Waldemar Tomaszewski, O Magisterium Kościoła i innych spornych kwestiach

Odpowiedź na zarzuty ks. Jana Rosłana

 

Nic nie sprawia tak wielkiej radości jak wybudzenie współbrata w wierze katolickiej z drzemki intelektualnej. Już choćby z tego powodu opłacało się napisać tych parę słów o ostatnim Soborze. W swojej odpowiedzi na moją polemikę sformułował ks. Jan Rołan wiele poważnych zarzutów, na które chciałbym odpowiedzieć.

 

Już na wstępie pyta mnie mój Szanowny Polemista, co rozumiem pod pojęciem Magisterium Kościoła. I dalej zadaje pozorne pytanie o to, czy Urząd Nauczycielski Kościoła istnieje i dzisiaj? Odpowiadam: przez Magisterium Kościoła rozumiem władze autorytatywnego nauczania prawd wiary, który sprawowany jest przez Kolegium Biskupów w jedności z papieżem jako Głową oraz indywidualnie przez biskupów pozostających w jedności z Kolegium i Jego Głową. Rozumiem więc Magisterium Ecclesiae tak, jak Bóg przykazał. W powyższej definicji wyróżniamy aspekt przedmiotowy, mianowicie, co jest autorytatywnie nauczane, oraz aspekt podmiotowy, czyli kto naucza, ma władze nauczania prawd wiary w sposób autorytatywny.

Samo w sobie jest to ujęcie niekontrowersyjne i z przyjęciem jego ks. Roslan nie będzie miał problemu, tak jak i ja nie będę miał problemu z pozytywną odpowiedzią na pytanie, czy Magisterium Kościoła jest i dzisiaj? Powtórzę, nie jest kwestią, czy Urząd Nauczycielski Kościoła jest, czy go nie ma, lecz czy zachowana jest ciągłość doktrynalna, przedmiotowa, Urzędu Nauczycielskiego. Moja odpowiedź była negatywna i poparłem ją konkretnym przykładem z dziedziny ekumenizmu. W tym miejscu chciałbym uściślić swoją myśl, którą wyraziłem nie dość precyzyjnie. Otóż, to nie w Dekrecie o ekumenizmie zmieniono definicję Kościoła, lecz w Konstytucji dogmatycznej o Kościele. W Dekrecie o ekumenizmie zakłada się już to nowe rozumienie. Ksiądz Redaktor twierdzi, że nic podobnego nie ma tu miejsca. Zmuszony jestem w tej sytuacji przytoczyć ten fragment Lumen gentium: „Kościół ten [Kościół Chrystusowy -przyp. mój], ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, trwa w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra oraz biskupów pozostających z nim we wspólnocie (communio), choć i poza jego organizmem znajdują się liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy, które jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają do jedności katolickiej.”(KK 8). Z Tego fragmentu wynika, ze pojęcie Kościoła Chrystusowego jest szersze od Kościoła katolickiego i dary Kościoła Chrystusowego nakłaniają nie tyle do jedności z Kościołem katolickim, lecz do jedności katolickiej, czyli powszechnej, uniwersalnej. Nie pisze się tu expressis verbis o jedności z Kościołem katolickim. Cały Dekret o ekumenizmie jest szczegółowym rozwinięciem tego nowego rozumienia Kościoła katolickiego w relacji do Kościoła Chrystusowego. Wykładnia dokumentu soborowego o jedności chrześcijan zaproponowana przez księdza Jana Rosłana świadczy jak najlepiej o nim, nie świadczy jednak nic dobrego o Unitatis redintegratio, dokumentu, który dzieli z innymi dokumentami soborowymi dwuznaczność sformułowań i twierdzeń.

