Boże Ciało, 07.06.2012

Drodzy Wierni!

Dowiadujemy się z historii Starego Testamentu, jak to Bóg żywił lud wybrany na puszczy przez 40 lat dzień po dniu spadającą z nieba cudowną manną. Kiedy zastanawiamy się nad tym niezwykłym zdarzeniem, trudno żeby nas nie ogarnęło zdumienie i podziw wobec tego niezwykłego cudu. Dlatego król Dawid w podziwie i podzięce za ten objaw wszechmocy i dobroci Stwórcy zachwycony woła: „Uczynił pamiątką dziwów swoich miłosierny i litościwy Pan – dał pokarm tym, którzy się go boją” (Ps 110, 4-5).

Ale czy my nie stoimy wobec większego cudu, powtarzającego się dzień w dzień w naszych oczach na ołtarzach naszych kościołów? Nie 40 lat, ale dwa tysiące i aż do końca świata, nie dla jednego, ale dla wszystkich narodów i pokoleń, spuszcza nam i spuszczać będzie niebo wspanialszą, cudowniejszą mannę, by nas karmiła i dawała życie. Wiemy, co to za boska manna, o której mowa – to nasz Najśw. Sakrament, nasza Eucharystia, nasza Hostia Boża, ta, wystawiona tu przed nami na tronie ołtarza! Sam Pan Jezus powiada o niej, że tamtą manną karmili się tułacze izraelscy, lecz pomarli. Kto pożywa tej naszej boskiej Manny, nie umiera duchowo, lecz ubogaca się aż do pełni wiecznego życia. Wpatrzmy się w tą mannę, rozważmy, jak my mamy się zachować wobec tego największego cudu Boga.

Najśw. Sakrament to największy cud wszechmocy i miłości naszego Boga. Podziwiamy cały tak wspaniały i cudownie urządzony wszechświat. Od maleńkiego ziarenka rzuconego w ziemię, do niebotycznych gór i niezmierzonych oceanów i olbrzymich owych milionów gwiazd, to wszystko to prawdziwe cuda Boga! Nie było ich wcale, dopiero jeden akt woli Stwórcy powołał je do bytu. On, wszechpotężny i wszechmocny Władca i Pan wszechrzeczy daje życie i pożywienie stworzeniom żyjącym. A kiedy rozczytujemy się w Historii świętej, jak to Bóg wybawił cudownie wybrany lud z niewoli, i wiódł przez puszczę, ileż tam nie zdziałał cudów dla niego? Ale oto w ostatnich dniach swego życia na ziemi czyni największy cud, niesłychany i niepojęty dla rozumu nie tylko człowieka, ale i aniołów – wprost cud cudów, ustanawiając Przenajśw. Sakrament! „Uczynił pamiątką dziwów, t. j. cudów swoich, miłosierny i litościwy Pan – dał pokarm tym, którzy się go boją”, możemy powtórzyć za Psalmistą Pańskim. W tym właśnie Najśw. Sakramencie dał nam pokarm, mannę z własnego swego Boskiego Ciała i Krwi. To już naprawdę cud cudów!

Czy to nie cud, kiedy Bóg, najczystszy Duch staje się człowiekiem i rodzi się dzieciątkiem w Betlejem? A czy nie rodzi się tak dzień w dzień, konsekrowany przez kapłanów w naszych kościołach? Był tylko chleb, malutki opłatek, a skoro kapłan mocą Jezusową wypowie sakramentalne słowa, to już nie jest chleb, ale sam Jezus, nieskończony Bóg! Umarł nasz Zbawca na krzyżu, ale Bóg nie może umrzeć, trzeba więc było cudu, by się to mogło stać – a oto ten cud powtarza się w każdej naszej Mszy św., w której Jezus naprawdę, choć mistycznie, niewidocznie dla naszych oczu cierpi i umiera. Zmartwychwstały cudem z uwielbionym ciałem żyje dalej i odchodzi do nieba, by tam być na prawicy Ojca – a oto z tym samym uwielbionym ciałem pozostaje równocześnie w naszym Najśw. Sakramencie. Oto pamiątka dziwów, t. j. cudów naszego Boga! To już nie zamieniona woda w wino, ale wino w Boską Krew Jezusową, – a pod postacią chleba na pięć słów kapłana on sam Jezus Bóg – jest prawdziwie obecny!

