Drodzy Wierni!
Dzisiaj po Mszy św. zapraszamy wszystkich na przedstawienie teatralne „Męczeństwo św. Wawrzyńca”. To jeden z najważniejszych świętych okresu letniego, uroczystość jego będziemy obchodzili 10. sierpnia. On jest również głównym patronem diecezji pelplińskiej, do której przez wieki (kiedy jeszcze niebyło archidiecezji gdańskiej) należała i Gdynia. Z tej okazji przypomnijmy sobie postać tego św. diakona i męczennika.
Wielki papież św. Leon I we dwa stulecia po jego śmierci pisał o nim: ,,Jeżeli mowa o świetnych gwiazdach pomiędzy lewitami, to jedną z najświetniejszych jest św. Wawrzyniec; jako niegdyś zasłynęła Jerozolima św. Szczepanem, tak od wschodu aż do zachodu głośne jest imię Rzymu dla św. Wawrzyńca”. Naprawdę, św. Wawrzyniec zasłużył sobie na taką sławę i powszechną cześć całego świata. Bo to była istotnie postać nadzwyczajna, bohaterska. Zwłaszcza jego męczeństwo zniesione z nadludzką pogodą i radością, jego przy tym wyrzeczone słowa, niosły się z ust do ust u współczesnych chrześcijan, budząc wszędzie podziw i zdumienie, zapalając do podobnego męstwa i zaparcia się w prześladowaniach, mękach i cierpieniach.
Kiedy pojmano i na męczeńską śmierć wiedziono papieża Sykstusa II, którego św. Wawrzyniec był ukochanym uczniem, wtenczas zabiegł mu drogę św. Wawrzyniec i mówi: „Dokąd, ojcze, idziesz bez swego syna? Dokąd kapłanie zdążasz bez diakona? Tyś przecież nie zwykł sprawować ofiary św. bez swego sługi. Nie zostawiaj mnie, ojcze św., albowiem skarby twoje już rozdałem, które mi powierzyłeś. Czy może ci się we mnie coś nie podobało? Czy może okazałem się synem wyrodnym i niegodnym? Spróbuj i przekonaj się, czy odpowiedniego sługę wybrałeś, któremu powierzyłeś rozdawnictwo krwi Pańskiej”. (W tych czasach kapłan albo biskup zawsze celebrowali z przysługującym diakonem, jak do dnia dzisiejszego jest w praktyce w obrządkach wschodnich. Komunia jeszcze była rozdawana pod dwoma postaciami, i diakon był odpowiedzialny za rozdawanie Komunii Najśw. Krwi Pańskiej.)
Tak to żebrał i błagał św. Wawrzyniec najwyższego pasterza i ojca, by go zabrał ze sobą na męki, bo on nie zwykł nigdy sam odprawiać ofiary; niech więc i tę ofiarę swych męczarni i śmierci poniesie razem z nim, swym diakonem. Co za gorejąca miłość Boża, co za chęć cierpienia dla Chrystusa musiała pałać w sercu św. Młodzieńca, jeżeli tak gardził nawet życiem, jeżeli tak rwał się do tortur! W pamięci nosił słowa Jezusowe, które Kościół św. czyta w ewangelii na dzień jego uroczystości: ,,Kto miłuje duszę swoją, straci ją; a kto gardzi duszą swą na tej ziemi, zachowa ją na żywot wieczny”. Zaprawdę św. Wawrzyniec umiał gardzić duszą swą dla Chrystusa, i dlatego zachował ją na żywot wieczny.
Tymczasem na jego usilne błagania i prośby św. Sykstus daje mu na pociechę proroczą taką odpowiedź: „Ja cię nie opuszczam, synu, ani pozostawiam, gdyż tobie, jako młodszemu, należą się cięższe boje dla wiary Chrystusa. Po trzech dniach i ty pójdziesz za mną, diakon za kapłanem”. Przepowiednia Sykstusa ziściła się istotnie. Po trzech dniach pochwycono i św. Wawrzyńca i stawiono przed prefekta Rzymu. Tyran myślał, że nie tylko oderwie młodego diakona od Chrystusa, ale i zagarnie majątek kościelny, którym zarządzał św. Wawrzyniec. (Znowu, w tych czasach zarządzanie majątkiem diecezji było obowiązkiem diakona). Lecz św. lewita na żądanie, by wydał sobie powierzone skarby i pieniądze, jakoby ulegając żądaniu, poprosił o małą zwłokę, zwołał w tym czasie wszystkich ubogich, kaleki i wdowy, na których żywność i odzież wydał pieniądze, a stawiwszy ich przed prefektem, rzekł: „Oto są skarby Kościoła”.
Zawiedziony w swych rachubach sędzia, wywarł na św. Wawrzyńcu srogą zemstę. Oto kazał rozpalić duże ognisko, nad nim postawić żelazną kratę w kształcie łoża, a gdy krata była rozpalona do czerwoności, na niej rozkazał położyć obnażone ciało świętego Wawrzyńca. Jeżeli my krzyczymy z boleści, chociaż tylko koniec palca sparzymy sobie w ogniu, cóż czynić by powinien św. Wawrzyniec? Tymczasem z ust Męczennika nie wyrwał się nie tylko żaden syk ani jęk, ale z największym spokojem, a nawet wesołością wołał na swego oprawcę: „Patrz, jedna strona już jest upieczona, przewróć mnie na drugą i jedz”. I podczas, kiedy św. ciało kurczyło się w niewymownych bólach i zwęglało w płomieniach, jeszcze bardziej paląca się miłością dusza świętego uleciała w niebo, by z rąk króla męczenników, Chrystusa, odebrać wieniec chwały. Bo św. Wawrzyniec gardził swą duszą na tej ziemi, by ją zachować na żywot wieczny.