Jaki sens miało formułowanie dokumentów soborowych w sposób taki niejednoznaczny? Taki, mianowicie, ażeby każdy mógł znaleźć sobie taki fragment i takie sformułowanie, które zinterpretuje sobie w sposób, który odpowiada, jak mówią hermeneuci, jego przedrozumieniu. Podam przykład. Ks. Jan Rosłan powołuje się na początkowy fragment Dekretu o ekumenizmie, którego nagłówek brzmi: „Katolickie zasady ekumenizmu”. I przytacza dalej fragment następujący: „Pełnię bowiem zbawczych środków osiągnąć można jedynie w katolickim Kościele Chrystusowym, który stanowi powszechną pomoc do zbawienia. Wierzymy mianowicie, że jednemu Kolegium apostolskiemu, któremu przewodzi Piotr, powierzył Pan wszystkie dobra Nowego Przymierza celem utworzenia jednego Ciała Chrystusowego na ziemi, z którym powinni zjednoczyć się całkowicie wszyscy, już w jakiś sposób przynależący do Ludu Bożego.” (DE 4) A oto inne fragmenty, których Ksiądz Redaktor nie przytacza: „Ponadto wśród elementów czy dóbr, dzięki którym razem wziętym sam Kościół się buduje i ożywia, niektóre i to liczne i znamienite mogą istnieć poza widocznym obrębem Kościoła katolickiego, spisane słowo Boże, życie w łasce, wiara, nadzieja, miłość oraz inne wewnętrzne dary Ducha Św. oraz widzialne elementy: wszystko to, co pochodzi od Chrystusa i do Niego prowadzi, należy słusznie do jedynego Kościoła Chrystusowego.” (DE 3) I dalej: „Przez „Ruch ekumeniczny” rozumie się działalność oraz przedsięwzięcia zmierzające do jedności chrześcijan, zależnie od różnych potrzeb Kościoła i warunków chwili, jak np.: najpierw wszelkie wysiłki celem usunięcia słów, opinii i czynów, które by w świetle sprawiedliwości i prawdy nie odpowiadały rzeczywistemu stanowi braci odłączonych, a stąd utrudniały wzajemne stosunki z nimi, następnie „dialog” podjęty między odpowiednio wykształconymi rzeczoznawcami na zebraniach chrześcijan z różnych Kościołów czy Wspólnot, zorganizowanych w duchu religijnym, w czasie którego to dialogu każdy wyjaśnia głębiej naukę swej Wspólnoty i podaje przejrzyście jej znamienne rysy. Przez taki bowiem dialog uzyskują wszyscy bliższe prawdy poznanie doktryny oraz życia jednej i drugiej Wspólnoty i bardziej bezstronną ocenę, wtedy też te Wspólnoty osiągają pełniejszą współpracę we wszystkich zadaniach, które dla wspólnego dobra stawia przed nimi sumienie chrześcijańskie, i gromadzą się, gdzie tylko się godzi, na jednomyślną modlitwę.” (DE 4). Tu nie mówi się o jedności z Kościołem katolickim, lecz o jedności chrześcijan. I fragment ostatni: „Ten święty Sobór wyraża naglące życzenie, by poczynania synów Kościoła katolickiego zespolone z poczynaniami braci odłączonych posuwały się naprzód bez stwarzania jakichkolwiek przeszkód na drogach Opatrzności i bez uprzedzeń co do przyszłych podniet Ducha Świętego. Ponadto stwierdza swą świadomość, że ten święty plan pojednania wszystkich chrześcijan w jedności jednego i jedynego Kościoła Chrystusowego przekracza ludzkie siły i zdolności.” (DE 24)

