc, którym się cieszymy, jest jakby ciągłym cudem miłosierdzia Bożego; czas nam pozostawiony jest następstwem nieskończonej ilości łask, które tworzą pasmo i cały ciąg naszego życia. Każda chwila, w której oddychamy, jest jakby nowym dobrodziejstwem, które otrzymujemy od Boga, a kto przepędza ten czas i te chwile w pożałowania godnej bezczynności, wyrządza obelgę Dobroci nieskończonej, która nam ich udziela, marnuje nieocenioną łaskę, która nam się nie należy, i naraża swą wieczność. Oto pierwsza zbrodnia, którą popełnia się przez marnowanie czasu: jest to dobro cenne, które nam pozostawiono tylko na to, żebyśmy za nie kupili Królestwo niebieskie, a my je rozpraszamy, jakby rzecz bez wartości, z którą nie wiemy co zrobić.

Patrzelibyśmy jak na szalonego na człowieka, który by, odziedziczywszy ogromny skarb, pozwolił go rozproszyć przez niedbałość i nie robił z niego żadnego użytku, czy to żeby się wznieść na jakieś wyższe stanowisko i pozyskać jakieś dostojeństwo, czy też dla zapewnienia sobie losu, aby nie potrzebował się obawiać w przyszłości żadnego nieszczęścia. Otóż czas jest tym cennym skarbem, który odziedziczyliśmy, przychodząc na świat, i który nam Pan pozostawia tylko z miłosierdzia; jest on w naszych rękach i naszą jest rzeczą robić z niego użytek: nie na to, żebyśmy tu na ziemi dążyli do marnych dostojeństw i wielkości światowej, – bo wszystko, co przemija, jest zbyt nędzne, żeby miało być ceną czasu, który jest sam ceną wieczności; ale na to, żebyśmy mogli zasiąść na wyżynie niebios przy boku Jezusa Chrystusa.

Cóż to więc za szaleństwo, gdy ktoś nie robi żadnego użytku ze skarbu tak nieocenionego, gdy ktoś marnuje na lekkomyślne zabawy czas, który może być ceną naszego zbawienia wiecznego, i puszcza z dymem nadzieję naszej nieśmiertelności! Tak, niema ani dnia ani godziny, ani chwili, która by dobrze użyta, nie mogła nam wysłużyć nieba. Jeden dzień stracony powinien by pozostawić w naszej duszy żal tysiąc razy żywszy, niż utrata wielkiego majątku. A przecież ten tak cenny czas jest nam ciężarem; przez całe życie wymyślamy sztuczne sposoby, żeby się go pozbyć, ale pomimo wszystkich naszych starań, pozostaje nam go dosyć, żebyśmy nie wiedzieli jeszcze, co z nim zrobić. – Rzeczą, którą najmniej cenimy na ziemi, jest nasz czas: nasze usługi zachowujemy dla swoich przyjaciół; nasze dobrodziejstwa dla swoich kreatur; nasze majątki dla krewnych i dzieci; nasz wpływ i nasze znaczenie dla siebie samych; nasze pochwały dla tych, którzy nam wydają się ich godnymi. Nasz czas jednak oddajemy całemu światu; pozwalamy go zabierać wszystkim ludziom, a nawet sprawia nam przyjemność ten, kto nas od niego uwalnia; jest to jakby brzemię, które nosimy wśród świata, szukając ciągle kogoś, co by nam je zmniejszył. Takim sposobem czas, ten dar Boży, to dobrodziejstwo najcenniejsze Jego łaskawości, które ma być ceną naszej wieczności, sprawia nam kłopot i udręczenie i staje się dla nas największym ciężarem.

Ale jest drugi powód, okazujący nam jeszcze lepiej, jaka to jest głupota, że tak mało sobie cenimy czas: on jest nie tylko ceną naszej wieczności, ale nadto jest krótki i nie można zbytecznie się śpieszyć, żeby z niego korzystać. Gdybyśmy bowiem mieli żyć na ziemi przez długi szereg wieków, byłby ten czas, co prawda, jeszcze zbyt krótki dla wysłużenia nam szczęścia nieśmiertelnego, – ale moglibyśmy przynajmniej powetować straty chwilowe, korzystając z jego długości; stracone dni i chwile byłyby przynajmniej tylko niejako niewidzialnym punktem w długim szeregu wieków, które mielibyśmy tutaj przeżyć. Ale niestety! Całe nasze życie jest tylko punktem niewidzialnym, – najdłuższe trwa tak krótko! Nasze dni i lata są zamknięte w granicach tak ciasnych, że nie widać tego, co byśmy mogli jeszcze utracić w przeciągu tak krótkim i tak szybko upływającym. Jesteśmy, można powiedzieć, tylko przez chwilę na ziemi: podobni do owych ogników błędnych, które się widzi w powietrzu wśród ciemnej nocy, okazujemy się tylko na to, aby zniknąć w okamgnieniu i znowu zatonąć w wiecznych ciemnościach. A jeżeli jeszcze odciągniemy od tej chwili to, co jesteśmy zmuszeni poświęcić koniecznym potrzebom ciała, obowiązkom naszego stanu, wypadkom nieprzewidzianym, wymaganiom towarzystwa: ileż zostaje dla nas, dla Boga, dla wieczności? I czyż nie jesteśmy godni pożałowania, że nie wiemy jeszcze, co mamy zrobić z tą małą resztą i wymyślamy tysiące sztuczek, żebyśmy tylko nie odczuwali jej długości?

