„Jeśli mię kto miłuje, będzie przestrzegał nauki mojej, a Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy i mieszkanie u niego założymy” (J 14, 23).
Drodzy Wierni!
W tym świętym okresie Adwentu nie tylko oczekujemy ogólnego zbawienia, przyjścia Zbawiciela na ten świat, ale powinniśmy pamiętać i o tym tajemniczym przyjściu Syna Bożego osobiście do nas, do głębi naszej duszy. To obiecał Pan Jezus nam tymi zadziwiającymi słowami Ewangelii: „Do niego przyjdziemy i mieszkanie u niego założymy”. Gdzież jest człowiek, który obiecuje drugiemu, że przyjdzie do niego, że w nim założy swe mieszkanie? Bo nie jest tu mowa o przebywaniu pod jednym dachem. Zbawiciel jasno mówi o mieszkaniu w duszach. Ze strony Boga jest to zapowiedź wspaniałego daru Jego wszechmocy; w ustach stworzenia mowa taka byłaby szaleństwem.
Każdemu z nas dana jest łaska „wedle miary daru Chrystusowego” (Ef 4, 7). Ta obecność Boga jest źródłem naszego życia nadprzyrodzonego, tj. życia, jakie mamy w Bogu, i jakie Bóg sam w nas ma; jest żywym nasieniem naszego szczęścia wiecznego, naszego stanu niebiańskiego. Z rozumu i z objawienia wiemy, że Bóg jest niezmierny, wszędzie obecny, że żadne miejsce, żadna przestrzeń nie może Go ogarnąć. Świat jest pełen Boga. Teologowie, wyjaśniając niezmierność Boga mówią, że jest On wszędzie Swą istotą, Swą obecnością, Swą wiedzą i Swą potęgą (św. Tomasz, Summa theologica, I, q. 9, a. 8). Potęgą, tj. że daje byt tworom, że je zachowuje, że nic się nie dzieje bez Niego, że wszystko ulega najwyższej Jego woli. Obecnością (czyli wiedzą), bo Jego władztwo i wola się wykonywa nie z daleka. Wszystko jest Mu obecne, wszystko przed Nim odkryte (Hbr 4, 13). Swoją istotą, co jest tylko dla Boga możliwe. Władza monarchy rozciąga się dalej niż Jego wzrok; Jego wzrok ogarnia przestrzeń, której sam nie zajmuje; dla Boga, gdzie sięga Jego potęga, Jego wzrok, tam też jest Jego cała istota, żywa, jedyna, niepodzielna. On jest pierwszą i konieczną przyczyną wszystkiego, co ma byt. Nic nie żyje, jak tylko przez Niego tj. Jego obecnością i działalnością: „W Nim mamy ruch, życie i istnienie” (Dz 17, 28).
Wszystko jest w Bogu i Bóg jest w każdej rzeczy. A jeżeli tak jest, jakże pojąć, że gdzieś przychodzi? Co znaczą te słowa Jezusowe: „My, (ja, Ojciec i Duch Św.) do niego przyjdziemy”? Przyjść, nie jest li to pójść do miejsca, gdzie się nie było? A jednak mówimy, że ktoś gdzieś przychodzi, kiedy zaczyna czynić coś, czego przedtem nie czynił. Ponieważ Bóg działa z pełną swobodą we wszystkich swych stworzeniach, przeto może zawsze w nich działać więcej lub mniej. Kiedy więc w nich sprawia jakiś skutek nowy a lepszy, mówimy, że Bóg przychodzi. „Duch Św. zstąpi na cię) (tj. przejdzie w ciebie)”, mówi archanioł Gabriel do Najśw. Dziewicy (Łk 1, 35). Bez wątpienia Duch Św. był już w Maryi; On to uczynił ją niepokalaną, świętą, pełną łaski, ale teraz ma ją uczynić Matką Boga, i to właśnie anioł zaznacza, zwiastując to nadejście, drugie przyjście.