Jednym swoim słowem „fiat, niech się stanie”, Bóg Stwórca z niczego stworzył świat – teraz kapłan słowami podanymi mu przez Boga już nie świat, ale samego Stwórcę Boga ściąga z nieba i zakuwa niejako w drobną postać chleba, w ten nasz Najśw. Sakrament. Cudem Boga, Zbawiciel przebywał na ziemi i był widziany od ludzi jako człowiek – tutaj w Najśw. Sakramencie i takim go nie widzimy – widzimy tylko maleńki krążek Hostii Bożej. Widzimy okruszynę chleba, a to nie chleb, ale on sam, Najśw. Stwórca wszechrzeczy, Bóg! I oto on, ten sam równocześnie znajduje się po wszystkich kościołach świata, gdzie tylko na ołtarzu lub w tabernakulum znajdują się postacie chleba i wina, czy jedna czy tysiąc konsekrowanych Hostii. Biorą go do serc i pożywają tę cudowną Mannę milionowe rzesze ludzkie, przystępujące do Boskiego Stołu, a on oddaje się każdej duszy cały, i pozostaje nadal nietknięty, ten sam w niebie i w każdej Hostii i najdrobniejszej cząsteczce! Można podzielić na cząsteczki postacie, a nie można podzielić jego samego ukrytego pod postaciami.

Na widok tych cudów woła św. Apostoł Paweł: „O głębokości bogactw, mądrości i wiadomości Bożej: jako są nieogarnione sądy jego i niedościgłe drogi jego!” (Rz 11, 33). Święci jak Cyryl Aleksandryjski, Tomasz z Akwinu i inni nazywają Najśw. Sakrament „czci najgodniejszą tajemnicą”, cudem nieskończonej dobroci Boga! Tak, jeden Bóg mógł to uczynić, i rzeczywiście to uczynił i czyni wciąż. Mówią o tym sami naoczni świadkowie, którzy widzieli jak sam Pan Jezus wziął chleb przaśny i słyszeli jak wypowiedział nad nim te słowa: „to jest Ciało moje!” a nad winem: „to jest Krew moja!” A to ich świadectwo stwierdza powszechna wiara i powaga i praktyka Kościoła św., stwierdzają dzieje kościelne od Apostołów po dzisiejsze czasy – stwierdzają św. Męczennicy z czasów katakumbowych i późniejszych – słowem wieki i miliardy tych, co żyli i obecnych wierzących – stwierdza każdy z nas przystępujący do Bożego Stołu, po wszystkich kościołach, właśnie zbudowanych dla tego Najśw. Sakramentu. Wszak wszyscy o tym dobrze wiemy i wierzymy jako w zasadniczy dogmat naszej św. wiary.

A spytajmy jeszcze, dlaczego to Pan Jezus, wszechmocny nasz Pan i Bóg, czyni dla nas te cuda w Najśw. Sakramencie? Bo nas tak ukochał i kocha. On Bóg nieskończony, nas biednych i nędznych ludzi? Tak! Czy nie mówi wyraźnie tego św. Jan: „umiłowawszy swoje do końca je umiłował” (J 13, 1), to znaczy tak, że już nie można więcej? Żadnego innego powodu nie znajdziemy, i tylko miłość Boga mogła się zdobyć na ten cud cudów. Wszak Pan Jezus jako Bóg wiedział na co się naraża, ustanawiając Najśw. Sakrament. Widział już wtenczas wszystkie zniewagi, bluźnierstwa i świętokradztwa, jakie go miały spotkać i spotykać będą, jak długo będzie pozostawać obecny w św. Hostiach, a na ziemi będą się trafiać ludzie źli, bezbożni i świętokradzcy. A przecież zdecydował się na wszystko, i Najśw. Sakrament i siebie w nim ustanowił i nam pozostawił, bo jego miłość wszystko przemogła.