Ta niejednoznaczność tekstu Unitatis redintegratio miała swoje odbicie w jego przeciwstawnych interpretacjach. Pamiętam z czasów studenckich taki incydent, do jakiego doszło podczas sympozjum ekumenicznego. Do mównicy podchodzi o. prof. C.S. Napiórkowski, podnosi rękę, w której trzyma książkę ks. kard. S. Nagy`ego , również profesora na wydziale teologicznym KUL, „Kościół na drogach jedności” i grzmi, że ta książka to przykład ekumenizmu uprawianego w duchu antyekumenicznym. Czym podpadł ówczesny ks. prof. S. Nagy ojcu profesorowi Napiórkowskiemu? Tym, ze zinterpretował soborowy dokument o ekumenizmie w duchu tradycyjnie katolickim. Wykładnia ekumenizmu zaproponowana przez ks. Stanisława Nagy`ego jest jednak absolutnym wyjątkiem. Zasadniczo obowiązuje radykalnie inny punkt widzenia. Dobrze oddaje to ks. prof. Henryk Seweryniak, który pisze tak w swojej książce „Święty Kościół Powszedni”: „znamiona łączą, a nie dzielą Kościoły chrześcijańskie. Łączą w poszukiwaniu prawdziwej jedności, świętości, katolickości i apostolskości, które osiągniemy nie przez zamknięcie w poczuciu własnej pełni lub we własnych problemach, ale przez wspólne działania na rzecz ewangelizacji, jedności rodziny ludzkiej i godności każdego człowieka” (s. 197) Wniosek nasuwa się sam: jedność, świętość, katolickość i apostolskość aktualnie nie są prawdziwe. Mówi ks. Seweryniak również o Kościołach w liczbie mnogiej, co dla katolickiej doktryny tradycyjnej było tak samo nie do pomyślenia, jak mówienie o Bogu w liczbie mnogiej. Żeby już ks. Jan Rosłan nie miał najmniejszych wątpliwości, jaka wykładnia pojęcia ekumenizmu dzisiaj obowiązuje, przytoczę fragmenty wypowiedzi ks. arcybiskupa Alfonsa Nossola, również mojego profesora z czasów studiów teologicznych na KUL. W wywiadzie udzielonym Piotrowi Seremekowi dla KAI z 10 stycznia 2000 r. pt. „Godzinę jedności Kocioła zna tylko Duch Św.” pada takie pytanie: „Jedną z wielkich nowości Soboru Watykańskiego II był ekumenizm. (…) Zdarza się, że ekumenizm dla niektórych to dążenie do przyłączenia innych wyznań chrześcijańskich do Kościoła katolickiego. Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup przybliżyć to pojęcie i ukazać jego istotę?” A oto odpowiedź ordynariusza opolskiego: „Ogólnie rzecz ujmując ekumenizm to ruch na rzecz zjednoczenia chrześcijan, czyli zewnętrznego zjednoczenia się Kościoła. Sam Kościół Chrystusowy – jeden, święty, powszechny i apostolski, który jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, nie może być podzielony, bo sam Chrystus nie może być podzielony, ale Kościół w swoich zewnętrznych przejawach doznaje ran podziału. Przyczyną tego są ludzkie grzechy. Jako chrześcijanie ponosimy za to odpowiedzialność. (…) Dzisiaj ekumenizm zyskuje na znaczeniu. (…)Nie chodzi tu jednak o ekumenizm w znaczeniu «tradycyjnym», czyli tzw. ekumenizm powrotu do Kościoła rzymskiego. Dzisiaj mówimy raczej o ekumenizmie, jako o nawróceniu się do Chrystusa. Jeżeli coraz bardziej będziemy nawracać się do Chrystusa w ramach swoich wyznań, to tym samym będziemy zbliżać się do siebie. Wówczas nawet się nie obejrzymy, jak spotkamy się w jednym Kościele. Wtedy naprawdę może wybić godzina jedności i pojednania różnorodności, której kształt i termin zna tylko sam Duch Święty”. Krótko mówiąc, próby ratowania ciągłości doktrynalnej Urzędu Nauczycielskiego Kocioła są jak najbardziej chwalebne, szkoda tylko, ze nadaremne.