Bóg jest więc w duszy, kiedy w niej działa w sposób boski. Przychodzi jak matka, która już trzymała swe dziecię, pomagając mu do chodzenia, ale która silniej je chwyta, a w razie potrzeby unosi – kiedy np. zamiast kroczyć po równej ziemi, ma dziecko przebyć potok. Bóg przychodzi przez pomoc, jaką daje (venit subveniendo, mówi św. Augustyn), przychodzi, jak słońce wschodzące do pokoju, którego nagle otwierają okna, dotąd zasłonięte. Pokój ten nie był zupełnie ciemny, światło, które weń wnikało, pochodziło od słońca, lecz skoro przejście stało się wolne, światło przypływa do pokoju, który nagle zostaje w pełni oświecony. Bóg podobnie przychodzi przez światłość, jaką rozlewa i rozświeca (venit illuminando). Przychodzi jak woda potoku, który płynąc w ścieśnionym łożysku, w danej chwili napotyka na łoże szerokie i głębokie, gdzie jego fale w pełni się przelewają i swobodnie płyną. Przychodzi, napełniając istotę, którą rozszerzył (venit implendo).
Nie myślmy, że Bóg wpływa w nas na sposób subtelnego płynu i rozlewa się w duszy ruchem miejscowym, jakby w jakimś duchowym naczyniu, który by Go zawierało. Nie sądźmy też, że ta święta Istota Boża jednoczy się z naszą tak, jak gdyby te dwie istoty tworzyły tylko jedną, jak się to dzieje, kiedy mieszamy wino z wodą. Istota Boża, nie przenika nas na sposób przymiotu, który pod pewnym względem stałby się czymś naszym, jak np. białość, która staje się rzeczą naszej twarzy. Wszystko, co tu nazywamy opanowaniem, przepromienieniem, wylaniem, obfitością, zjednoczeniem, jest tylko najczystszą czynnością tej niezmiennej i wszechmocnej Istoty Bożej, która wytwarza niezasłużenie i wzniośle w nas skutki podobne do tych, jakie wytwarzają w swym porządku i na swój sposób podrzędne przyczyny, o których mówimy.
Bóg zatem przychodzi do naszych dusz, jak życie przychodzi do ciała omdlałego i schorzałego, kiedy wskutek energicznego lekarstwa lub cudu choroba ustępuje zdrowiu. Przychodzi, jak prawda przychodzi do naszego umysłu, kiedy po długiem rozmyślaniu nad zasadą, nagle spostrzegamy liczne i ważne wyniki, które dotąd były przed nami zakryte. Przychodzi, jak miłość niekiedy przychodzi do naszego serca, kiedy się znajdujemy wobec osoby nadzwyczaj pięknej i dobrej. Oto, co możemy przez różne porównanie powiedzieć o tym boskim przyjściu, które nam Zbawiciel obiecuje, oznajmiając nam jego warunki: „Jeśli mię kto miłuje i przestrzega nauki mojej, Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy”. I dodaje: „i mieszkanie u niego założymy”.
Jak to przyjście Boga do duszy jest nadnaturalne, tak i Jego w nas przebywanie również jest nadprzyrodzone. Gdyby Bóg przyszedł do nas, aby tylko przejść wedle swego zwyczaju, „czyniąc dobrze” (Dz 10, 38), byłoby to już z Jego strony nieocenioną łaskawością. Są w zwykłym towarzyskim życiu odwiedziny, które nam przynoszą niemały zaszczyt. Są inne, które niosą nam pożądaną pomoc, które zapoczątkowują miłe stosunki i nawiązują cenne przyjaźnie. Cóż dopiero powiedzieć o nawiedzinach Bożych? Atoli tu nie idzie już tylko o nawiedzenie: Bóg przychodzi do duszy, by w niej pozostać: „Mieszkanie w niej założymy”. Cóż powiedzieć o tym mieszkaniu i jak je pojąć? Otóż ono mieści w sobie koniecznie pomiędzy Bogiem a duszą zjednoczenie niezmiernie wzniosłe, głębokie, silne. W myśli i zamiarze Boskiego Gościa, który do nas przychodzi, to zjednoczenie jest tak silnie ugruntowane, że z natury swej jest ono stałe, niezmienne. „Człowiek, mówi psalmista, to wiatr idący, a nie wracający się” (Ps 77, 39). Niestety, jakże my często od Boga odchodzimy! Bóg bezsprzecznie miałby również do tego prawo, ale go nie używa. Jego obecność to „dar bez żałowania” (Rz 11, 29), stąd to jego mieszkanie ustanawia i wytwarza stan łaski.
