Drodzy Wierni!
Wczoraj obchodziliśmy urodziny naszej Matki niebieskiej – uroczystość Narodzenia Najśw. Maryi Panny. W liturgii tego święta Kościół cytuje proroka Malachiasza: „A zarazem przyjdzie do kościoła swego panujący, którego wy szukacie, i Anioł przymierza, którego wy chcecie. Oto idzie, mówi Pan zastępów” (Mal 3, 2).
O jakimże to kościele mówi prorok Pański? Do jakiegoż domu ma najpierw zawitać „Anioł przymierza”, którego wyczekiwał naród izraelski, a o którym przedtem jeszcze powiedział inny prorok, Ageusz (2, 7–8): „To mówi Pan zastępów: jeszcze jedna mała chwila, a ja poruszę niebo i ziemię i morze i suchą, i poruszę wszystkie narody: a przyjdzie pożądany wszystkim narodom”? – Gdzież miał pojawić się najpierw Ten, „którego wiele królów pragnęło ujrzeć”, który chciał być pożądany przez wszystkie narody, a i teraz chce, żeby nasze serca gorąco Go pożądały, żeby do Niego tęskniły całą swoją siłą – bo wszakże On sam jeden może zaspokoić wszystkie pragnienia naszej duszy? Jakiż przybytek był godny Jego majestatu? Czy godny Jego był przepych jerozolimskiej świątyni, czy trzeba Mu było zbudować inną, jeszcze wspanialszą? – Tak, inna świątynia miała Go przyjąć pierwsza, – była to świątynia, zbudowana w dniu narodzin Maryi, było to przeczyste ciało Niepokalanej Dziewicy, bez grzechu poczęte i nigdy nie poddane żadnemu grzechowi! W tej świątyni miał On zamieszkać, – zbudował ją dla siebie, ale i dla nas: bo jak z owej skały na puszczy płynął dla Żydów obfity strumień żywej wody, co zaspokoił pragnienie tułającego się ludu, tak z tej świątyni płynie niewyczerpany strumień łask. Obyśmy tylko chcieli czerpać z tego strumienia i uciekać się do tej świątyni, – wtedy by żaden z nas z pewnością nie zginął! Czegóż nam jednak potrzeba, żebyśmy te łaski mogli sobie przyswoić, żebyśmy mogli ocalić się z pomocą Tej, której Narodzenie obchodzimy? Oto trzeba nam przede wszystkim pokory, żywej wiary i gorącej modlitwy, zjednoczonej z modlitwą Najśw. Panny.
1. Ewangelia tego święta zdaje się być tylko spisem samych imion, nieprzydatnym do zbudowania. Jest to początek Ewangelii wg św. Mateusza: „Abraham zrodził Izaaka, a Izaak zrodził Jakuba itd.” Ale niejedno z tych imion nasunęłoby nam bardzo wiele pożytecznych nauk, gdybyśmy sobie przypomnieli dzieje i cnoty tych przodków św. Józefa i Najśw. Panny. Przypatrzmy się tylko pierwszemu! To Abraham, „ojciec wierzących” (jak go nazywa św. Paweł), który dał wszystkim wiekom i pokoleniom jeden z najwznioślejszych wzorów wiary i ufności: i on i jego żona byli już w wieku bardzo podeszłym, a dotąd nie mieli potomstwa; więc też, po ludzku sądząc, nie mogli go się już spodziewać. A przecież uwierzył Abraham bez wahania obietnicy Bożej, ze będzie miał syna w tym późnym wieku. Wiedział on dobrze, że nie powinien się spodziewać niczego od siebie, od własnych nieudolnych sił, że trzeba mu było pokładać nadzieję tylko w łasce Bożej. Oto i my nie powinniśmy pokładać ufności w sobie, we własnej sile, bo sami ze siebie jesteśmy niczym, nic nie możemy uczynić, nie możemy wydać żadnego dobrego owocu ani przyswoić sobie zasług Chrystusa i z Nim się połączyć. Nie nasza przyrodzona siła, lecz jedna tylko łaska Boża potrafi to zdziałać, żeby w naszym sercu narodził się Zbawiciel. A więc jedynie wtedy możemy być zbawieni, jeżeli szczerze uznamy swoją bezsilność, swoją nicość, jeżeli upokorzymy się w duchu i nic dobrego nie będziemy oczekiwali od samych siebie.
To pierwszy warunek zbawienia, pierwszy konieczny przymiot, który musimy posiadać, jeżeli mamy korzystać z Narodzenia się naszej Matki Najśw. Wtenczas będziemy prawdziwie pokorni, prawdziwie ubodzy duchem, bo nasz duch będzie przejęty do głębi świadomością swojego ubóstwa i swojej słabości, a zarazem będzie przejęty i ową żywą wiarą Abrahamową, która jest podwaliną zbawienia!
