Drodzy Wierni!
W pierwszą niedzielę września w naszym Bractwie obchodzimy uroczystość naszego świętego Patrona niebieskiego – św. papieża Piusa X. Żył on w czasach przełomowych, można powiedzieć rewolucyjnych, gdzie cały świat pogrążył się w wir najgłębszych przemian ideowych, społecznych i technicznych. Stary świat, który jeszcze w XIX w. zachował wiele resztek cywilizacji katolickiej, legł w gruzach I wojny światowej. I w takich, jak się zdaje, najbardziej nieprzychylnych religii okolicznościach papież Pius X głosił swoje hasło: „Omnia instaurare in Christo – Wszystko odnowić, ugruntować w Chrystusie”.
Nigdy nie mówiono tyle i z taką dumą o postępie ludzkości, jak w ostatnich kilkudziesięciu latach przed I wojną światową, i nigdy nie było takiego rozczarowania się w tą ideę progresu jak po tej wojnie. Ileż to zdobyczy naukowych nieocenionej wartości zawdzięczamy 19-mu wiekowi! Jak daleko posunęliśmy się naprzód na drodze cywilizacji! O ileż wyżej stoimy od barbarzyńskiego średniowiecza! Jak mądre mamy ustawy i urządzenia społeczne! A oto przyszła wojna i strasznie upokorzyła dumę chwalców postępu – rozpętała wszystkie namiętności, dała swobodę najdzikszym popędom, zalała krwią i zasypała gruzami najpiękniejsze krainy i uczyniła niepamiętne w dziejach spustoszenie. Czyż to nie powinno było otworzyć oczu wszystkim zaślepionym zwolennikom rzekomego „postępu” i przekonać ich, że tą drogą nie dojdą do celu, do uszczęśliwienia ludzkości? Jeżeli kiedy, to w tych latach mogli się oni przekonać, że opuściwszy Chrystusa, nie postąpili naprzód, ale się cofnęli, – cofnęli ku wiekom pogańskim. A Pius X, jak wszyscy jego poprzednicy, nadal głosił, że warunkiem koniecznym i dźwignią prawdziwego postępu społecznego jest przejęcie się duchem Chrystusowym i miłość ku Niemu, a wrogiem postępu jest burząca się przeciwko Niemu pożądliwość!
1. Największy krok na drodze postępu zrobił z pewnością rodzaj ludzki wtenczas, gdy poszedł za wezwaniem Tego, który powiedział o sobie: „Jam jest droga, prawda i życie” (J 14, 6), który przyniósł na ziemię ogień miłości i kazał w Sobie miłować wszystkich bliźnich. Najpotężniejsze, najbardziej oświecone, najbogatsze państwo ówczesne, Cesarstwo Rzymskie, upadało coraz niżej pod względem moralnym i ulegało rozprzężeniu; wszystko w nim psuło się, i tylko władza despotyczna cezarów była jakby żelazną obręczą, ratującą je od zupełnego rozpadnięcia się. Nikt nie myślał o pracy dla ogółu, o oświecaniu i dźwiganiu warstw niższych, o poprawie stosunków społecznych. Samolubna żądza używania była jedyną kierowniczką tych, którzy mogli używać; bogaci oddawali się szalonej rozpuście, a hasłem tłumów ubogich było: „Panem et circenses! – Chleba i igrzysk cyrkowych!” Żądały tylko tego, żeby je karmiono na koszt państwa i żeby dla ich zabawy urządzano owe okrutne widowiska, walki gladiatorów. Świadczy to o największym zepsuciu, o moralnym upadku owego społeczeństwa. A ludzie wykształceni stojący na wyżynie ówczesnej cywilizacji, czy troszczyli się cokolwiek o podniesienie warstw niższych, czy myśleli o jakiejś działalności dla dobra publicznego? – Oto w ich imieniu tak przemawia jeden z największych pisarzy rzymskich, Horacy: „Odi profanum vulgus et arceo! – Nienawidzę ciemnego tłumu i odpycham go od siebie!” On nie poczuwał się wcale do obowiązku oświecania tego tłumu, do dźwigania go z upadku, – on żywił dla niego pogardę i nienawiść i nie chciał mieć z nim nic wspólnego; wolał zamknąć się w kółku swoich przyjaciół i z nimi zażywać rozkoszy, jakie tylko mógł znaleźć.