A że gdzie przyszedł, tam przebywa – gdzie przebywa, tam też działa, a Jego działanie odpowiada w pełni doniosłości Jego przyjścia. Jak Bóg wytyczył sobie cel, przychodząc do nas, tak też naznacza sobie samemu powody zamieszkania w nas. Nawet wśród ludzi jest kilka rodzajów i stopni zamieszkiwania według woli i motywów przebywania w jakimś miejscu. Jeśli podróżny, chcąc kilka dni zatrzymać się w jakimś mieście, zamawia sobie pokój w hotelu, słusznie mówimy, że tam mieszka; jeśli zaś najmuje dom, tym bardziej twierdzimy, że w tym mieście mieszka; a jeśli zamiast najmu kupuje dom i w nim się na stałe umieszcza, staje się tym samym mieszkańcem i jakby obywatelem owego miasta. W ten ostatni sposób zamierza w nas zamieszkać Bóg, i to tylko dlatego, że nas miłuje.
Bóg miłuje duszę, w której zamieszka, bo ją stworzył. Lecz niezmiernie więcej miłuje duszę, która jest wierna Jego łasce. Z miłości, która nas stwarza, wykwita miłość, która nas odkupuje, uświęca. Bóg chce na wieki pozostać w tej duszy, którą odkupił krwią swego umiłowanego Syna. Bóg czyni duszę tak piękną, tak czystą, tak podobną do Jezusa, jej najwyższego typu, że nie może jakby nie zamieszkać w niej. Gdyby, co niemożliwe, Bóg nie był wszędzie, byłby w niej jeszcze, bo Mu się podoba tam mieszkać. Bóg czyni sobie z tej duszy skarb, a gdzie skarb Jego, tam i serce Jego (por. Mt 6, 21). Jest więc pomiędzy duszą a jej Gościem przenikanie wzajemne, całkowite, trwałe; jest to objęcie, ściśnięcie raczej niż mieszkanie, objęcie żywe, gorące, tak doskonale, iż można powiedzieć, że ci dwaj są w jednym.
Bóg pozostawia jednak dla duszy jej przyrodzoną wolność. Jak długo żyć będzie na tym świecie, stworzenie może odmienić się, upaść, porzucić Boga, uciec od Niego. Bóg atoli ani chce, ani może uciec, zawieść, zmienić się. W duszy, w której mieszka jak w sobie samym, jest Bóg nieodmienny: „U którego nie masz odmiany, ani zaćmienia przemiany” (Jk 1, 17). Ziemia nie jest tak silnie oparta na swych podwalinach jak Bóg, który raz wszedłszy nadprzyrodzenie w duszę, jest w niej utrwalony: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa Jego nigdy nie przeminą” (Mt 24, 35). Bóg jest w nas więcej i doskonalej niż w niebiosach zewnętrznych, które jednak „opowiadają chwałę Jego” (Ps 18, 2). Gwiazdy nieba, porównane z nami, dla Niego są jako proch; sam firmament jest Mu jakby namiotem, który podróżny zwija, kiedy zamierza pójść dalej; my zaś jesteśmy Jego świątynią. We woli Bożej świątynia ta ma trwać na wieki wieków. „Jeśli mię kto miłuje, do niego przyjdziemy i mieszkanie w nim założymy”.
Gdzie Bóg przebywa, tam i działa. Bóg jest aktem czystym, jak nauczają teologowie. Pierwszą rzecz, jaką czyni, jest to, iż się objawia, okazuje – bo objawić, okazać się jest to siebie uwielbić, a chwała Boga jest zawsze najwyższym dzieł Jego celem. My wtedy stajemy się jakby widownią, na której On się ukazuje. Dusza w łasce jest dla Boga jakby duchownym niebem, gdzie On się ukazuje, wystawia. Bóg widzi wszystko, patrzy na wszystko, a to widzenie swej chwały potęguje Jego miłość ku nam i radość, jakiej używa w nas ta niepojęta miłość. Dalej, ukazując się, Bóg nas przemienia, nadając nam formę swego Syna. Jak Duch Św. ukształcił Jezusa w łonie Niepokalanej Dziewicy, tak ukształca Chrystusa mistycznego we wszystkich duszach, jak mówi św. Paweł: „A my w to wyobrażenie przemienieni bywamy z jasności w jasność, jako od Ducha Pańskiego” (2 Kor 3, 18). Oto dzieło Boga, owoc właściwy i dobrowolny Jego nadprzyrodzonego mieszkania w naszych duszach. My otrzymujemy dary Boże, ale dlatego, że otrzymujemy najpierw Dawcę; a przez Niego już żyjemy jakby w niebiosach, zapoczątkowujemy już na ziemi nasze życie wieczne. Amen.
Na podstawie: J.S. Adamski SJ, Kazania na uroczystości polskich świętych, t. 2, 1920, s. 207.