Do tego czasu krótkiego, który mamy przepędzić na ziemi, dodajmy liczbę naszych grzechów, za które mamy odpokutować w tym krótkim czasie. Ileż to, niestety, nieprawości nagromadziło się nad naszą głową od naszych pierwszych lat! Tysiąc żywotów takich jak nasz zaledwie wystarczyłoby na odpokutowanie pewnej części; czas ten byłby jeszcze za krótki i trzeba by, żeby dobroć Boża uzupełniła trwanie naszej pokuty. Cóż mi więc może pozostawać dla zabaw i dla bezczynności w życiu tak krótkim i tak występnym jak moje? Gdzież mogą znaleźć miejsce igraszki i lekkomyślne rozrywki w przeciągu czasu, tak szybko upływającym i który cały nie wystarczyłby dla odpokutowania jednego z moich występków?

A nadto, czy my wiemy, że sprawiedliwość Boska nie ukarze nas skróceniem dnia, który nam zostawia Jego dobroć, – za to, że tego dnia źle używamy? Ileż to nieprzewidzianych wydarzeń może nas powstrzymać w połowie tego biegu tak ograniczonego i ściąć w naszych najpiękniejszych latach nadzieję dłuższego życia! Ileż to zdarza się wypadków uderzających śmierci nagłej, a zawsze to kara sprawiedliwa za niegodny użytek, jaki robiono z życia!

To nasza wina, że tyle godzin pozostawiamy w strasznej próżni; dnie sprawiedliwego są zawsze zapełnione. Mamy chwile próżne w ciągu dnia! Ale czy wszystkie nasze obowiązki są wykonane? Czy nasze domy są uporządkowane, nasze dzieci pouczone, czy nieszczęśliwym udzieliliśmy pomocy, czy odwiedziliśmy ubogich, czy zrobiliśmy to, czego wymagają nasze stanowiska i godności, czy skończyliśmy swoje modlitwy i czytanie duchowne? Czas jest tak krótki, a nasze obowiązki tak liczne – a my możemy jeszcze znajdować w dniu chwile próżne! Iluż to świętych pustelników skarżyło się, że dnie przemijały im zbyt szybko! Oni wynagradzali sobie w nocy to, co krótkość dnia ujęła ich pracom i ich gorliwości; oni brali za złe jutrzence, że przerywała żar ich modlitw i śpiewów; oni nie mieli dość czasu w spokoju swej samotności na głoszenie Bożej chwały i Bożego miłosierdzia. A my, obarczeni mnóstwem trosk; a my wśród starań i zajęć ziemskich, które nam zabierają prawie wszystkie dnie i chwile nasze; a my, którzy mamy nieskończona ilość obowiązków wobec naszych krewnych, naszych dzieci, naszych przyjaciół, naszych podwładnych, naszych panów, naszych stanowisk, naszej ojczyzny, – my jeszcze znajdujemy próżnię w naszym życiu, i ta mała cząstka, która nam pozostaje, wydaje nam się za długą, żeby jej użyć na Bożą służbę!

Ale czyż niema – ktoś powie – w życiu wytchnień niewinnych? – Są takie, ale wytchnienie powinno następować po trudach i staraniach, – nasze zaś życie całe jest tylko ciągłem wytchnieniem. Wytchnienie jest dozwolone tym, którzy, spełniwszy wszystkie swoje obowiązki, muszą użyczyć kilku chwil odpoczynku słabości ludzkiej; – my zaś, jeżeli potrzebujemy wytchnąć, to po ciągłych zabawach i samych wytchnieniach naszych, po szale gry zbyt długiej, której trwanie i poważne napięcie czyni nas niezdolnymi, gdy stamtąd wyjdziemy, do wykonywania obowiązków naszego stanu.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923 s. 430, wg J.-B. Massillona (1663-1742).

 

Wasz duszpasterz, ks. Edmund