Temu faktowi nie przeczą dziś nawet oficjalne czynniki watykańskie, czemu wyraz dał ks. Ferdynand Ocariz. W artykule, który ukazał się na łamach Tygodnika Powszechnego 2 grudnia 2011 roku przyznaje wprost, że na ostatnim Soborze pojawiły się nowe treści, których przedsoborowa doktryna nie zawierała, na przykład zapisy o sakramentalności urzędu biskupiego, kolegialności, wolności religijnej itd. W jaki sposób, w takim razie, próbuje ratować jedność Magisterium Kocioła ks. Ocariz? Otóż, jedność Urzędu Nauczycielskiego nie jest, według niego, ufundowana na ciągłości doktryny, lecz na ciągłości sukcesji apostolskiej. Aspekt przedmiotowy i podmiotowy Urzędu Nauczycielskiego, które do Vaticanum II były ze sobą nierozdzielnie związane, zostały po Soborze Watykańskim II rozbite. To jest główna przyczyna niezgody miedzy tradycjonalistami i progresistami w Kościele katolickim. Jedni akcentują moment przedmiotowy w Magisterium Ecclesiae, drudzy podmiotowy.

Nie wiem, czy ks. Jan Rosłan mojego tekstu nie zrozumiał, czy nie chciał zrozumieć, przytaczając różne fragmenty dokumentu soborowego o ekumenizmie, by wykazać, że nie twierdzi się w nich to, co się twierdzi, a na dodatek, bez głębszego uzasadnienia, zarzucić mi eklezjologiczną ignorancje.

Teraz przejdę do innej kwestii, mianowicie, zerwania legalności Soboru. W odpowiedzi na mój zarzut przypomina Szanowny Polemista teologowi, czyli mnie, że to papież decyduje o zwołaniu Zgromadzenia, jego przebiegu, tematyce prac i zakończeniu. I wyciąga z tego wniosek, ze skoro papieża wolą było zredagowanie nowego schematu, to była to decyzja legalna. Po pierwsze, nie wiem, dlaczego Ksiądz Redaktor informuje teologa, czyli mnie, o rzeczach, o których teolog, czyli ja, nie mogę nie wiedzieć. Po drugie, wyrażenie legalność ma swoje ustalone znaczenie i znaczy ono zgodność czynów z obowiązującym prawem, przepisem prawnym, regulaminem. Nie wiem, w jakim znaczeniu używa tego słowa ks. Jan Rosłan, ale z pewnością nie w powyższym. Rodzić to może pewne trudności semantyczne, na które w żartobliwy sposób zwrócił uwagę ojciec I.M. Bocheński. Pisał on, ze można krowę nazwać algorytmem, ale trzeba się z tym liczyć, ze dobrzy ludzie będą się dziwić, iż algorytm ma rogi, je trawę i daje mleko. Jan XXIII złamał obowiązujący regulamin Soboru i tym samym zakwestionował legalność jego postanowienia. Fakty są jeszcze smutniejsze. Papież nie uczynił tego sam z siebie, lecz pod wpływem grupy kardynałów, którzy dążyli do rewolucyjnych zmian w Kościele katolickim. W swoim polemicznym zapędzie idzie ks. Jan Rosłan jeszcze dalej i pisze, że czytając liczne pisma lefebrystów nigdzie nie zetknął się tam z tak bzdurna tezą o nielegalności ostatniego Soboru. Jestem zmuszony po raz drugi pochwalić Mojego Szanownego Polemistę, tym razem za to, że nie czytał zbyt dużo tekstów autorstwa tradycjonalistów. Gdyby to bowiem czynił, wiedziałby, ze sam arcybiskup Lefebvre porównał Vaticanum II do II Soboru Efeskiego z roku 449 po narodzeniu Chrystusa, który papież Leon I Wielki nazwał Synodem Zbójeckim.

