1. niedziela Adwentu, Ufność w Bogu, 2.12.2012

Drodzy Wierni!

Zaczynając ten święty okres Adwentu rozważmy trochę głębiej o jednej z trzech cnót teologicznych lub Boskich – o nadziei. Adwent – to okres oczekiwania zbawienia, okres ufności w Bożą wolę i moc zbawczą. Niestety, nadzieja jest jakby cnotą zapomnianą: często mówi się o wierze i o miłości, ale zapomina się, że pośrodku jest cnota nadziei, która wyrasta z wiary i prowadza do miłości.

1. Jest to prawdą nieomylną, w którą mocno wierzy nie tylko chrześcijanie, lecz także Żydzi i nawet muzułmanie, że Bóg może uczynić wszystko, co chce, że u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwą. Potrzebuje On tylko chcieć i rozkazać; to też mówi Psalmista o Jego dziełach: „Albowiem On rzekł i uczynione są: On rozkazał a stworzone są” (Ps 32, 9). A bez zarządzenia Boskiego najmniejsza rzecz nie może stać się na świecie. Żaden wróbel nie spadnie z dachu, jeżeli Bóg tego nie zechce (Mt 10, 29).

A dalej P. Bóg wie także wszystko, co nam się przydarza. Chociażby człowiek jakiś był najmniejszym, najuboższym i najbardziej wzgardzonym, Bóg zna go przecież dobrze i nie ma go w pogardzie. Apostoł powiedział wyraźnie do pogan Ateńczyków: „Bóg od każdego z nas nie jest daleko. Albowiem w Nim żyjemy i ruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 27n). A Zbawiciel upewnia nas: „Wasze włosy wszystkie na głowie są policzone” (Mt 10, 30).

I to jest pewne, że Bóg używa tej swojej wszechmocy i wszechwiedzy, aby pomóc człowiekowi. P. Jezus mówi sam o sobie, że „czyni sprawy Ojca swego” (J 10, 37). A do Niego mógł przyjść kto chciał i prosić Go o coś, P. Jezus spełniał jego prośbę, jeżeli nie było w niej nic złego. Kiedy matki przynosiły do Niego swoje dzieci, aby je błogosławił, czynił to, chociaż już był zmęczony; kiedy ktoś żądał pomocy dla jakiegoś chorego, wstawał zaraz i szedł; kiedy grzesznik prosił o przebaczenie swoich grzechów, pocieszał go Jezus i przebaczał; kiedy ktoś chciał Go mieć u siebie w domu, przyjmował zaproszenie. I teraz jeszcze wzywa On ludzi wszystkich czasów, żeby u Niego szukali pomocy; mówi On: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę” (Mt 11, 28). Tak i Ojciec: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby wszelki, kto wierzy weń, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3, 16). Czy jest coś w niebie albo na ziemi, co byłoby Bogu milsze od Jego Syna? A jeżeli Syn jest Mu najmilszy, a przecież dał Go za nas, czyż więc Bóg nie da chętnie i jeszcze chętniej wszystkiego innego, co dla nas może być dobre? Bóg żąda wyraźnie, żebyśmy Go nazywali Ojcem, i jest lepszym dla nas Ojcem, niż może być człowiek nawet najlepszy. A więc Bóg może nam pomóc we wszystkim i dać wszystko, a jest dobry i więcej stara się o nasze szczęście niż my sami.

2. Ale kiedy przypatrzymy się temu, co dzieje się na ziemi, to mogłoby się niejednemu zdawać, że to wszystko nieprawda! Często toczą się wojny przez długie lata w tym i owym kraju, a wtenczas trwoga, gwałty, nieznośne ciężary przez robotę i daniny, utrata całego mienia czynią wiele tysięcy ludzi nieszczęśliwymi. Albo nawiedzi jakąś okolicę zaraza i niezliczone mnóstwo rodzin traci ojca lub matkę albo rodzeństwo. Albo przychodzi bieda, bezrobocie i wiele rodziców nie wie, skąd mają wziąć dla dzieci swoich choćby najnędzniejsze pożywienie. Jeden ma dużo dzieci i nie wie, jak je zaopatrzyć, inny przez lata nie może doczekać się dziecka. Drugi musi wiele cierpieć od swoich najbliższych krewnych; innego znowu męczą choroby i boleści przez całe lata. A niema żadnego człowieka na ziemi, co by nie doznawał żadnych przeciwności. Jeżeli więc Bóg jest wszechmocny, wszystko wiedzący i najdobrotliwszy, czemuż tak ludziom źle? I jakże można ufać Bogu, kiedy i najlepsi i najpobożniejsi wiele muszą cierpieć?

Na to daje nam Bóg sam odpowiedź przez proroka Izajasza (55, 8n): „Myśli moje nie myśli wasze, ani drogi wasze drogi moje. Bo jako podniesione są niebiosa od ziemi, tak podniesione są drogi moje od dróg waszych i myśli moje od myśli waszych”. Największa część ludzi chce przede wszystkim żyć na ziemi przyjemnie i szczęśliwie, a nie troszczy się wiele o to, co dzieje się z ich duszą. Ale P. Bóg chce nas przede wszystkim uczynić świętymi i szczęśliwymi w wieczności. To krótkie życie jest czasem wychowania i próby dla życia dłuższego i lepszego. Otóż to właśnie jest często największym zyskiem dla naszej duszy, co nam jest niemiłe w życiu doczesnym.