2. Ta właśnie niczym niezachwiana wiara – to drugi warunek konieczny do zbawienia. Czyż bowiem nie wiemy, na jak ciężkie próby wystawia nieraz P. Bóg wierzących, na jaką próbę wystawił samego Abrahama? Czyż nie kazał mu złożyć sobie na ofiarę tego najdroższego syna, którym go obdarzył, który był jego największą pociechą na ziemi, a miał być przodkiem samego Zbawiciela? – Jeżeli są straszne próby i nawiedzenia Pańskie, które mogą zasłonić niebo naszej duszy i targać nasze serce, to jedną z najcięższych prób był ten rozkaz Boży: „Ofiaruj mi twego syna!” Skarżą się i szemrają ludzie, kiedy ponoszą stratę drobnego znaczenia, kiedy muszą się wyrzec jakiejś zabawki, a ten biedny starzec ma ofiarować własnego syna! I czyni to bez słowa żalu i skargi – jego wiara przetrwa i tę próbę, wyjdzie z niej zwycięsko! Jakiż to przykład dla wszystkich pokoleń ludzkości! To samo musiała przeżyć i Matka Najśw., kiedy Opatrzność Boża zażądała od niej ofiary własnego Syna dla zbawienia ludzkości. Niewielka to jeszcze zasługa, kiedy zachowamy wiarę i ufność, prowadząc życie spokojne, nie doznając żadnych przeciwności! Trzeba ją zachować i wtenczas, gdy niebo pokryją czarne chmury, gdy nad głową zawyje burza i spadają gromy, gdy wali się cały układ naszego życia. W takich chwilach próby chrońmy się zwątpienia i rozpaczy! Pomnijmy, że Pan Bóg nas tylko doświadcza jak tyle razy doświadczał ludzi najlepszych i najświętszych – nawet swoją Matkę!
3. Taka była ufność uczniów Chrystusowych. Wesoło płynęli w swojej łódce Apostołowie po morzu Galilejskim, ciesząc się towarzystwem swojego Mistrza: „Czegóż się mamy lękać, mówili sobie, kiedy z nami jest Ten, co rozkazuje złym duchom, wskrzesza umarłych i widocznie posiada moc samego Boga? Cóż nam może zaszkodzić? Kogóż będziemy się bali?” Ale w tym czasie zrywa się gwałtowny wiatr, podnoszą się fale i uderzają na łódkę i zaczynają nią miotać na wszystkie strony – i zaraz wyrywa się z ust Apostołów okrzyk śmiertelnej trwogi: „Panie, zachowaj nas – giniemy!” (Mt 8, 25). Czemuż to i my tak prędko upadamy na duchu? Gdzież nasza ufność i nasza wiara? Czyż jeszcze nie wiemy, że ten sam Chrystus, który płynie z nami i broni nas od złego, zsyła także swoim wiernym utrapienia i przeciwności? Wielu niestety myśli podobnie, jak wtenczas myśleli uczniowie Zbawiciela, że Jego służba – to przyjemna żegluga, to wygodny spoczynek, że pod Jego opieką wszystko im pójdzie gładko i po myśli, że nie spotka ich żadna przykrość. Kiedy zaś wypadnie inaczej, kiedy trzeba coś przecierpieć, kiedy P. Jezus zażąda jakiejś ofiary, wypowiadają Mu służbę! Dlatego ma On tak mało przyjaciół! O jakże inaczej powinniśmy pojmować Jego służbę i Jego zarządzenia! „Żebyś był przyjemny Bogu, rzekł Anioł do Tobiasza, potrzeba było, aby cię doświadczyła pokusa” (12, 13). „Właśnie dlatego, mówi Anioł, żeś wiernie służył Bogu, żeś pełnił Jego świętą wolę, żeś był dobroczyńcą ubogich, żeś grzebał umarłych i zostawiał swój obiad” (12, 12), potrzeba było, aby cię doświadczyła pokusa, abyś doznał utrapienia i poddał się bolesnej próbie.
4. Tej więc ufności pośród ciężkich doświadczeń, jakie nas spotykają, uczą nas także święci przodkowie Niepokalanej Dziewicy, a przede wszystkim wielki ojciec wierzących Abraham. Nie możemy mieć takiej ufności bez modlitwy. Oto trzeba nam zjednoczyć swoje modlitwy z modlitwą Maryi. Czytamy o patriarsze Jakubie, że przez całą noc mocował się z Bogiem i wyszedł zwycięsko z tych zapasów. Jakże to być mogło, żeby stworzenie pokonało Stwórcę? Była to usilna modlitwa człowieka szczerze miłującego. Podobnie mówi o Najśw. Pannie bł. Jan z Awili, że dniem i nocą pasowała się z Bogiem, prosząc Go o litość nad swoimi nieszczęsnymi braćmi; więc też Jej modlitwa była i jest Bogu miłą i odnosi zwycięstwo nad Jego sprawiedliwością. O tej modlitwie mówili, dodaje ten Błogosławiony, z największym zdumieniem Aniołowie, jak czytamy w Pieśni nad pieśniami (3, 6): „Któraż to jest, która wstępuje przez puszczę jako promień dymu z wonnych rzeczy mirry i kadzidła?” Modlitwa nasza podobna jest do owego zwyczajnego dymu, co gryzie w oczy, wyciska łzy i zostaje przy ziemi: modlitwa ta nie wznosi się ku niebu, bo nie płynie z serca czystego i prawdziwie miłującego, bo raczej mamy na oku własną dogodność i samolubną wygodę, niż chwałę Bożą i zbawienie bliźnich, bo nie prosimy o dary niebieskie ale o dobra doczesne. Więc też ani P. Bogu, ani nam samym nie sprawia radości. Modlitwa zaś N. Panny jest „jako promień dymu z mirrą i kadzidłem, wstępujący ku niebu”.
Łączmy się zatem całą duszą z naszą Matką niebieską, módlmy się o to samo, o co Ona się modli, prośmy przede wszystkim o łaski potrzebne do zbawienia, pożądajmy najpierw „Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego”, przeznaczmy codziennie jakąś chwilę czasu wedle możliwości na tę modlitwę, zjednoczoną z modłami N. Panny, i od razu doznamy zbawiennych owoców tego nabożeństwa: chociażby byliśmy pogrążeni w największym smutku, Ona nas pocieszy; chociażby największa była nasza nędza, Ona nas zbogaci; chociażby największa była nasza słabość, Ona wyjedna nam siłę do zwalczenia wszystkich trudności i pokus. Amen.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 287.