2. Tu pokazuje się najlepiej, jakie złowrogie potęgi powstrzymują ludzkość na drodze prawdziwego progresu: jest to owa potrójna pożądliwość, o której mówi św. Jan Apostoł (1 J 2, 16): „Albowiem wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwość ciała i pożądliwość oczu i pycha żywota, która nie jest z Ojca, ale jest z świata!”. „Pożądliwość oczu” – to chciwość, to namiętna, nieumiarkowana chęć posiadania dóbr ziemskich. Ludzie, przez nią opanowani, myślą tylko o własnym zbogaceniu się, – nic ich nie obchodzi dobro bliźnich, byleby tylko sami mieli jak najwięcej, choćby kosztem sił, zdrowia i życia swych braci. Chciwość kazała Grekom, Rzymianom i tylu innym kupować niewolników, którzy dla nich musieli pracować jak bydło robocze, albo jak bezduszne machiny. Bogaci miewali setki i tysiące niewolników, którzy uprawiali ich role, albo obsługiwali ich warsztaty tylko za nędzną żywność. „Pożądliwość ciała” – to żądza rozkoszy zmysłowych, zwierzęcych, powstrzymująca od wszelkich dążeń wyższych, szlachetniejszych, godniejszych człowieka. Taki człowiek nie chce nic wiedzieć o prawdziwym postępie, o uszlachetnieniu i podniesieniu ludzkości, – on raczej nazwie „postępem” wyzbywanie się starych wierzeń religijnych, krępujących jego popędy, zrywanie węzłów małżeńskich i wszystkiego, co mu jest niewygodne, i nie pozwala mu całkiem swobodnie „używać świata, póki służą lata”! A czyż wreszcie i pycha nie tamuje postępu? Człowiek, przez nią opanowany, dąży przede wszystkim do wywyższenia siebie, do władzy, nie lubi stawać w szeregu razem z innymi do wspólnej pracy, poddawać się kierownictwu mądrych i doświadczonych, uczyć się od nich; – on siebie uważa za najmędrszego, idzie tylko za swoim rozumem i w ten sposób psuje każdą robotę, zamiast w niej pomagać. Cóż dobrego zrobiła pycha owych monarchów i wodzów, którzy kierowali losami narodów i bywali sprawcami ich nieszczęść, – albo owych filozofów, pogańskich i ochrzczonych, którzy zamiast nauczać prawdy, szerzyli błędy?
3. Ale oto przyszedł Zbawiciel i wydał wojnę tej potrójnej pożądliwości, zachęcając do umiłowania jej przeciwnych cnót: do umiłowania ubóstwa, czystości, pokory. I od razu odnowiło się oblicze ziemi, bo zaszły na niej prawdziwie cudowne zmiany: ludzie bogaci rozdawali swe mienie ubogim, tworzyli zakłady dobroczynne, wyrzekali się wszelkiego zbytku, zstępowali z swoich pałaców do chat nędzarzy. Królowie usługiwali chorym po szpitalach, w każdym poddanym widzieli swego brata, wszystkich starali się dźwigać i prowadzić do szczęścia doczesnego i wiecznego. Zakonnicy uczyli pracować, karczować lasy, uprawiać ziemię, byli przodownikami oświaty i cywilizacji. Pyszni przedtem wojownicy korzyli się przed posłańcami Chrystusa, słuchali ich głosu, okładali miecz na ich wezwanie, prosili o przebaczenie swoich win. Kiedy np. cesarz Teodozjusz, splamiwszy się rzezią, dokonaną w Tesalonice, chciał wejść do kościoła w Mediolanie, zaszedł mu drogę św. biskup Ambroży i zabronił mu wstępu. A gdy cesarz przypomniał mu grzech Dawida, odpowiedział mu nieustraszony mąż Boży: „Jeżeliś, cesarzu, naśladował błądzącego Dawida, naśladuj także pokutującego!” – I oto cesarz nie obraził się tym żądaniem, ale poddał się pokucie publicznej, wyznaczonej mu przez biskupa, dając przez to dobry przykład poddanym. – Jakaż to różnica między pogańskim pojęciem władzy monarszej a chrześcijańskim! Cezar rzymski kazał sobie oddawać cześć boską, i nie było rzeczy, którą by uznawał za niedozwoloną sobie; nie było obowiązku, do którego by się poczuwał; – zwierzchnik chrześcijanin żąda posłuszeństwa, ale on wie, że ma swoją władzę od Boga, że mu ta władza jest powierzona dla dobra podwładnych, że mu nie wolno jej nadużywać, że on sam ma być pokornym sługą Bożym.
4. Nieocenione są więc dobrodziejstwa, którymi obdarzyła ludzkość religia Chrystusowa: ona kazała w każdym człowieku widzieć brata, miłować nawet wrogów, troszczyć się o dobro maluczkich, chorych i nędzarzy, zniosła niewolnictwo, przywróciła kobiecie należne jej prawa, uczyła oświecać i wychowywać młodzież, pracować i poświęcać się dla bliźnich, – jednym słowem: „odnowiła wszystko w Chrystusie”, wprowadziła ludzkość na drogę prawdziwej, godnej tego miana kultury. Jedna tylko jest siła nadprzyrodzona, która może odmienić serce ludzkie i zapanować nad pożądliwością oczu, pożądliwością ciała i pychą żywota, – siłą tą jest miłość ku Chrystusowi. Poganie mieli mnóstwo bogów, których się bali, którym składali ofiary, ale o miłości ku tym bożkom nie było nawet mowy. Dopiero Chrystus zjednoczył ludzkość z Bogiem przez miłość, jak sam powiedział: „Przyszedłem puścić ogień na ziemię, a czegóż chcę, jedno aby był zapalon?” (Łk 12, 49).
Rewolucja protestancka i później Francuska zwalczali Kościół, naukę Chrystusową, i to często z hasłem progresu w ustach. Zgubne skutki tej walki, powrót potrójnej pożądliwości i wszystkich wad pogańskich świat zobaczył już w XIX w., a od czasów Piusa X już żyjemy w społeczeństwie neopogańskim. Lecz my, wierzący jeszcze w Chrystusa, nie mamy i nie możemy mieć innego hasła niż „Wszystko odnowić w Chrystusie”! Przejmiemy się duchem Chrystusowym, miłością Chrystusa. Z Nim zjednoczeni miłością i wstępując w Jego ślady, będziemy mogli spełnić zadanie, jakie On nam wyznaczy, będziemy budowali prawdziwy postęp w naszym otoczeniu, zasłużymy się dobrze ojczyźnie i całej ludzkości, a zarazem i siebie zapewnimy szczęście w tym życiu i w przyszłym. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 196.