23. niedziela po Zesłaniu Ducha Św., 4.11.2012

Drodzy Wierni!

We wszystkich czasach uchodziło za znamię prawdziwej mądrości życiowej patrzeć na koniec we wszystkim, co się czyni. W dopiero co przeczytanej lekcji zwraca apostoł Paweł uwagę Filipian na smutny koniec ludzi, którzy nic nie wiedzą albo nic wiedzieć nie chcą o Bogu i wieczności. „Postępują tak, jak nieprzyjaciele krzyża Chrystusowego: zguba jest ich końcem, mówi apostoł, bogiem ich jest brzuch, a chwałą – ubieganie się o rzeczy ziemskie w sromocie”. Chrześcijanin musi we wszystkim, w całej swojej działalności patrzeć na koniec. Jakże pełną pogody jest nadzieja wiecznej radości, jak ze wszech miar pocieszającym jest koniec pobożnego, wierzącego chrześcijanina.

Znajdujemy się obecnie w miesiącu dusz czyśćcowych, który kieruje nasz wzrok do grobu i do tego, co jest poza grobem. Modlitwa i nabożeństwa w tym miesiącu uczy nas uważać na kres całego naszego życia. „Wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny” – modlimy się codziennie w Składzie Apostolskim. Tę tak pocieszającą prawdę, rozświetlającą pomrok śmierci i grobu chrześcijanina, rozpatrzmy dzisiaj, trzymając się tekstu naszej lekcji niedzielnej.

„My przebywamy w niebiesiech – pisze apostoł – skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana naszego Jezusa Chrystusa”. My ludzie żyjemy na tej ziemi tylko przez krótkie lata. Ziemia bowiem nie jest naszą prawdziwą, trwałą ojczyzną. „Nie mamy tułaj – powiada św. Paweł – trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść” (Hbr 13, 14). Ponieważ więc prawdziwą naszą, trwałą ojczyzną jest wieczność, dlatego też napomina nas tenże apostoł: „Szukajcie tego, co w górze, gdzie jest Chrystus jako zasiadający po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi” (Kol 3, 1–2).

Rozłąka z krainą świętych i błogosławionych nie może być i dla nas trwała. Pisze apostoł, że z góry, z nieba Zbawiciela oczekujemy, Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nadejdzie dzień, w którym zstąpi On po raz drugi na ziemię. A w jakim celu? By po sądzie ostatecznym przemienić ciało naszego uniżenia i upodobnić je do ciała swojej jasności. Wiemy, iż życie nasze nie kończy się ze śmiercią ciała. Podczas gdy ciało rozkłada się w grobie, dusza zjawia się przed swoim Stwórcą i Sędzią. „Wrócisz – powiada Pismo św. – do ziemi, z której zostałeś wzięty” (Rdz 3, 19), a duch wróci się do Boga, który go dał. Cóż jednak stanie się z ciałem w grobie? Czy skazane zostanie na wieczne trwanie w prochu i popiele? Nie, i dla ciała wybije kiedyś godzina wyzwolenia ze śmierci i zniszczenia. „Nadchodzi bowiem godzina – powiada Pismo św. – w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, posłyszą głos Jego, a ci, którzy pełnili dobre czyny pójdą na zmartwychwstanie życia, a ci, którzy złe czyny pełnili, na zmartwychwstanie sądu” (J 5, 28–29).

Już bogobojny Hiob we wierze w zmartwychwstanie ciała znalazł najsłodszą pociechę w swym cierpieniu: „Ja wiem, Wybawca mój żyje…” Potem to: „(co mi zostało po zgniłym ciele) skórą zostanie odziane, i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, me oczy ujrzą, nie inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty” (Hi 19, 25–27).

Sam nasz Zbawca potwierdził tę wiarę w uroczysty sposób. Gdy po śmierci Łazarza odwiedził jego siostrę Martę, ta odezwała się do Niego: „Panie, gdybyś tu był, nie umarłby brat mój”. Odpowiedział na to Zbawiciel: „Brat twój zmartwychwstanie”. Powiedziała Marta: „Wiem, że zmartwychwstanie, ale w zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym”. I wówczas Boski Mistrz, wszechmocny władca życia i śmierci, podniósł swój głos, aby wypowiedzieć znamienne słowa, którymi dziś jeszcze na naszą pociechę modli się Kościół św. nad grobem swych dzieci: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 21n). Słowa powyższe stanowią naszą pociechę, gdy bolejemy nad świeżą mogiłą kogoś z naszych bliskich. Udzielają nam bowiem mocnego zapewnienia, iż rozłąka przy grobie jest nie na zawsze, iż po krótkim rozstaniu nastąpi kiedyś za łaską Bożą wieczne połączenie. I chociażby grudki ziemi, które kapłan rzuca na trumnę zmarłego, boleśnie raniły nam serce, niecą one przecież radosną nadzieję: Bóg Zbawca zbudzi mię znowu w dzień ostateczny.

