Ks. Jan Rosłan, Kościół Boga nie ogarnie

Dyskusja z Waldemarem Tomaszewskim nabiera coraz bardziej teologicznego charakteru i zastanawiam się, czy jej tematyka interesuje wyłącznie polemistów, czy także są nią zainteresowani czytelnicy „debaty”. W jakimś stopniu wymiana zdań prowadzi jednak do teologicznej edukacji, choć może u mniej wyrobionych katolików prowadzić może do pojęciowego zamętu. Wierzę jednak w zdrowy sens wiary, który jak mniemam, ma każdy katolik. Stąd jeszcze raz powracam do pewnych spraw, choć wiem, że nie przekonam mego polemisty, ale mam nadzieję, że obiektywny Czytelnik sam wyciągnie wnioski i rozstrzygnie, gdzie leży prawda.

 

Muszę powrócić do stwierdzeń Waldemara Tomaszewskiego o nielegalności Soboru Watykańskiego II. W tekście „Trudna dyskusja” zamieszczony w marcowej „Debacie” myślałem, że w sposób przekonywujący umotywowałem tezę, że twierdzenie o nielegalności Soboru Watykańskiego II jest absurdalne, i byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby ktoś udowodnił, że Jan XXIII został niezgodnie z prawem wybrany papieżem. Tłumaczyłem w sposób bardzo przystępny, że papież jest najwyższą władzą w Kościele, że to on zwołuje sobór, to on określa zasady jego przebiegu, on zatwierdza dekrety i deklaracje soborowe, on może przerwać sobór, jak też decydować o jego przebiegu. Dziwię się, że właśnie tego, podający się za teologa Autor nie rozumie, a oburza się, że te zasady mu przypominam. Nie wiem jakie wykłady z eklezjologii autor artykułu opuścił, czy był na zajęciach z prymatu papieskiego, czy też uległ antypapieskiej fobii, jak od wieków obowiązuje w publicystyce niemieckiej. W polemicznym artykule stwierdził: „Jan XXIII złamał obowiązujący regulamin Soboru i tym samym zakwestionował legalność tego postanowienia ”. Autor nie rozumie podstawowych zasad papieskiego prymatu. To papież jest prawodawcą jedynym w Kościele. To on ustanawia prawa. On może je w każdej chwili zmienić. W. Tomaszewski dodaje: „Fakty są smutniejsze, Papież nie uczynił tego sam z siebie, lecz pod wpływem grupy kardynałów, którzy dążyli do rewolucyjnych zmian w Kościele katolickim”. Tu Autor sugeruje jakąś spiskową teorię dziejów w Kościele katolickim. Obojętnie czy Jan XXIII podjął decyzję po konsultacji z jakimiś kardynałami, czy bez konsultacji, ta decyzja jest pełnoprawna w Kościele katolickim. Nie mogę dyskutować z Autorem, który insynuuje jakieś spiski, który ma pretensje, że pouczam go z podstawowej wiedzy teologicznej, a który niestety wykazuje ignorancję w podstawowych zasadach teologii katolickiej. Albo Autor polemiki uznaje władzę papieża, albo ją odrzuca. Jeżeli ją odrzuca, niech nie twierdzi, że jest teologiem katolickim.

Konsekwencją negowania władzy papieża jako jedynej i ostatecznej w Kościele katolickim jest negacja autorytetu Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Waldemar Tomaszewski stwierdza, że taki urząd dziś nadal istnieje, ale… popełnia błędy, czy faktycznie przestał pełnić swoją funkcję, bo taki można wyciągnąć wniosek. Autor polemiki twierdzi, że Urząd Nauczycielski Kościoła zerwał ciągłość doktrynalną, czyli po prostu pobłądził. I tu ja widzę logiczną sprzeczność. Albo ktoś przyjmuje i wierzy w Urząd Nauczycielski, albo ktoś go odrzuca. Autor dokonuje ekwilibrystyki pięściowej, aby odrzucić autorytet Ojca Świętego i Magisterium Kościoła, uznać ich istnienie, ale odrzucając ich naukę. To jest logiczna, teologiczna sprzeczność. Urząd Nauczycielski jest przedmiotowo i podmiotowo tożsamy. Albo przyjmujemy go w całości, albo odrzucamy.

