Drodzy Wierni!
Obchodzimy w tą niedzielę uroczystość Najśw. Maryi Panny Częstochowskiej, która jest od wieków najmocniejszą Opiekunką narodu Polskiego, najpewniejszą Orędowniczką wszystkich, którzy do Niej przybiegają. Rozważmy dzisiaj tą prostą, lecz najbardziej aktualną dla każdego z nas prawdę, że Najśw. Maryja Panna jest rękojmią naszego zbawienia.
Miłość Maryi ku nam, jak również i nasza miłość ku Maryi jest pewnym znakiem naszego zbawienia. Ale rozumie się miłość taka, jakiej od nas wymaga Maryja, która nie na tym się kończy, że będziemy pilni w naszym nabożeństwie ku Niej, że będziemy nosić szkaplerz, odmawiać różaniec i czynić czasami na Jej cześć jaki dobry uczynek. Na niewiele to się nam przyda, jeśli przy tym wszystkim nie będziemy się starać naśladować Maryi – we wszystkich Jej cnotach, a szczególnie w miłości ku Bogu i bliźnim.
„Kochaj i rób co chcesz” – mówi św. Augustyn. Jeśli będziemy prawdziwie kochać, musimy nie tylko wystrzegać się grzechu, ale zarazem i ćwiczyć się w dobrych uczynkach. To jest znakiem prawdziwej miłości, że nie tylko nie wyrządzimy umiłowanej osobie żadnej krzywdy i obelgi, i raczej zdecydujemy się na śmierć, niż na jej obrażenie, ale że będziemy się starać czynić to wszystko, co jest jej przyjemnym. Z takiej miłości Boga naturalnie wypływa miłość bliźniego, którą nam nasz Zbawiciel tak często, tak dokładnie, tak dobitnie wyraził i nakazał. Przykład takiej miłości dała nam Maryja. Jeśli więc będziemy podług słabych sił naśladować ten przykład, jeśli pokorni, łagodni, skromni, miłosierni, wypełniając wszystkie obowiązki naszego powołania, będziemy wiernie i stale trwać w Jej służbie aż do śmierci – możemy być pewni Jej miłości ku nam. A pewni miłości Maryi, będziemy pokładać w Niej niezachwianą nadzieję i rękojmię naszego zbawienia.
Maryja kocha tych, którzy Ją kochają – kocha miłością bez granic, niezwyciężoną, najskuteczniejszą; bardziej, niż mogłyby nas kochać serca wszystkich ludzi złączone w jedno serce. A jeśli prawdziwa miłość zależy na tym, aby uszczęśliwić osobą umiłowaną prawdziwym i stałym szczęściem, to i miłość Maryi ma tenże sam zamiar z nami. Jeśli Maryja nas strzeże od złego i pociąga do dobrego, jeśli nam nasuwa dobre myśli a pomaga do zwyciężenia złych, jeśli nam użycza dóbr doczesnych, lub one nam zabiera, jeśli zapala, w nas ogień miłości boskiej i pobudza nas do ufności w Jej nieskończonym miłosierdziu, to pewnie nie dlatego, aby nas uszczęśliwić w tym życiu, aby nas pozyskać w czasie a utracić w wieczności. Cel miłości Maryi ku nam jest nasze wieczne zbawienie – i do tego zmierzają wszystkie Jej starania, dla tego nie przestaje wstawiać się za nami u trybunału sprawiedliwości Boskiej.
A jeśli Maryja chce, jeśli Maryja o to prosi Swego Syna, czyż podobna, aby On nam tego odmówił? Jeśli nie osiągniemy zbawienia mając taką Pośredniczkę, to cała wina w tym jest nasza. O tym są przekonani wszyscy Święci, wielcy wielbiciele Bogarodzicy. „Jest rzeczą niepodobną, aby matka nie wstawiła się za dziećmi; jest rzeczą równie niepodobną, aby syn nie wysłuchał matki” – mówi św. Antoni. A św. Bernard twierdzi, że gdyby Maryja prosiła o zbawienie nawróconego grzesznika, a wszyscy Aniołowie i całe Niebo domagałoby się jego potępienia, prośba Maryi zostałaby wysłuchaną. Bo prośby Aniołów i Świętych polegają tylko na miłosierdziu Boskim, ale Maryja, jako Matka, może Synowi przedłożyć swoje zasługi. I dlatego – dodaje św. Antonin – prośba Maryi jest jakby rozkazem. Św. Anzelm mówi: „Jako niepodobna, aby od Ciebie opuszczony był zbawionym, tak też niepodobna, aby ten, który uda się pod Twoją opiekę, a Ty go przyjmiesz, był zgubionym. Chciej tylko, Pani, mego zbawienia, a będę zbawiony, jeśli tylko wytrwam do końca w Twojej miłości i służbie”. Również św. Bonawentura odzywa się tymi pocieszającymi słowami: „Pokój tym, którzy Cię miłują, o Pani – dusza ich nie ujrzy śmierci na wieki”. I znowu św. Bernard: „Znać i wielbić Cię, Panno święta, to droga zbawienia. Słuchajcie więc tedy wszyscy, którzy pragniecie osiągnąć królestwo niebieskie. Kochajcie Maryję, znajdziecie żywot wieczny, bo kto wiernie wytrwa w miłości i nabożeństwu do Maryi, temu otworzą się bramy rajskie”. „Kto będzie zbawionym? Kto króluje w niebie? – pyta św. Dionizy. – Oto ten, za którym wstawia się Królowa miłosierdzia. Prawdziwy sługa Maryi już na ziemi może się spodziewać nieba, jakoby był w niebie”.