Łatwo można by wykazać, że każda dolegliwość może być zbawienną dla duszy. Ileż to razy młodzieniec mało myśli na obczyźnie o swoich rodzicach, póki mu dzieje się dobrze; jeżeli zaś popadnie w chorobę lub inne nieszczęście, wtenczas myśli znowu o nich i pisze do nich. Podobnie zwracają się ludzie często dopiero wtenczas do Boga, kiedy im źle na świecie. A chociaż nie zawsze zaraz możemy poznać, czemu Bóg zesłał nam to lub owo cierpienie, poznamy to kiedyś – po śmierci. Jeżeli zaś cierpienie nie zawsze wychodzi człowiekowi na pożytek wieczny, to tylko jego własna wina, że nie da się żadnym sposobem poprawić.

3. Widzimy więc z tego, że chociażbyśmy wiele nędzy i smutku zaznali na ziemi, to przecież możemy po wszystkie czasy pokładać swoją ufność w Bogu i Jego dobroci. Możemy ufać, że wszystko, co nas spotyka w życiu, jest na to obliczone przez Boga, żebyśmy przez to stali się lepszymi, a kiedyś szczęśliwymi na wieki; ale przy tym nie wolno nam zapominać, że tylko „tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” (Rz 8, 28). Człowiek więc rozwiązły albo chciwy nie powinien ufać, że Bóg da mu wszystko, – i robić, co chce. Taki niech nie myśli, że Bóg jest niejako sługą i że jest na o tylko, żeby żywić i zaspokajać pożądania ludzkie. A ponieważ Bóg nie chce czego oni chcą, więc też nie podoba im się prawie wszystko, co Bóg czyni. Szemrają oni, kiedy innym ludziom lepiej się wiedzie, niż im samym. Są oni podobni do bezwstydnego żebraka, który wyrzeka jeszcze na tego, co żywi go codziennie, jeżeli potrawa nie zawsze jest tak przyrządzona, jak on lubi! Kiedy jednak staramy się szczerze i robimy, co możemy, żebyśmy stawali się coraz cnotliwszymi, wtenczas możemy z całą ufnością spodziewać się od Boga, że i w sprawach doczesnych będzie nami się opiekował i będzie nam tyle dawał, ile nam będzie potrzeba.

Przedmiotem więc właściwym cnoty nadziei jest cel ostateczny, wieczne zbawienie, a wszystkie inne rzeczy, powodzenie i szczęście tu na ziemi – tylko jako środek do tego celu.

4. Pan Jezus daje nam taką naukę: „Szukajcież tedy naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydano… Nie troszczcież się tedy, mówiąc: Cóż będziemy jeść, albo co będziemy pić, albo czym się będziemy przyodziewać… Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (Mt 6, 31nn). Ale tej ufności niema między ludźmi: właśnie dlatego, że nie szukają Królestwa Bożego, chcą sami sobie pomagać.

Każdy zrozumie, że wszyscy ludzie, co więcej liczą na siebie i na swoją pracę niż na Boga, zasługują na to, żeby Bóg uczynił ich pracę niepożyteczną i pokazał im, skąd właściwie wszystko pochodzi. Ale kiedy mówimy, że trzeba przede wszystkim w Bogu pokładać ufność, a nie w sobie, i że nie trzeba o to się troszczyć, co z nami będzie, – nie chcemy przez to wcale powiedzieć, że człowiek nie powinien się bynajmniej trudzić i wysilać. Przeciwnie: Bóg dał nam siły cielesne i duchowe i rozmaite środki, których powinniśmy rozumnie używać, a wtedy Bóg według swego upodobania da powodzenie. Albo czy może ktoś mieć dobre dzieci, jeżeli wcale nie zadaje sobie pracy, aby je wychować, lecz myśli sobie: Pan Bóg poprowadzi je do dobrego i beze mnie? Albo czy ten dojdzie do majątku, kto nie chce pracować, a myśli sobie przy tym: jeżeli mnie Bóg chce mieć bogatym, to może mi przecież dać dużo pieniędzy? Albo czy może od Boga żądać zdrowia chory, który je i pije, co mu smakuje, chociaż mu to szkodzi, i który nie chce używać środków naturalnych, danych nam przez Boga przeciw rozmaitym chorobom? Podobnie ma się rzecz i ze sprawami duszy, które u Boga i dla ludzi są największej wagi. Bóg całym losem każdego z nas tak kieruje, żebyśmy mogli zostać świętymi i szczęśliwymi, ale i my sami musimy jak najusilniej do tego dążyć. O zbawieniu duszy nie mówi P. Jezus: Nie troszczcie się o to! Ale mówi: „Szukajcie naprzód”, przede wszystkim „Królestwa Bożego!” Natężajcie się, używajcie gwałtu: „Królestwo niebieskie gwałt cierpi, a gwałtownicy porywają je!” (Mt 11, 12). Zapierajcie się siebie samych! Kto w rzeczach doczesnych jest leniwy, zgotuje sobie zgubę w rzeczach doczesnych, a kto w sprawie zbawienia jest opieszały, ten też zgubi się sam na wieki.

Tu zawiera się istota cnoty nadziei: „Szukajcie naprzód Królestwa Bożego, a to wszystko” t. j. reszta, której wam potrzeba, „będzie wam przydane”. Jeśli będziemy wzrastali w takiej ufności, będziemy mogli powtarzać słowa Psalmisty: „Jam w Panu nadzieję miał, będę się weselił i radował w miłosierdziu Twoim” (Ps 30, 8). Amen.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 518.