A jakżeż teraz mamy się zachować wobec tego największego cudu Boga? Przede wszystkim trzeba nam tu owej prawdziwej, żywej, przenikającej nas na wskroś wiary! Wiary tych Apostołów, którzy na ten cud spoglądali własnymi oczyma – tej samej wiary, z którą całe zastępy Męczenników z przyjętą Hostią świętą, nieraz właśnie w jej obronie i za nią szły na śmierć – owej wiary świętych naszych Kazimierzów i Stanisławów, i królów Wacławów i Alfonsów Ligourych i Tomaszów z Akwinu i tylu innych czcicieli Najśw. Sakramentu. To łaska naszego Boga, jeśli mamy tę wiarę – bo iluż to jej nie ma! Niby wierzący i niby katolicy, a można powiedzieć, że tej rzeczywistej wiary po prostu nie mają. Z jakąż wiarą, przekonaniem i najgłębszą czcią mamy się znajdować wobec naszego wszechmocnego Pana, utajonego w Przenajśw. Hostii! Czybyśmy np., gdyby mu co groziło, stanęli wszyscy w jego obronie – jak to czynili święci i wielcy miłośnicy Eucharystycznego Pana – Tarcyzjusz, bł. Robert i inni? Gdy nawróconej z prawosławia rosyjskiej księżnie Golicyn grożono więzieniem i śmiercią, wielkodusznie odpowiedziała: życie wziąć mi mogą, ale Pana Jezusa, którego przyjęłam w Komunii św., nikt mi nie potrafi odebrać!

Ten nasz Najświętszy Pan czyni ten cud dla nas, bo nas tak kocha i chce nas przez to pociągnąć do najgorętszej miłości, dla tej najświętszej tajemnicy. A my czy go kochamy za to? czy kochamy tak, jak powinniśmy? Tysiące i tysiące nawet ochrzczonych katolików, nawet w dzień dzisiejszej uroczystości, nawet nie pomyślą o nim, ani się do niego zbliżają, jak gdyby go tu nie było. Oddani sprawom i interesom doczesnym, zajęciom i zabawom, na miłość Jezusową odpowiadają: nie znamy cię, ani cię potrzebujemy! On woła: „Pójdźcie do mnie” – a oni nie chcą słyszeć, więc nie słyszą. On się podaje jako Boski pokarm duszom, a oni wolą strawę syna marnotrawnego, pasącego trzodę w polu. A i wśród tych, którzy zbliżają się do tego ogniska miłości, ileż zimna i obojętności, a tak mało żaru wzajemnej miłości! Nasze serca winny by płonąć miłością, jak te lampki przed tabernakulum wiecznym płomieniem – ale czy naprawdę tak płoną? Wielki Apostoł Jezusowy św. Paweł rozważając ten cud miłości Boga ku duszom i rozumując, jak dusze ludzkie winny by kochać wzajem swego Pana, woła w świętem podnieceniu: „Jeśli kto nie miłuje Pana naszego Chrystusa, niech będzie przeklęty” (1 Kor 16, 22). Sam brak miłości jest dla takiego człowieka przekleństwem.

Kochajmy, więc pamiętajmy o nim, kochajmy, więc przychodźmy do niego, – kochajmy, więc bierzmy i karmmy się, kiedy się nam podaje, nie zasmucajmy i nie obrażajmy go nigdy i niczym. Za naszą miłość, im będzie większa i gorętsza, zapłaci swoją boską miłością tu na ziemi. A jeśli będziemy żyć jego boskim życiem, jeśli będziemy mogli z całą prawdą powtarzać za Apostołem: „żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”, – zapłaci zwłaszcza w niebie wiecznym cudem szczęścia i chwały. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. Władysław Wojtoń w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVIII 1935, s. 455.