Już w pierwszych wiekach Kościoła istniała ta bezgraniczna ufność w opiekę Maryi, gdyż św. Ignacy męczennik pisze: „Nigdy nie zaginie nabożny sługa Maryi; i dlatego to Kościół święty nazywa Maryję Gwiazdą morską, Bramą rajską, Nadzieją naszą. O Ty Gwiazdo nasza, bądź pozdrowiona!” I często stosuje do Niej miejsca Pisma świętego, jako rękojmię naszego zbawienia: „Kto mnie słucha, nie będzie zawstydzon, a który przeze mnie sprawują, nie zgrzeszą, a będą mieli żywot wieczny. Kto mnie znajdzie, znajdzie żywot i pełne zbawienie od Pana” (por. Ekkl. 24, 31).
Znowu Ojcowie Kościoła porównają Maryję z drzewem życia w raju. Pod cieniem tego drzewa wierni mogą znaleźć spoczynek i ochłodę; nie powinni oni ustępować z pod niego, aby upały namiętności nie wysuszyły ich serca, aby blask świata nie oślepił ich oczu. Byliśmy dotychczas grzesznikami i do tej pory jesteśmy grzesznikami, tak często nie odczujemy w naszym sercu miłości Maryi, ale i tak nie lękajmy się i nie trwóżmy się, owszem spieszmy, uciekajmy się do Niej, wzywajmy Jej pomocy. Chciejmy tylko szczerze powstać, a Ona poda nam zbawienną rękę. Bóg sam objawił św. Katarzynie Sieneńskiej, że w Swoim miłosierdziu użyczył Matce Swego Syna tę łaskę, że ktokolwiek grzeszny będzie się z ufnością i żalem uciekać do Niej, będzie wybawiony z mocy złego ducha. „Maryja – mówi św. Bernard – często tym sposobem przywabia, zachęca i przygotowuje chrześcijan, którzy byli niedbali i obojętni w służbie Bożej, aby stali się godnymi łaski Bożej”.
Może już nie jeden doznał skutku tej łaski Maryi. Może niejednemu z nas obowiązki św. wiary były ciężkie, przykre i nudne – nawet jedna Msza św. w dni nakazane wydawała się zbyt długą. Leniwym krokiem szliśmy do kościoła, ale najśpieszniejszym wychodziliśmy z niego. Podczas nabożeństwa, nie wiedząc po co przyszliśmy, nie wiedzieliśmy, co mamy z sobą zrobić, nudziliśmy się, oglądaliśmy dokoła. I może nie jeden z nas, np. po dobrych rekolekcjach, po przeczytaniu dobrej książki o Maryi, czuje już nie przymus, ale potrzebę przychodzić częściej do domu Pańskiego, wykonać tak przyjemne obowiązki religijne. Nie jeden żyjąc na świecie wpośród świata, znajduje samą tylko nudę, lecz tu w kościele czerpie dla duszy prawdziwy pożytek i pociechę. To są skutki miłości Maryi, która chce złączyć ludzkie serca z Sercom Jezusa; bo wie, że w tym połączeniu z Sercem Jezusa i Maryi jest całe nasze zbawienie. Pod Jej przewodnictwem częściej uczęszczamy do Sakramentów, oczy się nam bardziej a bardziej otwierają. Świat traci powlokę szczęścia, którą się przed nami osłaniał – i uczymy się sądzić o rzeczach podług ich prawdziwej wartości, to co wieczne jako wieczne, to co przemijające, jako przemijające.
I dlatego uwielbiajmy, czcimy, kochajmy naszą Matkę – Ona całą naszą nadzieją. Nie w sobie, ale w Niej pokładajmy ufność. Nie ufajmy w naszych cnotach i zasługach, nie rachujmy za wiele na nasze dobre przedsięwzięcia, bo one są jako szkło kruche i słabe: ale raczej ufajmy w Niej, która może nam dopomóc. – Wiemy dobrze nasze grzechy, wiemy z doświadczenia jak łatwo zejdziemy z dobrej drogi. Ale mając Maryję, możemy nic się nie lękać. Ona jest rękojmią naszego zbawienia. Jak długo Jej oko czuwa nade mną, abym nie upadł, jak długo Jej ręka gotowa podźwignąć mnie, gdy upadnę, niczego się nie lękam – jedynie tego się lękam, abym nie utracił Jej łaski.
Dlatego zwracajmy się dzisiaj do Matki Bożej Częstochowskiej słowami św. Efrema: „Żywy i umarły nigdy od Ciebie rozłączyć się nie chcę, chociażbym o wszystkim zapomniał, o Tobie nigdy nie zapomnę – bo wiem, że chociażby cały świat o mnie zapomniał, Ty o mnie nie zapomnisz. We wszystkich smutkach obieram Cię za Pocieszycielkę, we wszystkich trwogach za Orędowniczkę, we wszystkich nieszczęściach za Opiekunkę moją. W Tobie, o Maryjo, pokładam moją nadzieję i nie będę zawstydzon na wieki”. Amen.
Na podstawie: Ks. K. Antoniewicz w: Kazania o Najśw. Marji Pannie, t. II 1921, s. 241