Czy my po to tylko przychodzimy do kościoła, żeby kilka chwil wypocząć i przeżyć w świątecznym nastroju? Czy po to tylko obchodzimy odpusty i uroczystości Świętych, żeby tych Świętych podziwiać i wielbić, a poza progiem świątyni już o wszystkim zapomnieć? Czy Święci Pańscy są rzeczywiście tylko dla ozdoby naszych kościołów i ołtarzy, domów, dróg i placów, albo tylko dla uświetnienia uroczystości? Zapewne, że jeżeli Święci są ozdobą nieba, to i ziemi, ale gdyby Święci mieli być tylko ozdobą i upiększeniem naszym w życiu, to straciliby ich właściwą wartość i znaczenie dla nas.
Kościół św. przede wszystkim dlatego kanonizuje Świętych i stawia nam ich postacie i życiorysy przed oczy, abyśmy szli w ich ślady, abyśmy się przejmowali ich duchem, aby życie nasze stawało się podobne do ich życia. Więc i uroczystość św. Wawrzyńca po to obchodzimy, abyśmy się wpatrzyli choć trochę w tę postać, aby jego gorące serce choć trochę rozgrzało i rozpłomieniło nasze zimne serca.
Ale jak – zapytajmy – jak ja mam naśladować św. Wawrzyńca? Przecież mnie nikt nie poprowadzi na męki? Mnie dziś żaden sędzia nie skarze na spalenie. Prawda, lecz chodzi nie o dosłowne naśladowanie Świętych; nie we wszystkich szczegółach mamy czynić tak samo. To by było często nieroztropne i niedobre, a po części jest to zupełnie niemożliwe, bo życie każdego człowieka toczy się innymi kolejami i wśród zupełnie innych okoliczności. I może nawet być ten sam wiek, ten sam stan i zawód, te same inne jeszcze warunki u Świętych i u nas, a jednak obok tych podobieństw życia będą tysiączne różnice, inne obowiązki i okoliczności.
A jednak możemy go wszyscy bardzo dobrze naśladować. Pomyślmy, gdyby św. Wawrzyniec nie był diakonem, ale tym, czym my jesteśmy, i gdyby nie żył w czasie krwawych prześladowań w III wieku, i nie był męczony na ogniu, ale żył dziś, i musiał znosić to samo, co my znosimy, i spełniać tę samą pracę, którą my spełniamy, jakim by był ten św. Męczennik dziś na naszym miejscu? Czy byłby takim, jakim jestem ja? Na pewno nie, bo był przejęty zupełnie innym duchem. Nie inne obowiązki i inny stan rozstrzyga o wielkości człowieka przed Bogiem i przed ludźmi, ale inna wola, inny zapał, inny duch. I przyznajmy wszyscy, że jeżeli nasze obowiązki i codzienne prace spełniamy byle jak, to nie obowiązki są winne, jakiekolwiek by one były, ale my sami, nasze lenistwo, nasza niechęć, obojętność, brak ducha nadprzyrodzonego.
Wyobraźmy sobie, co by to była za cudowna maszyna, gdyby wszystko, co się w nią włoży, czy to żelazo czy ołów, czy kamienie czy piasek, czy nawet szmaty lub śmieci, sama przetwarzała i przerabiała na złoto! Takiej maszyny nigdy nie było i pewnie nie będzie. A jednak w dziedzinie ducha mamy taki środek i narzędzie. Tym narzędziem to miłość Boża pałająca w sercu. Jeżeli ona w nas goreje i nas ożywia, jeżeli ona jest duszą naszej duszy, wtedy wszystkie nasze prace i zajęcia, czy one będą kapłańskie, czy nauczycielskie, żołnierskie czy kupieckie, publiczne czy domowe, gospodarskie czy służebne, wszystkie miłość Boża wciągnie w swe żywotne kręgi, i wszystkie przetworzy na złoto zasługi i cnoty. Przez co? Przez to, że wszystka spełniać będzie dla Boga i tylko dla Boga, przez to, że wszystko spełniać będzie sumiennie, dokładnie i doskonale, a wszystko z radością, chęcią i zapałem.
Tak czynił św. Wawrzyniec w swoim wieku i stanie, tak czyniłby on w stanie i w wieku każdego z nas. Patrzmy więc na jego czyny, na jego męki, słuchajmy jego dziwnych słów, a w nich zobaczymy jego ducha, jego intencję nadprzyrodzoną, którą każdy z nas może i powinien naśladować. Przetwarzajmy i my miłością Bożą wszystko na złoto cnót, zasług przed Bogiem. Pragnijmy wszystkie udręki i utrapienia znosić dla Boga! Cały mozół i trud codziennej pracy, każdy ból chorób i dolegliwości, wszystkie krzywdy i dokuczliwości doznane od ludzi, wszystkie przykrości naszych ciężkich czasów – słowem, wszystko, co boli i dokucza, wszystko to pragnijmy znosić tak dla Boga, jak św. Wawrzyniec pragnął znosić i zniósł płomienie, które go paliły. Wtenczas będziemy godnymi naśladowcami św. Wawrzyńca, godnymi uczniami Jezusa Chrystusa. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Br. Kiciński w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XXXI, 1926, s. 170.