Waldemar Tomaszewski raz jeden przyznał, że się pomylił, bo po prostu powtarzał propagandowe tezy wygłaszane przez lefebrystów, że największym złem dla Kościoła katolickiego było przyjęcie Dekretu o ekumenizmie Soboru Watykańskiego II. Okazuje się, że sprawa dotyczy Konstytucji dogmatycznej o Kościele i przytoczonego przez polemistę fragmentu. W definicji tej określono wprost, że Kościół Chrystusowy „trwa w Kościele katolickim”, choć i poza nim znajdują się „liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy”. Ja się z tym stwierdzeniem zgadzam w całej rozciągłości. Są w innych Kościołach także elementy prawdy, są też pierwiastki uświęcania się, do takich należy lektura Pisma Św. Sądzę, że właśnie Pismo Św. jest jedynym i niepodważalnym autorytetem wiary, którą wyznajemy. W Dziejach Apostolskich mamy opis działalności św. Piotra, który przybył do Cezarei, do domu Korneliusza. Okazało się, „że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan”(Dz. Ap. 10, 45). I dopiero po tym zadziwiającym fakcie poganie otrzymali chrzest. Kościół Chrystusowy przekracza granice ludzkich horyzontów. Boga nie można zamknąć do soborowych definicji i katechizmowych prawd wiary. Bóg przekracza zdolność ludzkiego pojmowania dziejów świata. Największy zarzut jaki kierowany jest do lefebrystów, to próba ograniczenia działania Boga. Próba wymierzenia Mu ram wyznaczonych przez człowieka! W świecie istnieje dobro. Ludzie nienależący do Kościoła katolickiego są także zdolni do miłości, do poświęcenia, do ofiarności. Ale każde dobro ma swoje źródło w Bogu. Bóg rozlewa swoją łaskę na cały świat, na ludzi złych i dobrych. Ja napisałbym nawet, że cały świat jest Kościołem, bo Kościół jest drogą do zbawiania. Ta droga zaczyna się na ziemi, a kończy w niebie. Tu wkroczył w ziemskie życie Jezus Chrystus, aby połączyć dwa wymiary: boski i ludzki, aby połączyć ziemię z niebem. Każda szlachetna myśl, każde dobro, jest w jakimś stopniu promykiem Boga, bo to Bóg jest źródłem każdego dobra, choć nie każdy człowiek to sobie uświadamia.

Waldemar Tomaszewski ma pretensje do Soboru Watykańskiego II, że tak wieloznacznie zdefiniował Kościół, że jak określają niektórzy, w tym Encyklopedia Katolicka, Kościół Chrystusowy określił jako pojęcie szersze od Kościoła rzymskokatolickiego. Ale w tej definicji mieściło się filozoficzne określenie źródła dobra. To Chrystus jest jedynym Zbawicielem świata, to Bóg jest jedynym źródłem wiary, piękna i dobra. Jan Paweł II w ostatniej encyklice jaką napisał, poświęconej ekumenizmowi nawiązał bezpośrednio do tej definicji z Lumen gentium, którą przytoczył Waldemar Tomaszewski. I ważne jest to, co skonkludował: „Kościół katolicki jest świadom, że pośród wszystkich Kościołów i Wspólnot kościelnych to on zachował posługę Następcy apostoła Piotra w osobie Biskupa Rzymu, którego Bóg ustanowił „trwałym i wizualnym źródłem i fundamentem jedności” (Lumen gentium 23), i którego Duch podtrzymuje, aby Kościół uczynił wszystkich innych uczestnikami tego podstawowego dobra” (88). Mało tego, jakby odpowiadając na zarzuty lefebrystów, że Sobór Watykański wyrzekł się prawdy o tym, że Kościół katolicki jest jedynym i pewnym środkiem zbawienia, że w pełni przechowuje depozyt wiary, że jest kontynuatorem apostolskiej tradycji. Jan Paweł II w przytoczonej encyklice stwierdził: ”Konstytucja „Lumen gentium” w jednym z swych podstawowych twierdzeń, które podejmuje także dekret „Unitatis redintegratio”(Dekret o ekumenizmie)”, głosi, że jedyny Kościół Chrystusowy trwa w Kościele katolickim (nr 8. Konstytucja dogmatyczna o Kościele). Dekret o ekumenizmie podkreśla, że w Kościele obecna jest pełnia (plenitudo) środków zbawienia (dekret o ekumenizmie 3). Pełna jedność stanie się rzeczywistością, kiedy wszyscy będą mieli w pełni środków zbawienie, które Chrystus powierzył swojemu Kościołowi”.

Przytaczam ostatnią wydaną przez Jana Pawła II encyklikę ogłoszoną 25 maja 1995 r. Jak ta sprawa musiała być ważna dla Jana Pawła II, który w bardzo wielu dokumentach powoływał się na Sobór Watykański II, że podał reinterpretację definicji Kościoła Chrystusowego, wprost stwierdzając, że w pełni trwa on w Kościele katolickim, i tu są wszystkie środki zbawienia. Mało tego, napisał, co przytaczam wprost, że pełna jedność zaistnieje tylko wtedy, gdy wszyscy z tych pełnych środków zbawienia skorzystają. A są one dostępne tylko w Kościele katolickim. Polemiście już niczego nie zalecam, aby nie czuł się urażony, ale czytelnikom wyjaśniam, że teologia jest jak każda nauka humanistyczna skomplikowana, wymaga metod komparatystycznych, wymaga porównań i dookreśleń definicyjnych źródłowych. Trudno jest dyskutować z kimś, kto uczepił się jednego zdania z jednego dokumentu, a nie sięgnął do odniesień bezpośrednich, nawiązujących do tego zdania, a będącym przecież oficjalnymi dokumentami Kościoła.