Szanowny Adwersarz dziękując mi za komplement zrównania go w myśleniu i działaniu z Sekretariatem Stolicy Apostolskiej, ubolewa, że nie może mi się odwdzięczyć, a następnie zarzuca mi nieznajomość Dekretu o ekumenizmie, ponieważ sytuacje lefebrystów porównuje do sytuacji Kościołów Wschodnich, natomiast powyższy dokument dotyczy wszystkich Kościołów i wspólnot chrześcijańskich, w domyśle niekatolickich, nie dotyczy sytuacji wewnętrznej Kościoła katolickiego. I dalej uściśla, że Bractwo św. Piusa X nie jest nowym Kościołem. Otóż, dokument Unitatis Redintegratio dotyczy przede wszystkim sytuacji wewnętrznej Kościoła katolickiego. Zarzuty, jakie mi stawia ks. Jan Rosłan, mogę skomentować tak: po ostatnim Soborze mamy duże trudności w logicznym i spójnym myśleniu o fundamentalnych sprawach dla naszego Kościoła. Jest to pochodna wewnętrznej niezborności soborowych tekstów. Przede wszystkim nigdzie nie twierdziłem, że Bractwo św. Piusa X jest nowym Kościołem. Więcej, ja nigdy nie twierdziłem, ze Kościoły Wschodnie są nowymi czy starymi, czy tez siostrzanymi Kościołami równorzędnymi z Kościołem katolickim. A to właśnie sugeruje Dekret o ekumenizmie, a wyraża wprost mój Szanowny Polemista. Właśnie na założeniu istnienia Kościołów w liczbie mnogiej i wspólnot chrześcijańskich (też w liczbie mnogiej) ufundowany jest ekumenizm posoborowy, co jest sprzeczne, o czym była już mowa, z przedsoborowa doktryna katolicka. W mojej krytyce treści Noty Stolicy Apostolskiej, którą przytacza ks. Rosłan i jego do niej uwag chodziło mi o to, że krytycy Bractwa nie wyjaśniają, dlaczego to należy im się inne, gorsze traktowanie od tego, jak się traktuje Kościoły Wschodnie. Poza arbitralnością nie ma tu żadnego racjonalnego uzasadnienia. Nadto, idąc za Dekretem o ekumenizmie w równorzędnym traktowaniu Kościołów Wschodnich z Kościołem katolickim, przyjmuje ks. Rosłan wewnętrzną logikę soborowego dokumentu za swoją i tym samym kwestionuje swoje wcześniejsze próby tradycyjnej interpretacji soborowej i posoborowej idei ekumenizmu.

Na koniec pisze ks. Redaktor, że w Archidiecezji Warmińskiej bywa okazjonalnie sprawowana msza w rycie trydenckim, jeżeli jakaś grupka zwolenników łaciny zadeklaruje chęć uczestniczenia w takiej mszy. Przepraszam, to msze w rycie zwyczajnym organizowane są dla zwolenników języków ojczystych, a uczestnictwo w nich to wyraz sympatii do języka, w jakim msza jest odprawiana? Poza tym, najzwyczajniej nie wierzę, że msza w rycie nadzwyczajnym „okazjonalnie bywa sprawowana w Archidiecezji Warmińskiej”. Gdybyśmy jednak założyli, że tak jest, to w wyjaśnieniu księdza Jana Rosłana tkwi jakaś doza małoduszności: jeśli zgłosi się jakaś grupka zwolenników łaciny, to będzie wyznaczony i kościół i ksiądz, by udział w takiej mszy wiernym zapewnić. Dodaje dalej, ze w Olsztynie tak się złożyło, że „zwolennicy łaciny” to zwolennicy lefebrystów. Można z tego wnioskować, że z tego powodu nie było potrzeby wyznaczania i kościoła, i księdza, bo nikt się nie zgłaszał.

Wielce Czcigodny Księże Janie, niech Ksiądz poprosi J.E. Ks. Bpa Jacka Jezierskiego o wyznaczenie Księdza do regularnego sprawowania mszy w rycie nadzwyczajnym w wyznaczonym kościele bez oczekiwania na zgłoszenie się grupki wiernych, która wyrazi wolę uczestnictwa we mszy w rycie nadzwyczajnym. Kościół na tym nie straci. Kościół na tym zyska.

 

Waldemar Tomaszewski

Teolog, uczeń ks. prof. Cz. S. Bartnika

 

„Debata”, miesięcznik regionalny (Olsztyn), nr 6 (57), 06.2012, s. 16.