Dlatego cmentarz dla nas wierzących chrześcijan nie jest żadnym polem trupów, ani ponurym miejscem zrozpaczonego smutku i bolesnej beznadziejności. Jest dla nas raczej miejscem ukojnej nadziei, miejscem świętego spokoju, gdzie chętnie przebywamy, odświeżając pamięć o naszych drogich zmarłych pobożną modlitwą, gdzie równocześnie z wodą święconą przesyłamy nasze modlitwy do wieczności, tam, gdzie przebywają dusze naszych bliskich.

Ale czy ta pocieszająca prawda o zmartwychwstaniu ciała i o życiu wiecznym odnosi się tylko do tych zmarłych, którzy znaleźli miejsce ostatniego swego spoczynku na poświęconych naszych cmentarzach? Odnosi się ona i do tych, co pogrzebani zostali na nieznanym miejscu i w niepoświęconej ziemi. Dotyczy ona wszystkich bez wyjątku. Wszystkowiedzący Bóg zna swoich i wie, gdzie spoczywają. Ten przedobry Ojciec o nikim w dzień zmartwychwstania nie zapomni. Wszak cała ziemia jest niejako jednym wielkim cmentarzyskiem, i do wszystkich umarłych, gdziekolwiek by spoczywali, odnoszą się słowa proroka Daniela: „A wielu się obudzi…” (Dn 12, 2).

Jakże pocieszającą i podniosłą jest nasza wiara! Gdyby jej nie było, jakąż nadzieję mogliby mieć jeszcze ci, których najdrożsi, najukochańsi, jakich posiadali na świecie, leżą w ziemi? A wiemy, że wiara ta nie zawodzi. Wiemy, że i ciało podąży kiedyś za duszą, która je wyprzedziła. Podąży, rzecz jasna, nie o własnych siłach. Wzbudzi je do życia Ten, który już za swego życia ziemskiego niejednego umarłego powołał do nowego życia wszechmocnym swym słowem.

Potwierdza nam to dziś apostoł narodów pisząc, że Pan przemieni nasze ciało na podobieństwo uwielbionego swego ciała tą mocą, którą leż może poddać sobie wszystko. Wszystko bez wyjątku, nawet śmierć samą, poddać może pod swe władztwo. Dał tego dowód. Jedno słowo z Jego ust starczyło, by znowu powołać do życia córkę Jaira. Jego wszechmocny rozkaz: „Młodzieńcze, tobie mówią, wstań” (Łk 7, 14), zwrócił młodzieńca z Naim z powrotem życiu i matce. A przy grobie Łazarza wystarczyły trzy słowa, wypowiedziane boskimi ustami: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz” (J 11, 43) – i leżący od czterech dni, rozkładający się człowiek powraca do życia. Skoro więc nasz Zbawiciel, gdy był jeszcze na ziemi w uniżonej postaci człowieka, posiadał moc nad śmiercią, to nie miałżeby jej i teraz nie posiadać, teraz, gdy siedzi po prawicy wszechmocnego Ojca, dzieląc z Nim Jego władztwo i majestat?

Św. Paweł naucza czegoś wręcz przeciwnego. W dzisiejszej lekcji mówi nam, że Zbawiciel może poddać sobie wszystko – wszystko uczynić zależnym od swej potęgi. Na mocy tej potęgi wzbudzi na nowo w dzień ostateczny ciało naszego uniżenia i upodobni je do ciała swojej jasności. Nam wszystkim zaś udzielił drogocennej poręki przyszłego naszego zmartwychwstania i uwielbienia. Komunia św. w myśl nauki naszego św. Kościoła stanowi właśnie rękojmię przyszłej naszej chwały i wiecznej szczęśliwości. Uwielbione ciało Pana, które przyjmujemy w Komunii Św., przygotowuje równocześnie i nasze ciało do przyszłego zmartwychwstania. Dlatego pewnego razu powiedział Pan Jezus w Kafarnaum do Żydów: „Kto pożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 54).

A że właśnie Komunia św. jest chlebem życia, posilającym duszę naszą i ciało do życia wiecznego, dlatego Kościół nawołuje młodych i starych do stołu Pańskiego. Gdy przyjmować będziemy Ciało Pańskie godnie, ze świętym nabożeństwem i szacunkiem, i my kiedyś posiadać będziemy królestwo niebieskie. „Przeto, bracia moi najdrożsi i ukochani, wesele moje i korono moja, mówi apostoł na końcu, w ten sposób trwajcie w Panu!” Stójcie mocno we wierze w przyszłe zmartwychwstanie, w nadziei życia wiecznego, w żarliwym, wiernym przyjmowaniu Komunii Św. do osiągnięcia życia wiecznego. Amen.

 

Na podstawie: Józef Ries, Lekcje niedzielne, Kraków 1967.