W polemice Autor nie uznaje stosowania liczby mnogiej „Kościoły”. Tu nie chcę się rozwodzić. Proszę sięgnąć do hasła „kościół” w 9 tomie Encyklopedii Katolickiej KUL, gdzie można znaleźć historyczne odniesienia do sformułowania „Kościoły”. Jest ono tak powszechne, używane od wieków, że nie rozumiem nawet intencji Autora, że ma do tego zastrzeżenia.

Na koniec rada, której mi udzielił Waldemar Tomaszewski, a tak faktycznie metropolicie warmińskiemu. Zaleca, aby metropolita wyznaczył kapłana, który sprawować będzie liturgie w Olsztynie w rycie trydenckim. Napisałem poprzednio, że takie msze są w Archidiecezji Warmińskiej sporadycznie sprawowane, gdy jest takie życzenie grupy wiernych. Autor rady niech to sprawdzi w Internecie, gdzie wielokrotnie ten fakt na forach lefebrystów został odnotowany. Po drugie, metropolita warmiński kieruje się wskazaniami Stolicy Apostolskiej, a nie Polaka mieszkającego w Niemczech, który korespondencyjnie doradza, jakie formy duszpasterskie mają być praktykowane w Polsce. Watykan wydał wyraźną instrukcję w sprawie sprawowania liturgii w rycie trydenckim, czyli sprawowania Mszy św. w języku łacińskim. Jest tam bardzo wyraźne polecenie, że taka liturgia winna być sprawowana przez wyznaczonego przez biskupa księdza, jeżeli zgłosi się grupa wiernych, która tego sobie życzy. Taka grupa wiernych w Olsztynie się jeszcze nie zgłosiła To co proponuje Waldemar Tomaszewski, przypomina mi sytuację, gdy byłem wikariuszem w Olsztynie. Wtedy do księdza proboszcza zgłosił się mężczyzna, który zażyczył sobie Mszy Św. w języku litewskim, bo on jest Litwinem, oczywiście wspaniale mówiącym po polsku. Rozsądny ksiądz proboszcz zaproponował rozwiązanie: sprowadzi raz w miesiącu litewskiego księdza, gdy zainteresowany na piśmie przyniesie deklarację przynajmniej 12 osób, które na liturgię w języku litewskim będą przychodzić. Zainteresowany po miesiącu ze smutkiem stwierdził, że nie znalazł nawet sześciu osób, które znają litewski. Waldemar Tomaszewski udziela podobnych rad, wprowadzajcie w archidiecezji liturgię trydencką, bo ja mam takie życzenie. I mieszkam w Niemczech. I dziwi się, że ani ja, ani arcybiskup go nie słuchają, ale są wierni decyzjom i zaleceniom Stolicy Apostolskiej.

Odbiegając od tematu polemiki: czas dialogu z lefebrystami jest dziś bardzo znaczący. Ważą się losy tej wspólnoty i jej związków ze Stolicą Apostolską, czyli z Kościołem katolickim. Jak wiem, utajnione rozmowy, na których tak zależy Benedyktowi XVI zbliżają się ku końcowi. Jest szansa pojednania i jedności ze Stolicą Apostolską, choć są też, przede wszystkim ze strony lefebrystowskiej oponenci tego pojednania. Waldemar Tomaszewski jakby mnożył zastrzeżenia procesu zgody, pomnażał wątpliwości, a przede wszystkim szukał przedziwnych pretekstów mających udowodnić, że Urząd Nauczycielski Kościoła zbłądził, bo zerwał z tradycją, podtrzymywał tezę, że Sobór Watykański był nieważny (żaden poważny teolog tego nie twierdzi), a ekumenizm jest złem największym.

Ja dostrzegam wielkie dobro soboru Watykańskiego II (choć błędy we wprowadzaniu odnowy soborowej też widzę). Ale lefebryści muszą pokonać w sobie pewną schizofreniczną przypadłość: uznają istnienie papieża, ale odrzucają jego nauczanie i kierowanie Kościołem katolickim. Jeżeli nie pokonają tej przeciwstawnej opcji, trudno będzie o pojednanie. Jak widzę, Waldemar Tomaszewski tę przypadłość też niestety reprezentuje.

 

Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, publicysta, autor czterech książek.

Ks. Jan Rosłan

 

„Debata”, miesięcznik regionalny (Olsztyn), nr 6 (57), 06.2012, s. 18.